075 - 113.0
No i masakra.
Sypnęło się. Uczelnię zawaliłam. L. gadał z rodzicami i oczywiście kręcą nosem (czy to zawsze tak musi być?). Masa stresów, ostatnie o czym myślałam to zdrowe jedzenie i ćwiczenia. Pewnie jadłam więcej, co zaowocowało szybkim wzrostem wagi (zwłaszcza, że wcześniej jadłam bardzo mało).
Teraz idą święta. Uczelnię na teraz odpuszczam, spróbuję ponaprawiać po świętach. Boję się strasznie, nie wiem co z tego wyjdzie.
L. rodziców urabia. Niby nic im do tego, ale skoro dla niego to ważne, to dla mnie też. Zresztą, znając mnie, nawet jakby dla niego nie było ważne to dla mnie i tak by było. Bo ja się lubię przejmować. On, jak widzę, też. Ech. Że też ja zawsze wpakuję się w takie problematyczne sytuacje.
W każdym razie, jak pisałam - idą święta. Więcej czasu, czas się wziąć w garść także z dietą. Wracam do obserwacji :P I do ćwiczeń.
I choćbym jeszcze miała 1000 razy odejść od diety to 1001 razy wrócę. I cel w końcu osiągnę. Bo mam go na liście marzeń, a marzenia się spełniają. Jeśli możesz marzyć to możesz tego dokonać - czyż nie?
074 - 111.6
Cóż to był za tydzień. Psychicznie jestem wykończona. Tyle dobrego i tyle niedobrego w jednym tygodniu. Jak dobrze, że to już za mną.
Oczywiście wyzwanie rozpieprzone, co nie znaczy, że odpuszczam.
Szkoda tylko, że to notowanie też mi nie wyszło, bo zdecydowanie jadłam więcej ostatnie kilka dni i chciałam wiedzieć właśnie co i o ile więcej, ale no trudno, serio nie miałam siły. Do tego stopnia, że jak tylko wchodziłam do mieszkania to się kładłam i spałam - nieistotne czy to była 22ga czy 19sta. Padałam jak kawka.
Do Callan wracam dzisiaj, do notowania też. Nowy tydzień, nowe siły - to już podbudowuje psychicznie. A fizycznie damy radę (co prawda w czwartek zmęczenie tak mi się dało we znaki, że wieczorem miałam gorączkę, ale to oczywiście przeszło, wzięłam jakiś Gripex, jest ok, tylko muszę pamiętać, żeby witaminy żreć, bo ciągle zapominam).
Wczoraj było 112.0, dzisiaj już spadło troszkę, na szczęście, bo by mi było przykro. W związku z tym jak nałasuchowałam wczoraj i przedwczoraj to pewnie jeszcze będzie skok w górę jutro lub pojutrze, ale to mniejsza skoro zaczynam ćwiczyć.
W ogóle rozpiszę sobie ten grudniowy cel, będzie ciekawiej:
01.12 -> 112.0
08.12 -> (111.0?)
15.12 -> (110.0?)
22.12 -> (109.0?)
29.12 -> (108.0?)
Nie mogę uwierzyć w to, że już pełne 16kg za mną. Jakoś tego nie czuję. To pewnie to tempo. No i pewnie też to, że aż tyle przede mną.
073 - 111.4
Wczoraj:
-dwa podudzia z kurczaka (pieczone) +pół torebki brązowego ryżu+jakaś surówka
-pomidor, ogórek, cebula, serek wiejski
-banan
-2 michałki
-płynów nie pamiętam dokładnie
No to pierwsze wtopy nadeszły, wczoraj i przedwczoraj bez Callan.
Dzisiaj ma być, ale teraz to się śpieszę, napiszę wieczorem.
072 - 111.6
Miłość tak odchudza...
Z jednej strony to dobrze, że nie spędzam z nim każdej wolnej chwili - przestałabym zupełnie jeść. Z drugiej strony.. och...
Mówi się, że kwiat otwierając się nie czyni przy tym hałasu.
Ale jak można ukryć, że się jest szczęśliwym?
Wczoraj wieczorem na uczelni chłopcy pytali czy czegoś nie paliłam, czy nie brałam. Jeden się nabijał, a drugi pytał całkiem serio. Nie powiedziałam im, bo dopytaliby o szczegóły. A dopóki sytuacja nie przestanie być skomplikowana to wiedzą tylko najbliżsi (rodzice, Haski i J.) i najdalsi (czyt. vitalia xD). Ach, jeszcze terapeutce w piątek opowiem.
Jak widzicie - waga ruszyła z kopyta przez ostatnie dni. Fajnie :D
Czuję, że dzisiaj będę jednym wielkim chodzącym zakwasem. Bo jak rano już jest słabo, to co dopiero później, zwłaszcza że ten wczorajszy Callanetics z większym zaangażowaniem zrobiłam?
Właśnie zdobyłam zdjęcia z Andrzejek. Nie miałam pojęcia jakie ja mam cholernie grube uda!
Zdominowały większość zdjęć :D Totalnie! Jeszcze miałam ciemną bluzkę i kolorowe spodnie to już w ogóle się wybiły.
Ale nie rozpaczam, bo zawsze się bałam, że mam nieproporcjonalnie chude nogi do olbrzymiego brzucha, co czyniłoby mnie zupełnie jabłuszkiem. A tak? Niech se będą takie gigantyczne, póki zachowujemy proporcje, jest pięknie, a przecież wciąż chudnę! :)
071
Nie będę psuła poprzedniego wpisu gadaniem o diecie - tak ładnie wyszedł :D
Więc robię następny.
-mandarynka
-0.5l capuccino
-0.5l mleka z kawą i cukrem (:/)
-0.25 l czekolady z mlekiem z automatu
-0.3l herbaty
-mandarynka
-kajzerka z masłem i szynką
-1 michałek
-mrożonka tzw. "z przyprawą orientalną" ale bez tej przyprawy :D + ryż basmati z dzikim + keczup :P
Callanetics, był, hip hip hurra, bo już się bałam, że nie będzie. Trochę za bardzo się spiełam przy ćwiczeniach, teraz czuję, bo kark mam napięty. W sumie to nie sam kark tylko te ścięgna po bokach co idą w stronę ramion (jeja, jakieś podstawy anatomii by mi się przydały).
Zaangażowanie 7/10 :)
Poprawność 2/10
Skuteczność 2.5/10
070 - 112.3 Powiedziałam mu..
Powiedziałam mu.
A właściwie napisałam. SMSem :D Wiem, że to najidiotyczniejszy możliwy sposób, ale nie wiem kiedy będziemy mogli rozmawiać w najbliższym czasie, bo jesteśmy ciągle zajęci, ciągle w różnych porach. A ja już nie mogłam wytrzymać. Już wczoraj mnie to rozsadzało. A wiem, że czekał na tę informacje, bo on mi to powiedział już dawno.
Powiedziałam mu, że się w nim zakochałam.
On już to wiedział dawno, znacznie lepiej niż ja. Ale mi trochę zajmuje upewnienie się w tym co czuję. Nie zawsze wiem, co jest prawdziwe. A nie chcę kłamać.
Jak on mi powiedział, że mnie kocha wystraszyłam się strasznie. To było za szybko, za bardzo nie na miejscu. Wiedziałam, że go bardzo lubię, wiedziałam, że on mnie jeszcze bardziej, ale nie byłam gotowa, żeby to usłyszeć. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc odpowiedziałam rodem z amerykańskich seriali: "Ojej.. dziękuję!". Ale nie zraził się. Już wiedział jaka jestem. Wiedział, że potrzebuję czasu, tylko nie mógł tego chować. Zazdroszczę mu tych prostych emocji. Jak coś czuję, to czuję. Jak czuję, to czemu mam o tym nie mówić? Tęsknię to dzwonię, potrzebuję to proszę, chcę to po to sięgam. Też tak chcę, ale dopiero się tego uczę. Mam olbrzymie tendencje do komplikowania wszystkiego. A życie jest prostsze niż mogłoby się wydawać.
Nie może mi odpisać na SMS ani zadzwonić. W tej chwili też nie powinnam dzwonić. Ale puszcza mi sygnały :D Jeden.. drugi.. trzeci.. :D Ups, chyba nie będzie mu się dzisiaj łatwo pracowało :) Mi tym bardziej..
Drugi raz w życiu zakochałam się ze wzajemnością.
Powiedziałabym, że trzeci, ale jednego nie liczę, bo tylko mi się zdawało, że jestem zakochana :P Tamtemu zresztą chyba też, byliśmy po prostu samotni. Na szczęście nic z tego nie wyszło. On ma bardzo fajną dziewczynę, a ja poznałam L. :)
Dzień pełen emocji. Wcześniej udało mi się pójść do spowiedzi, po której pół godziny płakałam :D Nie żeby było tak źle, chyba po prostu dawno nikt tak nie trafił w sedno rozmawiając ze mną, więc wewnętrzne tamy mi popękały.
Roraty były ekstra. Bardzo lubię roraty poza tymi kazaniami dla dzieci. Straszliwie mnie nudzą :P Ale tym razem było fajowskie :D Właśnie takie jak sobie wyobrażałam, że powinno być, bo niby gadał do dzieci i z nimi rozmawiał, dopytywał, ale przemycał takie treści, że dawały dorosłym do myślenia. To było dobre :)
W ogóle jeszcze ktoś kto zawsze zwracał uwagę na mój wygląd "O, jakie masz ładne paznokcie!" "Ale dzisiaj się odstawiłaś, normalnie cię nie poznałem!" "Gosiaaa, ale masz długie włoooosyyy.. Ładne!", dzisiaj przyglądał mi się niesamowicie. Dawno mnie nie widział, a w końcu schudłam. Lubię ten wzrok, sam w sobie jest komplementem :D
A to dopiero 9ta :)
Życie w obfitości, tja? :) <3
Błagam, nie osądzajcie mojego ekshibicjonizmu psychicznego, potrzebowałam gdzieś o tym opowiedzieć :D
069 - 112.0
Ej, wiecie, że teraz waga wskazuje, że schudłam dokładnie 16kg?
Teraz jest początek miesiąca. Jak plan się powiedzie jeśli chodzi o -4kg (czyli na wadze ma być 108 a nie 109) to będzie 20 kg mniej przez rok? To już chyba całkiem spoko wynik? Wiem, że ludzie chudną po 30kg na 6 miesięcy, ale ja to ja :P
W ogóle już widać, że czas najwyższy na ujędrnianie ciałka. Tego chyba nie muszę tłumaczyć :P
W sumie to już ważę mniej niż najmniej w 2011.
Jak wspominałam to z 10kg temu, to wydawało mi się, że tak dobrze wyglądałam z taką wagą. I pamiętam, że w tym 2011 byłam serio zadowolona. A teraz jakoś ciągle widzę jak bardzo dużo to jest i jak daleka droga przede mną.
No nic, spiąć dupkę i wyzwanie Callaneticsowe czas zacząć!
--
4 mandarynki
0.6l capuccino
0.3l herbaty
0.1l wody
jajecznica z 2 jaj i 1 cebuli (na oleju)
owsianka z musli
kajzerka z masłem
5 plastrów salcesonu
2 kawałki makowca
Za mało płynów. Zmarnowałam obiad, zamiast niego zjadłam te trzy ostatnie pozycje.
Callanetics - był.
Zaangażowanie 2/10
Poprawność 1/10
Skuteczność 2/10
Czyli beznadziejnie. Ale i tak dobrze, że troszkę się ruszyłam, bo tak mi się nie chciało. Najgorzej mi szły nogi i brzuch, ale biodra i tyłek poszły całkiem spoko (dzięki Tiff!).
068 - 112.5
7 miesięcy..
Wiecie co się może zmienić przez 7 miesięcy? Wszystko.
7 miesięcy temu zaczęłam się totalnie zmieniać. Dokonałam nowych wyborów. Dzień po dniu wszystko zaczęło nabierać sensu.
I teraz znowu mam 7 miesięcy. Co prawda, czy to realne dowiem się już w marcu, ale jeśli tak to za 7 miesięcy spełnię moje marzenia, te, które są w tej chwili najważniejsze.
Czas nadziei jest czasem oczekiwania na spełnienie obietnicy. 7 miesięcy nadziei przede mną. Wierzę, że się uda.
Wyzwanie na grudzień:
w związku z tym, że to miesiąc wolny od kursów, jako jeden z nielicznych, a jak gdzieś wyjadę to w miejsce, gdzie to i tak będzie możliwe..
to wyzwaniem będzie:
codziennie Callanetics
oraz
codziennie notowanie tego, co jem
Dziewczyny, dajcie mi miesiąc, będę jeść tak jak zwykle i nie zmieniać niczego. Po prostu zwykle nie jestem świadoma tego co jem i ile, chcę to na razie tylko zanotować, od nowego roku będę starać się to zmieniać. Chcę dostrzec te zależności, kiedy chudnę, kiedy jem więcej, kiedy jem mniej zdrowo i tak dalej. Także grudzień będzie miesiącem obserwacji, jeśli chodzi o samą dietę.
Dokonałam pomiarów ciałka dzisiaj. Jak zwykle, najwięcej mi spadło z talii. Nieproporcjonalnie do brzucha, dlatego jak go nie wciągnę to mam figurę nosa muminka (iykwim). Ale L. powiedział wczoraj, że wyglądam sexy :D Akurat miał szczęście, bo tak się czułam, więc byłam skłonna uwierzyć :D
7 miesięcy..
067 - 113.1
No to trochę spadło.
Dlaczego waga mi spada tylko jak cały dzień nic nie jem? (no prawie) :<
A może to przypadek i ona tak naprawdę spadła po tym co ćwiczyłam w zeszłym tygodniu?
Żeby nie było, że się głodzę. To znaczy może mi się zdarza, ale niespecjalnie. Wiem, że niezdrowo i tak dalej, ale czasem taki zapieprz na uczelni bez okienek, że się nie da. Dzisiaj znowu będzie to samo, ale już będę przygotowana, bo teraz z rana mam trochę czasu, zwłaszcza, że udało mi się wstać wcześniej.
Nareszcie nadszedł @. Strasznie czekałam, bo pms w tym miesiącu był cholerny (a już 2 czy 3 miechy miałam spokój, że zapomniałam czym jest pms). Stąd te moje wkurwy ostatnie, za co uprzejmie przepraszam :D
Nadchodzi grudzień. Zrzucam 4 kilo. Koniec kropka. W nowym roku ma być 109 i już! Droga wago, drogie ciałko, nie uznaję sprzeciwów.
066 - 113.7
Ej, wkurwiłam się.
No ileż można?
Od miesiąca nie schudłam. Z takiej wagi.
Chyba straciłam kontrolę, bo mam wrażenie, że jem tak, że powinnam chudnąć. Widocznie wżeram więcej niż myślę, bo waga stoi.
Wkurwiam się na siebie bo to odżywianie, bo ruchu nie ma. Bo zawalam trochę na uczelni.
A mam takie ogromne marzenia na przyszły rok. Takie wielkie, że chyba nigdy takich nie miałam. Nie mogę pozwolić sobie ich spieprzyć.
WRRRR!!!!!!
Jeszcze raz, jeszcze raz.
I tak do skutku.
--
dobra, zrobilam jakies 14 minut z Tiff (przerwalam, bo astma wysilkowa sie wlaczyla) i 15 minut rowerka
sa endorfinki, takze na dzisiaj dam sobie spokoj (znaczy.. na teraz :P)