No i pojawia się w mojej głowie pytanie dlaczego? Dlaczego ja? dlaczego nie?
Postanowiłam więc przeanalizować przyczyny braku mojego sukcesu i oto do czego doszłam :-)
1. to wszystko przez mojego męża, który robi pyszne kanapki, sam nie potrafiąc zrezygnować z pieczywa, robi mi tzw. "smaka",
2. będąc na diecie nie powinnam karmić mojej córki, która zawsze coś zostawi - nie doje, a ja gospodarna matka dojadam po niej, nawet jeśli nie jestem sama głodna,
3. bałam się , że na trzecim miejscu będzie moja słabość do słodyczy, ale....z dumą przypomniałam sobie sytuacje, w których odłożyłam batonik, czy czekoladę, którą sięgała moja słaba prawa ręka ;-) (wyjątkiem jest dojedzenie wczoraj niedojedzonego pączka przez moją córkę)
4. moja praca nie sprzyja odchudzaniu, wszystkiemu jest winny szef , który zarzuca mnie wirem pracy , gdzie ciężko jest wygospodarować przerwę na siku, nie mówiąc już o regularnym jedzeniu małego "co nieco"
5. brak regularnych ćwiczeń - patrz punkt 4 , kiedy wracam zmęczona z pracy nie mam ochoty na nic, no może na większość rzeczy w tym ćwiczenie....chociaż w niedzielę sobie poćwiczyłam ;-) , ale niedziela jest raz w tygodniu.....
6. na miejscu szóstym jest nieregularne jedzenie patrz pkt. 2 i 4, plus fakt, że nie mam pomysłu co sobie przygotowywać, żeby było zdrowe i niekaloryczne, kiedyś korzystałam z diety vitalii i teraz bazuję na jakiś historycznych, przypadkowych zestawieniach, ale to już jest nudne ;-(
Jak sobie z tym poradzić, co zmienić? Nie chcę iść na skróty zależy mi na trwałej utracie wagi, więc odrzuciłam myśl o dopalaczach odchudzania. Zamierzam uruchomić plan B. Jeszcze tworzę go w swojej głowie, ale niebawem wcielę go w życie. Ciekawe, czy się uda?