Temat: dla bezdzietnych

Tak jak w temacie, czy kiedykolwiek żałowałyście swojej decyzji o nieposiadaniu dzieci ? Co wpłynęło na Waszą decyzję ? Miłość bez dzieci to nie miłość, jak mówią niektórzy. Czy macie swoją drugą połówkę i kochacie się, ale dzieci nie wchodzą w grę ? Jakie są Wasze doświadczenia, opinie na ten temat. Porozmawiajmy. Dla niektórych związek bez dzieci, to nie miłość a kobieta bez dzieci nie jest w pełni spełniona...

agazur57 napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

agazur57 napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

cancri napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

cancri napisał(a):

Zgadzam sie z podejsciem, ze o zalu czy braku w stosunku do braku posiadanych dzieci powinny wypowiadac sie osoby, ktore juz wiekszosc swojego zycia przezyly. Wiadomym jest, ze mloda i aktywna kobieta, ktora z mezem zwiedza i zdobywa swiat bedzie inaczej podchodzic do tematu w wieku 30-40 lat, niz kiedy bedzie miec tych lat 60-80 i bedzie sama siedziala w czterech scianach. A wydaje mi sie, ze dopiero wtedy, kiedy sie stanie w oko w oko z tym wiekiem mozna mowic, ze sie tej decyzji naprawde nie zaluje.

Ja tez nie chcialam miec dziecka. Nie dlatego, ze nie lubie dzieci po prostu nie chcialam nikogo sprowadzac na ten swiat. Stalo sie inaczej i moja corka jest najwieksza miloscia mojego zycia. Natomiast w pelni rozumiem kobiety, ktore w swoim podejsciu wytrzymuja i sobie ukladaja zycie bez dzieci. Czy nie beda zalowac w wieku 80 lat - a no, tego nie moga potwierdzic one same i tego zwykle nie robia. Te naprawde rozsadne. 

Jakos ciezko mi uwierzyc w to, ze te, ktorych wypowiedzi sa nacechowane totalnie negatywnymi cechami sa tak "neutralne" w temacie i tak nie posiadaja jakiegos zalu juz teraz. Tylko go przykrywaja cala ta chamska otoczka.

ale masz swiadomosc tego, ze posiadanie dzieci nie gwarantuje Ci towarzystwa i opieki na starosc? boli mnie taki poglad, bo dziecko nie powinno byc rodzicom dluzne. nie oni zdecydowalo, ze przyjdzie na ten swiat. jasne, fajnie jak dzieci sie interesuja. ale jestem absolutnie przeciwna calkowitej rezygnacji z samej/samego siebie na rzecz dzieci. pomagania finansowo dzieciom w doroslym wieku, zamiast zabezpieczania wlasnej przyszlosci na starosc. wyznaje zasade - umiesz liczyc, licz na siebie. a jesli dorosle dziecko nadal potrzebuje wisien na matce/ojcu, to uznaje to za porazke wychowawcza.

Czy ja w ktorymkolwiek momencie napisalam, ze uwazam, ze dziecko bedzie mi cokolwiek dluzne, ze wymagam, by dziecko sie mna opiekowalo, mnie finansowalo na starosc ? Wkladasz w moja wypowiedz totalnie nie moje slowa i zmieniasz calkiwicie sens mojej wypowiedzi. Uwazam, ze fajnie byloby uslyszec opinie takiej dojrzalej kobiety, jak widzi to z perspektywy 50 lat pozniej - bo nie zajscie w ciaze kiedy jeszcze mozna niesie za soba skutki tej decyzji do konca zycia. 

I oczywiscie, ze mozna miec wyrodne dzieci, ale temat dotyczy decyzji o nieposiadaniu, a nie o tym, czy dziecko sie wypnie na starosc na rodzicow czy nie. Bo owszem, albo sie wypnie, albo sie nie wypnie. Ale przy nieposiadaniu dziecka nie ma tego albo. A ja chcialabym kiedys uslyszec zdanie osob, ktore z ta decyzja przezyly cale zycie. I nie zakladam, ze uznaja, ze byly nieszczesliwe, bo zaraz mi ktos to wepchnie do mojej odpowiedzi.

ale jednak zakladasz, ze dziecko, ktore nie zapewnia rodzicowi opieki i towarzystwa jest wyrodne. nie jest. to jest jego dobra wola, nie obowiazek. samo sie na ten swiat nie wepchalo. strasznie mnie denerwuje takie podejscie. tak bylo u mnie w rodzinie. "nie bo mam starych todzicow". "nie, bo ktos sie rodzicami musi zaopiekowac". efekt byl taki, ze rodzice przezyli dziecko o kilkanascie lat, a jak dziecko potrzebowalo pomocy, to sie rodzice d.. wypieli. uwiazywanie dzieci przy sobie jest niesprawiedliwe, pomysl o tym, zeby zapewnic sobie na starosc dobry osrodek, fachowa pomoc pielegniarska, odpowiednie srodki finansowe na pokrycie tego, zamiast wyrzucac dziecku, ze jest wyrodne. a jak znajdzie druga polowke na drugim koncu swiata albo dostanie prace marzen w innym kraju to ma z tego rezygnowac, zeby nie byc wyrodnym dzieckiem, bo rodzice? czasy, kiedy rodzilo sie po 5-6 dzieci, zeby zapewnily rodzicom opieke na starosc bezpowrotnie minely. 

Dokładnie. Po to wymyślili system emerytalny, żeby rodzic się sam soba opiekował. 

system emerytalny to zart. tak w Polsce jak i w USA. zamiast ladowac kase dzieciom w kupno samochodu, mieszkania - sorry, niech same sobie zarobia, to nie jest moj obowiazek jako rodzica, wole te pieniadze zabezpieczyc na spokojna starosc bez obciazania dzieci finansowo, psychicznie i w kazdym innym aspekcie. moja rola jako rodzica jest dac wedke, a nie rybe. 

o to, to!! Tu sie zgodzę absolutnie z Toba!!

Jakos przed pandemia kiedy jeszcze bylam w ciąży,  wywiązała się u mnie w pracy dyskusja miedzy czterema osobami (trzy z nich byly juz rodzicami i ja w ciazy;) , gdzie dwie z tych osób twierdziły, że wola nie pojechać na wakacje i oszczędzać na tym i tamtym, ale odłożyć te pieniądze na fundusz edukacyjny dla dziecka,  aby zapłacić za ich studia ( jakie sa ceny studiów w USA dobrze wiemy obie, masakryczne, a za te 10-20 lat bedzie jeszcze gorzej). Ja i kolega z pracy bylismy zdania takiego jak Twoje.  Po pierwsze: dlaczego przez kolejne 20 lat mam odkładać na edukację dziecka, którą nie dość, ze samo moze sobie opłacić, to jeszcze mam siedziec w domu i oszczędzać kazdy grosz kosztem całej rodziny (kupowanie gorszej jakości żywności,  zadnych urlopów oprocz odwiedzania rodziny mieszkającej gdzieś blisko). Skąd w ogóle pewność, ze nasze dzieci pójdą na studia? Zarówno ja jak i maz zami opłaciliśmy swoja edukację i sami uzbieraliśmy na wklad wlasny i jakoś nie mamy pretensji do rodziców  z tego powodu, bo ani jego rodziców ani moich nie bylo stać odkładać na te cele kiedy bylismy dziecmi. Wazniejsze jest moim zdaniem edukować dziecko od małego (np języki obce) oraz aby znalo wartości pieniądza.

My dla corki cos tam odkładamy, ale nie kosztem naszych emerytur, oszczednosci czy innych celów.  Tak jak Ty, wole nie prosić dziecka o pomoc finansowa na stare lata niz oplacac jej/jego edukację czy kupno nieruchomości. Wychodzimy z założenia, ze to co odłożymy dla corki i syna chocby częściowo pokryje ich dane potrzeby w danym w danym momencie zycia, ale absolutnie nie mamy obowizku pokrywać ich w calosci kiedy dzieci sa juz dorosłe.  Bez przesady.

Zostaliśmy okresleni wyrodnymi rodzicami, bo jak to nie mieć oszczędzone na studia dzieci i na ich wklad wlasny na kupno domu za 20 lat? Lol co z tego, ze kosztem np własnego życia,  bo obie te osoby tak oszczędzające na dziecko, mieszkają w wynajmowanych lokalach,  bo przeciez nie ma jak oszczedzic na wklad wlasny kiedy wyszatko odkładasz na studia swojej dwójki dzieci...

Nie wiem jak ty mtsiwak, ale ja będę truła moim dzieciom, aby szły na studia do Europy albo Ameryki Południowej, nie dość że taniej to i trochę swiata zobaczą, a studia moje z UK (Southampton) jak i męża,  który studiował na UNAM sa tu w Stanach świetnie postrzegane, a o męża to juz w ogóle pracodawcy sie bili :p

Pewnie są studia i studia. Myślę, że oni żyją nieco w innej rzeczywistości niż osoba, która tam się nie wychowała. Jakie przełożenie na pracę i karierę ma skończenie lepszej uczelni- znaczy się droższej? Ile % osób w Stanach kończy jakąkolwiek?

Problem w tym , ze "jakakolwiek" uczelnia w Stanach kosztuje grube dziesiątki tysięcy samego czesnego, tu nie ma darmowych uczelni publicznych...jaki procent ma studia to nie wiem, trzeba by sprawdzić statystyki;) 

Przyklad: lepsza uczelnia z mojego miasta , studia trzyletnie humanistyczne koszt czesnego : 108 tys. $. (brat męża, studiował political science) . Kolezanka robi magisterkę zaocznie, 2 lata, ta sama szkoła, 70 tys $.

Wiekszosc szkol tu w Teksasie mniej więcej tak kosztuje za jakieśtam studia, o szkołach medycznych czy prawie juz nawet nie piszę:)

soraka napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Kropek80 napisał(a):

Ha. Mam dzieci wiec sie wypowiem ? To obowiazki, nieprzespane noce, problemy, wieczne wyzwania. Nie zaluje ze je mam. Kocham nad zycie. Zycie bez dzievi wydaje mi sie puste, choc na pewno latwiejsze. Z tym ze na starosc jesli partner umrze pierwszy zostajesz sam/sama. Zostaje Ci ZOL. Swieta bez nikogo. Nikt Ci do szpitala nawet wody nie doniesie. Jesli nie jestes czlowiekiem tworczym (artysta, projektant) nie zostanie po Tobie nic. Takie zycie pasikonika, dla przyjemnosci. I kto Ci upiecze i sprzeda "buleczke" na starosc, kto zrobi zastrzyk jesli wszyscy beda zyc tylko dla siebie? Chyba ze zyjesz w puszczy i niczego nie oczekujesz od innych. Dzieci rozwijaja, stawiaja przed Toba nowe wyzwania. Nie oceniam. Nie wnikam. Moja starsza siostra nie ma i nie chce miec dzieci, jej wybor, nie naklaniam i sie nie wtracam. Ale mysle ze duzo traci. Chocby cieple, lepkie raczki na szyji, buziak pelen czekolady ? Dla mnie bezcenne. 

Jestem

Jestem matką i nie mogę się zgodzić. Dzieci nie rodzi się po to, aby zapewnić sobie towarzystwo i opiekę na starość. A co jeśli Twoje dziecko wyjedzie na drugi koniec świata? A życie bez dzieci jest puste chyba tylko dla wyjątkowo nudnych ludzi. Moje życie to się właśnie puste stało od kiedy matką zostałam. Zostałam niewolnikiem małego człowieka i jego potrzeb. Straciłam wiele możliwości...a po mojej śmierci to jest mi zupełnie wszystko jedno czy coś po mnie zostanie czy nie. 

Coz dziękuję Ci bardzo, teraz wiem gdzie jest mój problem. Jestem wyjątkowo nudna i beznadziejna

Soraka tak Cie czytam i serio nie zalamuj sie- 29lat to jeszcze nie jest jakos duzo. Mnie byly narzeczony tez zszargal nerwy, i wiem jak to jest stracic checi na dalsze poszukiwania mimo to znalazlam faceta i dzis jestem wdzieczna losowi, ze tak wyszlo. Jeszcze masz szanse i na poznanie faceta i na przynajmniej 2 dzieci :) dasz rade. Wywal juz z glowy tamtego buca i staraj sie realizowac swoje marzenia. Sa osiagalne. Trzymam kciuki

Pasek wagi

mój syn jest moim przyjacielem, w świecie, gdzie ciężko o przyjaźń, taka prawdziwa, zalowalabym, ze go nie mam, ale wiem to teraz, nie patrzyłam na dzieci pod tym względem nigdy, będąc bezdzietna , raczej jako na obowiązek. Ale to nie jest dane ot tak, na pstrykniecie, więź trzeba sobie wypracowac. Mogę smialo powiedzieć, ze mam prawdziwego przyjaciela w jego osobie 😪 i to się będzie rozwijalo, tylko trzeba dac duzo z siebie, przede wszystkim szacunku, zrozumienia. 

Też nie chcę mieć dziecka. Mam 27 lat i w ogóle tego nie czuję... Nigdy nie chciałam mieć. Nie to, że nie lubię dzieci, po prostu nie chcę własnych. A ile ja się od ludzi nasłuchałam - obcych i rodziny. Że no jestem kobietą przecież i powinnam mieć dziecko, gdzie ja faceta znajdę skoro dziecka nie chcę mieć, że muszę urodzić, bo zachoruję na raka, że mi się to jeszcze odmieni i na pewno będę miała dziecko, jak ja mogę nie chcieć mieć dzieci przecież sama byłam dzieckiem itd. Jeśli komuś powiesz, że nie chcesz mieć psa - jest ok, jeśli powiesz, że nie chcesz iść na studia - jest ok, jeśli komuś powiesz, że nie chcesz mieć dzieci - nie jest ok, jesteś kosmitką nie z tego świata, nie masz prawa być kobietą :/ Często czuję się przez takie gadanie po prostu smutna, bo nic złego nie robię, chcę żyć jak ja chcę i jestem szczęśliwa, a ludzie potrafią zmieszać cię z błotem...

IfYouWereThereBeware napisał(a):

agazur57 napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

agazur57 napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

cancri napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

cancri napisał(a):

Zgadzam sie z podejsciem, ze o zalu czy braku w stosunku do braku posiadanych dzieci powinny wypowiadac sie osoby, ktore juz wiekszosc swojego zycia przezyly. Wiadomym jest, ze mloda i aktywna kobieta, ktora z mezem zwiedza i zdobywa swiat bedzie inaczej podchodzic do tematu w wieku 30-40 lat, niz kiedy bedzie miec tych lat 60-80 i bedzie sama siedziala w czterech scianach. A wydaje mi sie, ze dopiero wtedy, kiedy sie stanie w oko w oko z tym wiekiem mozna mowic, ze sie tej decyzji naprawde nie zaluje.

Ja tez nie chcialam miec dziecka. Nie dlatego, ze nie lubie dzieci po prostu nie chcialam nikogo sprowadzac na ten swiat. Stalo sie inaczej i moja corka jest najwieksza miloscia mojego zycia. Natomiast w pelni rozumiem kobiety, ktore w swoim podejsciu wytrzymuja i sobie ukladaja zycie bez dzieci. Czy nie beda zalowac w wieku 80 lat - a no, tego nie moga potwierdzic one same i tego zwykle nie robia. Te naprawde rozsadne. 

Jakos ciezko mi uwierzyc w to, ze te, ktorych wypowiedzi sa nacechowane totalnie negatywnymi cechami sa tak "neutralne" w temacie i tak nie posiadaja jakiegos zalu juz teraz. Tylko go przykrywaja cala ta chamska otoczka.

ale masz swiadomosc tego, ze posiadanie dzieci nie gwarantuje Ci towarzystwa i opieki na starosc? boli mnie taki poglad, bo dziecko nie powinno byc rodzicom dluzne. nie oni zdecydowalo, ze przyjdzie na ten swiat. jasne, fajnie jak dzieci sie interesuja. ale jestem absolutnie przeciwna calkowitej rezygnacji z samej/samego siebie na rzecz dzieci. pomagania finansowo dzieciom w doroslym wieku, zamiast zabezpieczania wlasnej przyszlosci na starosc. wyznaje zasade - umiesz liczyc, licz na siebie. a jesli dorosle dziecko nadal potrzebuje wisien na matce/ojcu, to uznaje to za porazke wychowawcza.

Czy ja w ktorymkolwiek momencie napisalam, ze uwazam, ze dziecko bedzie mi cokolwiek dluzne, ze wymagam, by dziecko sie mna opiekowalo, mnie finansowalo na starosc ? Wkladasz w moja wypowiedz totalnie nie moje slowa i zmieniasz calkiwicie sens mojej wypowiedzi. Uwazam, ze fajnie byloby uslyszec opinie takiej dojrzalej kobiety, jak widzi to z perspektywy 50 lat pozniej - bo nie zajscie w ciaze kiedy jeszcze mozna niesie za soba skutki tej decyzji do konca zycia. 

I oczywiscie, ze mozna miec wyrodne dzieci, ale temat dotyczy decyzji o nieposiadaniu, a nie o tym, czy dziecko sie wypnie na starosc na rodzicow czy nie. Bo owszem, albo sie wypnie, albo sie nie wypnie. Ale przy nieposiadaniu dziecka nie ma tego albo. A ja chcialabym kiedys uslyszec zdanie osob, ktore z ta decyzja przezyly cale zycie. I nie zakladam, ze uznaja, ze byly nieszczesliwe, bo zaraz mi ktos to wepchnie do mojej odpowiedzi.

ale jednak zakladasz, ze dziecko, ktore nie zapewnia rodzicowi opieki i towarzystwa jest wyrodne. nie jest. to jest jego dobra wola, nie obowiazek. samo sie na ten swiat nie wepchalo. strasznie mnie denerwuje takie podejscie. tak bylo u mnie w rodzinie. "nie bo mam starych todzicow". "nie, bo ktos sie rodzicami musi zaopiekowac". efekt byl taki, ze rodzice przezyli dziecko o kilkanascie lat, a jak dziecko potrzebowalo pomocy, to sie rodzice d.. wypieli. uwiazywanie dzieci przy sobie jest niesprawiedliwe, pomysl o tym, zeby zapewnic sobie na starosc dobry osrodek, fachowa pomoc pielegniarska, odpowiednie srodki finansowe na pokrycie tego, zamiast wyrzucac dziecku, ze jest wyrodne. a jak znajdzie druga polowke na drugim koncu swiata albo dostanie prace marzen w innym kraju to ma z tego rezygnowac, zeby nie byc wyrodnym dzieckiem, bo rodzice? czasy, kiedy rodzilo sie po 5-6 dzieci, zeby zapewnily rodzicom opieke na starosc bezpowrotnie minely. 

Dokładnie. Po to wymyślili system emerytalny, żeby rodzic się sam soba opiekował. 

system emerytalny to zart. tak w Polsce jak i w USA. zamiast ladowac kase dzieciom w kupno samochodu, mieszkania - sorry, niech same sobie zarobia, to nie jest moj obowiazek jako rodzica, wole te pieniadze zabezpieczyc na spokojna starosc bez obciazania dzieci finansowo, psychicznie i w kazdym innym aspekcie. moja rola jako rodzica jest dac wedke, a nie rybe. 

o to, to!! Tu sie zgodzę absolutnie z Toba!!

Jakos przed pandemia kiedy jeszcze bylam w ciąży,  wywiązała się u mnie w pracy dyskusja miedzy czterema osobami (trzy z nich byly juz rodzicami i ja w ciazy;) , gdzie dwie z tych osób twierdziły, że wola nie pojechać na wakacje i oszczędzać na tym i tamtym, ale odłożyć te pieniądze na fundusz edukacyjny dla dziecka,  aby zapłacić za ich studia ( jakie sa ceny studiów w USA dobrze wiemy obie, masakryczne, a za te 10-20 lat bedzie jeszcze gorzej). Ja i kolega z pracy bylismy zdania takiego jak Twoje.  Po pierwsze: dlaczego przez kolejne 20 lat mam odkładać na edukację dziecka, którą nie dość, ze samo moze sobie opłacić, to jeszcze mam siedziec w domu i oszczędzać kazdy grosz kosztem całej rodziny (kupowanie gorszej jakości żywności,  zadnych urlopów oprocz odwiedzania rodziny mieszkającej gdzieś blisko). Skąd w ogóle pewność, ze nasze dzieci pójdą na studia? Zarówno ja jak i maz zami opłaciliśmy swoja edukację i sami uzbieraliśmy na wklad wlasny i jakoś nie mamy pretensji do rodziców  z tego powodu, bo ani jego rodziców ani moich nie bylo stać odkładać na te cele kiedy bylismy dziecmi. Wazniejsze jest moim zdaniem edukować dziecko od małego (np języki obce) oraz aby znalo wartości pieniądza.

My dla corki cos tam odkładamy, ale nie kosztem naszych emerytur, oszczednosci czy innych celów.  Tak jak Ty, wole nie prosić dziecka o pomoc finansowa na stare lata niz oplacac jej/jego edukację czy kupno nieruchomości. Wychodzimy z założenia, ze to co odłożymy dla corki i syna chocby częściowo pokryje ich dane potrzeby w danym w danym momencie zycia, ale absolutnie nie mamy obowizku pokrywać ich w calosci kiedy dzieci sa juz dorosłe.  Bez przesady.

Zostaliśmy okresleni wyrodnymi rodzicami, bo jak to nie mieć oszczędzone na studia dzieci i na ich wklad wlasny na kupno domu za 20 lat? Lol co z tego, ze kosztem np własnego życia,  bo obie te osoby tak oszczędzające na dziecko, mieszkają w wynajmowanych lokalach,  bo przeciez nie ma jak oszczedzic na wklad wlasny kiedy wyszatko odkładasz na studia swojej dwójki dzieci...

Nie wiem jak ty mtsiwak, ale ja będę truła moim dzieciom, aby szły na studia do Europy albo Ameryki Południowej, nie dość że taniej to i trochę swiata zobaczą, a studia moje z UK (Southampton) jak i męża,  który studiował na UNAM sa tu w Stanach świetnie postrzegane, a o męża to juz w ogóle pracodawcy sie bili :p

Pewnie są studia i studia. Myślę, że oni żyją nieco w innej rzeczywistości niż osoba, która tam się nie wychowała. Jakie przełożenie na pracę i karierę ma skończenie lepszej uczelni- znaczy się droższej? Ile % osób w Stanach kończy jakąkolwiek?

Problem w tym , ze "jakakolwiek" uczelnia w Stanach kosztuje grube dziesiątki tysięcy samego czesnego, tu nie ma darmowych uczelni publicznych...jaki procent ma studia to nie wiem, trzeba by sprawdzić statystyki;) 

Przyklad: lepsza uczelnia z mojego miasta , studia trzyletnie humanistyczne koszt czesnego : 108 tys. $. (brat męża, studiował political science) . Kolezanka robi magisterkę zaocznie, 2 lata, ta sama szkoła, 70 tys $.

Wiekszosc szkol tu w Teksasie mniej więcej tak kosztuje za jakieśtam studia, o szkołach medycznych czy prawie juz nawet nie piszę:)

A jak z kredytami na takie studia? Podejrzewam, że jest tak, że jak rodzice nie dadzą, to ciężko pewnie zrobić i skończyć coś sensownego. W Łodzi są odpłatne studia medyczne właśnie dla obcokrajowców. Nawet ktoś z rodziny z nich korzystał, bo nie było ich stać na nie tam gdzie mieszkają. A jak jest z uznawaniem zagranicznych dyplomów- zrobionych np.  Polsce?

agazur57 napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

agazur57 napisał(a):

IfYouWereThereBeware napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

agazur57 napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

cancri napisał(a):

mtsiwak napisał(a):

cancri napisał(a):

Zgadzam sie z podejsciem, ze o zalu czy braku w stosunku do braku posiadanych dzieci powinny wypowiadac sie osoby, ktore juz wiekszosc swojego zycia przezyly. Wiadomym jest, ze mloda i aktywna kobieta, ktora z mezem zwiedza i zdobywa swiat bedzie inaczej podchodzic do tematu w wieku 30-40 lat, niz kiedy bedzie miec tych lat 60-80 i bedzie sama siedziala w czterech scianach. A wydaje mi sie, ze dopiero wtedy, kiedy sie stanie w oko w oko z tym wiekiem mozna mowic, ze sie tej decyzji naprawde nie zaluje.

Ja tez nie chcialam miec dziecka. Nie dlatego, ze nie lubie dzieci po prostu nie chcialam nikogo sprowadzac na ten swiat. Stalo sie inaczej i moja corka jest najwieksza miloscia mojego zycia. Natomiast w pelni rozumiem kobiety, ktore w swoim podejsciu wytrzymuja i sobie ukladaja zycie bez dzieci. Czy nie beda zalowac w wieku 80 lat - a no, tego nie moga potwierdzic one same i tego zwykle nie robia. Te naprawde rozsadne. 

Jakos ciezko mi uwierzyc w to, ze te, ktorych wypowiedzi sa nacechowane totalnie negatywnymi cechami sa tak "neutralne" w temacie i tak nie posiadaja jakiegos zalu juz teraz. Tylko go przykrywaja cala ta chamska otoczka.

ale masz swiadomosc tego, ze posiadanie dzieci nie gwarantuje Ci towarzystwa i opieki na starosc? boli mnie taki poglad, bo dziecko nie powinno byc rodzicom dluzne. nie oni zdecydowalo, ze przyjdzie na ten swiat. jasne, fajnie jak dzieci sie interesuja. ale jestem absolutnie przeciwna calkowitej rezygnacji z samej/samego siebie na rzecz dzieci. pomagania finansowo dzieciom w doroslym wieku, zamiast zabezpieczania wlasnej przyszlosci na starosc. wyznaje zasade - umiesz liczyc, licz na siebie. a jesli dorosle dziecko nadal potrzebuje wisien na matce/ojcu, to uznaje to za porazke wychowawcza.

Czy ja w ktorymkolwiek momencie napisalam, ze uwazam, ze dziecko bedzie mi cokolwiek dluzne, ze wymagam, by dziecko sie mna opiekowalo, mnie finansowalo na starosc ? Wkladasz w moja wypowiedz totalnie nie moje slowa i zmieniasz calkiwicie sens mojej wypowiedzi. Uwazam, ze fajnie byloby uslyszec opinie takiej dojrzalej kobiety, jak widzi to z perspektywy 50 lat pozniej - bo nie zajscie w ciaze kiedy jeszcze mozna niesie za soba skutki tej decyzji do konca zycia. 

I oczywiscie, ze mozna miec wyrodne dzieci, ale temat dotyczy decyzji o nieposiadaniu, a nie o tym, czy dziecko sie wypnie na starosc na rodzicow czy nie. Bo owszem, albo sie wypnie, albo sie nie wypnie. Ale przy nieposiadaniu dziecka nie ma tego albo. A ja chcialabym kiedys uslyszec zdanie osob, ktore z ta decyzja przezyly cale zycie. I nie zakladam, ze uznaja, ze byly nieszczesliwe, bo zaraz mi ktos to wepchnie do mojej odpowiedzi.

ale jednak zakladasz, ze dziecko, ktore nie zapewnia rodzicowi opieki i towarzystwa jest wyrodne. nie jest. to jest jego dobra wola, nie obowiazek. samo sie na ten swiat nie wepchalo. strasznie mnie denerwuje takie podejscie. tak bylo u mnie w rodzinie. "nie bo mam starych todzicow". "nie, bo ktos sie rodzicami musi zaopiekowac". efekt byl taki, ze rodzice przezyli dziecko o kilkanascie lat, a jak dziecko potrzebowalo pomocy, to sie rodzice d.. wypieli. uwiazywanie dzieci przy sobie jest niesprawiedliwe, pomysl o tym, zeby zapewnic sobie na starosc dobry osrodek, fachowa pomoc pielegniarska, odpowiednie srodki finansowe na pokrycie tego, zamiast wyrzucac dziecku, ze jest wyrodne. a jak znajdzie druga polowke na drugim koncu swiata albo dostanie prace marzen w innym kraju to ma z tego rezygnowac, zeby nie byc wyrodnym dzieckiem, bo rodzice? czasy, kiedy rodzilo sie po 5-6 dzieci, zeby zapewnily rodzicom opieke na starosc bezpowrotnie minely. 

Dokładnie. Po to wymyślili system emerytalny, żeby rodzic się sam soba opiekował. 

system emerytalny to zart. tak w Polsce jak i w USA. zamiast ladowac kase dzieciom w kupno samochodu, mieszkania - sorry, niech same sobie zarobia, to nie jest moj obowiazek jako rodzica, wole te pieniadze zabezpieczyc na spokojna starosc bez obciazania dzieci finansowo, psychicznie i w kazdym innym aspekcie. moja rola jako rodzica jest dac wedke, a nie rybe. 

o to, to!! Tu sie zgodzę absolutnie z Toba!!

Jakos przed pandemia kiedy jeszcze bylam w ciąży,  wywiązała się u mnie w pracy dyskusja miedzy czterema osobami (trzy z nich byly juz rodzicami i ja w ciazy;) , gdzie dwie z tych osób twierdziły, że wola nie pojechać na wakacje i oszczędzać na tym i tamtym, ale odłożyć te pieniądze na fundusz edukacyjny dla dziecka,  aby zapłacić za ich studia ( jakie sa ceny studiów w USA dobrze wiemy obie, masakryczne, a za te 10-20 lat bedzie jeszcze gorzej). Ja i kolega z pracy bylismy zdania takiego jak Twoje.  Po pierwsze: dlaczego przez kolejne 20 lat mam odkładać na edukację dziecka, którą nie dość, ze samo moze sobie opłacić, to jeszcze mam siedziec w domu i oszczędzać kazdy grosz kosztem całej rodziny (kupowanie gorszej jakości żywności,  zadnych urlopów oprocz odwiedzania rodziny mieszkającej gdzieś blisko). Skąd w ogóle pewność, ze nasze dzieci pójdą na studia? Zarówno ja jak i maz zami opłaciliśmy swoja edukację i sami uzbieraliśmy na wklad wlasny i jakoś nie mamy pretensji do rodziców  z tego powodu, bo ani jego rodziców ani moich nie bylo stać odkładać na te cele kiedy bylismy dziecmi. Wazniejsze jest moim zdaniem edukować dziecko od małego (np języki obce) oraz aby znalo wartości pieniądza.

My dla corki cos tam odkładamy, ale nie kosztem naszych emerytur, oszczednosci czy innych celów.  Tak jak Ty, wole nie prosić dziecka o pomoc finansowa na stare lata niz oplacac jej/jego edukację czy kupno nieruchomości. Wychodzimy z założenia, ze to co odłożymy dla corki i syna chocby częściowo pokryje ich dane potrzeby w danym w danym momencie zycia, ale absolutnie nie mamy obowizku pokrywać ich w calosci kiedy dzieci sa juz dorosłe.  Bez przesady.

Zostaliśmy okresleni wyrodnymi rodzicami, bo jak to nie mieć oszczędzone na studia dzieci i na ich wklad wlasny na kupno domu za 20 lat? Lol co z tego, ze kosztem np własnego życia,  bo obie te osoby tak oszczędzające na dziecko, mieszkają w wynajmowanych lokalach,  bo przeciez nie ma jak oszczedzic na wklad wlasny kiedy wyszatko odkładasz na studia swojej dwójki dzieci...

Nie wiem jak ty mtsiwak, ale ja będę truła moim dzieciom, aby szły na studia do Europy albo Ameryki Południowej, nie dość że taniej to i trochę swiata zobaczą, a studia moje z UK (Southampton) jak i męża,  który studiował na UNAM sa tu w Stanach świetnie postrzegane, a o męża to juz w ogóle pracodawcy sie bili :p

Pewnie są studia i studia. Myślę, że oni żyją nieco w innej rzeczywistości niż osoba, która tam się nie wychowała. Jakie przełożenie na pracę i karierę ma skończenie lepszej uczelni- znaczy się droższej? Ile % osób w Stanach kończy jakąkolwiek?

Problem w tym , ze "jakakolwiek" uczelnia w Stanach kosztuje grube dziesiątki tysięcy samego czesnego, tu nie ma darmowych uczelni publicznych...jaki procent ma studia to nie wiem, trzeba by sprawdzić statystyki;) 

Przyklad: lepsza uczelnia z mojego miasta , studia trzyletnie humanistyczne koszt czesnego : 108 tys. $. (brat męża, studiował political science) . Kolezanka robi magisterkę zaocznie, 2 lata, ta sama szkoła, 70 tys $.

Wiekszosc szkol tu w Teksasie mniej więcej tak kosztuje za jakieśtam studia, o szkołach medycznych czy prawie juz nawet nie piszę:)

A jak z kredytami na takie studia? Podejrzewam, że jest tak, że jak rodzice nie dadzą, to ciężko pewnie zrobić i skończyć coś sensownego. W Łodzi są odpłatne studia medyczne właśnie dla obcokrajowców. Nawet ktoś z rodziny z nich korzystał, bo nie było ich stać na nie tam gdzie mieszkają. A jak jest z uznawaniem zagranicznych dyplomów- zrobionych np.  Polsce?

Kredyty na studia to zazwyczaj zaden problem, tylko później spłacanie tego trwa lata...bo np brat męża spłaca ok 200 dolców miesięcznie, to ile lat to zajmie...na razie same odsetki spłaca.

Właśnie jak rodzice nie dadzą, problemu nie ma, sa pożyczki,  sa stypendia i wiekszosc studentów z tego korzysta, bo nie czarujmy się, wiekszosci rodzice nie opłacają:/. Ale niektórzy rodzice mają tak wbite do glowy, ze musza za studia dzieci płacić...A zaoszczędzenie takich 200 tys funtów (na dwójkę dzieci) przez jakieś 18 lat , to jakiś 1000 dolców miesięcznie ...to duzo, np. prawie 20% mojej miesięcznej pensji (netto, po odprowadzeniu podatkow), a zarabiam sporo  powyzej średniej stanowej...

Srednia zarobków w Teksasie to coś ok 30 tys rocznie na osobę/60tys rocznie na rodzinę(brutto przed odprowadzeniem podatków i itp), .. 6 lat temu zaczynałam pierwsza tutaj w Stanach pracę,  w Michigan, wlasnie za 30k brutto rocznie,dostawałam jakies 2400$ netto miesięcznie....W takim razie jesli rodzina ma dochod 60 tys brutto, musieliby odłożyć prawie 1/4 netto domowego budżetu na przyszle studia dwojki dzieci...A ceny studiów co roku ida w górę,  100 tys to liczę takie minimum.  Oczywiście zarobki srednie w kazdym stanie są inne, i wydatki tez , sa stany gdzie 30k rocznie to kupa kasy (Ohio, Kentucky, Idaho), a takie, gdzie za 60k rocznie bedziesz ledwie zipać (Kalifornia, Nowy Jork, Massachusetts)

Dlatego szczerze liczę na to, ze moje dzieci zdecydują się na studia poza Stanami, nie dość, ze taniej, to podroze kształcą,  a europejskie uniwersytety są świetne. Uwazam, ze ceny amerykańskich szkol są nieadekwatne ani do ich poziomu ani do średnich zarobków,  ale to jedynie moje zdanie wynikające z moich obserwacji. Nie mowie, ze szkoły tu są słabe, ale uważam,ze sa za drogie. Uwazam,  ze to strata kasy, nawet jesli bedzie nas stać za ich studia zapłacić. Ale zrobią jak zechcą oczywiście, a my pomożemy jak sie da:)

A gdzie tu jeszcze opłacić przedszkole ze średnich zarobków, oszczedzajac ok 1 tys na studia dzieci miesięcznie? Kiedy przedszkole miesięcznie to tu w naszym mieście ok tysiac na dziecko? 

Nie wiem jak z polskimi dyplomami, ale podejrzewam,że tak samo jak z niemieckimi czy francuskimi, z tego co wiem te osoby musiały jedynie przetłumaczyć dokument u tłumacza przysięgłego i tyle. Mój angielski dyplom uznali taki jaki był bez problemu, mojego męża dyplomu nawet nie tłumaczyli z hiszpańskiego, ale podejrzewam, że dlatego, ze wiele osób w HR jest z Meksyku/ Ameryki Łacińskiej albo dlatego, ze uczelnia jest znana? Nie wiem.

Nigdy nie żałowałam ze nie mam dzieci , lubię ciszę spokoj i swój rytm życia.

Pasek wagi

Variegata napisał(a):

To będąc matką też się można dowiedzieć czy się nie żałuje, że się nią było dopiero w wieku 60-80 lat? No bo nawet jeśli byłaś szczęśliwa kiedyś, to jak dzieci wyjadą, nie będą odwiedzać i zostaniesz sama to wtedy się dopiero okaże? To, że kobieta która nigdy nie chciała mieć dzieci, i zdecyduje się na nie po 30 czy 40stce, to też nie oznacza wcale, że jakby ich nie miała to by żałowała. Napisałam to tak odnośnie tego, że bezdzietna nie może wiedzieć czy nie żałuję, a dopiero jak die zestarzeje, to niby racja, ale dotyczy nas wszystkich, dzietni też mogą żałować dopiero na starość decyzji o posiadaniu potomstwa, jeśli te potomstwo jakoś nie spełni oczekiwań. Niektórzy podają argument, że jak będziesz sama stara w domu. I tu też jest takie niezrozumienie tego, że ludzie są różni, bo są ludzie wolący samotność od towarzystwa, bo inni ludzie w zbyt dużym nasileniu ich denerwują. Mieszkanie z kimś, kto jest inny od nas też może być katorgą. 

Ja ogólnie nie rozumiem tych oczekiwań względem dzieci. Zawsze traktowałam swoich synów jako oddzielne byty, wolnych ludzi. Wiedziałam że przyjdzie dzień w którym opuszczą dom i zajmą się swoim życiem i własnymi sprawami. Żyję swoim życiem nie mam jakiegoś syndromu"opuszczonego gniazda". Ostatnio nawet powiedziałam że święta mogą spędzić jak chcą.Nie muszą przyjeżdżać, żeby poprostu zwyczajnie sobie odpoczęli a jeśli mają ochotę przyjechać to zapraszamy. Zamierzam również zgromadzić odpowiednie środki aby zapewnić sobie opiekę ale mam nadzieję że nie dożyję do takiej niedołężnej starości. A może przeprowadzę się do Hiszpanii tam właśnie zalegalizowano eutanazję.

Pandemia uświadomiła mi że nie potrzebuję żadnego innego towarzystwa prócz mojego męża i zwierząt. Z czasem zamierzam brać ze schroniska zwierzęta ,staruszki, na dożywocie. Raz żeby nie narażać młodego zwierzęcia na brak opieki na wypadek mojej śmierci,dwa żeby choć w ostatnich dniach swoje żywota miały luksusowe warunki

Pasek wagi

Widze, ze wpisy sa usuwane...o.O 

cancri napisał(a):

Widze, ze wpisy sa usuwane...o.O 

Tak, Asha usunęła moj wpis, i kiedy wysłałam formularz z zapytaniem, który punkt regulaminu złamałam,  napisala, ze " o dyskrecji moderacji". 

Cancri, wiesz gdzie można napisać, zadzwonić do szefostwa moderatorow? Bo to już śmieszne nie jest i chce mi się to zgłosić;) 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.