Temat: Powrót do formy po ciąży

Hej Dziewczyny ;)

Sorry za nawał macierzyńskich tematów, ale teraz w tym czasie, którym jestem wszystko mnie ciekawi:P Chciałabym poczytać o Waszych emocjach związanych z połogiem i może odnieść do tego to, co sama przeżywam ;) jak się czułyście po narodzinach dziecka ? czy czułyście faktycznie tzw. "baby blues"? czy wierzycie, że jest to związane z huśtawką hormonalną czy raczej faktycznym cierpieniem, którego my kobiety doświadczamy w czasie porodu i/lub po ? ja jak leżałam w łóżku w 4 dobie w domu, rana po cesarce nie dawała mi wstać, ból obkurczającej macicy przy karmieniu sprawiał mi ogromny ból, a do tego miałam nawał - jak zobaczyłam się w lustrze to miałam 2 głazy zamiast cycków.. i tak się zastanawiałam kto wymyślił, że ten smutek jest związany ze zmianami hormonalnymi skoro całe te cierpienie jest realne.. do tego chciałam Was ogółem spytać jak przeszłyście połóg i po jakim czasie wróciłyście do siebie i nie mówię tu o powrocie do figury sprzed ciąży (chyba, że ktoś chce się pochwalić;)), ale kiedy czułyście się już dobrze psychicznie, fizycznie i czułyście, że ogarniacie nową rzeczywistość ;-) dzielcie się swoimi przeżyciami.

Do wagi wróciłam po miesiącu, ale przez prawie 2 lata miałam powiększone żebra o 10 cm i tak samo miednicę. Co z tego, że ważyłam 47kg jak musiałam chodzić w 40 rozmiarze. Jak założyłam cuchy dobre w talii i udach, pupie, to na miednicy i żebrach się nie dopinałam, jak się dopinałam na miednicy i żebrach to w talii, udach i biodrach koszmarnie wisiało. Do dzisiaj mam miednicę powiększoną o 2 cm , pod biustem chyba też mam z 1-2 cm więcej, mam też stopę większa o 0,5-1 rozmiar i jestem wyższa o 1-2 cm. 

Po 2 latach dopiero uregulowało mi się TSH, wcześniej doznawałam licznych dolegliwości z tym związanych jak płaczliwość, ciągła senność, drżenie ciała, walenie serca, brak energii. 

Tak po cesarce bardzo cierpiałam, do końca życia będę mieć bolesne zrosty na jelicie grubym i macicy, przez miesiąc po operacji ciągle wiłam się z bólu, już nie wspomnę o komplikacjach po złym wkłuciu , po 8 mies nie mogłam nawet lekkiej spaceówki znieśc po schodach, bo plamiłam itd, itd,  Przez rok odczuwałam dolegliwości po cesarce, a prze 3 lata miałam mrowienie i drętwienie w okolicach cięcia.

Natomiast nic nie dało mi tak w kości jak problemy z TSH. 

Ja też jakoś nie czułam się źle z samą zmianą życia, byciem dyspozycyjną dla dziecka , tylko to chol.... TSH. 

 I jeszcze zęby. Przed ciążą chodziłam regularnie do dentysty od lat, przez samym planowaniem ciąży jeszcze wymianiałam wszystkie plomby, a do 2 lat po ciąży musiałam leczyć po kilkanaście zębów rocznie. 

Ogólnie ja potrzebowałam z 2,5 roku na takie fizyczno-zdrowotne dojście do siebie. 

mlodapanna2020 napisał(a):

Despacitoo napisał(a):

mlodapanna2020 napisał(a):

.Puckolinka. napisał(a):

Ja myślę że tak na prawdę wszystko zależy od charakteru. Rodzilam 2 razy sn i cc. Podeszłam do sprawy zadaniowo. Wiedziałam że boli, wiedziałam że ból minie. Owszem miałam gorsze dni. Ale nie była to ani depresja ani baby blues. Ja wyszłam z założenia że skoro chciałam dzieci teraz muszę się z tym zmierzyć. Połogi oba przeszłam bez problemu, bardzo szybko doszłam do siebie. I moja wypowiedź to ani chwalenie się, ani kwestionowanie przeżyć kobiecych. To moje zdanie i doświadczenie:)
Dokladnie tak mowia i zachowuja sie mamy w moim otoczeniu   Nie warto sie tak nad soba uzalac, bo to nie pomaga ;)Moja mama urodzila 4 dzieci i za kazdym razem miala sily na wszystko od razu po ciazy. Czy to oznacza, ze nie miala bolow i nie widziala zmian po kazdym porodzie? Nie. Oczywiscie, ze byl bol i zmiany. Ale robienie z siebie ofiary jest zalosne.
Jak ktoś chce zwijać się z bólu i robić z siebie bohaterkę to proszę bardzo ;) ja jak było mi ciężko nie uzalalam się nad sobą tylko prosiłam o pomoc. Mówiłam o tym że nie daje rady i dalej mówię jeśli tak jest. Jeśli dla kogoś to jest żałosne to ok, mogę żyć z tym :p ale dziecko ma też ojca, nie tylko matke.
Ma tez rodzenstwo, dziadka, babcie, rodzenstwo rodzicow - i wszyscy chetnie sie zajmuja, pomagaja i opiekuja dzieckiem razem ;) Nie napisalam, ze nie. Ale bez uzalania sie nad soba :D Raczej kazdy sie pozytywnie nakreca i robi dalej. Ale kto co woli.

Życzę Ci aby Twój połóg pozytywnie Cię nakręcił;) niestety nie zawsze tak jest, a po cesarskim to szkoda gadać. Nie ma nic złego w sygnalizowaniu otoczeniu że jest nam źle i ciężko zamiast zacisnąć zęby. Szczególnie że w silnym stresie hormon stresu dostaje się też do pokarmu.. A niejednej kobiecie w takiej sytuacji pomoże np. rozmowa z druga kobieta która przeszła przez to samo i powie "To minie", ale może po prostu inaczej rozumiemy uzalanie się. Pograzanie sie w smutku i zamykanie na otoczenie na pewno nie pomaga a tylko szkodzi.

mlodapanna2020 napisał(a):

Despacitoo napisał(a):

mlodapanna2020 napisał(a):

.Puckolinka. napisał(a):

Ja myślę że tak na prawdę wszystko zależy od charakteru. Rodzilam 2 razy sn i cc. Podeszłam do sprawy zadaniowo. Wiedziałam że boli, wiedziałam że ból minie. Owszem miałam gorsze dni. Ale nie była to ani depresja ani baby blues. Ja wyszłam z założenia że skoro chciałam dzieci teraz muszę się z tym zmierzyć. Połogi oba przeszłam bez problemu, bardzo szybko doszłam do siebie. I moja wypowiedź to ani chwalenie się, ani kwestionowanie przeżyć kobiecych. To moje zdanie i doświadczenie:)
Dokladnie tak mowia i zachowuja sie mamy w moim otoczeniu   Nie warto sie tak nad soba uzalac, bo to nie pomaga ;)Moja mama urodzila 4 dzieci i za kazdym razem miala sily na wszystko od razu po ciazy. Czy to oznacza, ze nie miala bolow i nie widziala zmian po kazdym porodzie? Nie. Oczywiscie, ze byl bol i zmiany. Ale robienie z siebie ofiary jest zalosne.
Jak ktoś chce zwijać się z bólu i robić z siebie bohaterkę to proszę bardzo ;) ja jak było mi ciężko nie uzalalam się nad sobą tylko prosiłam o pomoc. Mówiłam o tym że nie daje rady i dalej mówię jeśli tak jest. Jeśli dla kogoś to jest żałosne to ok, mogę żyć z tym :p ale dziecko ma też ojca, nie tylko matke.
Ma tez rodzenstwo, dziadka, babcie, rodzenstwo rodzicow - i wszyscy chetnie sie zajmuja, pomagaja i opiekuja dzieckiem razem ;) Nie napisalam, ze nie. Ale bez uzalania sie nad soba :D Raczej kazdy sie pozytywnie nakreca i robi dalej. Ale kto co woli.

Młodapanna, autorka chyba pyta o nasze własne doświadczenia wiec....rodzilas? Nie. Więc nie masz własnego doświadczenia, a to co piszesz jest conajmniej nietaktowne. Nie wymadrzaj się w temacie, o ktorym nie  masz pojęcia, bazując na doświadczeniu innych.

Może miałam łatwy poród, mimo że wywoływały, moze jestem.bardzo odporna na bol....po porodzi jeden mały szew,którego szczerze mówiąc nie czułam. Teraz jestem 12 tyg po porodzie i zapomnialam juz o nim..Pamiętam że jakieś 2 godz po porodzie szłam sobie na nogach obok dziecka w szpitalnym łóżeczku do naszego pokoju.  Jedyne co to pierwsze siku szczypalo. Nie brałam nic przeciwbolowego ani podczas porodu ani po, bo nie potrzebowałam. Nie miałam zatwardzen.  Po jednej nocy wyszliśmy do domu, pierwsza noc, z kamieniem bylo troche ciezko, zaraz potem mialam nawal , i teraz spokojnie karmię dalej:). Po ciąży waga spadła-5kg w stosunku do tej z przed ciąży  Aktualnie karmię i waga i ciało jest identyczne jak z przed ciąży tylko biust większy  ( w ciąży przytylam 3 kg, bo cały 1 trymestr wymioty). Krwawienie 3 tyg po i tyle. Obkurczanie macicy porownalabym do lekkiego bolu miesiączkowego, trwał  przez ok tydzień. 

Miałam albo szczęście, albo nie wiem co....Ale  jak na razie nie mialam nic na wzór baby blues. Gorzej przeszłam fizycznie i psychicznie  pierwszy trymestr ciąży niż poród i połóg. 

Marisca napisał(a):

Do wagi wróciłam po miesiącu, ale przez prawie 2 lata miałam powiększone żebra o 10 cm i tak samo miednicę. Co z tego, że ważyłam 47kg jak musiałam chodzić w 40 rozmiarze. Jak założyłam cuchy dobre w talii i udach, pupie, to na miednicy i żebrach się nie dopinałam, jak się dopinałam na miednicy i żebrach to w talii, udach i biodrach koszmarnie wisiało. Do dzisiaj mam miednicę powiększoną o 2 cm , pod biustem chyba też mam z 1-2 cm więcej, mam też stopę większa o 0,5-1 rozmiar i jestem wyższa o 1-2 cm. Po 2 latach dopiero uregulowało mi się TSH, wcześniej doznawałam licznych dolegliwości z tym związanych jak płaczliwość, ciągła senność, drżenie ciała, walenie serca, brak energii. Tak po cesarce bardzo cierpiałam, do końca życia będę mieć bolesne zrosty na jelicie grubym i macicy, przez miesiąc po operacji ciągle wiłam się z bólu, już nie wspomnę o komplikacjach po złym wkłuciu , po 8 mies nie mogłam nawet lekkiej spaceówki znieśc po schodach, bo plamiłam itd, itd,  Przez rok odczuwałam dolegliwości po cesarce, a prze 3 lata miałam mrowienie i drętwienie w okolicach cięcia.Natomiast nic nie dało mi tak w kości jak problemy z TSH. Ja też jakoś nie czułam się źle z samą zmianą życia, byciem dyspozycyjną dla dziecka , tylko to chol.... TSH.  I jeszcze zęby. Przed ciążą chodziłam regularnie do dentysty od lat, przez samym planowaniem ciąży jeszcze wymianiałam wszystkie plomby, a do 2 lat po ciąży musiałam leczyć po kilkanaście zębów rocznie. Ogólnie ja potrzebowałam z 2,5 roku na takie fizyczno-zdrowotne dojście do siebie. 

Oooo, też powiększyła mi się stopa, już w ciąży .  O rozmiar.  Wszystkie buty do wymiany;)

Współczuję takich doświadczen.

Już za bardzo nie pamiętam tego okresu ale wiem że było ciężko mi się przyzwyczaić do nowej sytuacji, niby się cieszyłam ale nie raz płakałam z bezsilności jak córka miała kolki ( na szczęście nie trwały one długo).Dobrze że miałam męża który wspierał mnie na każdym kroku, jak tak sobie pomyślę to na prawdę miałam huśtawkę nastrojów. Minęło jakoś po 3 miesiącach.

Rodziłam 2 razy, oba porody sn, zdecydowałam się na brak znieczulenia, po obu byłam zszywana. Po pierwszym porodzie już 5 dnia czułam się super, ogarniałam wszystko i byłam szczęśliwa (mąż tez dużo pomagał) :) Po drugim porodzie- już następnego dnia prosiłam pielęgniarki o wypis (łącznie w szpitalu spędziłam ok 21 godzin). I czułam się super:) Oczywiście, że szwy ciągnęły, czy był problem z siedzenieniem, ale byłam na to wszystko przygotowana:) Połogu właściwie nie odczułam. Macierzyństwem cieszyłam się od praktycznie pierwszych dni:)

Pasek wagi

Fizycznie nie było przyjemnie, ale akceptowalnie. Litry kroplówki z oksytocyną, dwa dni skurczy, wstawanie po CC, poranione brodawki - wiedziałam, że minie. Ale psychicznie zupełnie niezależnie ode mnie zabijało mnie poczucie winy - że nie potrafiłam urodzić, że przeze mnie dziecko urodziło się z zakażeniem, że nie powinnam była zgłaszać się na patologię, że trzeba było naciskać na wcześniejsze cięcie, że po co jej taka matka, w dodatku bez pokarmu w piersiach. Potem doszły płaczliwe wieczory u małej, żadnej możliwości odłożenia dziecka choć na chwilę do łóżeczka, rady teściowej, żeby nie przyzwyczajać do noszenia i pretensje, że zjadłam kapustę.... W końcu mleko się pojawiło w wystarczającej ilości, uznałam, że będę nosić w chuście, tulić i spać razem i choćby płacz się nie kończył, to przecież jest zdrowa, dobrze się rozwija i widocznie jak ja czasem musi popłakać. Trwało to gdzieś 5 tygodni zanim pozbyłam się panicznego strachu o jutro i myśli, że wszystko robię nie tak. Kolejne 3 tygodnie później nadal nie przesypiam ciągiem 3 godzin, chodzę do toalety z dzieckiem na brzuchu, nie dotarłam do fryzjera i wcale nie chudnę, ale cieszę się z każdej chwili, ze wspólnych spacerów, wierzę, kiedy partner mówi, że mnie kocha i nie liczę, że szlag mnie trafi i znajdą małej lepsza mamę. Myślę, że to taki baby blues w wersji hard. Żałuję tylko, że w tym przymusie radości, ekscytacji i z tekstami anonimowych bab o uzalaniu się nad sobą, albo że najgorsze dopiero przede mną tak późno się opamiętałam i że nie poprosiłam o fachową pomoc psychologa w szpitalu.

Pasek wagi

Ja bardzo źle wspominam pierwsze tygodnie z dzieckiem. Raz, że wczesniak, więc byliśmy trochę w szpitalu, gdzie jak ktoś mi kiedyś wyznał "szpital ryje mózg" i tak się dzialo z nami. Nawet nie chce mi się pisać, bo dużo by opowiadać. Dwa połóg. Miałam naprawdę niełatwy, tak mało się o nim pisze, koleżanka mi mówiła, że to jak okres, a ja... Krwawiłam mocno dobre 4 tygodnie, plamilam/lekko krwawiłam do końca połogu, gdzieś do 6 tygodnia. No i ból macicy to wiadomo. Do tego okropny ból stop - to były balony, cała byłam opuchnięta po porodzie, a najbardziej te stopy... Nie mieściły się w klapki męża o tak bardzo piekły. Ta walka o mleko też mnie zabiła, to była masakra. Bujalismy od doradcy w szpitalu, położnych do CDL i nadal na widok laktatora mnie wzdryga. Ból piersi, mokrość w staniku, mokrość i okropne podpaski lub podkłady między nogami brrrr... To co wylatywało ze mnie w połogu, a ja nie wiedziałam co to jest... Także zazdroszczę tym, które miały tylko krwawienie krótkie jak okres, szczerze! Nikt mi o tym na szkole rodzenia nie mówił, nie czytałam dużo o pologu i to mnie może tak zaskoczyło i wystraszyło. Do tego kolki dziecka i milion dobrych rad. Kto miał kolkowe dzieci ten wie co to za jazdy. Podobnie jak jedna z dziewczyn, płakałam nad swoim synkiem i miałam siebie za najgorsza matkę świata, to był mocny baby blues. Naprawdę, dużo by pisać. Dla kogoś to może być użalanie się,jego sprawa, każdy przechodzi inaczej. Ja bohaterki z siebie nie robię, było mi bardzo źle. Po porodzie dziecko jest najważniejsze, ale ja jako kobieta i żona nadal zylam i istniałam i potrzebowałam pogłaskania po głowie nawet swojej mamy i męża. I było. Mi wtedy ciut lepiej. Dziś już mając dziecko ponad 2 letnie, dość trudne czuje się szczęśliwa, kocham, gdy daje mi buziaki wiec na pewno już jestem w formie :) i wiem, że bardzo źle wspominam macierzyństwo przez pierwsze miesiące a dziś dla samej siebie dalabym radę następująca:słuchać tylko siebie i swojej intuicji, wybierać z dobrych rad to, co wg mnie działa i do mojego dziecka pasuje, bo normalna matka krzywdy swojemu dziecku nie chce zrobić. Od razu byloby mi lepiej :) 

Wszystkie problemy hormonalne, baby blues i dziwne  myśli minęły jak już przestałam karmić. Póki byłam pod wpływem „macierzyńskich” hormonów potrafiłam płakać oglądając wiadomości lub reklamę mleka modyfikowanego. Płakałam, że urodziłam i miałam pustkę w brzuchu, płakałam jak się dziecko uśmiechało. Nie dziwie się, że niektórzy mówią o „pieluszkowym zapaleniu mózgu”. Z fizycznych rzeczy to miałam rozklekotane biodra, chodziłam jak kaczka i czułam jak by mi stawy się rozlazły, no i laktacja po pierwszym porodzie to jakaś masakra, miałam piersi jak jakaś gwiazda porno. Początki karmienia też były ciężkie, dziecko jak zasysało to łzy same leciały z bólu. Ale....wszystko jest do przeżycia.

Ja jestem na całkiem świeżo, więc i dramatycznie. Bo z perspektywy pierwszego dziecka już się nie pamięta za bardzo kwestii bólowych. Pamiętam baby blues, takie tępe patrzenie w kompletnie, zupełnie nową rzeczywistość, w której nie do końca się umiałam psychicznie odnaleźć. (wiesz, wszystko, co lubisz robić żegnasz na dług czas, jak nie na zawsze). Kompletne przeorganizowanie życia. Po pierwszym porodzie był ze mną mąż: wstawał w nocy i podawał mi dziecko, przewijał itp. itd. A samo dziecko spało i jadło, no, może z usypianiem była czasem drama.

A drugie? Postanowiłam, że sobie ze wszystkim dam radę. Już w szpitalu wstawałam i odnosiły mnie do łóżka pielęgniarki, bo mdlałam. Ale próbowałam do skutku. Spałam z dzieckiem na szpitalnym łóżku, gdzie nie zmrużyłam oka nawet na sekundę (żeby nie przygnieść noworodka). W domu tylko 1 noc był przy mnie mąż, potem poszedł do starszaka. A dziecko wstawało co 15-40 minut, nawet w nocy usypiane po kilka godzin. Szwy porozrywały mi gojącą się ranę. Ból nie do opisania, ciągły. Do tego zespół popunkcyjny. Ale nie dramatyzowałam, nie prosiłam nikogo o pomoc, wstawałam dalej mimo przeogromnego dyskomfortu. Kp w obu przypadkach kaszana, w drugim jeszcze gorzej. Ciągle wszędzie to mleko, tu odciąganie, tu karmienie (chociaż po drugim mniej bolało i nie musiałam się bawić w kapturki itp., na szczęście).

Ale co, minęło, teraz trzeba wracać do rzeczywistości, a za dwa lata nie będę pamiętać. Generalnie koszmar, nigdy więcej :D

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.