Pewnie prawie kazda z Was slyszala zdanie, ze "nie ma racjonalnych powodow, aby miec dziecko"... Co o tym myslicie?
Nie boje sie ciazy, lubie dzieci, rozczulaja mnie bobasy, dobrze dogaduje sie z maluchami, jestem na takim etapie zycia, ze mysli o powiekszeniu rodziny sa usprawiedliwione... Jednak kiedy zastanawiam sie czy sama chcialabym miec dzieci napotykam na wiele kontrargumentow. Nie przeraza Was swiadomosc, ze wydajac na swiat malego czlowieka musicie odpowiednio go uksztaltowac? Nie mowie tu o duzych wydatkach, poslaniu na dodatkowe zajecia czy pilnowaniu, zeby nie szlajalo sie z dziwnym towarzystwem (choc to wszystko jest bardzo wazne). Chodzi mi o to, zeby wychowac je tak, aby bylo szczesliwe, aby mialo chec do zycia, ciekawosc swiata i bylo po prostu dobrym czlowiekiem. Nie wiem czy bylabym w stanie sprostac takiej odpowiedzialnosci. W koncu to odrebna osobowosci i nigdy nie wiadomo co sie tli w takim umysle....
Poza tym nie macie poczucia, ze (przyszla) matka potrzebuje czasu, zeby sie spelnic? Podobno po narodzinach takiego malego czlowieczka wszystko sie przewartosciowuje... jak pozniej odnalezc siebie? Czy matka nie definiuje sie pozniej przez pryzmat dzieci/rodziny???
Rozmyslam tak, poniewaz ostatnio w moim bardzo bliskim gronie miala miejsce proba samobojcza... na zewnatrz nikt niczego sie nie domyslal (dopisuje zdrowie, pieniadze, w kolo jest rodzina - dzieci, rodzenstwo, malzonek....) ale ta osoba zaczela pielegnowac w sobie mysl, ze nikt jej nie kocha i to ja zdominowalo - a z pewnoscia nie jest to prawda!! Po prostu rodzina dorosla i jest ogromny problem z okresleniem wlasnej tozsamosci.... dla tej osoby swiat sie zawalil :(
Też nie lubię dzieci- ale tylko obcych:) Swoje kocham i lubię:)
Życie z dzieckiem bardzo się zmienia, na pewno jest więcej trosk, szczególnie o to by dobrze wychować, by dotrzymywać obietnic które sami sobie nakładamy np że zawsze będziemy mieli czas i serce dla dziecka. Czy tak jest ? jeszcze nie wiem. Mam małego synka, niedługo skończy roczek, macierzyństwo to kawał ciężkiej roboty, bo 90 % i tak będzie na twojej głowie.
Czy cofnęła bym czas do czasów jak było lżej? Gdy martwiłam się tylko o siebie? Nie. Choć czasem dopadają mnie naprawdę ciężkie chmury, ogrom zmęczenia, stres i nerwy to i tak uśmiech mojego synka działa na mnie kojąco. Macierzyństwo bardzo dużo mi zabrało ale też i dużo dało. Nadało sens mojemu istnieniu, choć nie uważam że żyję tylko po to by zmieniać pampersy i żyć tylko dla dziecka. Matka też jest ważna.
Święte słowa! Ja mam dwoje dzieci, obecnie bardzo trudny okres, bo nie śpię po nocach z powodu chorób, zębów itd. Od 4 latach nie byłam na żadnej imprezie poza domem. Od 16 miesięcy wyszłam z domu bez dziecka dwa razy. Często mam wrażenie, że nie ma mnie w tym wszystkim, ale jednocześnie kilka razy dziennie płakać mi się chce ze szczęścia. Dzieci tak szybko rosną, gdy są małe, trzeba kawałek siebie poświęcić, jednocześnie o sobie nie zapominając - co nie jest łatwe. Ale przychodzi taki moment, że nagle mamy coraz więcej czasu dla siebie i trzeba być na to wcześniej przygotowanym - ja mam sporo marzeń i planów, które czekają aż będę mieć czas. Co do odpowiedzialności, to akurat w życiu nad tym się nie zastanawiałam, bo na świecie rodzą się rozmaici ludzie w różnych rodzinach i wystarczy chyba być w miarę rozsądnym i rozgarniętym człowiekiem a reszta przychodzi z czasem. To nie jest tak, że rodzi się dziecko i nagle masz wiedzieć na jakiego czlowieka go ukształtować. To się dzieje stopniowo, a my rodzimy się jako rodzice i dojrzewamy razem z naszym dzieckiem, od opieki nad noworodkiem przez przedszkolno-szkolne problemy po wprowadzenie w dorosle życie. To jest proces, każdy rodzic do tego dojrzewa razem z dzieckiem. Natomiast warto sobie usiąść kiedy dzieci są małe i z partnerem ustalić jakiś wspólny front, priorytety, wartości jakie chcemy przekazać. To ułatwia potem codzienne zmagania. Dla mnie nie ma życia bez moich dzieci. Lubię też myśleć o przyszłości, że nie będę sama, że będą wnuki, rodzina będzie się powiększać, zachodzę w głowę jak to będzie :) A z mężem nigdy nie było lepiej, teraz jesteśmy we czworo jak zaciśnięta pięść i cały świat nam nie straszny.
No już ponad rok temu miałam podobne myśli. hormony buzowały, rozczulałam się na widok małych dzieci itd. jednocześnie nie wyobrażałam sobie żeby brać odpowiedzialność za nowego człowieka, sama bałam się na sama myśl o takiej zmianie. Ale raz zgadałam się z moim narzeczonym i oceniliśmy nasza sytuacje, że mieszkanie mamy ja kończę studia on ma dobrze płatną prace to może jednak się zdecydujemy? W sumie nie planowaliśmy, nie staraliśmy się specjalnie po prostu dopuściliśmy taką myśl do głosu. No i stało się test II kreseczki, łzy, niedowierzanie :). Strachu się nie da uniknąć, a odkąd nasza córa jest na świecie, ciągle mi towarzyszy gdzieś w tle. Może i jestem trochę uwiązana, od 5 miesięcy nigdzie nie wyszłam wieczorem, bez dziecka czasem wyskoczę na godzinkę na zakupy i tyle. Jednak te 5 miesięcy to najpiękniejsze chwile jakich w życiu doświadczyłam, uśmiechy dziecka to coś najcudowniejszego na świecie, ciągłe zmiany w rozwoju, możliwość ich obserwacji i w ogóle miłość jaka łączy tylko matkę i dziecko jest nie zwykła. Prawda jest taka, że nigdy nie ma odpowiedniej pory na dziecko i cyt. za kruszyzna z blogu dzieciowo mi: " Z dziećmi nigdy nic nie wiadomo. Nigdy ich nie ma, dopóki się nie pojawią". Nie mam zamiaru córki tresować na to jak ją sobie wyobrażam, zamierzam obserwować, wzmacniać dobre cechy i tępić te złe. No i pomagać jej w rozwoju, a nie przeszkadzać. Truizm, ale cóż sama się uczę wszystkiego:))
Mnie jakby ktoś powiedział, że za kilka lat zostanę mamą- to bym go wyśmiała. Ja- osoba nie lubiąca dzieci, wygodna... Mam dwoje- syna, lat 8 i córeczkę, która niedługo skończy 7 m-cy. Syn planowany- ale tylko przeze mnie:) Tak jakoś zaufałam intuicji, że ten czas jest najlepszy - i nie żałuję. Córeczka- zrządzenie losu, wpadka- jak nazwał, tak nazwał- mąż przeszedł ciężkie leczenie -chemioterapię i radioterapię, i myślał ,że już nigdy nie będzie miał drugiego dziecka. Marzyła mu się córeczka- no i ma, Izabelę:) Nie rozmyślam nad macierzyństwem...to się dzieje. Jest chwilami bardzo ciężko, zwłaszcza jak dziecko zaczyna wchodzić w wiek buntu. Oczywiście martwię się, czy da sobie radę w szkole, w życiu... Mama mi kiedyś powiedziała, że jak będę miała dzieci to zobaczę jak matka martwi się bezustannie o nie.Tak jak ona o mnie. I to prawda. Do końca życia będą dla nas najważniejsze. Sens życia.
ja w tej roli dopiero od miesiąca i wszystko jeszcze takie świeże... fakt, życie stanęło na głowie :) czasem tylko brakuje tej dawnej "wolności", by choć na chwilę "wyrwać się" - ale, jak już się tak dzieje i zostawiam Małą choć na chwilę, to strasznie jej brakuje i oglądam się co chwila za sobą :D
Jednym i drugim :) A tak na poważnie, to chyba zależy od charakteru. Ja jakoś nie mam natury matki-podrzucającej. Uważam, że skoro mam dzieci, to je mam i jak muszę zrobic zakupy, iść do urzędu, do kina, restauracji to idę z nimi. Nie mówię o jakichś wyjątkowych momentach, albo jak dziecko chore, ale tak na co dzień. Trochę to męczące, fakt, ale jakoś nie umiem inaczej. Moje młodsze dziecko ma 16 miesięcy i odkąd pojawiła się na świecie, wyszłam bez niej z domu 2 razy...
Ja mam Marcelinkę. W kwietniu będzie miała 2 latka. Wczesne miesiące po porodzie trudno mi wspominac bo miałam depresję a wszyscy w koło to zlekceważyli a ja sama nie potrafiłam sobie pomóc. Było mi tak smutno...
zawsze myślałam, że to jakaś ściema i tylko laski z tipsami i takie dyskotekowe co to dzieci się nie nadają maja "depresje" ale mnie dopadło a jestem życiowym twardzielem. Pierwszy rok życia córki upływał w euforiach szczęścia i rozpaczy. Ze skrajności w skrajność. Kiedyś z żalu nie wytrzymałam i wyszłam z domu zostawiając małą z mężem. Wzięłam kluczyki od auta i po prostu ruszyłam. Nie kojarzę dziś dokąd jechałam ale pamiętam muzykę na cały regulator i moje krzyki (bardzo głośny płacz)w tym wszystkim. Dziś jak to wspominam jak przez mgłę to wydaje mi się że to scena z jakiegoś popierdzielonego filmu. Po jakimś czasie jak się wykrzyczałam to zawróciłam i wróciłam do domu...
Moje złe stany wracały często w pierwszych miesiącach, potem coraz rzadziej i rzadziej. Nie zmienia to faktu, żę trwało to rok i nikt nie potraktował tego poważnie. Wszyscy udawali, że nie widzą lub, że jestem przemęczona i tyle. Jedynie siostra próbowała mnie wypchać do lekarza.
Bardzo żałuję, żę nik mi nie pomógł bo teraz mam wrażenie, że wiele radości i cudnych chwil mi uciekło choć i takich nie brakowało i nie zawsze było źlę.
Generalnie jestem matką z tej serii co to się często obwinia i katuje, że krzyknęłam czy dałam klapsa (raz mi się zdarzyło). Jedynym ratunkiem takiej osoby jak ja okazało się częste gadanie, czytanie i wspieranie się z innymi matkami. Ja musze sobie co jakiś czas przypomnieć, że inni rodzice tez nie śpią i inne dzieci tez płaczą.
I na koniec muszę dodać bo byłoby to nie fair w stosunku do córeczki - ona jest wyjątkowo grzeczna. Jako niemowlak płakała tylko kilka razy. Nigdy nie zarwałam nocy tak na poważnie. Dziecko cud - kocham ją nad życie. I nigdy, przenigdy nie cofnęłabym czasu. Myślę, że jeszcze kiedyś odważę się na siostrzyczkę :-)
Lepiej braciszka :) Ja depresji nie mialam, ale nie raz ryczałam nad łóżeczkiem: czemu nie śpisz, czemu mi to robisz, ja chciałam tylko prysznic wziąć.... to trwalo u mnie do pol roku, coraz rzadziej i rzadziej tak jak piszesz. W obu ciążach tak mialam, hormony, stres, zmęczenie. Jesteśmy tylko ludźmi. Też sobie pluję w mordę za moje pokrzykiwania na dzieci, bo oboje są naprawdę bardzo grzeczni, ale czlowiek czasem wybucha i nawet nie wiadomo kiedy to się dzieje, z byle pierdoły.