W ciągu dnia zachowałam ładnie dietę, muszę tylko się nauczyć nie jeść wieczorami. Troszkę mi ciężko, ale po prostu muszę wyrobić sobie taki nawyk i będzie ok;)
Z dzisiejszej sytuacji morał jest taki, że efekty moich starań mnie motywują, a porażki zniechęcają. Co więcej, "w miarę jedzenia apetyt rośnie", co raczej tłumaczę sobie tak, że jak uda mi się coś zrzucić, to chcę zrzucać dalej (a nie, że zjem troszkę i chcę wpieprzać więcej;P).
Jutro rano się zważę. Ciekawe...;]
LunaLoca
15 grudnia 2011, 22:14ja też tak mam, jak się odchudzam i nic nie spada to zaraz mi się odechciewa czegokolwiek
emidi
15 grudnia 2011, 10:05Hm to na tą kolacje weź cos lekkciego :) Raz nie zawsze, a pewnie pójdzieszi tak w ten dzień później spać. Chlebek domowej roboty na zakwasie :D
Karotka21.karolina
14 grudnia 2011, 23:40twój morał się sprawdza i u mnie;P a poza tym szybko i pozytywnie spada ci waga, wiec na pewno bedziesz miała to wymarzone 5 z przodu szybciej niż ci się to wydaje;)pozdrawiam
keyma
14 grudnia 2011, 23:24Też mam problemy wieczorami, mogłabym siedzieć non-stop w kuchni. Jak pokonujesz wtedy ochotę na żarcie?
emidi
14 grudnia 2011, 23:04Oooo wow spadek w ciagu dnia! Gratulacje, rzadko to sie zdarza :D Czesto cud jak jest po nocy hihi. Zazdroszczę i prognozuje ze na pewno zobaczysz 5 do niedzieli tylko bez nocnego podjadanka, niestety jest zgubne :( ale nie ma sensu :D sama własnie pije herbate bo pewnie niedługo przyjdzie wieczorny głodek. Miłej nocki :)