- Na targu w Piasecznie choinki były dużo tańsze niż w Warszawie. Tego pięknego, dwumetrowego świerka kupiliśmy z Alcią za 40 złotych - chwali się mój mąż.
- Na Żoliborzu drożej. Facet chciał 60 złotych, ale ja mu mówię: "Panie, przecież co roku u pana kupuję, więc jakiś rabat mi się należy" i spuścił mi do 50 złotych - pręży pierś mój tata.
Po dwóch godzinach i paru kieliszkach:
- A mówiłem ci już, zięciu, jak kupowałem choinkę? Mówię do faceta: "Panie, jestem u pana stałym klientem" i , wiesz co, spuścił mi cenę z 70-ciu do 50 złotych.
- Widać cena choinek wzrasta wprost proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu - mąż śmieje się cichutko i dyskretnie puszcza do mnie oko.
- To nie cena choinek, tylko poczucie własnej życiowej zaradności ... - dodaję miękkim, świątecznym tonem.