Po weekendzie
18 tydzień ciąży, brzuszek jest większy, ale nie rzuca się w oczy, czuję się w miarę dobrze i mam nadzieję, że z moją dzidzią jest wszystko dobrze i zdrowo się rozwija.Weekend spędziliśmy w Ostrowie. Tak jak uwielbiam przebywać w Ostrowie tak wróciłam do Poznania wkurzona i rozżalona. Wszystko przez moją teściową. Ta kobieta mnie kiedyś doprowadzi do szału. Po pierwsze, nikomu sami nie możemy powiedzieć, że jestem w ciąży, bo ona wszystkim rozgadała. Nawet powiedziała o tym nauczycielce, która uczyła Pią w podstawówce. Przez przypadek ją spotkaliśmy w weekend (zna mnie bo miałam u niej praktyki) i nam gratulowała. Cała rodzina nawet ta najdalsza, której sam Pią nie zna wie o tym, że jestem w ciąży. Pią chciał osobiście o tym powiedzieć swojemu najlepszemu przyjacielowi, czekał, aż się spotkają i co? Oczywiście jego przyjaciel już o wszystkim wiedział, bo teściowa go uprzedziła. Jak to ona mówi "tego się nie ukryje". No nie ukryje się, ale my też chcemy cieszyć się z przekazywania tej informacji, zwłaszcza komuś, kto jest dla nas ważny to po pierwsze, a po drugie czy muszą o tym wiedzieć naprawdę wszyscy, nawet ci, których nie znamy? Ale to nie wszystko.
Dwa tygodnie temu do nas dzwoniła i nas powiadomiła, że w niedzielę 26.05 ona robi grilla z okazji dnia matki i mamy koniecznie być. Luz. Umówiłam się więc z moją mamą, że dla niej dzień mamy przekładamy na sobotę, robimy sobie jakąś fajną kolację i oglądamy film. Moja teściowa w piątek zadzwoniła, że jednak grill jest przełożony na sobotę i oczywiście nie przyjmuje odmowy. Nie pojechaliśmy. Ona ma trójkę dzieci, moja mama ma tylko mnie i nie zamierzałam zmieniać planów. Oczywiście foch z jej strony musi być. Taka zła synowa jestem. Ja jej jeszcze pokaże jaka ja potrafię być zła i wredna.
Co do mojego jedzenia, to w weekend jadłam dużo i smacznie. Mięsa nadal nie tykam, bo mi po nim niedobrze. Owoce jem kilogramami, na słodycze mam średnią ochotę więc jest ok.To tyle na dzisiaj, kto dotrwał do końca temu gratuluję, ale musiałam się wyżalić.
W głowach się po przerwracało!
Na początku kochane dziękuję za słowa wsparcia i otuchy. Walczymy dzielnie i z bankiem i z deweloperem. Mam nadzieję, że nie jest to walka z wiatrakami.A teraz o czymś co mnie ostatnio irytuje. Wiem, że zbliża się lato, wakacje, czas plażowania i krótkich spódniczek, ale czy to powód żeby niektórym w głowach się poprzewracało?! W związku z tym, że nie pracuję, mam trochę czasu trochę więcej siedzę na Vi czytam i oczom nie wierzę. Dziewczyny, które ważą niecałe 50 kg, są wysokie, kości wystające lamentują, że są za grube Ostatnio u jednej takiej dziewczyny w pamiętniku przeczytałam, że chce uzbierać pieniądze na odsysanie tłuszczu. Z czego ona chce go sobie odessać? Z uszu?, z nosa? Bo z nóg, brzucha i pośladków nie ma co odsysać. Inna sprawa to forum. Jak czytam pytanie o ile mniej kalorii będzie miał serek wiejski lekki jak odleję z niego śmietankę?! to mnie szlag trafia. Na początku myślałam, że to są jakieś żarty, ale niestety sądząc po niektórych wpisach to pytanie całkiem serio. Albo pytania typu: czy jak zjem wieczorem szparaga albo marchewkę to przytyję? Aż się ciśnie na usta odpowiedź: puknij się tym szparagiem w łeb głupia babo! Przytyjesz od razu 50 kg . Druga sprawa to reklamy telewizyjne suplementów diety. Ile tego jest to się w głowie nie mieści i każdy jest najlepszy. W ogóle to się zastanawiam, po co diety?, po co ćwiczenia?, po co wylewać z siebie siódme poty jak wystarczy kupić sobie jakieś tableteczki, koktajle, albo inne cuda i voilà wygląd modelki z reklamy zapewniony w miesiąc! .
Czy was to też śmieszy?Ot, tyle na dziś. Pogadałam sobie trochę, ponarzekałam i mi lepiej, a teraz idę zobaczyć co nowego na forum, a później śmigam do Zusu więc telepatycznie prześlijcie mi trochę cierpliwości i pozytywnej energii.
Pechowa KikizAfryki
Tak jak w temacie. Ja mam jakiegoś cholernego pecha. Wiecie, że dwa lata temu kupiliśmy z Pią mieszkanie w stanie deweloperskim i jeszcze w nim nie mieszkamy? Deweloper miał opóźnienie w budowie, ale na szczęście blok już stoi, a my w lipcu mieliśmy odbierać klucze. No właśnie mieliśmy, bo nie wiadomo czy odbierzemy. Wczoraj bank miał wypłacić ostatnią transzę kredytu, ale tego nie zrobił. Na infolinii dowiedziałam, się, że na miejscu był rzeczoznawca z banku robił zdjęcia i coś ze zdjęciami jest nie tak. Pojechaliśmy do naszego doradcy, ale było już po godzinie 16.00 i osoby nadzorujące takie sprawy w siedzibie głównej banku już nie pracują. Dzisiaj nasz doradca będzie się dowiadywał o co chodzi i nas informował. Najgorsze jest to, że każde jakieś przesunięcie, każda zmiana terminu kosztuje. Wizyta rzeczoznawcy 300 zł, przesunięcie terminu kredytowania 600 zł itp. Mamy odłożone jakieś pieniążki, ale na wykończenie mieszkania, a nie na takie rzeczy. Po prostu ręce opadają. Jeszcze wczoraj się tak tym wszystkim zdenerwowałam, że zaczęłam mieć dziwne skurcze w dole brzuchu.
Walczymy z tym kredytem, z deweloperem już tyle czasu, myślałam, że w końcu się jakoś ułoży, a tu znowu coś nie tak.
Żeby nie było, że we wszystkim mam pecha, to pochwale się Wam, że wczoraj pierwszy raz sama zrobiłam gołąbki. Nie rozleciały się i były przepyszne.
Zachcianki
Przestałam myśleć o płci dziecka. Czekam do kolejnego usg kiedy być może maluch ułoży się tak, że będzie go widać w całej okazałości. Inaczej bym zwariowała.
Zmieniły mi się zachcianki jedzeniowe. Teraz najchętniej wsuwam owoce i warzywa. Ogórek, pomidor, rzodkiewka, szczypiorek - robię sobie sałatki bez pieczywa. Pochłaniam też jabłka, arbuza, truskawki, pomelo. Wczoraj o 22.00 Pią musiał jechać do Tesco po winogrono. Tak mi się chciało winogron, że wpadłam w histerię, że nie ma go w domu. Tak ryczałam, że aż spuchłam. Mam nadzieję, że to tylko hormony, bo sama siebie nie poznaję od pewnego czasu. Potrafię się wkurzyć o byle co, i płakać z byle powodu też potrafię.
W przyszłym tygodniu zamierzam wziąć się za porządki w szafach. Muszę przebrać rzeczy, bo mam mnóstwo takich których nie miałam na sobie już dłuższy czas i których już nie założę. Pią mówi, że mam wystawić je na allegro, grosik do grosika i może na coś wystarczy.
Muszę też w końcu zacząć się uczyć do obrony, bo ta zbliża się wielkimi krokami. 7 czerwca planuję wyjazd do rodziców więc tam wezmę się ostro do roboty. Taki mam plan.
Ryczeć mi się chce
Ale od wczoraj jestem rozdrażniona. Wszystko wyprowadza mnie z równowagi i cały czas chce mi się beczeć. Nawet teraz pisząc na Vi łzy ciekną mi po policzku. Jestem głupia i tyle. Wczoraj byłam u ginekologa, wszystko dobrze, bóle brzucha są trochę niepokojące, więc najlepiej jakbym leżała, mało chodziła i pod żadnym warunkiem nic nie dźwigała. Luz. W sumie i tak nic nie robię, więc te zalecenia będę wykonywała z łatwością.
Moja lekarka też określiła płeć dziecka. Jest to dopiero 15 tydzień więc mówi, że nie jest to na 100%, bo dzidziuś też spał, ale na usg mignęło jej, że będzie chłopiec.
I właśnie od tego momentu non stop chce mi się płakać. Sama siebie nie rozumiem. Przeczuwałam, że będzie dziewczynka. Kocham tego dzidziusia i chcę dla niego jak najlepiej, ale jak pomyślę, że to chłopiec to mi jakoś tak dziwnie i po prostu płaczę. Naprawdę nie rozumiem tej reakcji. Pią mnie pociesza, że przecież, to nie jest na 100 procent, że poczekajmy do 20 tygodnia kiedy dziecko będzie lepiej rozwinięte i lepiej wszystko będzie widać. Tłumaczy mi, że doktorka mogła się pomylić, bo przecież jej tylko mignęło.
No dobrze, może tak być, ale dlaczego ja tak reaguję na tę wiadomość? Czy jestem nienormalna? Czy to znaczy, że będę złą matką?, że nie będę umiała się zająć własnym dzieckiem jeżeli będzie to rzeczywiście syn? Mam taki mętlik w głowie. Przecież chcę tego dziecka i cały czas myślałam, że płeć nie będzie miała dla mnie znaczenia. Chciałabym zrozumieć własne zachowanie, ale nie potrafię i to mnie drażni chyba jeszcze bardziej.
Źle się z tym czuję, źle się czuje sama ze sobą.
Głupie myśli
Wszystko mnie boli - plecy, brzuch, nogi, głowa ... Całymi dniami siedzę w domu i nadrabiam zaległości biurowe. Prawie w ogóle nie wychodzę na spacery, a wiem, że powinnam dla dobra swojego i dzidziusia. Ale mi się nie chce. Nie sprzątam, nie gotuję, nie robię nic. Do 13 pracuję, a później leżę i gapię się w telewizor. Całe szczęście, że jutro mam wizytę u lekarza i będę zmuszona ruszyć swoje szlachetne dupsko i wyjść. Już nie mogę się doczekać jutrzejszej wizyty, znowu zobaczę mojego Bąbelka. .
1.06 mam ostatnie zajęcia na uczelni, więc postanowiłam, że zaraz po nich jadę do rodziców. Przygotuję się do obrony, a po egzaminie znowu tam pojadę i zostanę do października. Do Poznania będę przyjeżdżała tylko na wizyty lekarskie. Tam przynajmniej będę cały dzień miała towarzystwo, ogródek pod nosem i bliskich. Pią będzie słomianym wdowcem, ale na pewno sobie poradzi. I tak teraz robi większość rzeczy, bo mi nie pozwala.
Muszę coś zmienić
Miałam piękne dwa tygodnie, było mi dobrze, ciśnienie było w normie i już się cieszyłam, że dolegliwości ciążowe minęły wraz z pierwszym trymestrem. Niestety. Od poniedziałku znowu ciśnienie niskie, zawroty głowy i mdłości. Od jakiegoś czasu odżywiam się białym serkiem, pomidorami i chlebem i tak cały czas więc może pora coś zmienić. Może mój organizm i mały Bąbel już się przejadł serkiem i teraz chce coś innego? Zaraz biorę się w garść, ubiorę się w coś innego niż dres i idę na zakupy. Kupię worki do gotowania na parze w mikrofali i zrobię dziś na obiad ziemniaki w ziołach. Nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam ziemniaki. . Poza tym zakupowo szaleć nie będę, bo poszalałam w zeszłą sobotę tak, że mój Pią jak zobaczył, co kupiłam to zbladł. Ja po prostu kupiłam ekspres do kawy, 3 bluzki, maskotkę i miseczki do naszego nowego mieszkania . Wielkie mi coś. Przecież logiczne jest, że jakbym teraz nie kupiła ekspresu, to nie kupiłabym go już nigdy, bo cała kasa będzie przeznaczona na wykończenie mieszkania i na akcesoria dla dzidziusia, a ja ekspres zawsze chciałam mieć. Taki porządny, ciśnieniowy, ze spieniaczem do mleka. I mam.. Pią wczoraj pomógł mi go uruchomić i zrobiliśmy przepyszną latte z pianką. Niestety, ja jestem jeszcze na etapie, że kawy się trochę boję pić, chociaż we wtorek właśnie na kawce byłam u przyjaciółki i było ok. Wolę jednak jeszcze uważać. Swoją drogą przed ciążą nigdy bym nie pomyślała, że taki kawoholik jak ja, kiedyś kawy pił nie będzie.
W weekend jest Poznań za pół ceny więc wybieramy się z Pią do zoo. Chciałam jechać na termy, ale mój mąż szybko wybił mi to z głowy i dobrze. Poza tym mój brzuch robi się balonowaty więc pewnie czułabym się skrępowana.
Jeszcze jedno. Co zrobić, żeby nogi nie bolały od chodzenia w płaskich butach? Ja od kilku lat nosiłam przeważnie buty na wysokim obcasie i teraz jak zakładam baleriny, to nawet po krótkim spacerze nogi bolą mnie od łydek po sam tyłek. Plecy także. Taki dziwny ból, jakby mi ktoś mięśnie naciągał.. Przecież w ciąży nie będę biegała w 12 cm obcasach, bo to nie zdrowe ponoć.
Nic specjalnego
U mnie ostatnio nie dzieje się nic. Monotonia wkrada się w moje życie. Wszystko kręci się wokół łóżka, jedzenia i telewizji. Wstaję rano jem śniadanie, idę na spacer, wracam, jem, trochę pracuję lub robię coś do szkoły, jem, włączam telewizor i oglądam jakieś badziewne programy, jem i idę spać.
Jem główne chleb z serem i pomidorem. Czasem zdarza się coś słodkiego np. wczoraj zjadłam 20 dkg cukierków czekoladowych i mnie zemdliło.
Zaczęłam się już smarować kremem na rozstępy, bo większej ich ilości na mym ciele nie zniosę.
Muszę nadrobić co u Was, bo szczerze mówiąc trochę Was ostatnio zaniedbałam. Pomimo, że jestem w ciąży i nie dietkuję i nie ćwiczę wspieram Was i kibicuję w walce z kilogramami.
Dzisiaj będzie króciutko, ale obiecuję, że niedługo napiszę trochę więcej.