Przytyłam tak dużo w ciągu kilku ostatnich lat... właściwie od kiedy
wprowadziłam się do Niemęża i Nieteściowej. Oczywiście nie mogę
całkowicie zwalać tego na obiadki mamusi, czy codzienną porcję ciasta do
kawy (regularnie, dzień w dzień o 12:00), ale tak właśnie było.
Urządziłam się (w sensie, że utyłam), bo przecież "mama ugotowała, a Ty
nie chcesz?" Nie odmawiałam, nie sprawdzałam wagi, nie zauważyłam....
Niemąż
często przypomina mi o tym jak wyglądam, a gdy tylko mnie obejmie mówi
"grubasku, grubasku".... Potem nie rozumie dlaczego mnie to nie śmieszy,
przecież żartował...
Chociaż wydaje mu się, że mnie wspiera stał
się demotywatorem... Schudłam!, wreszcie waga spadła! - "nie spadła
waga, tylko tracisz wodę".... A codziennie rano pyta: "jak tam KG?"...
Nijak, spadaj! (to akurat mówię tylko w myślach i w mniej subtelny
sposób).
Tak
do końca nie wiem czy chcę schudnąć dla siebie, bo czasami wydaje mi
się, że bardziej chcę coś udowodnić Jemu... to podobno kiepska
motywacja, ale działa...
Dieta: OK
Ćwiczenia: OK
Psyche: NIE OK