Cześć dziewczyny!
Jak Wam mija świąteczny dla wszystkich Polaków dzień? Mam nadzieję, że nie dajecie się tej okrpnej, listopadowej pogodzie.
Ja nadal choruję, to znaczy przeziębiona jestem. Chwyciło mnie w sobotę po południu i tak trzyma do dziś. Wczoraj i przedwczoraj czułam się paskudnie, ale dziś już lepiej. Gardło nie boli, nie ma takiego ogólnego rozbicia. Tylko jak zwykle zatoki...
Tak sobie pomyślałam o moich ostatnich, trzymiesięcznych poczynaniach dietetycznych. Dziś mijają trzy miesiące od kiedy rozpoczęłam dietę.
Może zacznę od pomiarów:
szyja: 35.00 - 32,00 (- 3 cm)
biceps: 31,5 - 29 (- 2,5 cm)
biust: 101 - 94 (- 7 cm)
talia: 86 - 76,5 (- 9,5 cm)
brzuch: 103 - 94 (- 9 cm)
biodra: 115 - 106 (- 9 cm)
udo: 66 - 62 (-4 cm)
łydka: 41 - 38 (- 3 cm)
RAZEM: - 47 cm
Jest mnie prawie o pół metra mniej! Wiem, że kolejne trzy miesiące będą dużo trudniejsze i już nie tak spektakularne. Tym bardziej, że ostatnio waga mi fisiuje i niekoniecznie spada, a nawet rośnie.
WAGA: 79,8 - 71,2 (-8,6 kg)
Poza kurczowym trzymaniem się diety Vitalii, cieszę się że:
- nie jem w ogóle słodyczy i mnie do nich nie ciągnie. Zresztą nigdy nie przepadałam za słodkim (jestem tym ewenementem. Kiedyś usłyszałam: Nigdy nie ufaj tym, co nie lubią słodyczy hahah). Nie lubię też ciast.
- przerzuciłam się na wino. Bardzo okazjonalnie: wino półwytrawne, czasem wytrawne lub Prosseco.
- z mięsem nie mam kłopotów, bo jestem wegetarianką.
- uwielbiam za to fast foody :( Oczywiście bezmięsne. Na szczęście omijam szerokim łukiem i nie pamiętam jak smakują np. fryty z surówami i sosem.
- lubię słone przekąski. Ale.... zamieniłam je na kiszone ogóry :)
- dalej kocham nabiał. Niestety musiałam zrezygnować z moich ukochanych serów. A lubię wszystkie; im ardziej śmierdzące tym lepsze :)
- wykwintna kolacja z ukochanym (za czasów gdy restauracje były otwarte): zamówiona sałatka grecka i lampka wina półwytrawnego. A był smak na makaron z sosem śmietankowym i brokułami. oj był...
- nie lubię ćwiczyć. Nigdy nie polubię. No ale ćwiczę... Zmuszam się do treningów 4-5 razy w tygodniu. Znowu wygrywa zdrowy rozsądek, bo home office, więc znacznie mniej się ruszam. No więc ćwiczę.... Eh... nad tym trzeba popracować.
Czekam też na upragnioną "6" z przodu. A potem 65, następnie 60 i potem już mam nadzieję "5" z przodu. Ciekawe czy wytrwam. Zobaczymy, czy moje podsumowanie za trzy miesiące będzie równie optymistyczne. To już w lutym... Strzeli! I musi wówczas być upragniona "6". Nie w totka, wystarczy na wadze :)