Chyba
każdy zgodzi się ze mną, że potrzebujemy wsparcia. Każdy go potrzebuje. Nie
mówię tu tylko o odchudzaniu.
Dobrze
jest mieć kogoś, kto będzie nas wspierał zawsze, z kim można porozmawiać, ale
też kogoś, kto czasem, w razie potrzeby, mocno nami potrząśnie.
W czasie
diety, treningów, odchudzania na pewno potrzebne jest miłe słowo, wiara innych.
Podniesienie na duchu.
Wczoraj
koło południa stwierdziłam, że zacznę liczyć kalorie. Dlaczego? Obudziłam się w
okropnym nastroju, spojrzałam w lustro i wybuchłam płaczem. Przejrzałam
fotografie z wakacji i znów się popłakałam. Dobrych kilka godzin chodziłam
przybita jak nigdy.
Nie mam w
zwyczaju chodzenia do mamy, gdy źle się czuję. Nie lubię mówić jej o swoich
emocjach, odczuciach, problemach. Ciężko mi jej nawet powiedzieć, gdy zdarzy
się coś naprawdę dobrego w moim życiu - i nie mówię tu o zdanym egzaminie, ale
o rzeczach bardziej związanych z moim życiem prywatnym, psychiką. Nigdy jej się
nie żaliłam i nie chcę tego robić. Tak czuję się lepiej.
Kiedyś
ktoś powiedział, że do perfekcji opanowałam umiejętność ukrywania emocji.
Siostry zawsze mówiły mi, że jestem silna, twarda, wygadana. Zawsze śmiały się
ze mnie, kiedy ucinałam kłótnię w połowie, odchodząc bez słowa. "Ty, taka
wyszczekana, a teraz co!?" Sęk w tym, że może i jestem
"wyszczekana". Potrafię być wredna, twarda, udawać, że mi nie zależy,
nie pokazywać, że się przejmuję. Potrafię udawać.
Nic
dziwnego, że kiedy jestem przybita, jak wczoraj, obrywa mi się od całego
otaczającego mnie świata. Bo kiedy na co dzień jestem twarda, udaję, że
nic mnie nie obchodzi, to gdy przychodzi chwila słabości dla mojej mamy wygląda
to, jakbym miała ogromnego focha na cały świat. A ja wtedy po prostu chcę
zamknąć się sama. Położyć się, pomyśleć, wypłakać w poduszkę.
Koło
południa zrobiłam sobie arkusz kalkulacyjny, w którym liczę kalorie. Cały dzień
myślałam tylko o tym, a co za tym idzie - o jedzeniu. Byłam przygnębiona.
Czułam się strasznie.
Dziś
wstałam z nową energią, nową motywacją. Weszłam na Vitalię i napisałam
pierwszy post w pamiętniku. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile dla mnie
znaczyły Wasze dobre słowa w komentarzach. O wiele łatwiej było mi przetrwać
ten dzień.
Możecie się na mnie wkurzyć, wyśmiać mnie, napisać, że nic z tego
nie będzie, ale nie chodzi mi o dokładne liczenie kalorii co do jednej - wiem, że
wyznaczając sobie, że zjem dziennie około 1000-1200 kalorii, nawet jeśli zjem
1300 to będzie to mniej niż zjadałam na co dzień! Kiedy liczę kalorię
zważam na to co jem! Bo wiem, że jeśli zjem chrupki to nie zostanie mi już
kalorii na obiad… Wcześniej nie zwracałam na to uwagi! Może na takiej diecie
nie schudnę szybko lub nie schudnę tyle, ile sobie zaplanowałam, ale dla mnie
to ZAWSZE JAKIŚ POCZĄTEK. Dla mnie to przełom, bo COŚ ROBIĘ w tym kierunku. I
wiem, że dzięki Wam i motywacji mogę wygrać! J