Hej!
Jeśli pomyśleliście, że przez te kilka dni, kiedy mnie tu nie było wypadłam z obiegu, to jesteście w błędzie :D Po prostu w weekend tyle się działo, że nie miałam nawet chwili żeby tu wpaść:)
Wiecie jak to jest weekend, różnie :D Wpadł jakiś mały kawałek pizzy i popcorn do filmu, ale grunt to się nie poddawać. Poza tym te małe grzeszki, które mi się zdarzają są NICZYM w porównaniu do mojego wcześniejszego sposobu jedzenia :)
W piątek sama wsiadłam na rower i przejechałam 20,10 km :D Jestem z siebie taaka dumna! Wieczorem (chyba w nagrodę ;p) mój chłopak zrobił mi niespodziankę i zabrał do kina na film, który już dawno chciałam zobaczyć - Czarownica w 3D. Było super :) Strasznie się cieszę, że mam tak wspaniałą osobę u swego boku :)
W sobotę razem wskoczyliśmy na rowery i tym razem nabiliśmy na licznik 18,18 km. Jak dla mnie to też dobry wynik :)
W niedzielę wybraliśmy się na rodzinny spacer - moi rodzice, ja z moim chłopakiem i siostra ze swoim. Tutaj też udało nam się nabić parę km, bo ok 6,5 :D
Po tym weekendzie czuję strasznie moje nogi - a zwłaszcza uda. Wczoraj był mój pierwszy dzień w nowej pracy i niestety nie zrobiłam żadnego treningu, ale myślę, że po tym intensywnym weekendzie ten dzień przerwy wyjdzie mi na dobre :)
Grunt to się nie poddawać! I od dzisiaj dajemy sobie wycisk!
Co u Was? Trzymacie się?
Pozdrawiam!
A.