To najcięższy kilogram, jaki w życiu widziałam... W tym tygodniu nie było odstępstw od diety, a wczoraj nawet zaliczyłam dzisiejszy trening, także nie mam sobie nic do zarzucenia. Ten cholerny kilogram, ile może ważyć? Tak długo już z nim walczę, ale podobno do sukcesu nie ma windy i trzeba iść po schodach. No to pójdę. Oczyma wyobraźni widzę to 65, ale tak naprawdę jest troszkę więcej, no może nie pół kg, ale żeby było sprawiedliwie... Stałam się bardzo skrupulatna podczas ważenia, a moja waga nie może temu podołać, bo to zwykła waga z ikei i jest mało dokładna. Dobrze,że podchodzę do tego mojego odchudzania troszkę z przymrużeniem oka, bo inaczej bym się załamała. Ale mając trochę doświadczenia życiowego niełatwo mnie załamać, życie mnie nauczyło, doświadczyło, mam inne priorytety, to nie jest cel mojego życia, ani mój największy problem. Naprawdę nie warto skupiać się na tym, co nam się nie udało. trzeba robić to, co nam sprawia satysfakcję i przyjemność. Moją największą zmorą jest to, czego nie zrobiłam, zaniechałam, tak zaniechanie. Marnować czas na roztrząsanie porażki, wierzcie mi szkoda czasu,życie biegnie tak szybko, jest takie nieprzewidywalne... Doświadcza nas, czasem ciężko, z wiekiem stajemy się bardziej pokorni...Długo szukamy swojego miejsca, ale gdy już je znajdziemy, wierzcie mi, wtedy czujemy szczęście i żaden, nawet najcięższy kilogram nie może tego zepsuć.
Z moich fałdek prawie nic nie zostało!
Czuję się lepiej na diecie!
Znów mi wszystko smakuje!
Potrafię odmawiać ( najlepiej wychodzi mi to w domu, w dzień powszedni)!