Poużalałam się dziś trochę nad sobą, podenerwowałam, posmuciłam.. Cóż od czasu do czasu nachodzą mnie takie dni, chyba wszystko zależy od mojej dysfunkcji związanej ze stanem zdrowia, ale przecież ludzie są naprawdę w trudniejszych sytuacjach i znakomicie radzą sobie z trudnościami, mnie mało kto rozumie, mało komu, nawet z najbliższych potrafi przyjść do głowy, że ja też mogę sobie z czymś nie poradzić, że wcale nie przyjmuję tego wszystkiego co mnie spotyka z ogromną siłą, ale nad tą ogromną siłą pracuję. W wielu dziedzinach stosuję zasadę małych kroczków, dużymi mam chyba jeszcze problem, pewnie przez te nie za długie nogi. Widzę, że ze moim stylem życia jest coraz lepiej, jeszcze nie dobrze, ale wszystko zmierza w tym kierunku.
W środę mam spotkanie w sprawie praktyk, wydaje mi się że to kwestia ustalenia terminu i podpisania umowy, dodam, że jest to agencja artystyczno-reklamowa. Sama nie wiem czy dobrze robię, ogólnie chcę iść w projekty unijne, ale wiem, że mogę zrobić praktyki w dwóch miejscach jeśli dziekan się zgodzi. Co Wy na tę agencję? Mam takie głupie myśli, że jeśli akurat w środę będę wyglądać niekorzystnie to mnie nie przyjmą i odczuję dyskryminację. Jeśli takie coś miałoby miejsce to cieszyłabym się, że nie muszę odbywać praktyk wśród nieprofesjonalnej kadry!
Mam nowe wyzwania. To już było
To jest nowe, więc jeszcze nie wiem czy wykonuję poprawnie.
To też od dziś jak widać, więc również chyba nie do końca idealnie. Trochę ręce i moje wrażliwe nadgarstki bolały, tzn brały dużo odpowiedzialności na siebie.
Zapomniałabym! Miałam dziś przerażający, ale ciekawy sen. Postaram się wszystko ułożyć i opisać niechaotycznie i przejrzyście. Akcja rozgrywa się w mojej rodzinnej wsi. Jest wojna, mamy 2013, nie jest to jednak wojna jądrowa. Otrzymuję od kogoś znajomego cynk, że przyjdą po mnie. (Nie pamiętam jak ich nazywano, ale coś w rodzaju gestapo). Śpieszę do domu by zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać. Niestety nie mogę zabrać wiele, gdyż muszę zwyczajnie biec szukając schronienia w polach. Wyglądam przez okno i spostrzegam parkującego przed oknem, nowego szarego busa. Wychodzi z niego kilku (około 4) mężczyzn ubranych w dziwne czarne garnitury, są wysocy i maja dość szerokie barki. Myślę z przerażeniem 'nie zdążyłam'. (Nie pamiętam czy wtedy już wiedziałam co mnie czeka). Kiedy wiem, że zbliżają się do wejścia wymykam się przez okno, przeskakuję przez okno i biegnę ulicą skręcając na najbliższe pole. Udało się. Obawiam się tylko zostawienia śladów w wysoko rosnącym zbożu, więc staram się wyprostować pospiesznie pogięte łany zbóż. Widzę dla siebie nadzieję w tych polach. Biegnę czym prędzej jak najgłębiej i spostrzegam (będąc przekonana we śnie) swoją uczelnie, dokładniej bibliotekę, do której dostaje się przez dach. Jak mogę być tak głupia! Oni już tu są, liczę cały czas, że schowam się między regałami i poustawianymi w wielkiej sali na podłodze książkami. Niestety. Mają mnie. Poddaję się pokornie, przeczuwając co wkrótce mnie czeka. Boję się. Tak bardzo się boję. Jeden z nich pokazuje mi długą czarną broń, mogłabym ją mniej więcej narysować i widzi przerażenie w moich oczach. Mówi, że strzał jest bezbolesny. To mnie uspokaja. Wiem już, że wyrok zapadł i nie ma odwrotu. Błagam ich tylko o jeszcze jeden dzień, abym mogła pożegnać się z rodziną. Pozwalają. Kiedy wracam przed domem czeka rodzina i znajomi. Wszyscy płaczemy. Wiemy co mnie czeka. Późnym popołudniem (jak mniemam) dzwoni do mnie jeden z nich i chce się umówić. Od razu domyślam się w jakim celu. Strach jest silniejszy i zgadzam się na spotkanie. Przychodzi do mnie ten nie za przystojny, około trzydziestoletni Rosjanin (reszta to byli Niemcy). Nie pamiętam tego dokładnie, ale chyba spędzamy razem noc. O dziwo na drugi dzień wygląda już korzystniej. Przywiązujemy się do siebie, wierzę, że mi pomoże nie tylko w ramach wymiany, ale z racji rodzącego się uczucia. Planujemy przejęcie mnie. Wiemy, że jest mało czasu i staramy się spędzać go jak najdłużej razem. Niestety plan się nie udaje. Rosjanin prowadzi mnie wraz z Niemcami obejmując. Jestem pogodzona z tym, że wkrótce zginę. Tym razem jest więcej ludzi i są inaczej ubrani, młodsi. Okazuje się, że Ci młodsi są różnych narodowości, namawiają mnie do przystąpienia do jakiejś antypatriotycznej organizacji. Waham się, ale nie zakładam z góry, że nie. Mam ogromne poczucie winy. Później sen się rozmywa, w między czasie odnajdują mnie schowaną w szafie, drugi raz próbuje bezskutecznie uciec, całuje się z Rosjaninem...
Za mną:
- 7 min na uda + 10 na uda,nogi = 17 min
- 15 min biegania w miejscu i po pokoju
- wyzwanie push up
- wyzwanie brzuszkowe
- 50 min tańczenia
- kalorii mniej niż wczoraj
Niestety nie było spaceru.