O co tym ludziom chodzi?
Udało mi się schudnąć 10kg. To widać. Czuję się lepiej. Wyglądam atrakcyjnie i w większość ciuchów wreszcie się mieszczę (muszę udostępnić zdjęcia, ale potrzebuję "fotografa").
W pracy oczywiście wszyscy zachwyceni, ale wiecie co... najbardziej wkurza mnie jak słyszę teksty: "Świetnie wyglądasz, ale nie chudnij więcej", "Patrycja, nie jeździj już na tym rowerze, bo cień z ciebie został, nie chudnij więcej", itd, itp.
Powiedzcie o co tym ludziom chodzi, przecież ja wiem najlepiej w jakiej wadze dobrze się czuję i jak chcę wyglądać. Mam wrażenie, że Ci ludzie przekazują mi złą energię.
A wracając do tematu mojej diety, miałam ciężki tydzień i nie ćwiczyłam, bo codziennie pracowałam do 19. Wracałam z pracy do domu, a tu czekały jeszcze na mnie pomidory i przygotowania córki do wyjazdu (od października zaczyna studia, ale najpierw pojechała na obóz adaptacyjny). Było urwanie głowy. Dzisiaj nareszcie spokój.
Wstałam o 5.15 i przez 45 minut jeździłam na stacjonarnym.
I śniadanie - chleb żytni razowy z serkiem i tuńczykiem
II śniadanie - jabłko
obiad - warzywa z filetem z kurczaka (tylko troszkę, bo nie zdążyłam w pracy)
przekąska - cd obiadu - już na spokojnie w domu
kolacja -
Po pracy wróciłam do domu i poszłam z Zuzakiem na spacer, a potem pojeździłam na rowerze (1h14', 25,23km, 818kcal).
Frustracja
Waga - 63,7.
5.15 pobudka i 36min jazdy na rowerze.
I śniadanie - 2 kromki chleba chrupkiego z serkiem Turek z rzodkiewką (130)
II śniadanie - jabłko (70)
obiad - placki z cukinii (300)
przekąska - kefir (63)
kolacja -
Jestem sfrustrowana moją wagą. Tak mi dobrze szło i nagle zastój, a nawet cofnięcie. Muszę ograniczyć jedzenie i jeszcze zwiększyć ilość ruchu.
Waga w góre
No i waga poszła w górę - 63,7. Kilogram przytyłam - wszystko przez te suszone pomidory. Uwielbiam je i nie mogłam się powstrzymać od dojadania. Ale od dzisiaj koniec z tym. Znowu wracam na właściwe tory. Tylko ta pogoda. Chętnie bym pojeździła na rowerze, ale w ten ponury i chłodny dzień wcale mi się nie chce.
* * *
A jednak się zmotywowałam i poszłam na rower. Pomogło mi wezwanie do pracy. Zadzwonili do mnie, że będę potrzebna na 16. No to wykorzystałam sytuację i wyszłam o 13.30 póki jeszcze mąż był w domu. Bo zaraz też miał wychodzić do pracy, a moja Zuza bardzo nie lubi jak idę na rower bez niej. Pojeździłam 2h, potem podjechałam do pracy i dopiero wróciłam do domu. W sumie razem przejechałam 52,87km i spaliłam 1770kcal.
Byłam totalnie głodna i na szybko zrobiłam sobie placki z cukinii (2 jajka, otręby pszenne i płatki owsiane oraz 2 łyżki mąki). Zjadłam 5 placków i objadłam się jak nieszczęście.
I śniadanie - musli owocowe z mlekiem (200)
II śniadanie - kolba kukurydzy (242)
obiad - placki z cukinii (500)
Kolacja - brak. Ciągle jestem syta po tych plackach.
Przetwory
No tak. Boję się stanąć na wagę. Nie wiem czy poszła w dół czy w górę. Nadal wstaję o 5.30 i jeżdżę na rowerze przez przynajmniej 30min. Potem w ciągu dnia nie mam czasu na ćwiczenia, bo przecież zaczyna się jesień i czas przetworów. Codziennie przygotowuję pomidory do suszenia, jabłka na wino. Wracam z pracy i biorę się do roboty. Poranki są więc tylko dla mnie. Dzisiaj wstałam nawet o 5.15 i pedałowałam przez 45min. Bardzo mi się podoba nowy styl życia. Najbardziej zaskakuje mnie to, że po takim poranku mam energię przez cały dzień.
A dzisiaj pochłonęłam:
I śniadanie - 2 kromki chleba żytniego razowego z serkiem Tartare łososiowym (220)
II śniadanie - jogurt z ziarnami (160)
obiad - warzywa z filetem z kurczaka (250)
przekąska - ciastka zbożowe i kawa (150)
kolacja - podjadane suszone pomidory (250?)
Razem 1030.
Jutro dzień ważenia.
Najgorsze są soboty
Dzisiaj 62,4.
Wstałam przed 7 i hop na rowerek stacjonarny. Pedałowałam przez 60min, potem ćwiczenia modelujące i 38min na stepperze. Potem oczywiście gorący i zimny prysznic.
Miałam dzisiaj pojechać w trasę, ale od rana padało, a później mąż pokrzyżował mi plany. Cały dzień zresztą się chmurzyło i był dosyć silny wiatr. W każdym bądź razie nie wykonałam planu.
A wieczór znowu spędzam sama, bo mąż w pracy. No i niestety nosi mnie. Co chwila coś podjadam. Nienawidzę samotnych sobotnich wieczorów. A to serek tartare łososiowy (mój ulubiony). Przed chwilą crunchy owocowe. Muszę się już powstrzymać. Strasznie mi ciężko.
I śniadanie - pumpernikiel z serkiem i rzodkiewką (222)
II śniadanie - trochę warzyw na patelnię i sałata lodowa z prażonym słonecznikiem i olejem z ryżu (250) - byłam strasznie głodna po ćwiczeniach.
obiad - filet z kurczaka z kurkami (180)
kolacja i przekąska zarazem - serek Tartare i crunchy owocowe (520) - na noc. PKP.
Stanowczo dzisiaj przesadziłam. Rano musi być trening.
Już niedaleko
Dziś waga 62,7.
I śniadanie - 2 kromki chleba żytniego razowego z serkiem i rzodkiewką (250)
II śniadanie - nektarynka (80)
obiad - warzywa na patelnię z indykiem (250)
przekąska - 1 kromka chleba chrupkiego z dżemem jeżynowym (80)
kolacja - chrupki kukurydziane 50g (180)
Nie ćwiczyłam dzisiaj, bo po powrocie z pracy wzięłam się za sprzątanie. Zaczęłam o 14, skończyłam o 20, jak mąż wrócił z pracy. Teraz kręgosłup mnie trochę nap... .
Jutro mam wolny dzień pierwszy raz od półtora miesiąca. A w poniedziałek wreszcie jedna z moich koleżanek wraca do pracy ze zwolnienia i ma też pojawić się nowy chętny pracownik. Cały sierpień pracowałam 24h na dobę. Jestem wykończona i nie mogę się doczekać jutra. Dzisiaj jeszcze jestem na służbie.
Mam plan jutro jechać na moim kochanym rowerze w trasę. Przez cały sierpień musiałam jeździć tylko po Kielcach (https://vitalia.pl/workouts/qYFuzXv3IX0), żeby w każdej chwili móc podjechać do pracy. Ale jutro wreszcie ruszę w trasę.
Zapomniałam napisać, że dzisiaj też wstałam wcześniej i pedałowałam na rowerze 25min, potem 200 brzuszków i tak samo jak wczoraj gorący prysznic, a potem zimny. To cudowne. Daje energię i pozytywne nastawienie.
Cierpliwości, wszystko się uda.
Dzisiaj 63,5. Żadnych zmian.
I śniadanie - pumpernikiel z serkiem i rzodkiewką (222)
II śniadanie - sałatka (brokuły, rodzynki, płatki migdałowe, jogurt naturalny) (200)
obiad - warzywa na patelnię z indykiem (250)
kolacja - sałata lodowa z prażonym słonecznikiem i olejem z ryżu (180)
Przeczytałam wczoraj jakiś artykuł, że jednym z elementów wspomagających odchudzanie jest wprowadzenie porannych ćwiczeń, bo wątroba jest oczyszczona po nocy i może spokojnie trawić zapasy.
Wstałam więc 15min wcześniej i dosiadłam stacjonarny rower. Pedałowałam 20min, potem zrobiłam 180 brzuszków i na koniec wzięłam gorący prysznic, zrobiłam masaż ciała szczotką z włosia i zakończyłam kąpiel zimnym prysznicem. Byłam cudownie pobudzona, pełna energii i radości życia.
Muszę to jutro powtórzyć, ale obawiam się czy wstanę, bo mam dzisiaj romantyczną randkę z moim kochaniem. Więc idę szykować pachnącą kąpiel.
Środa
Dzisiaj znowu 63,5. Oby tak dalej.
I śniadanie - pumpernikiel z serkiem i rzodkiewką (222)
II śniadanie - nektarynka (80)
obiad - brokuły z serkiem (180)
przekąska - nektarynka i crunchy (240)
kolacja - zgrzeszyłam - ser żółty z plasterkiem wędliny zapieczony na patelni (200)
Razem: 922
Spalonych tylko jakieś 500
Zorientowałam się, że jak ostatnio nie pisałam przez parę dni to waga nie szła w dół tylko w górę. Jak codziennie piszę w pamiętniku co zjadłam, to raz, że sama się pilnuję, bo wstyd się przyznać, że zjadłam za dużo, a dwa kontroluję ile i co jem. Wtedy waga idzie w dół. Więc z góry przepraszam za przynudzanie o tym co zjadłam, ale jest mi to potrzebne do chudnięcia. Zresztą kto chciałby czytać moje wypociny. Najważniejsze jest moje nastawienie psychiczne. Dzisiaj pracuję do 19 więc nie będzie jazdy na rowerze, ale chociaż na steperze poćwiczę. Na szczęście moja sąsiadka z dołu się wyprowadziła i nie będzie walić w kaloryfer, że stepper skrzypi. Nawet ostatnio go smarowałam, ale nic nie pomogło. To jest jeden dyskomfort ćwiczenia na stepperze. Poza tym uwielbiam ten sport. Do tego szybka muzyka i jestem mokrzusieńka.
Jestem już po ćwiczeniach, ale skrzypienie steppera było zabójcze. Poćwiczyłam 50min i doprawiłam się szybkim tempem na rowerku stacjonarnym 10min. Potem jeszcze hula hop. I teraz odpoczywam popijając wodę z octem jabłkowym.
Chyba ostatnio zawaliłam
Na wadze 64,5.
Jestem trochę załamana. Tracę wiarę, że dam radę. Przez 8 tygodni był prawie regularny spadek w dół, a teraz waga idzie w górę. Już było 63,2.
W poniedziałek wróciłam z pracy o 19 i dosłownie rzuciłam się na jedzenie. Znowu zaczynam zajadać moje stresy. Byłam tak zmęczona i sfrustrowana, że wzięłam się za jedzenie. Nawet nie miałam siły ani chęci ćwiczyć.
Dzisiaj:
I śniadanie - w kromki chleba chrupkiego z serkiem i rzodkiewką ( 180)
II śniadanie - nektarynka (80)
obiad - skrzydełko wędzone i indyk z kurkami (500?)
kolacja - borówki amerykańskie i serek puszysty turek (350)
Razem 1110
Spaliłam: jazda na rowerze 42km - 1373.
Potem zrobiłam jeszcze trening modelujący.
A teraz popijam wodę z octem jabłkowym i mam cichą nadzieję, że może jednak uda mi się schudnąć.
Tak!!!
Dzisiaj na wadze 63,2. Czy to możliwe?
Boję się cieszyć, bo ta moja waga jednego dnia pokazuje 63, a drugiego 65.
Dzisiaj
6.30 - I śniadanie - chleb żytni razowy z serkiem i rzodkiewką (250)
10.00 - II śniadanie - brzoskwinia i 3 migdały (130)
13.30 - obiad - filet z kurczaka z fasolką szparagową i kremem łososiowym (250)
17.00 - przekąska - borówki amerykańskie (50)
19.30 - kolacja - 2 kromki chleba chrupkiego z dżemem jeżynowym (130)
Razem: 810
Spalone:
Jazda na rowerze - 36,05km; 97min; (-1213kcal.)
Całkiem nieźle. Zobaczymy jutro na wadze.
Dzisiaj nie jestem sama. Moje kochanie dzisiaj ma wolne. Ale jutro znowu 24.