Temat: Intercyza

Jaki macie stosunek do intercyzy, która zabezpiecza majątek partnerów? Uważacie, że w sytuacji, gdy jedna osoba ma dużo więcej pieniędzy niż druga, ma prawo oczekiwać, że partner/partnerka podpisze odpowiednie papiery? Oczywiście chodzi mi o naprawdę dużą różnicę pomiędzy majątkiem, a nie kwestie, że ona zarabia 2 tysiące a on 5-6. 

Jak poczulibyście się, gdyby partner powiedział, że chce podpisać dokument tego typu? 

sofro napisał(a):

Kazdy jest przeciwny, kto niewiele wnosi finansowo, a za intercyza - kazdy, kto widzial jak rodzice sie dorabiali i jak wszystko przepsiuja (juz to zrobili, albo maja zamiar w przyszlosci) na niego/na nia. Chodzi nie tylko o szacunek dla partnera, ale szacunek dla dorobku wczesniejszych pokolen. Dla mnie odmowa podpisania intercyzy jest okazaniem braku szacunku dla partnera i dla jego rodziny. Przeciez nikt nie proponuje podpisanie intercyzy, bo zarabia tysiac wiecej. Jezeli sie prosi partnera o podpisanie - to za tym stoi bardzo duze dobra zazwyczajw domy, grunty... ktore z dziada pradziada nalezaly i naleza do rodziny. Podzielic - to zwyczajnie sprzedac rodzinny dom (czasami nie ma sie gotowki, aby  splacic) i dac polowe swojej/emu ex , a czasami trzeba dom zostawic swojemu/swoej ex ktory/a zamieszka tam wkrotce ze swoim nowym partnerem.

Majątek rodzinny nie wchodzi do majątku wspólnego, więc nie wiem, co tu miałoby zmienić podpisanie lub niepodpisanie intercyzy. Jeśli rodzice przepiszą dom na dziecko, to dom jest tylko dziecka (no chyba że przepiszą na małżonków, ale tu intercyza by nic nie pomogła).

LinuxS napisał(a):

Moja odpowiedz byla do Corinek i w kontekscie jej potencjalnych planow siedzenia w domu, bo facet zarabia. Plus mocno nadinterpretujesz. Nie chodzi o to by kazdy w malzenstwie na wlasny rachunek i oddzielne polki w lodowce, ale wlasnie wspolny wklad i mozliwosc poradzenia sobie w zyciu samemu w razie jak cos sie zawali. Jesli facet chce pomocy w firmie i razem w niej pracuja to nie jest to pomoc tylko wspolna firma i wspolny wklad, wiec zmienia postac rzeczy. Odnosnie pytania skad wiem jakie kobiety wola bogaci faceci: z tego samego powodu wiem, z ktorego Ty. Mam w otoczeniu. Zdefiniujmy jednak bogaci, bo dla roznych osob definicje sa rozne plus zalezy od srodowiska w jakim sie obracamy. W moim bogaci faceci wola jak zona sie rozwija, nie oczekuja prania i gotowania, bo chca w partnerce widziec faktycznego partnera a nie robota wielofuncyjnego. 

Przede wszystkim zacznijmy od tego, że to nie zależy od bogactwa, tylko preferowanego modelu rodziny. Również trochę żyję na tym świecie, znam trochę ludzi żyjących na naprawdę dobrym poziomie jak na polskie warunki i widzę, że model klasyczny sprawdza się bardzo dobrze. Ale wymaga zgody obu stron, dojrzałości i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Jeśli po jednej stronie nie ma na to zgody, to to faktycznie nie ma sensu. Tak piszesz o rozwoju tych żon, że zastanawiam się jakie prace uważasz za na tyle rozwijające, a jednocześnie nie absorbujące bardzo dużej ilości czasu, żeby stanowić partnera do rozmów dla męża. Bo mnie prace mało absorbujące kojarzą się z pracami równie rozwijającymi jak sprzątanie domu, natomiast prace rozwijające są absorbujące. Przynajmniej w Polsce. W krajach bogatych jest być może inaczej.

sadcat napisał(a):

Martulleczka napisał(a):

sadcat ale przecież pół majątku zgromadzonego w małżeństwie, a nie przez całe życie. Jeśli facet bardziej cenił sobie obecność kobiety w domu, a jej to pasowało, oboje byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy, to dlaczego ona ma wyjść z walizką z tego małżeństwa? Mimo że przez x lat mężczyzna czerpał korzyści z tego, że kobieta "siedzi w domu".Ja też bym nie podpisała.
Juz pisalam, WEDLUG MNIE powinna miec oplacane skladki, na wysokosci pensji jaka by im pasowala. Tak jakby pracowala zawodowo caly czas. A jesli kobieta nie zarobi wiecej jak np 3000 tys na reke a facet zarabia 10000 (lub na odwrot, kobieta ma wiecej) to wedlug mnie to jest nie fair, bo sama (sam) by sie nigdy nie dorobil/a tego bez niego (niej).Poza tym tez jest druga strona medalu, bogaty maz biznesmen moze stac sie bankrutem. I zona jest obciazona chyba?Ja wiem, ze bede pracowac, tak jest wedlug mnie najlepiej. Kobieta niepracujaca tkwiaca przy mezu robi sama sobie zle. Po czasie sie o tym przekona. Mam kontakt z wieloma paniami kolo 50tki, wrocily do pracy po ponad 20latach, mowia, ze teraz zyja. I ze nie ma nic lepszego niz swoje wlasne konto. Ale jesli chodzi o mnie, to ja jestem z tych honorowych osob, nie wyprowadzilabym sie ogolocajac dom z rzeczy, ktorych nie kupilam, nawet jak czyscilam te lodowke czy telewizor. Poprostu nie, a sa takie osoby co  by chapnely ile wlezie. W malzenstwie jesli maz zarabial 10000 to przeciez czerpalam korzysci przez wiele lat, zylam na poziomie zycia, ktory mi zapewnil, ktorego sama bym nie miala, wiec jeszcze oczekiwac, ze odda mi majatek na ktory zapracowal dla mnie jest nie sprawiedliwe i tyle. Pracujac, sama moge miec oszczednosci.

No, ale widzisz, w życiu nie jest wszystko takie czarno-białe jak piszesz. Tak może być, jeżeli nie ma dzieci. Bo jak są, to kobieta rezygnuje ze swojej kariery na czas ciąży (nie może wtedy brać np. nadgodzin czy częstych podróży służbowych, musi nawet zrezygnować z pełnienia części obowiązków), tak samo na "urlopie" macierzyńskim, kiedy w ogóle w okresie największej produktywności musi zrezygnować z pracy... Taka jest niestety prawda. Powrót na rynek pracy wiąże się też z ograniczeniami - nie zawsze da się pracować w nadgodzinach, starać się o awans, prosić o podwyżki. Jednym słowem - kiedy kobieta jest zatrzymana w rozwoju zawodowym, bo poświęca się rodzinie mąż może robić zawrotną karierę. Ona już do tego nigdy nie wróci. Więc kwestia sprawiedliwego podziału się tu do niczego nie ima, ciężko bardzo znaleźć tu konsensus - bo ja czułabym się pokrzywdzona. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji brania zwolnień od dwóch kresek i "konieczności" bycia w domu z dzieckiem do okresu przedszkolnego "bo prawdziwa matka do żłobka dziecka nie pośle", tylko o tych koniecznych ramach czasowych, nawet tych minimalnych nie zakładających problemów np. zdrowotnych. Po prostu nie ma możliwości, żeby kobieta miała takie same szanse z uwagi na czystą biologię.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Moja odpowiedz byla do Corinek i w kontekscie jej potencjalnych planow siedzenia w domu, bo facet zarabia. Plus mocno nadinterpretujesz. Nie chodzi o to by kazdy w malzenstwie na wlasny rachunek i oddzielne polki w lodowce, ale wlasnie wspolny wklad i mozliwosc poradzenia sobie w zyciu samemu w razie jak cos sie zawali. Jesli facet chce pomocy w firmie i razem w niej pracuja to nie jest to pomoc tylko wspolna firma i wspolny wklad, wiec zmienia postac rzeczy. Odnosnie pytania skad wiem jakie kobiety wola bogaci faceci: z tego samego powodu wiem, z ktorego Ty. Mam w otoczeniu. Zdefiniujmy jednak bogaci, bo dla roznych osob definicje sa rozne plus zalezy od srodowiska w jakim sie obracamy. W moim bogaci faceci wola jak zona sie rozwija, nie oczekuja prania i gotowania, bo chca w partnerce widziec faktycznego partnera a nie robota wielofuncyjnego. 
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że to nie zależy od bogactwa, tylko preferowanego modelu rodziny. Również trochę żyję na tym świecie, znam trochę ludzi żyjących na naprawdę dobrym poziomie jak na polskie warunki i widzę, że model klasyczny sprawdza się bardzo dobrze. Ale wymaga zgody obu stron, dojrzałości i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Jeśli po jednej stronie nie ma na to zgody, to to faktycznie nie ma sensu. Tak piszesz o rozwoju tych żon, że zastanawiam się jakie prace uważasz za na tyle rozwijające, a jednocześnie nie absorbujące bardzo dużej ilości czasu, żeby stanowić partnera do rozmów dla męża. Bo mnie prace mało absorbujące kojarzą się z pracami równie rozwijającymi jak sprzątanie domu, natomiast prace rozwijające są absorbujące. Przynajmniej w Polsce. W krajach bogatych jest być może inaczej.

Temat jest o intercyzach, logicznym jest, ze powodem jest duza dysproporcja jesli chodzi o majatek/zdolnosci zarobkowe/ryzyko, wiec model rodziny i rozciaganie tego na calosc spoleczenstwa nie ma tu nic do rzeczy, w przypadku osob dorabiajacych sie razem od przyslowiowej lyzeczki. 

Dla mnie jest wiele prac calkiem rozwojowych, zalezy od zdolnosci, ambicji, indywidualnych preferencji i powaznie, nie musi to byc etat dyrektora banku czy fizyka jadrowego, by byl rozwijajacy, jako przeciwwaga do sprzatania domu. Mysle, ze dyskusja na ten temat nie ma sensu, bo wkraczamy na sliski grunt : karierowiczki v kury domowei nic po srodku, wady i zalety, przewaga. Takie tematy juz byly. Mam w Pl znajomych i kuzynostwo i duza czesc ma satysfakcjonujaca prace z mozliwosciami rozwoju i nie siedzi w niej do poznej nocy. Nie trzeba mieszkac na zachodzie.

LinuxS napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Moja odpowiedz byla do Corinek i w kontekscie jej potencjalnych planow siedzenia w domu, bo facet zarabia. Plus mocno nadinterpretujesz. Nie chodzi o to by kazdy w malzenstwie na wlasny rachunek i oddzielne polki w lodowce, ale wlasnie wspolny wklad i mozliwosc poradzenia sobie w zyciu samemu w razie jak cos sie zawali. Jesli facet chce pomocy w firmie i razem w niej pracuja to nie jest to pomoc tylko wspolna firma i wspolny wklad, wiec zmienia postac rzeczy. Odnosnie pytania skad wiem jakie kobiety wola bogaci faceci: z tego samego powodu wiem, z ktorego Ty. Mam w otoczeniu. Zdefiniujmy jednak bogaci, bo dla roznych osob definicje sa rozne plus zalezy od srodowiska w jakim sie obracamy. W moim bogaci faceci wola jak zona sie rozwija, nie oczekuja prania i gotowania, bo chca w partnerce widziec faktycznego partnera a nie robota wielofuncyjnego. 
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że to nie zależy od bogactwa, tylko preferowanego modelu rodziny. Również trochę żyję na tym świecie, znam trochę ludzi żyjących na naprawdę dobrym poziomie jak na polskie warunki i widzę, że model klasyczny sprawdza się bardzo dobrze. Ale wymaga zgody obu stron, dojrzałości i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Jeśli po jednej stronie nie ma na to zgody, to to faktycznie nie ma sensu. Tak piszesz o rozwoju tych żon, że zastanawiam się jakie prace uważasz za na tyle rozwijające, a jednocześnie nie absorbujące bardzo dużej ilości czasu, żeby stanowić partnera do rozmów dla męża. Bo mnie prace mało absorbujące kojarzą się z pracami równie rozwijającymi jak sprzątanie domu, natomiast prace rozwijające są absorbujące. Przynajmniej w Polsce. W krajach bogatych jest być może inaczej.
Temat jest o intercyzach, logicznym jest, ze powodem jest duza dysproporcja jesli chodzi o majatek/zdolnosci zarobkowe/ryzyko, wiec model rodziny i rozciaganie tego na calosc spoleczenstwa nie ma tu nic do rzeczy, w przypadku osob dorabiajacych sie razem od przyslowiowej lyzeczki. Dla mnie jest wiele prac calkiem rozwojowych, zalezy od zdolnosci, ambicji, indywidualnych preferencji i powaznie, nie musi to byc etat dyrektora banku czy fizyka jadrowego, by byl rozwijajacy, jako przeciwwaga do sprzatania domu. Mysle, ze dyskusja na ten temat nie ma sensu, bo wkraczamy na sliski grunt : karierowiczki v kury domowei nic po srodku, wady i zalety, przewaga. Takie tematy juz byly. Mam w Pl znajomych i kuzynostwo i duza czesc ma satysfakcjonujaca prace z mozliwosciami rozwoju i nie siedzi w niej do poznej nocy. Nie trzeba mieszkac na zachodzie.

Niewiele podałaś przykładów jak na ten ogrom możliwości. 

Zupełnie nie rozumiem tego całego "zostawania z niczym". Przecież intercyza uwzględnia konkretną rekompensatę po 2-5-10 itd. latach małżeństwa. Reguluje także sprawy nieruchomości - tym bardziej, gdy pojawiają się dzieci. Z niczym można natomiast zostać w przypadku zdrady, jednak będąc zdradzonym można liczyć na (nazwijmy to) większy zysk. To oczywiście tylko przykłady. Chodzi mi jedynie o to, że intercyza nie musi oznaczać jednostronnego zabezpieczenia interesów majątkowych. Ja bym podpisała. Oczywiście po ustaleniu indywidualnych warunków, uczciwych dla obu stron. 

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Moja odpowiedz byla do Corinek i w kontekscie jej potencjalnych planow siedzenia w domu, bo facet zarabia. Plus mocno nadinterpretujesz. Nie chodzi o to by kazdy w malzenstwie na wlasny rachunek i oddzielne polki w lodowce, ale wlasnie wspolny wklad i mozliwosc poradzenia sobie w zyciu samemu w razie jak cos sie zawali. Jesli facet chce pomocy w firmie i razem w niej pracuja to nie jest to pomoc tylko wspolna firma i wspolny wklad, wiec zmienia postac rzeczy. Odnosnie pytania skad wiem jakie kobiety wola bogaci faceci: z tego samego powodu wiem, z ktorego Ty. Mam w otoczeniu. Zdefiniujmy jednak bogaci, bo dla roznych osob definicje sa rozne plus zalezy od srodowiska w jakim sie obracamy. W moim bogaci faceci wola jak zona sie rozwija, nie oczekuja prania i gotowania, bo chca w partnerce widziec faktycznego partnera a nie robota wielofuncyjnego. 
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że to nie zależy od bogactwa, tylko preferowanego modelu rodziny. Również trochę żyję na tym świecie, znam trochę ludzi żyjących na naprawdę dobrym poziomie jak na polskie warunki i widzę, że model klasyczny sprawdza się bardzo dobrze. Ale wymaga zgody obu stron, dojrzałości i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Jeśli po jednej stronie nie ma na to zgody, to to faktycznie nie ma sensu. Tak piszesz o rozwoju tych żon, że zastanawiam się jakie prace uważasz za na tyle rozwijające, a jednocześnie nie absorbujące bardzo dużej ilości czasu, żeby stanowić partnera do rozmów dla męża. Bo mnie prace mało absorbujące kojarzą się z pracami równie rozwijającymi jak sprzątanie domu, natomiast prace rozwijające są absorbujące. Przynajmniej w Polsce. W krajach bogatych jest być może inaczej.
Temat jest o intercyzach, logicznym jest, ze powodem jest duza dysproporcja jesli chodzi o majatek/zdolnosci zarobkowe/ryzyko, wiec model rodziny i rozciaganie tego na calosc spoleczenstwa nie ma tu nic do rzeczy, w przypadku osob dorabiajacych sie razem od przyslowiowej lyzeczki. Dla mnie jest wiele prac calkiem rozwojowych, zalezy od zdolnosci, ambicji, indywidualnych preferencji i powaznie, nie musi to byc etat dyrektora banku czy fizyka jadrowego, by byl rozwijajacy, jako przeciwwaga do sprzatania domu. Mysle, ze dyskusja na ten temat nie ma sensu, bo wkraczamy na sliski grunt : karierowiczki v kury domowei nic po srodku, wady i zalety, przewaga. Takie tematy juz byly. Mam w Pl znajomych i kuzynostwo i duza czesc ma satysfakcjonujaca prace z mozliwosciami rozwoju i nie siedzi w niej do poznej nocy. Nie trzeba mieszkac na zachodzie.
Niewiele podałaś przykładów jak na ten ogrom możliwości. 

Proponuje wejsc na jakikolwiek portal z ogloszeniami o prace, bez ustawiania filtrow, znajdziesz tam tysiace przykladow i propozycji. 

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Martulleczka napisał(a):

sadcat ale przecież pół majątku zgromadzonego w małżeństwie, a nie przez całe życie. Jeśli facet bardziej cenił sobie obecność kobiety w domu, a jej to pasowało, oboje byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy, to dlaczego ona ma wyjść z walizką z tego małżeństwa? Mimo że przez x lat mężczyzna czerpał korzyści z tego, że kobieta "siedzi w domu".Ja też bym nie podpisała.
Juz pisalam, WEDLUG MNIE powinna miec oplacane skladki, na wysokosci pensji jaka by im pasowala. Tak jakby pracowala zawodowo caly czas. A jesli kobieta nie zarobi wiecej jak np 3000 tys na reke a facet zarabia 10000 (lub na odwrot, kobieta ma wiecej) to wedlug mnie to jest nie fair, bo sama (sam) by sie nigdy nie dorobil/a tego bez niego (niej).Poza tym tez jest druga strona medalu, bogaty maz biznesmen moze stac sie bankrutem. I zona jest obciazona chyba?Ja wiem, ze bede pracowac, tak jest wedlug mnie najlepiej. Kobieta niepracujaca tkwiaca przy mezu robi sama sobie zle. Po czasie sie o tym przekona. Mam kontakt z wieloma paniami kolo 50tki, wrocily do pracy po ponad 20latach, mowia, ze teraz zyja. I ze nie ma nic lepszego niz swoje wlasne konto. Ale jesli chodzi o mnie, to ja jestem z tych honorowych osob, nie wyprowadzilabym sie ogolocajac dom z rzeczy, ktorych nie kupilam, nawet jak czyscilam te lodowke czy telewizor. Poprostu nie, a sa takie osoby co  by chapnely ile wlezie. W malzenstwie jesli maz zarabial 10000 to przeciez czerpalam korzysci przez wiele lat, zylam na poziomie zycia, ktory mi zapewnil, ktorego sama bym nie miala, wiec jeszcze oczekiwac, ze odda mi majatek na ktory zapracowal dla mnie jest nie sprawiedliwe i tyle. Pracujac, sama moge miec oszczednosci.
No, ale widzisz, w życiu nie jest wszystko takie czarno-białe jak piszesz. Tak może być, jeżeli nie ma dzieci. Bo jak są, to kobieta rezygnuje ze swojej kariery na czas ciąży (nie może wtedy brać np. nadgodzin czy częstych podróży służbowych, musi nawet zrezygnować z pełnienia części obowiązków), tak samo na "urlopie" macierzyńskim, kiedy w ogóle w okresie największej produktywności musi zrezygnować z pracy... Taka jest niestety prawda. Powrót na rynek pracy wiąże się też z ograniczeniami - nie zawsze da się pracować w nadgodzinach, starać się o awans, prosić o podwyżki. Jednym słowem - kiedy kobieta jest zatrzymana w rozwoju zawodowym, bo poświęca się rodzinie mąż może robić zawrotną karierę. Ona już do tego nigdy nie wróci. Więc kwestia sprawiedliwego podziału się tu do niczego nie ima, ciężko bardzo znaleźć tu konsensus - bo ja czułabym się pokrzywdzona. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji brania zwolnień od dwóch kresek i "konieczności" bycia w domu z dzieckiem do okresu przedszkolnego "bo prawdziwa matka do żłobka dziecka nie pośle", tylko o tych koniecznych ramach czasowych, nawet tych minimalnych nie zakładających problemów np. zdrowotnych. Po prostu nie ma możliwości, żeby kobieta miała takie same szanse z uwagi na czystą biologię.

Nie bardzo rozumiem, jezeli przed ciaza zapowadalo sie na sukces zawodowy to nie wiem czemu dziecko mialo by przeszkadzac w tym. No a jesli kobieta pracowala za najnizsza krajowa na kasie czy w biurze, gdzie nie ma kokosow to.logiczne, ze po okresie wychowawczym wroci do tego samego. Wszystko zalezy od poziomu wyksztalcenia, umiejetnosci. Wazne, zeby ta praca byla. Ojciec dziecka tez ma chyba obowiazki z nim zwiazane. 

LinuxS napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Moja odpowiedz byla do Corinek i w kontekscie jej potencjalnych planow siedzenia w domu, bo facet zarabia. Plus mocno nadinterpretujesz. Nie chodzi o to by kazdy w malzenstwie na wlasny rachunek i oddzielne polki w lodowce, ale wlasnie wspolny wklad i mozliwosc poradzenia sobie w zyciu samemu w razie jak cos sie zawali. Jesli facet chce pomocy w firmie i razem w niej pracuja to nie jest to pomoc tylko wspolna firma i wspolny wklad, wiec zmienia postac rzeczy. Odnosnie pytania skad wiem jakie kobiety wola bogaci faceci: z tego samego powodu wiem, z ktorego Ty. Mam w otoczeniu. Zdefiniujmy jednak bogaci, bo dla roznych osob definicje sa rozne plus zalezy od srodowiska w jakim sie obracamy. W moim bogaci faceci wola jak zona sie rozwija, nie oczekuja prania i gotowania, bo chca w partnerce widziec faktycznego partnera a nie robota wielofuncyjnego. 
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że to nie zależy od bogactwa, tylko preferowanego modelu rodziny. Również trochę żyję na tym świecie, znam trochę ludzi żyjących na naprawdę dobrym poziomie jak na polskie warunki i widzę, że model klasyczny sprawdza się bardzo dobrze. Ale wymaga zgody obu stron, dojrzałości i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Jeśli po jednej stronie nie ma na to zgody, to to faktycznie nie ma sensu. Tak piszesz o rozwoju tych żon, że zastanawiam się jakie prace uważasz za na tyle rozwijające, a jednocześnie nie absorbujące bardzo dużej ilości czasu, żeby stanowić partnera do rozmów dla męża. Bo mnie prace mało absorbujące kojarzą się z pracami równie rozwijającymi jak sprzątanie domu, natomiast prace rozwijające są absorbujące. Przynajmniej w Polsce. W krajach bogatych jest być może inaczej.
Temat jest o intercyzach, logicznym jest, ze powodem jest duza dysproporcja jesli chodzi o majatek/zdolnosci zarobkowe/ryzyko, wiec model rodziny i rozciaganie tego na calosc spoleczenstwa nie ma tu nic do rzeczy, w przypadku osob dorabiajacych sie razem od przyslowiowej lyzeczki. Dla mnie jest wiele prac calkiem rozwojowych, zalezy od zdolnosci, ambicji, indywidualnych preferencji i powaznie, nie musi to byc etat dyrektora banku czy fizyka jadrowego, by byl rozwijajacy, jako przeciwwaga do sprzatania domu. Mysle, ze dyskusja na ten temat nie ma sensu, bo wkraczamy na sliski grunt : karierowiczki v kury domowei nic po srodku, wady i zalety, przewaga. Takie tematy juz byly. Mam w Pl znajomych i kuzynostwo i duza czesc ma satysfakcjonujaca prace z mozliwosciami rozwoju i nie siedzi w niej do poznej nocy. Nie trzeba mieszkac na zachodzie.
Niewiele podałaś przykładów jak na ten ogrom możliwości. 
Proponuje wejsc na jakikolwiek portal z ogloszeniami o prace, bez ustawiania filtrow, znajdziesz tam tysiace przykladow i propozycji. 

Portal nie odpowie mi na pytanie o to, co uważają za ciekawe u swoich żon bogaci mężowie. Dla mnie osobiście ciekawe są jedynie te prace, które wymagają bardzo dużego zaangażowania. Ciekawa byłam jak widzą to inni. Ale rozumiem, że nie chcesz kontynuować tej dyskusji, więc nie ciągnę za język.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Moja odpowiedz byla do Corinek i w kontekscie jej potencjalnych planow siedzenia w domu, bo facet zarabia. Plus mocno nadinterpretujesz. Nie chodzi o to by kazdy w malzenstwie na wlasny rachunek i oddzielne polki w lodowce, ale wlasnie wspolny wklad i mozliwosc poradzenia sobie w zyciu samemu w razie jak cos sie zawali. Jesli facet chce pomocy w firmie i razem w niej pracuja to nie jest to pomoc tylko wspolna firma i wspolny wklad, wiec zmienia postac rzeczy. Odnosnie pytania skad wiem jakie kobiety wola bogaci faceci: z tego samego powodu wiem, z ktorego Ty. Mam w otoczeniu. Zdefiniujmy jednak bogaci, bo dla roznych osob definicje sa rozne plus zalezy od srodowiska w jakim sie obracamy. W moim bogaci faceci wola jak zona sie rozwija, nie oczekuja prania i gotowania, bo chca w partnerce widziec faktycznego partnera a nie robota wielofuncyjnego. 
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że to nie zależy od bogactwa, tylko preferowanego modelu rodziny. Również trochę żyję na tym świecie, znam trochę ludzi żyjących na naprawdę dobrym poziomie jak na polskie warunki i widzę, że model klasyczny sprawdza się bardzo dobrze. Ale wymaga zgody obu stron, dojrzałości i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Jeśli po jednej stronie nie ma na to zgody, to to faktycznie nie ma sensu. Tak piszesz o rozwoju tych żon, że zastanawiam się jakie prace uważasz za na tyle rozwijające, a jednocześnie nie absorbujące bardzo dużej ilości czasu, żeby stanowić partnera do rozmów dla męża. Bo mnie prace mało absorbujące kojarzą się z pracami równie rozwijającymi jak sprzątanie domu, natomiast prace rozwijające są absorbujące. Przynajmniej w Polsce. W krajach bogatych jest być może inaczej.
Temat jest o intercyzach, logicznym jest, ze powodem jest duza dysproporcja jesli chodzi o majatek/zdolnosci zarobkowe/ryzyko, wiec model rodziny i rozciaganie tego na calosc spoleczenstwa nie ma tu nic do rzeczy, w przypadku osob dorabiajacych sie razem od przyslowiowej lyzeczki. Dla mnie jest wiele prac calkiem rozwojowych, zalezy od zdolnosci, ambicji, indywidualnych preferencji i powaznie, nie musi to byc etat dyrektora banku czy fizyka jadrowego, by byl rozwijajacy, jako przeciwwaga do sprzatania domu. Mysle, ze dyskusja na ten temat nie ma sensu, bo wkraczamy na sliski grunt : karierowiczki v kury domowei nic po srodku, wady i zalety, przewaga. Takie tematy juz byly. Mam w Pl znajomych i kuzynostwo i duza czesc ma satysfakcjonujaca prace z mozliwosciami rozwoju i nie siedzi w niej do poznej nocy. Nie trzeba mieszkac na zachodzie.
Niewiele podałaś przykładów jak na ten ogrom możliwości. 
Proponuje wejsc na jakikolwiek portal z ogloszeniami o prace, bez ustawiania filtrow, znajdziesz tam tysiace przykladow i propozycji. 
Portal nie odpowie mi na pytanie o to, co uważają za ciekawe u swoich żon bogaci mężowie. Dla mnie osobiście ciekawe są jedynie te prace, które wymagają bardzo dużego zaangażowania. Ciekawa byłam jak widzą to inni. Ale rozumiem, że nie chcesz kontynuować tej dyskusji, więc nie ciągnę za język.

Zona mojego bogatego znajomego pracuje w w panstwowej szkole wyzszej jako wyzszy referent a po pracy jest fotomodelka. Brak dzieci.

Druga o pracuje w fitnes clubie i ma wspolwlasnosc, do tego ma etet w szkole jako w-fistka. 3 dzieci.

Trzecia ma swoj maly sklepik z ubraniami. 1 dziecko. 

Wszystkie mega zadbane.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.