50/56 Przyjemna niedziela
Wczoraj wieczorkiem pojechaliśmy na basen i saunę, także trochę ruchu zaliczyłam.
Dzisiaj rano Pią mnie obudził buziaczkami, później zrobiliśmy razem kawkę i jajecznicę więc dzień zaczął się bardzo miło. Później było trochę leniuchowania, zrobiliśmy rosołek i pojechaliśmy na siłownię. Kolejny dzień aktywności fizycznej zaliczam do udanych. Wprawdzie przez te 6 dni nie uda mi się osiągnąć zamierzonego celu i 6 z przodu nie zobaczę, ale cieszę się, że się opamiętałam i wróciłam na dobre tory. Jest mi tylko trochę smutno, że z tym odchudzaniem, dietami jestem sama. Wiem, że mam Was, ale chodzi mi o mojego męża. Zaczął ze mną chodzić na siłownię, ale za nic w świecie nie mogę go przekonać do zdrowego odżywiania. Wkurza mnie to, bo ja chce zdrowo gotować, urozmaicać nasze dania i w ogóle, a on najchętniej jadłby wszystko, co tłuste i tuczące, słodkie i kaloryczne. I on w ogóle nie tyje! Ciężko mi czasem gotować na tzw. "dwa garnki:".
Ech, będę musiała chyba bardziej popracować nad nim :).
A teraz idę sobie zrobić kakao, bo mnie naszła wielka ochota na nie.
49/56 Chyba pójdę do egzorcysty ...
Zacznę od miłych rzeczy. 13 kwietnia ważyłam 73,2 kg, dzisiaj 72,8 kg, czyli jest mniej, fakt nie jest to jeszcze waga paskowa, ale jest lepiej. Będę pracowała dalej, muszę osiągnąć cel. Dzisiaj podczas sprzątałam mieszkanie, tańcząc. Włączyłam sobie ulubioną muzykę, sprzątałam i tańczyłam :) Pewnie śmiesznie to wyglądało, ale lał się ze mnie pot. Zamierzam też dzisiaj trochę pozumbować, a jutro siłownia. Dziewczyny musi mi się udać osiągnąć wymarzoną wagę!!
A teraz z innej beczki. My z Pią mamy pecha. Co chwilę coś się dzieje. Jak nie problem z developerem, to z bankiem, albo z pracą, albo ktoś chory itd. Wczoraj np. pod marketem umarł nam akumulator od samochodu, tzn. Pią myślał, że to akumulator, bo już stary i w ogóle, więc kupiliśmy nowy. Pią chciał go podłączyć, okazało się, że nie pasuje. Uwierzcie, że miałam ochotę się rozpłakać. Pią poszedł wymienić. Hurra, ten wymieniony pasował. Samochód nie odpalił. Myślałam, że mnie szlag trafi, bo wczoraj właśnie odebraliśmy samochód z warsztatu, gdzie wydaliśmy ponad 2000 zł, na założenie instalacji gazowej, no i ten akumulator też do tanich nie należał. Luz. Całe szczęście, że mój Pią jest trochę rozgarnięty, coś postukał, przełączył, po 2 godzinach samochód odpalił. Kamień z serca, myślałam, że będziemy tam nocować. Dzisiaj rano Pią coś grzebał przy autku, okazało się, że jakiś bezpiecznik się przepalił i do wymiany jest termostat, który nie daje rady dogrzewać silnika jak jeździmy na gazie. Dodam, że wczoraj pod marketem spędziliśmy 4 godziny. Wróciłam do domu wymęczona i zrezygnowana. Co chwilę coś nam się przydarza, już mam powoli dosyć tego pecha. Wiem, że są gorsze rzeczy na świecie, ale kurde no!
Jedyna miła chwila z dnia wczorajszego, to lampka wina dla rozluźnienia i namiętne ćwiczenia łóżkowe.
Ech.
47/56 Wycisk
W sobotę rano się zważę, jak nie będzie mniej to się zdenerwuję.Jem o stałych porach i ćwiczę! Wczoraj na zumbie lały się siódme poty, dzisiaj na siłowni też dałam sobie wycisk. Oprócz cardio ćwiczyłam też ręce i klatkę piersiową i coś czuję, że jutro nie będę wstanie się ruszyć. Już teraz mam trudności. Jutro siłownię odpuszczam, być może zrobię trening Ewy Chodakowskiej, wszystko zależy od tego o której wrócę z pracy. Mam straszny zapieprz, a co chwilę ktoś, coś ode mnie chce, czyli jest jak zwykle.Dzisiaj tylko tyle, bo rękami ruszać nie mogę! Ps. Będę zwycięzcą.
45/56 W górę biusty !
Mój kolega z pracy mnie dzisiaj załamał. Wyjaśniam dlaczego. Znalazłam super sukienkę na allegro, no i wyraziłam głośno moją opinię: "Świetna ta sukienka, ale w cyckach się nie dopnę", na co mój kolega: "nie chcę Cię martwić, ale im większe cycki za młodu, tym dłuższe na starość". Oczywiście męska część naszego zespołu ryknęła śmiechem, a ja się nieco zmartwiłam. Kolega ma niestety rację. Dzisiaj dokładnie przyjrzałam się swoim piersiom i nie jest on taki jaki powinien być. Powinien być bardziej jędrny i taki kształtny, a nie jest.
Co zrobić, żeby był? Nie chce na starość mieć obwisłych cycków :( Jak macie pomysł piszcie :)
Tymczasem, dzisiaj zaliczyliśmy z Pią pierwszy dzień na siłowni. 1,5 godziny ćwiczeń, padam na twarz, ale mam satysfakcję, bo straciłam mnóstwo kalorii. Spędziłam po 45 min na rowerku i 45 na orbim, chciałam zaliczyć bieżnie, ale cały czas zajęte były. Jutro idę na zumbę i też zamierzam dać z siebie wszystko.
Za dużo już osiągnęłam, żeby to stracić. Nie chcę mieć nadwagi i obiecuję, że już niedługo jej mieć nie będę!
Dzisiaj zjedzone:
7.00 Owsianka z bananem, łyżką dżemu wiśniowego, kawa z mlekiem
12.00 Cappucino, serek wiejski lekki
15.30 jabłko
18.00 kopytka (udało mi się zjeść ich trochę, a nie cały talerz), gotowane pieczarki, pieczona nóżka kurczaka.
Zaplanowane na jutro:
Ryż z mieszanką chińską.
44/56 Wracam do gry
Egzaminy zdane, sprawy urzędowe pozałatwiane, więc mam nadzieję, będę miała więcej czasu dla siebie.
Zaraz po pracy pojechaliśmy z Pią na siłownie wymienić zakupione w grudniu kupony zniżkowe na karnety. Wprawdzie karnet jest tylko miesięczny, ale zamierzam go dobrze wykorzystać. Jutro popołudniu jedziemy pierwszy raz ćwiczyć. Cieszę się, że mój mąż będzie ze mną jeździł, zawsze to jakieś dodatkowe wsparcie. Dodatkowo pilnuję się z jedzonkiem i wracam do mojego planowania posiłków. Znacznie mi to ułatwiało zarówno zakupy jak i przygotowanie. No i przyznam się, nie wyrzucałam tyle jedzenia.
Dzisiaj trochę odpocznę (przed chwilą wróciliśmy do domku) i może zacznę trening z Ewą Chodakowską, czytałam, że jej ćwiczenia przynoszą świetne efekty.
Wielkie dzięki za wsparcie, dzięki Wam mam ochotę jeszcze walczyć o wymarzoną sylwetkę. Dajecie mi siłę i motywację.
Dzisiaj zjedzone:
7.00 owsianka z bananem, łyżką dżemu wiśniowego własnej roboty, kawa za mlekiem
11.00 Cappucino
12.00 serek wiejski lekki z połową fitelli orzechowej (taka "jednorazowa")
15.30 jabłko
18.30 jajecznica z pieczarkami, pomidorem, szczypiorkiem, dwa wafle ryżowe
Zaplanowane na jutro:
kopytka, buraczki
(kopytka od mamy, musimy powyjadać to, co przywieźliśmy z domu)
41/56 Wyrzuty sumienia
Weszłam dzisiaj rano na wagę i prawie się popłakałam. 73,2 !!
No, ale czemu ja się dziwie? Wczoraj pochłonęłam na obiad talerz klusek leniwych i kotleta. W nocy mi się nawet śniło, że te kluski mnie gonią. No i mam dzisiaj efekt. W dodatku, w ogóle nie ćwiczę, bo zwyczajnie nie mam czasu. Rano praca, po pracy załatwianie spraw urzędowych, po powrocie do domu nauka.
Wczoraj też wyjaśniły się bardzo ważne dla nas sprawy urzędowe, na szczęście na naszą korzyść. Ale, ile ja się denerwowałam. Wczoraj z tego wszystkiego, aż mi krew z nosa poleciała. Wieczorem nie byłam w stanie się uczyć, bo kręciło mi się w głowie. W efekcie poszłam spać o godzinie 20.30. W weekend mam dwa egzaminy i oczywiście nic nie umiem, więc trzymajcie kciuki, może się uda. Ponoć inteligentna jestem.
Ps. Jak widać moja akcja odliczania do wesela, na które idziemy 29.04 nie udała się, zamiast schudnąć - przytyłam.
Luz.
39/56 Mam dość!
Mam dość! I nie chodzi tu o dietę, a pieprzoną biurokrację. Wymiękam, nie mam siły na nic.
37/56 Przeszczęśliwa :)
Jak dobrze, że przyjechaliśmy na święta do domu. Już kilkanaście razy pisałam, że uwielbiam przyjeżdżać do rodzinnego miasta. Wczoraj wybrałyśmy się z moją przyjaciółką i dwiema koleżankami na tzw. "babski wieczór". Jejku, jak mi to dobrze zrobiło. Najpierw "beforka" u moich rodziców w mieszkaniu - nie mogłyśmy się nagadać. Później wyprawa na miasto, zaliczone dwa kluby, cudownie. Wytańczyłam się za wszystkie czasy. Tylko my cztery, reszta nie miała znaczenia! Nogi mnie bolą, ledwo chodzę, ale warto było. Fajnie jest mieć osoby z którymi niezależnie od okoliczności można poszaleć, pogadać, pośmiać się. Obiecałyśmy sobie częściej takie wypady. Idę odespać, bo wróciłyśmy nad ranem, a dzisiaj jeszcze idziemy z Pią na meczyk żużlowy.
A co do diety - staram się pilnować.
35/56 "Przewiana"
No to sobie pojadłam. Na śniadanie naleśnik z dżemem truskawkowym, na drugie śniadanie dwie skibeczki chleba orkiszowego z białym serem, rzodkiewką i szczypiorem, na obiad kawałek lazanii, a na podwieczorek 2 kawałki sernika i kawałek babki. Luz. Na szczęście poszłam po rozum do głowy, wskoczyłam w adidaski, gruby sweter i ciepłą kurteczkę, obudziłam Pią, rower między nogi i hejaaa. Pojechaliśmy nad najbliższe jeziorko. Objechaliśmy je dookoła (a jest co objeżdżać) i z powrotem do domku. W sumie 1,5 godzinki pedałowania. Mężu narzeka, że go od tego 4 litery bolą, ale ja jestem zadowolona, lepsze to, niż siedzenie na kanapie. Jedyna rzecz, jaka przeszkadzała mi podczas jazdy, to ten straszny, zimny wiatr. Mam nadzieję, że chora nie będę.
A jutro wieczorem czeka mnie babski wieczór. Będzie cudownie!
Ps. Dzisiaj już nic nie jem!
34/56 W domku
Przyjechaliśmy do moich rodziców, uwielbiam tu być, jest mi tutaj wspaniale.
We wtorek dostałam @. Dawno nie przechodziłam tak boleśnie okresu. W środę nawet nie zumbę nie poszłam, bo kręciło mi się w głowie i strasznie bolał mnie brzuch. Na szczęście dzisiaj już jest lepiej, czuję się dobrze.
Dzisiaj będzie krótko, bo jestem zmęczona podróżą, rozpakowywaniem i takimi tam. No i idę z mamą pogadać.
Trzymajcie się i wesołych świąt!