okej...jestem na siebie zła...
od poniedziałku do soboty wszystko szło zgodnie z moimi planami i założeniami, trzymalam sie diety, biegalam i wreszcie najlepsze- na wadze prawie 2 km spadku.
niestety...zbliżają się ''te dni'' i jem wszystko co spotkam na drodze poszukując smaku który wreszcie mnie zaspokoi. i tak od niedzieli aż do dzis-poniedziałku. źle sie z tym czuje.. ale same kobietki wiecie jak to jest.. obiecalam sobie ze jesli jutro napadnie mnie taki szał to pojde pobiegac albo zrobie cos dobrego dla siebie. dziś wieczorem wyrzuciłam świństwa które kupują moi domownicy...ciastka,słodkości itd..
niestety tylko ja jestem na diecie w moim domu... nikt nie ma nic przeciwko temu, ale sama rodzina jakos nie jest skłonna odmówić sobie schabowego :D
no nic...podsumowując...zaliczyłam wpadke. pewnie waga powróćiła ,nawet nie chciałam wchodzic na wage...ale...nie poddaje sie. od jutra zaczynam od początku... :)
Cande
27 września 2016, 19:10Uznaj to za cheat day :D Wiem co czujesz bo jestem w tym samym punkcie.. Niech moc bedzie z nami :D
drabinkaaa
27 września 2016, 10:45No cóż nawet najlepszym się zdarza taki dzień . Ale nie martw się tylko dąż do wyznaczonego celu . Może spróbuj swoje dania podsuwać domownikom . Moi nawet chętnie próbują i smakuje im.
drabinkaaa
27 września 2016, 10:42Komentarz został usunięty
Nattiaa
27 września 2016, 08:14super!! najważniejsze to wrócić na dobre tory. Szkoda że nikt z rodziny nie bierze z Ciebie przykładu bo to jest największa motywacja. Ja dostałam nowej mocy jak mój mąż stwierdził że chce sobie robić koktajle owocowe do pracy i wczoraj nawet poszedł wieczorem do sklepu po owocki :):) Wiem doskonale o czym mówisz możesz u mnie przeczytać jaki miałam weekend- pod znakiem serniczka hahaha powodzenia!