400 gram do butów...
No, kochane mój ostatni pesymizm znikł! Dzisiejsze ważenie pokazało o pół kg mniej niż tydzień temu. Co prawda w cm spadło mniej niż zazwyczaj ale jest nieźle bo do upragnionej 7 na początku zostało mi tylko 400 gr :))))) (no a jak dobiję do 79,99 kg to idę w nagrodę kupić sobie wymarzone buty!!) .
U mnie to chyba jest tak, że jak spada waga to cm stoją w miejscu i odwrotnie. Zauważyłam, że ostatnio nie spada mi tak jak kiedyś 1kg tygodniowo. Zastanawiam się z czego to wynika. Ostatni raz tak konkretnie odchudzałam się 3 lata temu. Ładnie schudłam i leciał 1 kg tygodniowo. Wtedy też dużo ćwiczyłam, mniej więcej na tym samym poziomie co teraz. Może więc wiek robi swoje, zwolnił metabolizm i mniej spada. A może po prostu powinnam bardziej restrykcyjnie trzymać się diety?! Jedno wiem: piję za mało wody. Ostatnio przestałam kontrolować to ile piję. Obiecuję od dziś pić 2l wody dziennie!!!
To powiedziawszy zmykam do kuchni po szklankę wody .... :)))))
:((((
Mam fatalny humor :((( Wszystkiego mi się odechciewa. Moje cudne maleństwo też mi dziś daje w kość. Wymyśliłam sobie, że jak zrobi sobie przedpołudniową drzemkę to skorzystam z okazji i poćwiczę. No ale gdzie tam, ja nie mogę nic zaplanować ani postanowić :(. Akurat dziś młoda stwierdziła że spać nie będzie za to będzie wybitnie marudna. Nie chce spać, pomyślałam, ok, wsadziłam do kojca i zaczęłam ćwiczenia. niestety za chwilę płacz, wyjęłam z kojca to zaczęła mi zabierać ciężarki i ogólnie plątać się pod nogami :(((. Z ćwiczeń nici :(. Potem jak małż wróci z pracy zajmie się młodą ale wtedy do swojej pracy ruszam ja więc też nie dam rady pomachać nóżkami. Wieczorem może ewentualnie ... . Szczerze mówiąc planowałam pobiegać ale chyba ze zmęczenia to nosem po asfalcie pociągnę.
Na dodatek z dietą też kiepsko. Wczorajszy makaron razowy z sosem własnej roboty niestety dołożył mi ponad pół kg :(. Małż twierdzi że za duże porcje zjadam - wiem że ma rację :(. W piątek ważyłam 80.8 i mocno wierzyłam że w następny piątek będzie 7 na początku a tu DU*A, dziś było 81,4. Wrrrr. Jestem zła na siebie. Zastanawiam się czy to odchudzanie ma sens. Co powinnam zrobić. Przy malutkim dziecku gubienie kilogramów jest takie strasznie trudne :(((( czasem mam chęć się poddać. Macie jakiś sposób jak sobie poradzić z odchudzaniem, pracą i opieką nad rocznym maluchem?!?!
Jest mnie mniej
Witajcie!
Pochorowałam się i dlatego mnie nie było na vitalii :((( Już jest lepiej ale ostatnie 10 dni było dość kiepskie. Dietę w miarę trzymałam ale ćwiczyłam dużo mniej. Trzeba było dać odpocząć organizmowi. Teraz wracam z nową siłą i chęciami do wali ze zbędnym tłuszczem. Tym bardziej, że chudnę!!! Co prawda od 2 września waga spadła niewiele ale w cm jest duża różnica:
waga: -2 kg
biust: -4cm
talia: -6cm
brzuch: -4cm
biodra: -3cm
udo: -4cm
Jest mnie mniej o 2kg i 21 cm!!!!!! Hurraaa!
Zmykam teraz poczytać co tam u Was słychać....
brzuszki a obwód
Niestety tak jak wczoraj można było się spodziewać, moja waga stanęła. Jest dokładnie tak jak było tydzień temu. Za to centymetry trochę poleciały: po 2 cm w talii i biuście (mąż się pewnie zmartwi ;-/) i 1 cm w biodrach. Brzuch niestety bez zmian, no ale i tak cieszę się ze spadków :)!
Zastanawiam się jak właściwie to jest z ćwiczeniami brzuszków a raczej jak one wpływają na zmniejszenie się obwodu w cm. Ćwiczę mięśnie no i ok, jak napnę mięśnie to widać różnicę w stosunku do tego jak było powiedzmy miesiąc temu, kiedy zaczynałam ćwiczyć. No ale obwód mierzymy "na wydechu", czyli przy rozluźnionych mięśniach i tu już wielkiej zmiany nie ma :(. Ktoś umie wyjaśnić jak to działa? Chodzi mi o to, czy przy sporej ilości tłuszczu na brzuszku, regularne ćwiczenia jego mięśni spowodują spadek cm w obwodzie właśnie tej części ciała? Jaka jest zależność?
za karę!
Kurczę, po co ja dziś wchodziłam na wagę :((( Dzień ważenia i mierzenia mam jutro ale coś mnie podkusiło i wlazłam na cholerstwo :(. No i pokazało że zamiast schudnąć przytyłam ... niby 200 gram więc nie dużo no ale ja powinnam chudnąć a nie tyć!!!
Czyżby dwa małe grzeszki: kawałek jabłecznika i dwa kieliszki czerwonego wina (no dobra duże kielichy!) w tym tygodniu zrobiły aż takie spustoszenie w mojej diecie?
Przecież staram się. Ćwiczę dzień w dzień, chodzę na długie spacery z moim maleństwem i co?!Ehh
Przyszło mi do głowy, że skoro tak intensywnie ćwiczę ( skalpel i killer Chodakowskiej) to wzrost wagi spowodowany jest przyrostem mięśni. Tylko jak długo to potrwa?!
Hmm ... a może to zemsta mojej łazienkowej wagi i ten wzrost kilogramów to kara za zbyt nieprzestrzeganie wcześniej ustalonych zasad?! Może jutrzejsze ważenie będzie inne?! No zobaczymy co wyjdzie jutro na mierzeniu ... choć jakoś nie tryskam optymizmem w tej sprawie to jednak tli się we mnie iskierka nadziei, że jednak coś tam ze mnie spadło ;-)
sennie, szaro i fioletowo :)
Czy u Was też taka kiepska pogoda? Jakoś tak szaro i buro za oknem. Już myślałam, że się przejaśni bo słonko na chwilę wyszło ale gdzie tam, dalej szarówa.
Jestem potwornie śpiąca. Moje młode śpi i mam jedyną i niepowtarzalną okazję by coś zrobić (a patrząc po mieszkaniu zdecydowanie mam co robić :DD), tyle że mi się nie chce. Najchętniej poszłabym spać!
Nastrój senny ale za to dietowo całkiem nieźle. Wczoraj po raz pierwszy zrobiłam killer! Ha! Ale jestem z siebie dumna! Bałam się okropnie, że nie dam rady. Od ponad dwóch tygodni 5 razy w tygodniu robiłam skalpel. Wczoraj zaryzykowałam i wrzuciłam drugą płytę Chodakowskiej. Oj było ciężko, było ale o dziwo dałam radę. No dobra ... nie wszystkie ćwiczenia zrobiłam z taką ilością powtórzeń jak prowadząca .... takiej siły to ja jeszcze nie mam ... ale większość zrobiłam no i dotrwałam do końca ćwicząc! Dzisiaj czeka mnie skalpel a jutro znów killer i tak dalej :D
Wczoraj zaopatrzyłam się wreszcie w stanik sportowy. Moje fioletowe, kosmicznie drogie cudo zdało egzamin i dzięki niemu nie muszę się martwić że pourywam cycki przy pierwszym lepszym podskoku ;-). Przy okazji kupowania "fioletowego cuda" okazało się że mój obwód pod biustem zmniejszył się o 5 cm! Czyli jednak jakieś efekty regularnych ćwiczeń są.
Młode się budzi więc koniec kawkowania, trzeba się brać za robotę :)
no i buuu...
No i buu... Poniosłam kolejną porażkę ...
Właśnie spojrzałam na "postanowienie wakacyjne: 8 kg mniej". Nic z tego nie wyszło ... :( po raz kolejny :(
Tak się pięknie zaczęło a potem się poddałam. Na początku lipca odeszła na zawsze, bliska mi osoba i jakoś tak dieta też odeszła ... a raczej zastopowała mi się chęć na odchudzanie. Dużo nie przytyłam (na szczęście) ... mój organizm przez ostatnie lata chyba przywykł do konkretnej wagi i jak bumerang wskazówki wagi wracają na 83 :(
Najgorzej było pod koniec sierpnia. Szliśmy z moim M na wesele i musiałam zaopatrzyć się w nową kieckę i jeszcze jakoś tam wyglądać. Pewnie dobrze wiecie jak to jest kiedy w kolejnych kilku...nastu sklepach słyszy się że niestety takich dużych rozmiarów to oni nie prowadzą :(((((((((((((. Upokorzenie za upokorzeniem ....
W końcu trafiłam na kieckę w której wyglądałam ładnie i która jakoś tam ukrywała moje fałdki. Dobrze że na weselu nikt nie widział metki z napisem 48 bo zapadłabym się pod ziemię.
Ehhh ciężko żyje się w rodzinie gdzie same szczupłe osoby. Ktoś o podobnych rozmiarach powiedział mi kiedyś, że chudy nigdy nie zrozumie grubego ... i coś w tym jest. Mój M bardzo się stara i wspiera mnie na każdym kroku. Wiem że z całego serca i z całej duszy będzie mnie wspomagał.
Mam wrażenie że rodzina M cały czas mnie lustruje no bo ja jestem jedyna gruba :((, inne po ciąży od razu schudły a ja co :((( mijają kolejne miesiące a ja dalej jaka byłam taka jestem ... czuję to na każdym kroku. A tak bym chciała być akceptowana taka jaka jestem ... miło by było czasem usłyszeć że ładnie wyglądam ... nawet jeśli nie zawsze jest to prawdą.
A może tylko sobie to wszystko wkręcam???
Skoro chcę widzieć w lustrze ładną zgrabną babkę ... to czas najwyższy wziąć się za siebie!
Niby chcę ... niby zaczynam ale jednak nie łatwo dać sobie kopa i wytrwać...
Na razie od trzech tygodni ćwiczę 4-5 razy w tygodniu treningi Chodakowskiej :)
Ratujcie bo teraz bardzo potrzebuję wsparcia .... szkoda że nie mam tu na miejscu nikogo kto chce się odchudzać razem ze mną no ale może jakieś bratnie vitaliowe duszyczki się znajdą :D
Już jest!
Już jest!Czekałam na nią i wreszcie mam! Dieta smacznie dopasowana z vitalii. Muszę przyznać że trochę się denerwowałam co tam mi ustawią. Na pierwszy rzut oka wygląda to nieźle. Dzienna dawka kalorii jest na poziomie 1500kcal. Trochę zastanawia mnie fitness. Nie ma żadnych brzuszków czy innych ćwiczeń a jedynie biegi, podskoki i stepper. Na razie dostałam tylko jeden trening - zobaczymy jakie będą następne.
Najbardziej obawiałam się, że nie dam rady wypijać 2l. wody dziennie ale jak na razie jest nieźle. Wczoraj wypiłam 1,5l a dziś odkąd wstałam mam już wlane w siebie pół litra. Tak sobie myślę, że ponoć ma być bardzo gorąco w najbliższych dniach więc to też wpłynie na moje spożycie wody.
Aha .. no i mam mały sukces. Co prawda oficjalnie dietę zaczynam dziś :D ale od tygodnia staram się mocno kontrolować. Żadnych chipsów i słodyczy, kolacja w formie sałatkowej najpóźniej o 20.00. No i są pierwsze efekty. Dziś waga pokazała 83,3!! :DDDD
Na dobry początek!
No to zaczynam ....
Ehh ileż to ja już razy zaczynałam... ostatnio jakoś na początku roku. I co? Ano nic z tego nie wyszło. A raczej zeszło 5kg i wróciło też 5 :(((. Jakoś po ciąży moja waga nie chce spaść poniżej magicznej cyfry 80. W ciąży dużo nie przytyłam (11 kg) i ta ciążowa waga zeszła mi już po tygodniu od porodu. Tyle że jak zaszłam to już miałam 80 i tu jest problem. Mój organizm chyba się do tej cyfry przyzwyczaił :(((. Teraz mam 85 i przyrzekłam sobie, że to już ostatni raz tak mam!
Wykupiłam dietę w vitalii, na razie na miesiąc, tak na próbę czy warto wydawać kasę. Zakładam że wydane pieniądze bardziej mnie zmobilizują :))). Jutro o 11 mam dostać wytyczne co i jak. Przyznam że się trochę denerwuję. Czy ja dam radę. Moje małe słonko jest tak absorbujące że może być kiepsko pogodzić pracę, opiekę nad małą i dietę z ćwiczeniami! No ale cóż .... trzeba dać radę. Już nie ma odwrotu, chcę i MUSZĘ!
P.S. Zastanawiam się czy ktoś poza mną będzie w ogóle czytał te moje wypociny :D