U mnie zastój na całego. Nie drgnęłam w dół ani o deczko. Pewnie poszło w górę, boję się wejść na wagę. Stresy nie działaja na mnie dobrze. A przed końcem roku w pracy tylko one mi towarzyszą. I nie zapowieda się, aby zaszły jakieś zmiany tego stanu.
Wchodzę tu czasami i czytam co u Was słychać. Cieszę się Waszymi sukcesami i wstyd mi, że nie mogę się niczym pochwalić. Żałosne. Wiem, że wszystko siedzi w mojej głowie, ale nie potrafię sobie jakoś przetłumaczyć, że strata tych nadprogramowych kilosków leży w moim interesie. Kurcze. Wyniki ostatnio robiłam. Mam prawidłowe. A najśmieszniejsze jest to, że moje chude koleżanki mają problem z cholesterolem i osteoporozę. Tzn. nie chcę powiedzieć, że mnie to cieszy, ale dziwi owszem. Szczególnie u jednej, która autentycznie dba o siebie. Przestrzega diety, ćwiczy i takie ma wyniki. A i nie wyciągam z tego wniosku, że tylko grubi są zdrowi, bo przecież tak nie jest.
Wydaje mi się, że najgorzej wpływa na mnie sytuacja w domu. Coś mi się ostatnio nie układa z mężem i to mnie dołuje.
Ale nie będę już smęciła. Miłego weekendu. Papatki :))