Chciałabym tu napisać coś na czym ostatnio często się przyłapuję.Nie powinnam się wypowiadać naprawdę ale muszę....Może się ze mną ktoś nie zgodzi.A więc tak.... .Jestem osobą miłą nikogo nie oceniam jeśli by ktoś poprosił mnie o pomoc w jakieś kwestii na pewno bym nie odmówiła ale...Gdy widzę,słyszę,czytam o nieudanych ,toksycznych,związkach problemach (nie chodzi mi o kłótniach czy mniejszych lub większych nieporozumieniach to się zdarza i nie ma znaczenia,gdy para się kocha).Ale o żonach nieustannie narzekających na mężów lub odwrotnie. Wielkich problemach,rozwodach strachu przed odejściem i innych wszelkich możliwy rzeczach to mam ochotę krzyczeć. ,, Ty głupia idiotko/ idioto dobrze ci tak po co się z nią/nim zadawałeś/zadawałaś. Wiem,że nie wszystko da się przewiedzieć,ale większość spraw widać po jakimś trzeba być dobrym obserwatorem chyba,że jest się zaślepionym.Słyszeliście o awanturach w bloku,gdy kobieta z dziećmi ucieka lub śpi na klatce ja mam ochotę jej powiedzieć ( te myśli są silniejsze odemnie ) Wracaj do mieszkania i płać za błędy.Gdy moi rodzicie się kłócą,bez przerwy narzekają lub są tak zdołowani życiem,że nie są w stanie mówić (a nie są to tzw. zwykłe chwilowe sprzeczki ) to ja im mówię prosto w oczy.,,Dobrze wam tak po co żeście się ożenili mieliście oczy nikt was nie zmuszał,,. . Jedynymi osobami,którym mogłabym współczuć to np. ( podam chłopaka,bo tu większość dziewczyn jest będzie można sobie wyobrazić lepiej) Chłopak inteligenty ,spokojny dowcipny,ma pracę bierze ślub kilka lat po ślubie zmienia się nie do wytrzymania i NIC na to nie wskazywało ,ze taki będzie.To mówi się trudno ale myślę,że coś dałoby się wcześniej zauważyć. Ewentualnie,gdy w związku coś zaczyna się psuć to zerwać.Dopóki nie ma się ślubu oczywiście.