Blagam niech mi ktos pomoze...nie radze sobie chyba ze soba...mam tyle mysli w glowie, nie spie, wczoraj kompletnie nic nie jadlam,czuje ze nie moge tak dluzej.
Siedze i lzy naplywaja mi do oczu...moze to nie moiejsce by pisac o tym ale gdzie indziej mam to zrobic????nie mam gdzie wiec nie negujcie mnie za to prosze.
Nie moglam doczekac sie rana by zajac mysli czym innym...leze kolo czlowieka ktory pomimo tego co przeszlam wbil mi noz w plecy...to dziwne, okropne i przeraza mnie...co zrobic?odejsc?wybaczyc?przeciez nie zapomne...mowil ze kocha a kochal tez inna...czy ona jest wazniejsza?prawdziwie kochana?moze tylko to wspolczucie go trzyma przy mnie?
jak zyc???jak oddychac???nie mam sily,dlaczego nie moge zyc normalnie?nie moge kochac?kochac bez tych wszystkich mysli w glowie?
Chce zyc bez tego wszystkiego,tak bardzo chce, mam ochote to wykrzyczc calemu swiatu.
mam tyle zalu w sobie tyle nerwow,smutku,chce to z siebie wyrzucic ale nie potrafie nie wiem jak..................................................................nie wiem jak.
Ciagle mam to w glowie,kazdego dnia,w kazdej sytuacji..zasypiam i budze sie tylko z jedna mysla...czy to ma sens?czy On mnie kocha?jaka jest prawda?co powinnam zrobic?czy jestem naprawde skazana tylko na cierpienie?ile jeszcze?a moze Bog wiedzial komu to powierzyc?moze tak poprostu mialo byc?moze tak chce?ale ja juz nie mam sily...nie jestem az tak silna...nie jestem...to ciagle do mnie wraca...w kazdym jego usmiechu gescie, slowie....