Mój malutki został w ramach mikołaja ( tak wiem że to jeszcze trochę) obkupiony w fajowe ciepłe ciuszki przez swoją babcie a moją mamę. Kilka fajowych dresików wpadło, jestem zadowolona bo zawsze to dla mnie grosz w kieszeni. Jedynie ciepłe kapciuszki muszę wymienić bo są na styk a to oznacza że za miesiąc musiałabym lecieć po nowe. Zamienię zatem na większe i troche w nich polata. Mam tylko nadzieję że będą jeszcze w większym rozmiarku. Syn i mąż jeszcze śpią a ja kurka wodna wyspana :) no ale jak się pada o 19 00 to 6 00 rano to już elegancka godzinka na wstanie.
Wagi nie znam, nie wchodzę, nie ćwiczę, mało mam ruchu ale nie rzucam się na jedzenie więc wszystko mam raczej po kontrolą. Po ciuchach szybko czuć jak coś urośnie a póki co jak na moje oko nie roztyłam się koszmarnie. Może w piątek stanę zobaczę jak się ma sytuacja. Nie mam motywacji jakoś, listopad to dla mnie zawsze nawrót depresji, o dziwo w tym roku wystarcza mi magnez i ziołowe uspokajające tabsy. Żyje już świętami, wiem pewnie to dziwne ale dla mnie szokiem było to że mnie cieszy myśl o świętach. Nigdy nie lubiłam świąt, zawsze przypominało mi się wtedy o ludziach których brakuje, smutno i smętno. Teraz jest inaczej, już bym chciała dekorować dom, ubierać z synem choinkę, żeby wszystko wieczorem się pięknie świeciło i gdyby nie to że nie przepadam za piernikami to pewnie bym już piekła ciasteczka heh. Chyba mój Kubuś tchnął we mnie to wszystko na nowo o czym mała Natalka już dawno zapomniała albo zapomnieć chciała.