okej...jestem na siebie zła...
od poniedziałku do soboty wszystko szło zgodnie z moimi planami i założeniami, trzymalam sie diety, biegalam i wreszcie najlepsze- na wadze prawie 2 km spadku.
niestety...zbliżają się ''te dni'' i jem wszystko co spotkam na drodze poszukując smaku który wreszcie mnie zaspokoi. i tak od niedzieli aż do dzis-poniedziałku. źle sie z tym czuje.. ale same kobietki wiecie jak to jest.. obiecalam sobie ze jesli jutro napadnie mnie taki szał to pojde pobiegac albo zrobie cos dobrego dla siebie. dziś wieczorem wyrzuciłam świństwa które kupują moi domownicy...ciastka,słodkości itd..
niestety tylko ja jestem na diecie w moim domu... nikt nie ma nic przeciwko temu, ale sama rodzina jakos nie jest skłonna odmówić sobie schabowego :D
no nic...podsumowując...zaliczyłam wpadke. pewnie waga powróćiła ,nawet nie chciałam wchodzic na wage...ale...nie poddaje sie. od jutra zaczynam od początku... :)