Drugi dzień
Dzień drugi i nie wiem czy to moja psychika,ale czuję efekty he co najśmieszniejsze ja je widzę:)
Miałam robić foto menu, ale zapomniałam:), nic straconego zawsze mogę zacząć od jutra:) Jak na razie podsumowując dwa dni, nie jest źle, nie chodzę głodna, nie podjadam i nie rzucam się na słodycze śliniąc się i niszcząc wszystko w koło.:) Na wagę na razie nie wchodzę, to jest jeden z moich demonów, zaraz po patrzeniu w lustro, boję się spoglądać na wagę. Mimo to,że wiem przecież,że jestem gruba i brzydka, to wolę tego nie widzieć i sobie tego jawnie nie udowadniać.
Od jutra postaram się spisywać co pożeram i wrzucać zdjęcia.A i może jeszcze coś o ruchu, lekarz zabronił mi się zbyt intensywnie poruszać, odpada większość aktywności, pozostaje jedynie basen, joga i pilates. Zapiszę się po czwartku, gdy będę wiedziała co z pobytem w szpitalu,jeśli pobyt znów się odwlecze od piątku ciężko zaczynam zrzucać kilogramy,a natenczas pozostają spacery, jak u starej babuleńki
10 na plus:/
Po dość długim czasie i dziesięciu kilogramach na plus powracam,tym razem ze zdwojoną motywacją i dodatkowymi szeregami fachowej pomocy.Hmmm co tu napisać, wydarzyło się dość sporo rzeczy,które wpłynęły na mnie i na moje samopoczucie w znaczący sposób. Okazało się,że nie mogę mieć dzieci, że mam chore jelita, stłuszczenie wątroby, anemię i problemy z wchłanianiem żelaza, i wszystkie te składowe w całości stworzyły opłakany stan mnie, popadłam w depresję, stałam się antyspołeczna i stronie od ludzi, wstydzę się siebie, tak że nie potrafię spojrzeć nawet w lustro. Może tym razem się uda, może dzięki drogim(sic!) radom dietetyka , jeszcze droższym badaniom i najdroższym suplementom się uda. Wiem,wiem, powiecie"po co?nie ma sensu,dasz sama radę,my dałyśmy..." Tyle że nie blokują mnie tylko choroby mojego ciała, ale i duszy, to ona w większości przypadków nie pozwala mi schudnąć,może po prostu za bardzo tego pragnę...Jedno jest pewne, jeśli coś się nie zmieni, nie wiem czy dłużej dam radę. Głowa do góry, kiedyś podobno byłam twardzielem:)
Mówią,że...
...że szczęście przychodzi z czasem,więc po wielu burzach mózgu,doszłam do ogłuszającego mnie wniosku,w moim świecie czas,w takim wypadku,nie istnieje...Czy zdarzyło się Wam czuć kiedyś,że coś tracicie,coś bardzo ważnego,mieć przeczucie,że coś mija,że było to coś ważnego i Wasze życie bez tego będzie puste,niepełnowartościowe?Ja to czułam i co najgorsze czuję cały czas.Straciłam to co w życiu najważniejsze-miłość.Tylko czy On tak naprawdę kochał?Tego nie wiem.Życie jest śmieszne,czasem bezczelne.Zakochałam się,nie,pokochałam faceta z narzeczoną,z planami na przyszłość,chłopa lewego i zupełnie innego,niż mogłabym przypuszczać,że się zakocham.Tak,dlatego wiem,że to miłość,bo kocham go w całości,nie zalety,ale wady.Mam przed oczami jego uśmiech i jego wkurzony wyraz twarzy i kocham,bo...bo jestem głupia.Wiem,że nie ma szans,nie zostawi tego,do czego doszedł z tą dziewczyną,taki jest,nie jest dla Niego najważniejsza miłość.Nie widziałam go pół roku,a serce wciąż krzyczy,wrzeszczy jego imię,nic nie pomaga,nic nie jest w stanie mnie od tego uwolnić.Przecież może mieć już żonę,dzieci...Na szczęście trzeba długo czekać,czasem zbyt długo,by w nie nadal wierzyć...
Chciałabym nie musieć tu pisać takich głupot,bo tak sama uważam to wszystko za głupotę,bo czyż miłość nie jest nie tylko ślepa,ale i głupia.Najgorsze jest zakochać się bez wzajemności,kochać nie będąc kochaną,pragnąc zakazanego...
Laba
Hmmm rzadko się tu pojawiam,bo po przeprowadzce nie zdołaliśmy jeszcze założyć sobie neta,cóż zarobieni jesteśmy heheh Taka głupota,ale jakoś wydaję mi się,że nie powinnam tu prowadzić pamiętnika.Dlaczego??Bo nie robię nic tak naprawdę,żeby coś w swoim życiu zmienić.Dieta??Jaka dieta??To ja się pytam??Hehehe jedyne co zrobiłam,to faktycznie ograniczyłam jedzenie(oczywiście przez tablety,a nie dzięki mej silnej woli),nie mam już napadów emocjonalnego głodu i co najważniejsze hehe nie mam ochoty na słodkości,więc może coś jednak schudnę,choć na razie bez zmian,jaki klusek był taki jest:)))
Poza tym samotność wdarła się siłą w moje życie,z mojej winy,bo to ja odpycham od siebie ludzi,którym na mnie zależy...Lubię uciekać.Uciekłam do mojego rodzinnego domu,hehe do mamusi i tatusia,może przez ten weekend wrócę do normy.Posiedzę na ogródku,poopalam blade dupsko i trochę popracuję.Dobrze mi to zrobi,mam nadzieję.
Życzę miłego weekendu(i niech choć jedna chmurka na niebie będzie z Wami:))
A kuku
Ogólnie na temat diety nie mogę powiedzieć nic hmmm pewnie dlatego,że jej nie mam.Próbowałam wszystkiego,ale widocznie taki mój los,by być grubą.Ciężko mi się do tego przyznać,nawet wymówić to słowo,a przecież ludzie maja oczy i mnie widzą.Żrem te cholerne tablety i co ciekawe hehe cały dzień nic wczoraj nie jadłam i to chyba jedyne plusy,bo tak to jest mi ciągle niedobrze,nie śpię i nie mam na nic siły,a tu trza siedzieć w tej robocie głupocie.Porażka:/
No nic weekend spędzę w łóżku,bez TV,bez neta,bez nikogo,może się jakoś zregeneruję,bo na razie czuję się jakby mnie ktoś wyj... na tysiąc różnych sposobów:)
Pozdrawiam
Bławatek zwiędł...
Chyba nie mnie jest pisane bycie piękna i szczupłą,Bławatek poległ,nici z diety,odchudzania i ćwiczeń,jestem lewarem nad lewarami i chyba trza sobie z tego zdać sprawę.Nieważne jaka stosuje dietę,jak mało jem i jak dużo ćwiczę,jestem gruba i nic tego nie zmieni,żebyś chociaż miała motywację,ale dla kogo...dla siebie??Nie chcę mi się,bo czemu ma mnie ktoś pokochać jak będę szczupła i piękna,a nie teraz....Czy mój charakter i osobowość sie naprawdę nie liczą??Cóż trza się z tym pogodzić,jestem nikim póki jestem gruba,a gruba będę zawsze.Próbowałam dziś nawet dostac recepte na Meridię,uznając to jako ostatnia deskę ratunku,wiedząc o skutkach ubocznych,kicha,wycofana z obiegu,jedyne co dostałam to diagnoza-ciężka depresja...i jak tu się dziwić,kolejne leki uuuu z komenatrzami"przytyłam po nich 10 kilo"wow szaleństwo,ale może dzięki nim przestane się tak przejmować,wyjdę z domu,do ludzi.Szok.Kilogramów przybywa,a chęci maleją.Szukam czegoś,kogoś kto da mi siłę do walki.Wolę samotność.Dlaczego??Bo nie czuję cholernych spojrzeń na sobie,które mówią"zrób coś z sobą",które potępiają.Siedzę sama i sączę piwo...czy ktoś mnie uratuje...
Dzień 2
No i waga dziś znów pokazuje 78 kilo.Ja rozumiem wahania,ale o 4 kilogramy:/Dzisiaj wielka przeprowadzka,trochę mnie to zaaprobuje,ale dzisiaj tez pożegnanie mojego kumpla,więc bez piwa,choć jednego się nie obędzie.Zobaczymy,nie wiem dlaczego pokładam w tych całych przenosinach tak wielkie nadzieje,może wydaję mi się,że zaczynam wszystko od nowa...No nic na dzisiaj przeznaczony prowiant to:owsianka na śniadanie,owoc na drugie,na obiad sałateczki,na kolację piwko:)Uroczy jadłospis,ale inaczej nie potrafię...Tak naprawdę to chyba nigdy nie schudnę,a czuję się źle,choć...zmieniając nastawienie do samej siebie,zmieniłam do świata i nie zamykam się już tak w sobie,może przeprowadzka wszystko zmieni...po smutnej stronie Krakowa...
Pozdrawiam i trzym kciuki:)))
Porażka!!!
Wczorajszego dnia nie mogę dodać do udanych.Zjedzonych rzeczy-MASA,żeby to jeszcze niskokalorycznych,ale nie co tam.Ale zaczęło się dobrze,na śniadanie owsianka z żurawinami,na obiad-po połówce z szefową zupy pieczarkowej i pierogów z truskawkami:/,na kolację hmm rybka z grilla z cukinią i zestaw sałatek i...fasolka po bretońsku:/A potem piweczko i parę drineczków,P O R A Ż K A!!!i jakie skutki??Na wadzę dziś już 80:/Nie wiem czy to normalne,takie skoki wagi,może powinnam jednak iść do doktora bo za niedługo(patrzy dni trzy)będę już ważyć szczęśliwe STO lat,nie mówiąc co będzie potem...Dzisiaj...nie wiem nawet czy próbować...
Postanowienia
Może nie noworoczne,ale do stycznia czekać NIE BĘDĘ i to takie zdecydowanie"nie będę".Od jutra dieta,może nie jakaś specjalna,zero słodyczy przede wszystkim i to będzie najcięższe,dużo protein i mało węglowodanów i tłuszczy,a i maaasssa warzyw i owoców.Hehe od jutra,ale nie zjem już dziś tego ostatniego ciastka,które mi jakimś cudem się odstało,nawet dla spokoju ducha wywalę je do śmieci(żebym tylko po jeszcze paru godzinach pracy nie wygrzebywała go z kosza:))We wtorek przeprowadzka na nowe mieszkanie,a od środy rower,codziennie nie ważne jak bardzo będę wyrąbana po pracy,nooo prawie codziennie chyba,że na piwko tez na rowerku będę pomykać.Na razie to chyba najważniejsze postanowienia.Aaaa jeszcze jedno ostatnie,ale najważniejsze nie zamykać się w domu i nie ranić najbliższych mi osób,bo dla nich warto żyć:)
Pozdrawiam i błagam:)trzym kciuki za Kaśka bo siły woli tosz to ona nie posiada:)
Na początek...
Jak zwykle zaczynam"OD JUTRA"Ciekawe,czyżbym chciała się nażreć,zanim wprowadzę jakiekolwiek ograniczenia.Ojjj tak.Właśnie wpieprzam paczkę ciastek,co ciekawe nie pierwszą dziś.Tak naprawdę zaraz zwymiotuję,bo jest mi już od niech niedobrze,ale co robię,jem je dalej,bo tak naprawdę poprawiają mi humor,chwilę będę szczęśliwa,potem zacznę mieć wyrzuty sumienia,że znowu tak się objadłam.Ile bym nie miała tyle bym zjadła,wiem że objadam się nie dlatego,że jestem głodna,ale dlatego że jestem samotna,objadanie emocjonalne jest najgorsze,próbowałam z nim walczyć,udało się przez parę dni,dziś znów mnie dopadło.Gdybym tylko nie siedziała w domu,gdybym wyszła,ale jak skoro pracy czeka i projekty na jutro muszą być gotowe,a mnie nawet nie przechodzi przez myśl,żeby zacząć,a tak się broniłam przed znajomymi,że ja nie mogę,że praca,że ostateczny termin na jutro i bla bla bla
Nic zrobię sobie herbaty i zabieram się do roboty,a od jutra DIETA!!!Najwyższa pora przestać się siebie samej wstydzić.