Cześć!
Dzisiaj rano wstałam i udałam się do mojej Pani doktor. Oczywiście nie obyło się bez antybiotyku i zwolnienia... Aż musiałam się jej pochwalić, że troszeczkę udało mi się zrzucić; przytaknęła i powiedziała, że miała zapytać, ale to zbyt drażliwy temat. Bądź co bądź, już się u niej napłakałam... Posiedziałam trochę, na szczęście w przychodni nie było zbyt wiele ludzi.
Teraz tylko muszę znaleźć motywację do powtórki maturalnej... Tylko jak? Nadal nie wiem, co ze studiami, na jakie chcę iść. Na pewno politechnika, pytanie tylko, jaki kierunek. Może polecicie coś? Zdaję matematykę, chemię i angielski na rozszerzeniu.
Co do jedzenia...
I śniadanie: serek wiejski (150g) z otrębami
II śniadanie: mała kanapka z chleba razowego z plasterkiem polędwicy i sera żółtego (w Biedronce są takie sery w cieniutkich plasterkach, co jest super!)
Obiad: Kilka pierogów + trochę jajecznicy (mam wrażenie, że zaszalałam, jajecznica na razowym oczywiście ;/ Tata zrobił po pracy i jakoś tak...)
Kolacja: Nie wiem jeszcze; albo kanapki, albo... No nie wiem.
Brakuje mi tu warzyw, może zjem coś marchewkowego; nie wychodzę z domu, toteż się wszystko pokończyło... A i z kasą krucho, więc trochę się przemęczę.
Co do ćwiczeń, dziś zrobiłam 110 brzuszków (z minutową przerwą), a później spróbuję przejeździć na rowerku (mechanicznym, strasznie niewygodne i męczące ;/) Pierwszą Miłość. Nie spodziewam się jutro spadku wagi, a szkoda. Obiad przebił wszystko, ale muszę wyrzucić sobie tę myśl z głowy, żeby nie popaść w paranoję. Kiedy wyzdrowieję, zamierzam kupić sobie motylek, bo z brzucha mi spadło, a z ogromnych ud nie za bardzo ;/ Zresztą, wiosna idzie, ruchu zawsze więcej! :)