- Dołączył: 2010-08-13
- Miasto: M
- Liczba postów: 241
12 sierpnia 2012, 12:30
Zastanawiam się, bo ja jako mama 4 tygodniowego bobasa prawie cały czas siedzę i karmię - a gdy mam chwilę wolną to po prostu padam na fotel i... nic, nawet nie myślę (te nieprzespane noce!). Rzadko mam ochotę gotować, a mąż też nie wyrywa się do pomocy. Jak Wy sobie radzicie? Jestem strasznie zestresowana, że nie daję rady wszystkiego ciągnąć tak jak należy...
12 sierpnia 2012, 20:28
Marcino1985 napisał(a):
jakby mi baba nie gotowała obiadków to by pożegnała się z byciem utrzymanką i musiała iść do pracy też zarabiać. po to siedzi w domu żeby gotować i sprzątać
Przecież kobieta na macierzyńskim dostaje 100% pensji,czyli nie jest utrzymanką (oczywiście o ile wcześniej pracowałą ). Ja zarabiam tyle samo ,a nawet więcej niz mój mąż ,a obowiazkami dzielimy się po połowie .Jakby nic nie robił w domu to nie miałby po co wracać !
- Dołączył: 2011-04-10
- Miasto: Xxx
- Liczba postów: 1089
12 sierpnia 2012, 20:59
velonick spokojnie, dopiero urodziłaś ;) gotuj dla siebie, choćby zupę na dwa dni, żebyś miała siły na zajmowanie się dzieckiem.
Nie stresuj się tak, początki zawsze są ciężkie, na szczęście dzieci szybko rosną, ja przy swoich dzieciach mówiłam, że najgorszy jest pierwszy m-c, a potem już z górki ;)
Z karmieniem na pewno się unormuje, ja też miałam taką wieczną "przyssawkę" ;) oprócz tego jeszcze wszystko chcącego dwulatka ;)
trzymaj się, będzie lepiej :)
- Dołączył: 2010-02-16
- Miasto: Dublin
- Liczba postów: 185
12 sierpnia 2012, 22:53
No początki są ciężkie. Moja też taka cycolinka była. Na początku trudno mi było to zrozumieć, że ciągle na tym cycu wisiała i się trochę buntowałam. Płakałam szczególnie na początku jak piersi były poranione i nie było przerw w tym karmieniu. Pierwsze dwa tygodnie pomagały mi mamy. Później już się wyluzowałam, zaakceptowałam, że moja córka potrzebuje mojej bliskości bardziej. Taki typ przylepy, teraz jak ma niemal rok inaczej to okazuje. Trwało to może z 3-4 miesiące i w tedy czytałam książki, internet, mąż przynosił mi jakieś picie przekąski i karmiłam godzinami. Jak czasem zasypiała bez mojej piersi w zębach to starałam się w miarę chatę ogarnąć i coś szybkiego w większych ilościach ugotować. No ale jak się nie udało to też luz, facet ma dwie ręce i z głodu nie umrze lodówka nie jest pod prądem. Przede wszystkim dużo luzu bo jesteś teraz przede wszystkim matką, później dziecko nie będzie Ciebie tak potrzebować.
- Dołączył: 2006-07-04
- Miasto: Lolin
- Liczba postów: 14781
13 sierpnia 2012, 08:21
Właśnie, ja tez zapomnialam napisać, że tak do 3-4 miesiąca zdarzało mi się płakać, bo długo usypiała, bo jadła godzinami, bo w nocy budziła się co 30 minut bo mąż kupił pastę z łososia a nie z tuńczyka, bo deszcz padał... A teraz ma dwa lata i zastanawiam sie gdzie jest mój mały dzidzuś, bo już nic z tych uciążliwości nie pamiętam :)
Co do obiadów to miałam swoje zapasy i pierogi od babci na ok 2 tygodnie, potem już spokojnie gotowałam na 2-3 dni, a mialam już starszego synka (między moimi dziećmi jest 2,5 roku różnicy). Żadne fanaberie, tylko robiłam coś, co nasmarowałam i samo się piekło, albo jakaś potrawka, gulasz, że tylko co jakiś czas zamieszać i robi się samo, plus czasem gar zupy, który przez dwa dni był rosolem, a dwa następne czymś innym :) Mąż jak miał na coś chęć to stawał przy garach, zresztą ogólne pomagał jak mógł.
- Dołączył: 2005-11-09
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 367
13 sierpnia 2012, 10:39
Hej, ja traktowałam gotowanie bez żadnej napinki...pierwsze 2 tygodnie byliśmy z małżem razem, więc nie było problemu..a potem korzystałam ze starych patentów na obiady robione w 15 minut. Stwierdziłam, że mrożonki też są dla ludzi (szczególnie, że synek urodził się pod koniec zimy). Robiłam albo I albo II danie. Zupy z mrożonki nie wymagają żadnego nakładu pracy...a na II robiłam najprostsze dania, czyli padlina z warzywami i jakimiś węglowodanami (zmieniałam rodzaje padliny, rodzaje mrożonek i albo ryz, albo kasza, albo inne makarony (ziemniaki były be, bo trzeba je obierać)), często robiłam spagetti - bo też zajmuje 15 min...więc było nawet urozmaicenie...a jak nie udało się, bo była ładna pogoda i byliśmy dłużej na spacerze, to przecież świat się nie kończy, małż też dwie ręce ma...poza tym korzystałam z chusty i z nią naprawdę można wszystko zrobić...a dzieć szczęśliwy, bo blisko mamy...już pewnie nigdy nie będę miała tak czysto w domu jak za czasów, kiedy gadek był malutki :D...te 15 minut poświęcone na zrobienie obiadu, to nie jest tak dużo, zawsze można je wygospodarowac...a ja się czułam z siebie dumna jaka to nie jestem zaradna...
- Dołączył: 2006-07-04
- Miasto: Lolin
- Liczba postów: 14781
13 sierpnia 2012, 10:44
A mnie się jeszcze przypomniało, że jak młoda była młoda do pół roku to często w weekendy jadaliśmy na mieście, starszy synek już jako tako wysiedział na szybkim obiedzie z książeczkami i samochodzikiem, młoda spała w foteliku, a my mieliśmy poczucie że nie jesteśmy uwiązani w domu. Zazwyczaj było tak, że raz na tydzień trza było zakupy do domu zrobić, więc tak celowaliśmy, żeby po zakupach coś zjeść i sobotni obiad z głowy.
- Dołączył: 2012-06-30
- Miasto: Londyn
- Liczba postów: 628
13 sierpnia 2012, 19:04
ja jeszcze polecam noszenie w chuscie - brzdac ma duzo bliskosci (i ladnie w takiej chuscie spi), a mama wolne rece :)
- Dołączył: 2012-07-17
- Miasto:
- Liczba postów: 1023
13 sierpnia 2012, 20:58
kochana nie powinnaś mieć absolutnie wyrzutów, że nie działasz tak jak przed porodem. Niczym sie nie przejmuj a każdą wolną chwile przeznaczaj na odpoczynek lub sen.
24 sierpnia 2012, 00:23
XXkilo napisał(a):
Mamą jeszcze nie jestem ale też boję się takich sytuacji. Moja siostra po porodzie też nie mogła liczyć za wiele na pomoc męża, on jest tylko od zarabiania kasy, a ona sama radziła sobie z wykańczaniem mieszkania, wychowywaniem dziecka, zaliczaniem praktyk studi i egzaminów a teraz dodatkowo robi prawko i dorabia prowadząc stronę internetową, jej Zuzia ma 2,5 roku, tatuś tylko wraca z pracy, przywita się zje obiad i siedzi przed kompem w pokoju. Jej to pasuje, bo ma z nim spokój.To dopiero jest prze...a sis daje radę. Trzeba się dobrze zorganizować
Skąś znam taką sytuację, chociaż jeszcze nie urodziłam.