Pamiętnik odchudzania użytkownika:
laauraa

kobieta, 34 lat, Opole

163 cm, 50.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: więcej ćwiczyć! :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 maja 2013 , Komentarze (22)

CZEŚĆ! :) 

Od rana czekam na ważny telefon w sprawie pracy. 
I szlak mnie trafia! 
Za każdym razem gdy słyszę dzwonek telefonu,
mam chwilowy atak paniki połączony z dziką radością.
A tu co? 
Dwa razy dzwoniła koleżanka! 
Raz... nieznany numer!!
Serce na chwilę mi stanęło by po chwili ruszyć podwójnym tempem z wnerwem w głosie,
bo:


Błagam! 
Czemu nie dzwoniliście wczoraj, przedwczoraj?!? Zadzwońcie sobie jutro!
aleee, nie doprowadzajcie mnie do zawałów serca i nie blokujcie mi linii!!!
:D


W ramach uspokojenia mych nerwów i umilenia tych chwil niepewności podjadam cały czas orzechy. 



Domowe, suszone, zrywane z drzewa rosnącego w ogródku mej ciotki. Mmmm, same zdrowe kalorie. Całe wiadro kalorii!! Zabierzcie mnie od tego! 

Mogłabym przecież popijać melisę!!


Też zdrowa, uspokajająca. Niekaloryczna!!! Ale feee, niedobra. Niczego by mi nie umiliła.
Wracam do orzechów :D obiecuję, ostatnia garstka! 
I tak już dzisiaj zjadłam "orzechowo- bakaliowo- kokosowo- jogurtowe" śniadanie. 


No co ja poradzę, że je uwielbiam!! <3


Spalę!!
Wieczorem idę biegać, albo jeździć na rolkach, jeszcze nie wiem.
Wyżyję się!
Albo ze szczęścia = nowej pracy
Albo z kolejnej porażki = brak pracy

Kto wieeee....



Edit: dzwonili!!!
W środę idę na rozmowę obgadać szczegóły...:)

11 maja 2013 , Komentarze (14)

Witajcie!

Pozostali domownicy wrócili. 
Chłopak się wyprowadził. 
A mi jest jakoś pusto bez wspólnych wieczorów i wspólnych poranków. 


Mogłabym mieć już własne mieszkanie. 
Zdecydowanie tak.
Tylko jak w dzisiejszych czasach iść "na swoje?" 
Przy naszych marnych zarobkach to niemożliwe. 


Ale nie o tym chciałam. 
Wracam do tematyki diet. 
I podejścia naszych wspaniałych chłopaków do odchudzania. 

Często czytam, że u Was posiadanie partnera wiąże się ze skreśleniem diety. 
Z jedzeniem niezdrowego, kalorycznego jedzenia, bo przecież on tak je. 
Nie wiem z czego to wynika, ale u mnie właśnie było odwrotnie. 

Mam chłopaka = muszę jakoś wyglądać!

To była moja motywacja. I wiecie co? Bardzo głupia motywacja! 

On jadł fast foody- ja patrzyłam. On jadł słodycze- ja patrzyłam. On jadł ciasta- ja patrzyłam itd... 
Czasami narzekacie, że nie macie wsparcia bo Wasi podsuwają Wam pod nos niezdrowe jedzenie. Ja ani razu nie usłyszałam od mojego "dlaczego nie jesz?" "przecież nic by ci się nie stało gdybyś ze mną zjadła", "spróbuj","od jedego kawałka pizzy nic ci się nie stanie"
I dobijało mnie to. Czułam się dwa razy grubsza niż byłam.

Jasne, nigdy mi też nie powiedział, że źle wyglądam, że czegoś nie powinnam jeść. No ale kobiece myślenie jest dziwne... nie mówi nic, to znaczy że coś jest nie tak. 

I chudłam, i chudłam, i chudłam... coraz bardziej. 
I nawet ważąc to 46kg nie usłyszałam nic. 
On jadł fast foody, słodycze, chipsy- ja nadal patrzyłam. I wszyscy powtarzali mi, że jestem za chuda, że wyglądam okropnie, że muszę zacząć jeść, tylko nie on. 


Pewnego dnia porozmawialiśmy szczerze na ten temat. 
Wiecie co mi powiedział? 
Że się bał, że mnie straci, że nie chciał narzucać mi swojego zdania, nie chciał do niczego zmuszać. Że nieważne ile ważyłam, nie kochał mnie za ciało, ale za charakter. 
Ok, spoko. 
Dziwne jest dla mnie tylko to, że ja naprawdę nie wyglądałam dobrze i niszczyłam siebie dietą. Nie powinien się bać, powinien zareagować. Do tej pory mam do niego o to żal.
I nie jesteśmy już razem, ale to z zupełnie innego powodu.  

Nauczyło mnie to jednego:
Nie róbmy niczego DLA KOGOŚ! Zmieniajmy się DLA SIEBIE! 

Obecnie jestem w szczęśliwym związku. 
On też je fast foody, chipsy, słodycze... ale ja już nie siedzę głodna i nie patrzę z tęsknotą i żalem w oczach za tym jedzeniem. Niech sobie zje tego hamburgera jak lubi, ja wybieram zdrowsze opcje, które na dzień dzisiejszy smakują mi bardziej. 
I tego "nauczył mnie" mój pierwszy chłopak. 
:)

10 maja 2013 , Komentarze (11)

KOCHANI!


NA NIC! 
Od poniedziałku bawię się w dom, jak za starych czasów w dzieciństwie. 
Tylko kuchnia jest prawdziwa,
i odkurzacz i pralka i zmywarka i suszarkaa
i żołądek chłopaka, któremu się chce dogadzać. 
Ehhh, ciężko oj ciężko. 
Szczególnie gdy dochodzi do tego uczelnia,
i nauka. 
NO NIC!
A jak chce się mieć czas na ćwiczenia, 
to trzeba z czegoś zrezygnować. 
I tym sposobem internetowi powiedziałam pa pa



Ale niedługo wracam! 
Będę miała więcej czasu! 


Wrzucę Wam jeszcze zdjęcie pysznego sernika mojej sąsiadki, która dosładza nas takimi cudami: 


a nie od dzisiaj wiadomo, że kocham ciasta, więc znika szybko. 

Pozostając w temacie kulinarnym upiekłam wczoraj w piekarniku ser Camembert. 
Mówię Wam, pycha!! Jak nie próbowaliście, polecam! 



Tymczasem idę.
Trzeba pozmywać, wyprasować i napisać esej.
Yhhh... 


5 maja 2013 , Komentarze (28)

JESTEM, JESTEM!
WRÓCIŁAM!

Jak było? 


Taaaak... było jak zwykle. 
To był mój piąty wyjazd z chłopakiem na parę dni do innego miasta. 
Na pięć wyjazdów tylko raz mieliśmy ładną pogodę. 
Już mi się nawet narzekać i komentować tego nie chciało, tylko stałam i się śmiałam gdy dojechaliśmy do Krakowa, a tam przez całe dwa dni deszcz... i zimno!
Oświadczam tu i teraz, że nigdy więcej nie oglądam prognóz pogody!!!
Wróżbita Maciej już ma chyba więcej trafności. 



Co zwiedziłam? 
Głównie to Galerię Krakowską, bo padający deszcz uwięził nas tam na kilka godzin. 
Sklepy, jak sklepy, jak wszędzie. 
Za to jedzenie to mają tam całkiem dobre. Pierwszy raz jadłam Calzone. I bardzo mi smakowało. 


to taki duży "pieróg" z farszem. 
Kaloryczne pewnie bardzo, u mnie na szczęście nigdzie tego nie widziałam! 
Zaliczyłam też McDonalda. Ale zjadłam tam tylko nowe McFlurry magnum gold.
Jak wrażenia? Dla mnie za słodkie. Zamówiłam, spróbowałam, więcej tego nie powtórzę. Wolę stamtąd zwykłe lody z polewą. 

Ale ok, wróćmy do Krakowa. 
NA SZCZĘŚCIE padający deszcz robił sobie czasami przerwy. 
Udało mi się wtedy dotrzeć na Stare Miasto oczywiście, na Wawel i na Kazimierz. 


tutaj Wawel. I jak widać pogoda zachwyca, a słońce oślepia. 

Drugiego dnia pojechaliśmy do Oświęcimia. 
4h zwiedzania. Warto było!



Niesamowite doświadczenie zobaczyć to wszystko z bliska, na własne oczy. Odkąd pamiętam zawsze chciałam "zwiedzić" to miejsce, w końcu się udało.

Tylko ta pogoda!! Naprawdę potrafi wszystko zepsuć!
Ja zawsze mam pecha. 
Mieliśmy zostać dłużej, wróciliśmy wcześniej. Ehh. 

Krakowie! 


Ja jeszcze wrócę!!



A tymczasem ciekawa jestem co tam u Was. 
Muszę Was poczytać i nabrać motywacji by powrócić do codzienności.
ĆWICZENIA MOJE,  NADCHODZĘ! :D

30 kwietnia 2013 , Komentarze (24)



I z racji tego opuszczam Was na 5 dni,
oraz opuszczam mój domowy tryb żywienia na 5 dni,
(diety nie opuszczam, jedzenia pewnie będzie więcej ale bez fast foodów i innych  śmieci, lody będą, lody to lody, lody są dozwolone! :)) 
Opuszczam moje codzienne ćwiczenia,
(aktywności ruchowej nie porzucam, spacery od wczesnego rana do późnego wieczora przewiduję) 
I zamierzam się świetnie bawić 
O!



I tego samego życzę Wam, 
a jak przyjadę chcę widzieć same pozytywne wpisy!




dziękuję Wam jeszcze za wszystkie polecane przez Was miejsca! 
jak zwykle można na Was liczyć!



:***


29 kwietnia 2013 , Komentarze (51)

WITAJCIE! :)

Dzisiaj krótko.




Co u mnie?? 
1. Jem
Wczoraj na przykład duży kawałek drożdżówki po kolacji. No ale wyobraźcie sobie cały dom pachnący ciepłą drożdżówką wyjmowaną z piekarnika. Wyobraźcie sobie całą rodzinę zajadającą się nią i chwalącą wypiek. Nawet nie miałam gdzie uciekać bo było już późno. Język mój za to nie przejmował się godziną i uciekał z mej paszczy prosto w stronę ciasta. I jak tu się nie skusić?! Nie jestem z tego dumna, szczególnie, że dzisiaj najprawdopodobniej idę na grilla. No ale nic. 
Przynajmniej obiad był mało kaloryczny:

 

2. Śpię
Nie trzeba mnie do tego namawiać. Godzina 22:00, a ja już grzecznie w piżamce wyleguję się w łóżku. Wolę wcześniej iść spać bo i tak wstanę o 6:00. A jak budzę się o 6:00 to i wcześnie jestem później zmęczona. I tak koło się zamyka! :) 

3. Kocham
No a jakby inaczej :D 
<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
Pod ten punkt podepnę moje pytanie do Was: 
Kraków. takie tam miasto. taka tam moja majówka! dobraaa, pytanie: 

co oprócz starego miasta i wawelu warto zobaczyć??

za jakieś sugestie z góry dziękuję :)

4. Trenuję!
Nie wiem czy są efekty. Nie wiem, nie wieeem. 
Ale już się chyba uzależniłam. Bez codziennego ruchu czuję się dziwnie. 
Wciąż kręcę hula hop
Wciąż jeżdżę na rolkach
Wciąż ćwiczę z Mel B- ostatnio mniej bo mi się nudzi, muszę ją kimś zastąpić. Przykro mi Mel! 
I wciąż nie pokochałam biegania, chociaż wczoraj i przedwczoraj nadal próbowałam. Kondycja bez zmian. 10min biegu, 15 min marszu. Chociaż nie!! Wczoraj biegałam 12min!! Postęp?

Dobra, na koniec macie jeszcze mnie. Wiem, te zamazania nie prezentują się ładnie, ale chcę uniknąć sytuacji oceniania mojej bielizny :D 




To tyle.
;*

27 kwietnia 2013 , Komentarze (30)

WITAJCIE!!

Czas na kolejne refleksje z tyłka wzięte. A dokładniej z dzisiejszej wizyty w pizzerii i napatrzeniu się na chude tyłki dziewczyn wciągających ze smakiem duże kawałki pizzy. 

Dlaczego niektórzy jedzą co chcą, kiedy chcą, jak chcą i cały czas są chudzi?? 
Wszyscy znamy kogoś kto je fast foody, słodycze i nie tyje!!
Dlaczego??
To takie niesprawiedliwe!!


Hmmm... może to było jednorazowe wyjście. Może nie jedzą tak na co dzień. 
A ja Wam powiem, nieprawda! 

Przykład z mojej uczelni. Dziewczyna chuda, jakbym jej nie znała powiedziałabym: musi się zdrowo odżywiać takie piękne ciało. Ehe. 
Co drugą przerwę słodycze. Kanapka bez majonezu to dla niej nie kanapka. Mamy fast fooda pod uczelnią, gości tam jakieś 3 razy w tygodniu. Do tego zawsze mówi, że popołudniami jeździ do chłopaka i jada z nim kolację, a tam serków wiejskich raczej nie podają.  
Przykładów takich osób miałabym jeszcze wiele.

W czym tkwi sekret?? 
Myślę... i przypominam sobie siebię sprzed kilkunastu lat.
Zawsze byłam szczupłym dzieckiem. Jadłam słodycze, smażone obiadki a moim ulubionym "deserem" po kolacji były chipsy zajadane przed tv. 
Dlaczego nie tyłam?? 
- to były czasy gdy na podwórku spędzało się cały dzień, non stop w ruchu. Zajadane chipsy po takim aktywnym dniu nie były więc niebezpieczeństwem dla mojego ciała. 

Później poszłam do szkoły. Tyć zaczęłam w gimnazjum. Przez co?? 
- Przed szkołą nie jadłam śniadań. Próbowano we mnie je wmuszać, bez skutku. Brałam kanapki do szkoły. A jestem osobą, która stresuje się byle czym. Byle klasówka, byle sprawdzian, a u mnie stres. W stresie nie jem. Potrafiłam więc nie jeść od rana do godziny 14:00. Przychodziłam do domu i się zaczynało. Nie mogłam doczekać obiadu i najczęściej najpierw jadłam te kanapki ze szkolnego plecaka. Później kaloryczny obiad, dużo i z dokładką. Po obiedzie szły słodycze. I tak do kolacji ciągle coś.
Popełniłam wielki błąd! Zgubiło mnie to śniadanie!
Zepsułam sobie metabolizm, który oszalał.



Więc dlaczego te wszystkie szczupłe osoby takie są?? 
- mogą mieć dużo ruchu
- jedzą regularnie, nie mają napadów, nie robią sobie uczt. 
- jedzą jak są głodne, to na co mają ochotę, aż nie poczują sytości. 
- często są to małe porcje, którymi się zadawalają
- albo po prostu takie geny, wszyscy w rodzinie chudzi to i oni tacy (dostać takie geny to byłoby dla mnie coś w rodzaju wygranej w totka)   

I wcale nie muszą jeść białka na kolację by nie tyć. A owoce jeść tylko do południa.

Inna sprawa to kwestia zdrowotna. Chociaż przez pół życia jedząc niezdrowo byłam bardziej zdrowa niż teraz. Ale o tym już nie tu, nie w tej chwili. I tak się rozpisałam, eh. 

Chciałam tylko odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego oni TAK jedzą i nie tyją!?  
A my przejmujemy się kawałkiem pizzy, czekolady czy smażonym kotletem!
W odpowiedniej ilości wszystko dla ludzi! 


25 kwietnia 2013 , Komentarze (34)

KOCHANE!!! 

Wiecie jak bardzo mnie zmotywowałyście?? 
Jakiego dałyście mi kopa w ten leniwy tyłek?? 

Dostałam tyle wiadomości i komentarzy bym nie rezygnowała tak szybko z biegania, że zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Z jednej strony ciągnęło mnie do tego by spróbować raz jeszcze, a z drugiej myślałam: a co jeśli ja naprawdę nie lubię biegać???!!!

Pisałyście, że Wy też na początku nie mogłyście się przekonać do tej formy aktywności, a teraz nie wyobrażacie sobie bez tego życia. I postanowiłam.
DAM SOBIE SZANSĘ. 
DAM SZANSĘ BIEGANIU.

Po podjęciu decyzji zaczęłam zastanawiać się kiedy zacząć. 
Jutro? Pojutrze?? Po weekendzie???  Po majówce???! DZISIAJ?
Hmmm... DZISIAJ?! W czwartek?? Wypada zaczynać w czwartek?? 

Ok. Nie ma co tego przeciągać. Jak mam biegać to każdy dzień jest dobry. Nie szukam już wymówek. 
Poszłam!

Moje założenie: biegnę wolnym tempem, z przerwą na marsz, tyle ile dam radę. Nic na siłę.
Przetruchtałam 10min i przemaszerował całe 15min. Łącznie 25min wysiłku. 
Robiłam to z innym nastawieniem i już nie ciągnęłam za sobą języka ledwo łapiąc oddech. 
Wdech
Wydech
Wdech
Po powrocie pyszna kolacja i wiem już, że jutro też znajdę czas by próbować zakochać się w tym sporcie. Bo jeszcze go nawet nie lubię. Nawet "akceptuję" to za duże słowo. Dopiero zaczynam go tolerować. I nic nie obiecuję. Ani sobie, ani Wam. 

Bo co jeśli ja naprawdę nie lubię biegać???

Chcę odnaleźć w sobię tę duszę dziecka w trakcie biegu... :)


Teraz coś z mojego menu: 



pieczone jabłka z cynamonem

razowy makaron z sosem pomidorowym


DOBRANOC! :*


23 kwietnia 2013 , Komentarze (80)

WITAJCIE! 

Zmotywowałyście mnie!! Gdzie nie zajrzę, wszyscy biegają!!
Ty biegasz, to czemu ja nie mogę?? Pomyślałam i postanowiłam. Pójdę biegać! No aleee jak to bywa ze mną...
- wczoraj miałam lenia. Przyznaję się, nie zrobiłam NIC! 
- przedwczoraj byłam zmęczona po moim codziennym zestawie ćwiczeń. Sił brak. 
- 3 dni temu przekładałam to ciągle "na później" i wieczorem stwierdziłam, że "później" może oznaczać "jutro". Jak wiadomo jutro nie nadeszło.
- 4 dni temu pomysł narodził mi się w głowie, więc mógł poczekać :D



Aleee... wiecie co?? 

Budzę się dzisiaj rano! Patrzę za okno, brak słońca!! Co?! Czemu?! Jak to?! No trudno. Patrzę na zegarek 6:00. Znowu. Znowu budzę się o 6:00. 
Mam wybór: Mango TV lub udowodnienie sobie, że jednak mogę!! Wstaję. Zakładam legginsy, bluzę, słuchawki z ulubioną muzyką i wychodzę.
Pierwsze moje spostrzeżenie jest takie, że zimno!! Trzeba się rozgrzać więc zaczynam biec. Mieszkam w pobliżu parku więc to idealne miejsce na poranny wysiłek. 
Biegnę!
Biegnęęęęęęęęęęę
Biegnęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę



Czuję, że trwa to godzinę. A ile biegnę??? Całe 5minut a ledwo żyję!!!
Wiatr wieje mi w twarz i jest jeszcze ciężej. Tak, to pewnie przez to! Zmieniam kierunek biegu, może z wiatrem będzie łatwiej. 
Rozpoczyna się druga piosenka z mojej playlisty hitów, które miały dać mi moc, a ja już odpadam. Nie poddaję się jednak!


Biegnę dalej!!!!!
i biegnęęęęęęęęęęęęęę
i biegnęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę
I TOCZĘ SIĘ!!! 
I już nie mogę!! 
14min!! Tyle to trwało.

HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA, śmiejcie się! 

Wracam do domu i czuję się jakbym przebiegła maraton!! 



Jestem jednocześnie dumna i zawiedziona. 
Dumna bo spróbowałam! Nie odłożyłam tego ponownie! Potrafiłam się zmobilizować! Potrafiłam wstać i zrobić to!
Zawiedziona bo tak bardzo chciałam, a tak bardzo nie wyszło.
Chciałabym polubić bieganie, naprawdę! Chciałabym móc z lekkością przemierzać okolicę, a nie z gracją słonia i szybkością żółwia toczyć się po chodniku z wywalonym jęzorem. 
Wiem, że do tego potrzeba czasu by nabrać kondycji. Ale to nie jest dla mnie. Nie chcę. Nie lubię. Nie sprawia mi to żadnej przyjemności. 




I tak kończę moją przygodę z bieganiem. 
Może za jakiś czas znowu spróbuję... nie mówię, że nie. 
W końcu kiedyś nie tknęłabym większości rzeczy, które jem teraz. 
Kiedyś lubiłam spać do 11:00. 
Kiedyś słuchałam hip hopu. 
To może KIEDYŚ polubię bieganie! 


Aktualnie wracam do mojego hula hop,
do rolek, do spacerów, 
i do ćwiczeń na moim dywanie, w moim pokoju, z YT. 

BO NAJWAŻNIEJSZE BY ROBIĆ TO CO SIĘ LUBI! 

21 kwietnia 2013 , Komentarze (17)

Witajcie kochani!!!

Ohohohoho! Jak miło, że osób z typem 3 jest tu tak wiele!! Oby tak dalej!

Dzisiaj jeszcze mało o mnie, a więcej do Was.

Zainspirowana pewnym komentarzem chciałabym polecić Wam przepis na sukces i zdrowe schudnięcie!

Co nam będzie potrzebne? niewiele: 
- trochę rozumu
- trochę zbyt dużo ciała
- trochę motywacji
- dużo samozaparcia

GOTOWI???



Na początek korzystamy z rozumu.
Wspominałam już chyba, że nie schudniemy 20kg w miesiąc, nie schudniemy jedząc fast foody, nie schudniemy jedząc słodycze, nie schudniemy siedząc na tyłku 24h na dobę, nie schudniemy na dietach cud, NIE NIE NIE. 
Myślimy!!! 
To tu w naszej głowie zaczyna się cały proces chudnięcia. Brzuch, uda, ramiona, łydki, nic nam się nie wyszczupli jeśli nie zaczniemy od mózgu.
W przeciwieństwie do całego ciała, nie odchudzamy go, ale tuczymy!! Niech się przepełni wiedzą o zdrowym odżywianiu! 
Budujemy bazę do naszego nowego życia!

Co jest zabronione?
- myślenie w kategorii: już  nigdy tego nie zjem! 

Widzisz czekoladę, a jesteś na diecie, jesteś zaprogramowany na: ZAKAZANE. Wszyscy jedzą, ty nie. Wszyscy rozmawiają, śmieją się, ty nie.
Ty myślisz: czekolada- ja- dieta- nie można. Czekolada- ja- dieta- nie można.
Raz nie zjesz, drugi raz nie zjesz. Za trzecim razem kupisz sobie dwie czekolady i pochłoniesz w samotności z myślą: 



NIE, WRÓĆ! Cofnijmy się do początku. Jesteś "na diecie", jesteś zaprogramowany na: mogę wszystko w rozsądnych ilościach. Wszyscy jedzą, ty też się częstujesz. Wszyscy rozmawiają, śmieją się, Ty też. Czekolada staje się tylko czekoladą, a nie obiektem tortur psychicznych. Zjesz kawałek (w towarzystkie nie pochłoniesz przecież całej), zaspokoisz głód na słodkie i nie dorwiesz się do dwóch czekolad w domu. 
Lepiej?? Lepiej!!!

Ok. To mamy już rozum. Rozum często przegrywa z sercem.



Serce nasze jest jeszcze przecież za słodyczami, za chipsami, za gazowanymi napojami, za fast foodami! 
I tu warto mieć własną motywację. Coś, co gdy serce będzie się wyrywało do budki z zapiekanką, krzyknie STOP.

Przecież nie chcemy takiej przyszłości tego lata: 

Ale motywacją może być wszystko. Jeśli tylko da Ci to kopa w trudnych chwilach niech to będzie nawet i piękny wygląd modelki przerobionej w photoshopie.

!!!!!!!!!!!

Ok. To mamy już zmienione myślenie pod kątem zdrowego odżywiania i mamy odpowiednią motywację. To już jest połowa sukcesu!! 
Szczypta marzeń, odrobina wsparacia innych, garść rozsądku i druga połowa przyjdzie z czasem, wraz z ubywającymi kilogramami, wraz z poznawanymi nowymi smakami, wraz z pochwałami od innych osób, w końcu wraz z osiągnięciem celu!!!


A każdy kto ten cel osiągnie i go utrzyma może być z siebie dumny! Bo dokonał prawie niemożliwego! Pokonał własne słabości! A wszyscy wiemy jak jest ciężko. 
Każdemu, bez wyjątku przyznałabym złoty puchar!!! 


Mam nadzieję, że każdy kto to czyta prędzej czy później na niego zasłuży!!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.