Miałam napisać jeszcze wczoraj wieczorem, ale w piątki trochę z tym ciężko, bo mąż wraca z delegacji :) Całkiem nieźle wczoraj poszło. 2 razy dziennie TurboJam. Potem trochę adrenaliny związanej z jazdą naszą fordziną po błotnistej drodze. I dłuższy spacer - do sklepu :).
Z odżywianiem trochę gorzej, bo o ile w ciągu dnia daję radę wieczorem przychodzi kryzys. No zgrzeszyłam wczoraj bo zjadłam dużą garść czekoladowych płatków śniadaniowych, ale myślę że to i tak mniejsze zło w porównaniu z pizzą, którą miałam ochotę zrobić. Niestety jeśli chodzi o jedzenie to moja silna wola ... staje się bardzo słaba. Na dodatek mój mąż wczoraj kupił mi Jojo (które wprost uwielbiam) no i niestety też jakoś je zjadłam, na szczęście mój synek był ze mną to się z nim podzieliłam, więc pochłonęłam jakieś 200 kalorii, które potem spalałam ... z mężem :)
Dzisiaj, jak zwykle rano, zjadłam śniadanko - trochę kaszy manny. Nie wiem czy to dobrze, ale bardzo ją lubię a poza tym daje mi sporo energii z rana. Ćwiczenia były delikatniejsze i bardziej przypominały rozgrzewkę, ale mam spore zakwasy i trochę boję się kontuzji, więc poruszałam się tylko, żeby się rozruszać. Popołudniu dam sobie większy wycisk. No i mam nadzieję że będę się mogła powstrzymać przed pokusami żywieniowymi dzisiejszego dnia :)