Już czuję się fajnie. Mam 62 kg, czyli jeszcze ok.7 kg do pełni szczęścia, ale czuję się już fantastycznie. Od jakiegoś miesiąca moja waga nie spada, ale nie robię z tego tragedii, najważniejsze że nie idzie w górę :) Jem teraz tak, jak chciałabym jeśc już zawsze- czyli racjonalnie, ale nie jest to typowa dieta odchudzająca, raczej nowe, zdrowe nawyki żywieniowe. Myślę , że do Sylwestra schudnę do 55 kg.Najważniejsze że nie staje się to moją obsesją, a zaczynało tak byc na początku. Myślałam tylko o jedzeniu, albo o niejedzeniu. Wstawałam rano i już analizowałam na ile kalorii mogę sobie dzisiaj pozwolic, kładłam się spac i robiłam sobie w myślach rachunek sumienia o tym co zjadłam przez cały dzień. Nie mogłam się na niczym skupic.Wszystko inne było mniej ważne niż sama idea odchudzania. To wpływało na moje samopoczucie.Gdy zjadłam coś zakazanego- chocby cukierka- chodziłam zła jak osa, na siebie i resztę świata ! To wpędzało mnie w jakąś paranoję. Ciało się zmieniało na lepsze, ale umysł się wyniszczał. Teraz już nad tym wszystkim panuję. Mój chłopak jak robi zakupy to też już wie, co mogę a co nie mogę.Już pamięta że pijemy tylko mleko 0,5 % a nie 3,2 % .Może nie jest to tłuste mleko takie szkodliwe, ale ja wypijam 2 szkl. dziennie więc wolę to chude. A jak wychodzimy na miasto by coś zjeś, to nawet jak idziemy do pizzerii to musi byc taka gdzie dostanę sałatkę.On sobie wtedy zajada pizzę. Dla mnie to marna pokusa, gdyż wcześniej nigdy nie przepadałam za pizzą.
No i tyle. Nie wiem czy ktoś to czyta, ale sama za jakiś czas sobie to przejrzę by wiedzie czy coś się zmienia, we mnie, w moim sposobie myślenia i podejściu do odchudzania :)