Nie pisałam, bo nie za bardzo było czym się chwalić, ale nie ma też co się żalić. Tydzień ładnie trzymałam dietę, kiedy dopadły mnie problemy żołądkowe, do tego przyjechała ciotka i na tyle źle się czułam, że nie było mowy o zdrowym jedzeniu. Chyba organizm zareagował alergicznie na przejście z szybkich, tłustych, często fast foodowych dań na świeże i zdrowe warzywka jedynie z chudym mięskiem (choć pierwszy raz w życiu widzę żeby ktoś się od tego rozchorował). Może też wpływ na to miało, że dostałam pierwszy okres od kiedy przestałam brać tabletki. No nic, nie chcę tutaj szukać przyczyny, ani opisywać Wam objawów, bo to nic przyjemnego. W każdym razie dopiero dwa dni o zwykłej białej bułce z masłem pomogły.
Waga też sprawiła mi nie miłą niespodziankę. Jak ustawiałam pasek wpisywałam wagę tak na oko, choć szczerze wierzyłam, że tak jest. Okazało się jednak, że jest gorzej, o tuż 63,4 :(. Po chorobie już jest 62, ale nie jest to miarodajny wynik. Z ćwiczeniami oczywiście też była dupa.
Jednak już szykuję dalszy plan. Pierwszy dzień jest dobrze, więc do końca weekendu jeszcze ostrożnie, ale od poniedziałku znowu ruszam pełną parą.
Dla mobilizacji:
Taką różnicę własnie chcę zobaczyć!