20 maja 2010, 12:06
ja wiem, że dla wielu 6 tygodniowy zarodek, to jeszcze nie dziecko, ale dla mnie tak- długo wyczekiwane i niestety przedwcześnie stracone...
W poniedziałek poroniłam, miałam łyżeczkowanie macicy.
Wczoraj wróciłam do domu i nie mogę sobie znaleźć miejsca...
Mieszkamy sami, mąż pracuje...
Mamę i siostry mam daleko, pozostaje wsparcie telefoniczne...
Przyjaciele są wtedy, kiedy jest dobrze...
Teściowa mieszka blisko, bardzo blisko, no ale nawet w szpitalu mnie nie odwiedziła więc..
czy są tu kobietki, które poroniły???
jak sobie radzicie/radziłyście...
jak długo dochodziłyście do siebie po zabiegu???
ja na razie jestem trochę słaba, nie krwawię już , ale pobolewa mnie dół brzucha i pleców...troszkę kręci mi sie w głowie...jak długo leżałyście po zabiegu???
Dzisiaj zadzwonie do mojego lekarza i umówię sie na wizytę, bo w szpitalu nie powiedzieli mi co mogę a czego nie...nie mówiąc już o braku wsparcia psychicznego...
Może razem będzie nam lżej??/
Mi na pewno tak...
- Dołączył: 2008-07-31
- Miasto: ...
- Liczba postów: 4563
20 maja 2010, 13:21
nie przezylam tego co ty, ale wyobrazam sobie jak bardzo cierpisz:( bardzo Ci wspolczuje, i z calego serca zycze Ci szczescia. wierze ze zajdziesz jeszcze w ciaze i urodzisz zdrowe i cudowne dziecko. trzymam za to mocno kciuki! wiele kobiet roni , w tych czasach niestety coraz czesciej. nadal mimo to nie ma dobrej opieki psychologicznej nad kobietkami ktore tego doswiadczyly. trzymaj sie i badz silna!
- Dołączył: 2009-09-05
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 763
20 maja 2010, 13:27
jak już pisałam, ja to samo przeżyłam w styczniu... wyszłam ze szpitala następny dzień po łyżeczkowaniu, czułam się dobrze fizycznie, nic nie bolało... krwawiłam ok. tygodnia, równo po 4 tygodniach dostałam normalny okres... psychicznie trzymała mnie chyba tylko moja Ala, Tobie na pewno będzie ciężej, bo nie masz jeszcze dziecka... wzięłam się w garść dość szybko... kupiłam karnet na siłownię, żeby nie siedzieć w domu jak Ala w przedszkolu była... tak sobie organizowałam czas, żeby nie siedziec i nie myśleć... przeryczałam w szpitalu i w domu jakiś tydzień, potem już było ok... ale mam jeszcze doły z tym związane... nawet ostatnio o tym pisałam w pamietniku... jak masz jakieś pytania, albo chcesz pogadac pisz na priva...
bardzo Ci współczuję...
- Dołączył: 2006-03-02
- Miasto: Strzelce Opolskie
- Liczba postów: 443
20 maja 2010, 13:35
Wspólczuje ci wiem co czujesz bo sama poroniłam 2 razy ale głowa do góry ....jeszcze bedziesz w ciązy!!!!!
- Dołączył: 2009-07-10
- Miasto: Sulnowo
- Liczba postów: 1044
20 maja 2010, 13:40
Przekopiuję tylko to, co napisałam przed chwilą w poprzednim Twoim temacie:
W ogóle się nie obwiniaj ! Nie wolno tego robić ! Prawdopodobnie
ciąża się źle rozwijała, skoro tak gwałtownie to przebiegło. Teraz daj
czas sobie i Twojemu ciału, żeby porządnie dojść do siebie. Poronienie
to nie koniec świata. Przeszłam to a teraz mam czwórkę dzieci. Tylko daj
sobie czas i dobrze przygotuj się do kolejnej ciąży. Możesz już teraz
zacząć łykać kwas foliowy. Zresztą dobry lekarz doskonale Cię
poprowadzi. Uda Ci się, zobaczysz. Powodzenia.
20 maja 2010, 13:40
Najgorsza jest dla mnie świadomość, że może to z mojej winy tak się stało...Może gdybym wcześniej pojechała do szpitala???
Najbardziej boli mnie to, gdy ktos mówi: przecież nic sie nie stalo, to tylko 6 tygodni, tylko zarodek itd.
- Dołączył: 2009-09-05
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 763
20 maja 2010, 13:47
TO NIE BYŁA TWOJA WINA!!! ja też się obwiniałam, że za dużo wypiłam w Sylwestra, jak jeszcze nei wiedziałam, że jestem w ciąży... że się podźwigałam zakupami itp... ale nie można tak myśleć... u mnie prawdopodobnie było puste jajo płodowe... jeśli poronienie nastąpiło samoczynnie, to nie była Twoja wina!
mnie dobiło to w jaki sposób powiedział mi o tym lekarz na usg...
wiercił mi tym aparatem i mówi: to Pani ma potwierdzoną ciążę??? ja na to, że jeszcze w sobotę na usg był zarodek widoczny... a on: to już go nie ma...
20 maja 2010, 13:50
Leżałam na sali z kobietami w ciąży, codziennie robili im badania ktg, słyszałam bicie serca...masakra...
20 maja 2010, 14:01
ja Cię rozumiem,ja nie poroniłam ,ale urodziłam dziecko w 28 tyg ciąży,moje maleństwo żyło miesiąc, potem odeszła.każda strata dziecka boli, nie ważne czy miało ileś lat, czy to była mała kruszynka z brzuszka.współczuję Ci z całego serca,jeśli będziesz miała ochotę pogadać to ja służę Ci moim wsparciem.najczęściej jestem na vitalii w godzinach przedpołudniowych.trzymaj się ! jestem z Tobą.
- Dołączył: 2010-04-03
- Miasto: Ubabuba
- Liczba postów: 481
20 maja 2010, 14:33
współczuje:( osobiscie tego nie przeżyłam, ale koleżanka poroniła i
widziałam jak to przeżywała. Niestety to nie jest pocieszenie ale bardzo
dużo kobiet ma teraz takie problemy(np. w moim otoczeniu 3 znajome w
ostatnim czasie) i nie wiem co może być tego przyczyną, ale napewno to
nie jest Twoja wina, jesteś młoda i jeszcze doczekasz się swojego szkraba. Trzymaj się:)
20 maja 2010, 14:56
Przykro mi. Ja też to mam za sobą. Ale niedługo po tym zaszłam w kolejną ciąże i urodziłam bliźniaki. Teraz mają 2,5 roku i broją za dziesięciu :)
Podobno w przypadku poronienia niektórzy mówią, że dziecko nie umarło, zmieniło tylko datę przyjścia na świat. W moim przypadku był to rok czasu.
I nie obwiniaj siebie. Jak Warrlady pisze, po prostu może ciąża się źle rozwijała i dziecko miało jakieś wady - to jest główna przyczyna poronień. I nie ma w tym Twojej winy