No i jest rywalizacja;]+okiem facetów+projekt
domku
Znajoma się odchudza!
Ta znajoma, z którą zawsze rywalizowałam, która z nas schudnie i będzie wyglądać lepiej. No, to teraz jestem nakręcona;] Już nie raz pisałam, jak bardzo motywuje mnie chęć udowodnienia sobie i innym, że jestem najlepsza;P
Sprawa przedstawia się następująco:
ta znajoma jest o 10cm niższa ode mnie i waży 5kg więcej.
Ona stosuje dietę-> Nie jem nic, no, góra jeden posiłek dziennie. Jej sprawa.
Dobrze, że mam te 5kilo zapasu, bo ona przez to niejedzenie może początkowo gubić szybciej, ale później przyjdzie kryzys, a ja powolutku będę sobie robić kroczki do moich 55kg...;]
Jakby co, to będę zdawać relację z tego wyścigu;))))
Ciągle czekam na mojego Asystora. Oby w poniedziałek przyszedł.
Dzisiaj byliśmy z mężem i Malutką na spacerze i spotkaliśmy jednego znajomego. Ogólnie poznaliśmy się, kiedy byłam w ciąży. On już wtedy przy każdej możliwej okazji dawał mi do zrozumienia, że jest mną zainteresowany (nieważne, że byłam w ciąży). Nie miało znaczenia to, że mój mąż widział jego zachowanie, że jego kobieta jest obok... Kiedyś podczas jakiejś luźnej rozmowy na tematy damsko-męskie powiedział w towarzystwie, że nie zaprzecza, że może miałby ochotę zdradzić swoją kobietę np. ze mną, albo innym razem, kiedy opuszczaliśmy z mężem imprezę, żegnając się przytulił mnie i powiedział, że pięknie pachnę i nie może się oderwać... Było kilka takich sytuacji, po czym zaczęłam go unikać, bo bardzo lubię tą jego kobietę i było mi strasznie głupio, że on tak ją traktuje. Wracając do tematu, spotkaliśmy go dziś na spacerze. Spojrzał na mnie i powiedział, że schudłam. Ja na to, że to chyba dobrze, a on mi odpowiada, że właśnie schudłam za bardzo, bo dla niego kobieta musi mieć trochę ciałka. Widać było, że był troszkę zawiedziony... Hihi, śmiesznie, człowiek robi, co może, żeby zrzucić i czuć się atrakcyjną, a tu ktoś ci powie, że za bardzo schudłaś... W takim razie pytam: żreć, czy nie żreć, oto jest pytanie...
Chyba jednak wolę jeszcze troszkę schudnąć;]]]]]]]
Z takich spraw ważnych, a nie dotyczących odchudzania, to jesteśmy na etapie podejmowania ważnej decyzji dot. projektu naszego domku, który mamy zamiar wybudować. Początkowo wybraliśmy malutki domek, tani w budowie, ekonomiczny, po prostu taki, który będziemy w stanie zbudować bez kredytu na 30 lat. Tylko, że tam były 2 sypialnie, salonik malutki, bez garażu... Mimo wszystko podobał mi się, bo miał śliczny ganeczek przed wejściem i uroczy tarasik z tyłu. Od kilku dni przeglądamy projekty i stwierdziliśmy, że jak coś robić, to porządnie i na chwile obecną jesteśmy prawie zdecydowani na taki z trzema sypialniami, dosyć dużym salonem, z garażem... Jak koś chce, to można zobaczyć:
http://www.extradom.pl/projekt-domu-cztery-katy-ii-WAH1137
Podoba się? Wprawdzie będzie on już dużo droższy, ale w sumie, to przy takim wydatku, 40 czy 50 tysięcy nie robi większej różnicy... Nasza działka mieści się w przepięknej okolicy poza miastem, teren z trzech stron otoczony laskiem... Aż się nie mogę doczekać! Mamy dosyć mieszkania w dużym mieście, gdzie o chwilę słychać ijo-ijo, karetki i policję itd... Ogólnie nasza działka jest tak duża, że zmieściłyby się tam spokojnie 2 domy, więc mamy jeszcze pole do popisu, jeśli chodzi o ogród;)))
To by było na tyle na razie. Będę się odzywać. Buziaki.
Lecę poczytać Wasze pamiętniki;))))
Jem za dużo soli!!! Czym ją zamienić, jeśli nie
można zrezygnować? (+Asystor Slim)
Dziś, jedząc śniadanie znowu sobie pozwoliłam... Miałam ograniczyć sól, bo jak wiadomo, zatrzymuje wodę w organizmie. A ja robię kanapeczkę z Wasy, kładę pomidorka i sypię tej soli, jakby miał mi ktoś zabrać zaraz... No masakra! Dlatego zaczęłam troszkę szperać w necie (dopóki można;P) i znalazłam taką "ulotkę":
Po przeanalizowaniu tego, stwierdziłam, że będę mieć miażdżycę!!!
JEM STANOWCZO ZA DUŻO SOLI I PRODUKTÓW JĄ ZAWIERAJĄCYCH!!!
Dlatego postanowiłam się dowiedzieć, czym ją zastąpić i oto, co się dowiedziałam:
*można używać soli himalajskiej. Jest zdrowsza od zwykłej kuchennej, ale też jakieś 10 razy droższa...
*można używać też soli morskiej i jest chyba najbardziej przychylna dla naszego organizmu
*należałoby do dań dodawać dużo ziół, podobno to zmniejsza naszą chęć na solenie...
Tak więc chyba się skuszę na sól morską. Oto, co jeszcze o niej przeczytałam:
"Sól morska w ostatnich czasach jest niezwykle doceniana. Sól morska zawiera duże ilości mikroelementów i idealnie oczyszcza nasz organizm z toksyn i resztek przemiany materii, poprawia wygląd naszej cery, pomaga w leczeniu trądziku oraz "pomarańczowej skórki", a dodatkowo wpływa na poprawę krążenia. Korzystając z zabiegów z wykorzystaniem soli morskiej sprawisz, że Twoja skóra będzie znacznie zdrowsza."
Czyli postanowione.
Chciałabym jeszcze dodać, że zakupiłam na allegro Asystor Slim, bo nie mogę sobie poradzić z wieczornym podjadaniem. Czekam na przesyłkę. Czytałam dużo pozytywnych opinii, więc jestem pełna nadziei;)))
Do karenknightly!
Coś koleżankę w dupkę ugryzło? Każdy może mieć inne poczucie humoru. Żałosne jet to, że walisz komentarze, a swój pamiętnik masz "tylko dla siebie" i nawet wiadomości ci wysłać nie mogę ("ci" z małej litery, bo wielkiej używam do osób, które szanuję). Mój pamiętnik, piszę to, co chcę. Równie dobrze mogę napisać, że skoro ciebie ten dowcip nie bawił (a mnie tak), to masz zje*ane poczucie humoru i w ogóle cała jesteś zje*ana... Tyle w temacie.
PMS;[ + zazdrość męża ;D
Pierwszą po ciąży @ miałam podczas pobytu w Polsce. Właśnie zbliża się kolejna. Czuję to całą sobą Czuję, że:*zeżarłabym wszystko, co znajduje się w kuchni i to nadal nie byłoby to, czego szukam i na co mam ochotę,
*szukam zaczepki (wchodzenie na temat pieniędzy i teściowej w rozmowie z mężem, to grozi wybuchem wulkanu)
*mam mniej cierpliwości
*nie mogę znaleźć tematu do rozmowy z mamą, czy znajomymi, z którymi zawsze tematy były...
... itd, itp...Czyli ogólnie, ciąża nic nie zmieniła i nadal przed @ zamieniam się w jędzę straszną i ostrzegam, bez kija nie podchodzić!!! Kurde, wkurzam się na potęgę, bo już tak dobrze mi szło z dietą, a tu trzeba coś zjeść, bo ochota jest na wszystko, a jak sobie nie pozwolę, to będą ofiary w ludziach Swego czasu jeszcze bym się pohamowała troszkę, najwyżej spaliłabym 2 razy więcej papierosów, niż zwykle, ale skoro nie palę (to już... hmmm, ile dni? tydzień? czyżby?), to muszę coś przegryźć, bo bym zwariowała!!!Tak z optymistycznych rzeczy, to moja córunia jest kochana: wczoraj po karmieniu o 19.00 zasnęła i nie obudziła się w nocy wcale, dopiero ok. 7.00 dziś rano. Oby tak dalejAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Zapomniałam! Miałam Wam napisać, jakie sceny zazdrości urządza mi ostatnio mąż Na szczęście raczej robi to z uśmiechem na twarzy, dlatego traktuję to bardziej jako przekomarzanie się, ale jakby nie było, skądś się to bierze.
Chodzi o to, że jest tu u nas polski sklep z artykułami dla dzieci i niemowląt. Mniej więcej w połowie ciąży, kiedy już wyglądałam... tak jak wyglądałam, zaczęliśmy chodzić po takich sklepach, aż trafiliśmy do tego z polskimi artykułami. Stwierdziłam, że właściciel, a jednocześnie sprzedawca jest całkiem całkiem, ale oczywiście zachowałam to dla siebie. Już wtedy sprzedawca "za bardzo się spoufalał", jak stwierdził mój mąż, gdyż zdrabniał moje imię i nieodpowiednio akcentował... Poza tym, kiedy robiliśmy u niego zakupy, to mimo, że byliśmy obydwoje, on zazwyczaj zwracał się do mnie. Od dłuższego czasu się nie widzieliśmy, ale potrzebowaliśmy coś dla córuni, więc pojechaliśmy do tego sklepu. Kiedy pan mnie zobaczył, to zaniemówił, po czym zaczął komplementować "Jaka zmiana!", "Jak ty szybko wróciłaś do formy!", "Pięknie wyglądasz!" itd. Wzroku ze mnie nie spuszczał Wiedziałam, że mąż się gotuje A ten na koniec, kiedy już zmierzaliśmy do wyjścia, powiedział do mojego męża: "stary, ale ty masz szczęście, taką masz żonkę super! Lepiej dobrze jej pilnuj." Odkąd tylko wyszliśmy, czekałam na komentarz. Spojrzałam na męża, a on: "zapamiętaj, że byliśmy tutaj ostatni raz! Fajer będzie mi się na żonę grzał... Na 100% ślinił się na widok twojej dupki kiedy wychodziliśmy", po czym parsknęliśmy śmiechem, więc wiedziałam, że nie mówi poważnie. Ale oczywiście wypominane miałam przez cały dzień i nawet "pożalił" się mojej mamie, że to ja podrywam innych facetów... Dobrze, że mąż nie bierze wszystkiego tak mocno do siebie. Przynajmniej było z czego się pośmiać, a ja troszkę się dowartościowałam, nie ma co ukrywać...
No, to sobie humorek poprawiłam troszkę, a teraz...pójdę coś przekąsić
Dziecko mi się skulnęło z kanapy na podłogę...
Wczoraj przeżyłam prawdziwy horror!!! Płakałam razem z mym dzieciątkiem!!! Wstyd mi okropnie, ale muszę się wyżalić, "wyspowiadać", bo serce mi pęka, jak sobie przypomnę...
Ale od początku.
Siedziałam z córunią w salonie. Jak zawsze: ona leżała na swoim kocyku, ja siedziałam obok i "rozmawiałyśmy", bawiłyśmy się... Od kilku dni robię tak, że odsuwam stolik pod balkon, rozkładam na podłodze kilka kocyków i kulamy się z córunią, rozsypujemy zabawki i jest wesoło. Chciałam też tak zrobić wczoraj, więc przesunęłam córkę dalej od brzegu kanapy, by móc zestawić laptopa ze stolika na podłogę i następnie przesunąć ten stolik o 1,5metra. Zdążyłam sięgnąć po laptopa i odwrócić się tyłem do dziecka, nawet nie wstałam z kanapy i słyszę łomot! Nawet mi do głowy nie przyszło, co się mogło stać w niecałe 2 sekundy!!! Odwracam głowę, a moje dziecko leży skulone na podłodze, sięgam do niej, ona na mnie spogląda i dopiero reaguje... I KRZYK, PŁACZ... mój i córki;((((((((((((((((( Ona aż się zanosiła płaczem! Moje serduszko najdroższe... Oczy mi się same łzami wypełniają, jak sobie przypomnę ten widok i jej płacz i jak jeszcze potem przez sen łkała;(((
Zadzwoniłam z rykiem do męża, który natychmiast przyjechał z pracy. Nie wiedziałam, czy lecieć do szpitala, czy poczekać, więc obejrzałam dokładnie główkę- ani śladu, żadnego siniaka, czy guza, nic! Ufff, trochę mi ulżyło, widocznie nie uderzyła się w główkę. Następnie posprawdzałam rączki i nóżki, podotykałam i nic złego się nie działo, nic nie spuchło, mała nie zareagowała płaczem na mój dotyk, wszystkie odruchy normalne, więc zrezygnowałam z wizyty w szpitalu. Musiała się nieziemsko przestraszyć, biedulka... Dlatego też wczorajszy wieczór był nieudany, a mała zasnęła mi dopiero przed północą, a wcześniej miała tylko około 10-15minutowe drzemki... Na szczęście dziś wszystko wróciło do normy. Oczywiście musiałam jeszcze na ten temat poczytać na necie, co mnie, o dziwo, uspokoiło, bo kobiety pisały, że 90% dzieci spada z kanapy, łóżka itd, i zazwyczaj kończy się płaczem i strachem młodej mamy. Dobrze, że mamy niziutkie kanapy... Co nie zmienia faktu, że trochę mnie wczorajsze zajście przybiło. Z dosyć pewnej siebie mamuśki zostało niewiele;(
Żeby nie było tak całkiem pesymistycznie, to pochwalę się, że dietka idzie dobrze, jak na razie. Dziś rano waga pokazała 59,7, ale ze zmianą paska poczekam, aż się wszystko ustabilizuje. Mija mi również trzeci dzień bez papierosa i bardzo mi z tym dobrze, choć wczoraj byłam blisko odpalenia... Jednak pomyślałam sobie, że nie będę z wypadku córki stwarzać sobie okazji do zapalenia fajki. Aż się na siebie zezłościłam!
Kończę. Może jeszcze zdążę Was poczytać, jeśli mój Skarbek się nie obudzi...
Liczba wypalonych dziś papierosów- 0 ;)))
[Rywalizacja]
No, to pierwszy dzień bez papierosa za mną Nie było tak tragicznie. Zobaczymy, jak będzie dalej- oby tak samo Już nie mogę się doczekać, kiedy przestanę liczyć dni bez papierosa, bo stracę rachubę, lub po prostu zapomnę. Ale wszystko po kolei, cierpliwości A jeśli chodzi o dietę, to też nie było źle, jednak czuję teraz, że zaczyna mnie przyciągać kuchnia, więc szybko weszłam na Vitalię, żeby przestać szukać...
Dziś jedna znajoma napisała na F-booku, że zaczyna odchudzanie, więc ja oczywiście stwierdziłam, że muszę być lepsza i sama się w ten sposób nakręcam. Jaka ja jestem stuknięta pod tym względem! Tak samo, jak usłyszałam, jak jeden znajomy mówi o takiej jednej, że schudła i bardzo dobrze wygląda, to zaraz poczułam, że muszę schudnąć, żeby o mnie też tak mówili Zawsze to jakaś motywacja Chyba po prostu muszę z kimś rywalizować
Po wizycie w Pl, noworoczne postanowienia i
wywody.
Witam w 2012 rokuCzas spędzony w Polsce był niezwykle niedietetyczny, aczkolwiek po powrocie nie przewróciłam się po wejściu na wagę. Po 18 dniach mamusinego, świątecznego lub szybkiego (czyt. FAST) jedzenia, z cudownych 59,8kg wskoczyłam na pułap 61,7kg. Myślałam, że będzie gorzej, bo wierzcie mi, nie oszczędzałam się...25 grudnia nasza córunia została ochrzczona, więc ma już swojego Aniołka Stróża i nie muszę jej już użyczać swojego Wszyscy byli pod wrażeniem, jak szybko wróciłam do formy po ciąży. Miło było to usłyszećI nie wstydzić się pokazać ludziom. Oczywiście komplementowali wszyscy oprócz TEJ, która rodziła 2 tygodnie przede mną i wygląda, jak anoreksja... Lepiej nie będę wchodzić na jej temat, bo okazuje się, że MATKA POLKA, wszechwiedzący pępek świata, upija się do prawie nieprzytomności z byle okazji, nieważne, czy to wieczór, czy przedpołudnie i zostaje w domu z dwójką dzieci pod opieką (w tym jedno trzymiesięczne...). Tyle w tym temacie, bo się za bardzo rozpiszę...Przejdę chyba do tych postanowień, bo tutaj też będą nawiązania do minionego pobytu w kraju.1. OSZCZĘDZANIE (mimo, iż nie mieliśmy tego w planach, zaczęliśmy załatwiać sprawy związane z rozpoczęciem budowy. Z racji, że przebywamy za granicą, nie jesteśmy w stanie załatwiać wszystkiego osobiście, bo musielibyśmy z każdą drobnostką latać do Polski, więc "wynajęliśmy" panią, która nam to wszystko załatwi za nas i latem będziemy mogli zaczynać prace na działce. Ale żeby coś działać, trzeba mieć pieniążki. Oto, co postanowiłam:- rzucam palenie [a mój mąż razem ze mną. Po porodzie zaczęłam znów palić i paliłam jak lokomotywa. Już raz udało mi się rzucić palenie z Tabexami, ale cóż, głupota ludzka... Dziś w południe spaliłam ostatniego papierosa.]- wykorzystuję produkty do końca [szampony, żele pod prysznic, pasty do zębów, odżywki, pudry, fluidy, tusze do rzęs itd. Bo jak mam nowe, to mówię sobie "a, tylko wypróbuję" i nie wracam już do tych niezużytych, które w końcu lądują w koszu. Tym sposobem mam w łazience 3 otwarte pasy do zębów{!!!} i 3 nowe{!!!}. Dziś sprawdzałam.]- przygotowuję racjonalne ilości jedzenia [często zdarza mi się przygotowywać za dużo, a potem wyrzucam. Wiem, będę się smażyć w piekle.]- nie kupuję ubrań, skoro mam w szafie mnóstwo [dziś mój mąż spojrzał na jedno ze zdjęć na ścianie i powiedział, żebym kupiła sobie jasne jeansy, bo tak mu się podobałam w takich, a ja mu na to, że mam dwie pary w szafie, tylko w nie nie wchodzę...jeszcze])2. ODCHUDZANIE (temat poruszony już w ostatnim podpunkcie. Połączenie przyjemnego z pożytecznym. Nie będę kupować nowych ciuchów, bo wejdę w stare, odmówię sobie rarytasków, to też zaoszczędzę troszkę, nie mówiąc już o tym, jak dobrze będę się czuć w swoim ciele)3. BYĆ NAJLEPSZĄ MAMĄ POD SŁOŃCEM (chyba nie potrzeba komentarza. Dodam tylko, że moje oszczędzanie nie dotyczy niczego, co związane z córką, tzn. na niej nie będę oszczędzać)Kurcze, coś jeszcze miało być, ale teraz wypadło mi to z głowyOgólnie rzecz biorąc, nie wiem, czy jestem w stanie poradzić sobie z rzucaniem palenia i odchudzaniem jednocześnie. Jednak priorytetem jest dla mnie niepalenie, więc zaznaczam od razu, że mogę nie być przykładem w tej kwestii na razie...Jak sobie przypomnę, co to jeszcze miało być, to napiszę. Tymczasem idę zobaczyć, co ta moja córunia tak wzdycha...
Ogrom radości i odrobina żalu... (+kolejny wiersz)
Zacznę od tych wspaniałych wieści, jakie mam do przekazania:
Dziś rano moja waga wskazała
59,8kg!!!
Ogromna radość we mnie wstąpiła i apetyt na więcej!!! Nie jestem z tych wiecznie niezadowolonych, po prostu cel nr 1 osiągnięty;) Paska na razie nie zmieniam, bo może się jeszcze wahać. Zmienię, jak się ustabilizuje.
Cel następny- 55kg i to już raczej będzie cel ostateczny.
Teraz to dopiero będzie walka! Wojna o "wyrwanie" każdego kilogramka, radości i załamania, wpadki itd...., ale cóż, byle do celu;))) Muszę tylko sobie wyznaczyć jakiś termin. Może 12 marca, czyli dzień mojego powrotu do pracy z urlopu macierzyńskiego? 5kg w prawie 3 miesiące? Dam radę??? Bo chcę, żeby to były stracone kilogramy, a nie takie, które wrócą po miesiącu... Wszystko ode mnie zależy. Muszę sobie ciągle powtarzać, że ważne są nawyki- pozbyć się złych i nabyć nowe, dobre...
Ludwik Jerzy Kern
"Apage Satanas czyli egzorcyzmy tyjącego"
Gdy siadam, by rano zjeść skromne śniadanie
ty wizję mi bułki podsuwasz szatanie,
przeżuwam ja sobie swój serek w cichości,
a ty mi z tą bułka, patronie ciemności!
I w ucho mi szepczesz ty ciemna perełko,
że bardzo jest dobre do bułki masełko.
Lecz na nic sączenie tych jadów w mą duszę,
bo ja się szatanie na bułkę nie skuszę!
Bułeczka z masełkiem nie dla nas, nie dla nas,
Apage,
Apage,
Apage Satanas!
To drobiazg powiadasz, to przecież błahostka,
gdy w kawie mej cukru rozpuści się kostka,
żadnego to nie ma znaczenia dla sprawy,
a jak się wybitnie poprawia smak kawy!
Ty bardzo mnie mnie lubisz, ty dobrze mi życzysz,
ty chcesz bym miał w swym życiu trochę słodyczy,
a ja cię zapewniam wbrew twej reklamie,
że ja się na cukier szatanie nie złamię!
Kawusia słodzona nie dla nas, nie dla nas,
Apage,
Apage,
Apage Satanas!
A jak ty potrafisz ty psie czarnooki
wychwalać zwyczajnych kartofli uroki!
Jak umiesz opiewać przysmaki Polaków,
te frytki, te placki, te kluski z ziemniaków!
Już czuję twój oddech, twój łeb czarnokruczy
i głos twój co mruczy, że ziemniak nie tuczy.
Lecz choćbyś rok kusił i ty i twe zbiry,
ja szybko szatanie nie chwycę za pyry,
Nie dla nas, nie dla nas ten polski ananas,
Apage,
Apage,
Apage Satanas!
To był ten ogrom radości, a teraz żal.
Wiele z Was opisuje swoje przedświąteczne przygotowania: porządki, strojenie domów, mieszkań, ogrodów, gotowanie, zakupy itd. A ja? W tym roku na święta lecę do Polski, do Rodziny. Na chwilę obecną myślę tylko ciągle o prezentach i nic więcej. Codziennie robię zakupy w shopping center i widzę ludzi kupujących ozdoby choinkowe, widzę przysmaki i świąteczne promocje, czuję zapachy pomarańczy i mandarynek, słyszę te anglojęzyczne piosenki świąteczne i czuję żal, że tym razem wszystko zostanie zrobione za mnie...
Może to brzmi śmiesznie, ale chyba przyzwyczaiłam się już, że zawsze wszystko na mojej głowie. Mam to po Mamie- Ona właśnie ma już pomyte okna, boazerie, ogólnie posprzątane (jakby kiedykolwiek miała bałagan, odkąd ja i brat się wyprowadziliśmy...), mięsa przygotowane i wszystko to, co można zrobić prędzej... Jest w swoi żywiole. Wszędzie dookoła święta, tylko nie u mnie. Może w Polsce to poczuję? Dziś jechałam autobusem. Było sporo ludzi, a pani kierowca "zapodała" świąteczne hity. Wierzcie mi, że przynajmniej co druga osoba pośpiewywała, mruczała lub tupała do rytmu. Uśmiechnęłam się do siebie, bo to wyglądało jak wesoły autobus, czy wycieczka szkolna;))) Ale nie czułam nic;(
Ja chcę już mieć swój mały, przytulny domek, który w tym okresie zabłyśnie lampkami, będzie pachniał choinką, chcę to poczuć.
Jest iskierka nadziei;)))
Kurcze, w ciągu dnia weszłam na wagę i było 60,9kg, a wieczorem, po siusiu i na golaska było 60,2kg! Już straciłam nadzieję, że do niedzieli zobaczę "5 z przodu, ale znów zaczęłam w to wierzyć;D I chyba tylko ta nadzieja uratowała mnie przed wieczornym jedzeniem.W ciągu dnia zachowałam ładnie dietę, muszę tylko się nauczyć nie jeść wieczorami. Troszkę mi ciężko, ale po prostu muszę wyrobić sobie taki nawyk i będzie ok;)Z dzisiejszej sytuacji morał jest taki, że efekty moich starań mnie motywują, a porażki zniechęcają. Co więcej, "w miarę jedzenia apetyt rośnie", co raczej tłumaczę sobie tak, że jak uda mi się coś zrzucić, to chcę zrzucać dalej (a nie, że zjem troszkę i chcę wpieprzać więcej;P). Jutro rano się zważę. Ciekawe...;]