Wreszcie chwilka dla siebie.
Dietowo trzymam się ładnie.
Jutro rano ważenie - jestem ciekawa wyników, bo spodnie tak wspaniale z tyłka zwisają!
Wygląda to tak niechlujnie jakbym zarzuciła na siebie dresy wypchane na kolanach i na tyłku.
Nie ma bata - pierwsze efekty tych dwóch tygodni WIDAĆ! I będzie tego dowód na centymetrze!! Niezależnie już co pokaże waga :))
Zaczęła mi zwisać lekko skóra na brzuchu - w miejscu zazwyczaj wypchanej "opony" zrobił się zwis skórny. Nie było rady - zainwestowałam w sprawdzone rozwiązanie: Cellu-destock Vichy. -2cm w 28 dni - i to prawda!!! Skóra się napina jakby ktoś ją ściągnął. Po tygodniu stosowania Tołpy koncentratu antycellulitowego zauważyłam tylko wygładzenie skóry. Żeby poprawiła się gęstość czy napięcie to nie..
I rozkręcam się jeśli chodzi o różne mazidła do kąpieli.
Odkąd przestałam karmić swoje emocje odstresowuję się kąpielami w różnych solach, olejkach itd itp. Przestrzeń na wannie i wokół wanny zastawiona szczelnie.
I jest to bardzo przyjemny substytut.
Walczę też ze sobą w dni największego zagrożenia: wtorki i czwartki, kiedy to godzinę przed angielskim pałętam się po centrach handlowych, kawiarniach itd.
I tak np we wtorek - kolacja w coffee heaven wyglądała tak: zamówiłam dużą herbatę zieloną (PÓŁ LITRA!!!) i wciągnęłam do niej kanapkę zgodną z zaleceniem mojej smacznie dopasowanej. A obslugująca mnie niunia proponowała oczywiście muffina do kawy. O nie kochana, na muffina to ja conajwyżej popatrzę niełaskawym okiem!!
Muffinem mnie nie wezmą!!
I dzisiaj.. Dzisiaj to już przekomicznie było.
O 16 byłam umówiona na kawę z siostrą. Zajechałam tak 15min przed i...
i jadłam w aucie, na parkingu kanapkę zrobioną sobie oczywiście wg mojej diety.
Bo akurat była moja "pora karmienia" :) Gdybym odsunęła to jedzenie w czasie skończyłoby się - w najlepszym przypadku - małą porcją tiramisu do kawy. I to przy dużej dawce dobrej woli, bo do tiramisu mam dużą słabość. Podsumowując: można?
MOŻNA!
Potem był test czy dam radę.
Już się zbierałam do domu jak zadzwonił Maużon: "kotek, weź mi big maca na wynos"
I co? Wzięłam. Jechałam z nim w jednym samochodzie. A on tak pachniał.
I jak na złość korki.. I stojąc w tym korku 40 minut prawie, wręcz robiłam na głos listę powodów, dla których nie rzucę się na niego. Ocalał. Byłam z siebie cholernie dumna.
Do cholery w końcu - schudnięcie i utrzymanie wagi nie może być aż tak trudne nie??
Tylko wymaga czasu...
Takie coś - na niesłabnącą motywację:
I tego się trzymam: moje odchudzanie dla mnie.
Dla mojego lepszego samopoczucia. Dla mojej pewności siebie.
I dla tej diabelnej satysfakcji, że DAŁAM RADĘ!!!!
Jak czytam Wasze wpisy, uświadamiam sobie, że wokół nie wszyscy są tacy za****ście perfekcyjni. I nie musimy. Ale ważne, żeby coś ze sobą robić, nawet jak czasem nie wychodzi. Dlatego duży szacun dla tych, co się nie poddają. I dla tych, którzy jak dadzą d***y to się jednak ogarniają i zaczynają raz jeszcze!
DOPÓKI WALCZYSZ - JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!