Temat: Intercyza

Jaki macie stosunek do intercyzy, która zabezpiecza majątek partnerów? Uważacie, że w sytuacji, gdy jedna osoba ma dużo więcej pieniędzy niż druga, ma prawo oczekiwać, że partner/partnerka podpisze odpowiednie papiery? Oczywiście chodzi mi o naprawdę dużą różnicę pomiędzy majątkiem, a nie kwestie, że ona zarabia 2 tysiące a on 5-6. 

Jak poczulibyście się, gdyby partner powiedział, że chce podpisać dokument tego typu? 

sadcat napisał(a):

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Martulleczka napisał(a):

sadcat ale przecież pół majątku zgromadzonego w małżeństwie, a nie przez całe życie. Jeśli facet bardziej cenił sobie obecność kobiety w domu, a jej to pasowało, oboje byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy, to dlaczego ona ma wyjść z walizką z tego małżeństwa? Mimo że przez x lat mężczyzna czerpał korzyści z tego, że kobieta "siedzi w domu".Ja też bym nie podpisała.
Juz pisalam, WEDLUG MNIE powinna miec oplacane skladki, na wysokosci pensji jaka by im pasowala. Tak jakby pracowala zawodowo caly czas. A jesli kobieta nie zarobi wiecej jak np 3000 tys na reke a facet zarabia 10000 (lub na odwrot, kobieta ma wiecej) to wedlug mnie to jest nie fair, bo sama (sam) by sie nigdy nie dorobil/a tego bez niego (niej).Poza tym tez jest druga strona medalu, bogaty maz biznesmen moze stac sie bankrutem. I zona jest obciazona chyba?Ja wiem, ze bede pracowac, tak jest wedlug mnie najlepiej. Kobieta niepracujaca tkwiaca przy mezu robi sama sobie zle. Po czasie sie o tym przekona. Mam kontakt z wieloma paniami kolo 50tki, wrocily do pracy po ponad 20latach, mowia, ze teraz zyja. I ze nie ma nic lepszego niz swoje wlasne konto. Ale jesli chodzi o mnie, to ja jestem z tych honorowych osob, nie wyprowadzilabym sie ogolocajac dom z rzeczy, ktorych nie kupilam, nawet jak czyscilam te lodowke czy telewizor. Poprostu nie, a sa takie osoby co  by chapnely ile wlezie. W malzenstwie jesli maz zarabial 10000 to przeciez czerpalam korzysci przez wiele lat, zylam na poziomie zycia, ktory mi zapewnil, ktorego sama bym nie miala, wiec jeszcze oczekiwac, ze odda mi majatek na ktory zapracowal dla mnie jest nie sprawiedliwe i tyle. Pracujac, sama moge miec oszczednosci.
No, ale widzisz, w życiu nie jest wszystko takie czarno-białe jak piszesz. Tak może być, jeżeli nie ma dzieci. Bo jak są, to kobieta rezygnuje ze swojej kariery na czas ciąży (nie może wtedy brać np. nadgodzin czy częstych podróży służbowych, musi nawet zrezygnować z pełnienia części obowiązków), tak samo na "urlopie" macierzyńskim, kiedy w ogóle w okresie największej produktywności musi zrezygnować z pracy... Taka jest niestety prawda. Powrót na rynek pracy wiąże się też z ograniczeniami - nie zawsze da się pracować w nadgodzinach, starać się o awans, prosić o podwyżki. Jednym słowem - kiedy kobieta jest zatrzymana w rozwoju zawodowym, bo poświęca się rodzinie mąż może robić zawrotną karierę. Ona już do tego nigdy nie wróci. Więc kwestia sprawiedliwego podziału się tu do niczego nie ima, ciężko bardzo znaleźć tu konsensus - bo ja czułabym się pokrzywdzona. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji brania zwolnień od dwóch kresek i "konieczności" bycia w domu z dzieckiem do okresu przedszkolnego "bo prawdziwa matka do żłobka dziecka nie pośle", tylko o tych koniecznych ramach czasowych, nawet tych minimalnych nie zakładających problemów np. zdrowotnych. Po prostu nie ma możliwości, żeby kobieta miała takie same szanse z uwagi na czystą biologię.
Nie bardzo rozumiem, jezeli przed ciaza zapowadalo sie na sukces zawodowy to nie wiem czemu dziecko mialo by przeszkadzac w tym. No a jesli kobieta pracowala za najnizsza krajowa na kasie czy w biurze, gdzie nie ma kokosow to.logiczne, ze po okresie wychowawczym wroci do tego samego. Wszystko zalezy od poziomu wyksztalcenia, umiejetnosci. Wazne, zeby ta praca byla. Ojciec dziecka tez ma chyba obowiazki z nim zwiazane. 

Mogłoby, oczywiście. Mówię o sytuacji, gdzie spędzasz w domu prawie rok, zarabiając tyle samo, a mąż w tym czasie robi karierę i zwiększa swoje dochody, kompetencje zawodowe. Przerwa jest NIEUNIKNIONA, w tym czasie zawodowo się stoi. I mówię tu też o wyższych stanowiskach specjalistycznych. Nawet kariera, świetnie się zapowiadająca ucierpi. Jako manager działu kogo awansujesz - młodą matkę, która chwilę temu wróciła z macierzyńskiego po ok. roku nieobecności, czy kawalera bez zobowiązań, który nie miał żadnych przerw? No chyba, że praca w środowisku 100% młodych kobiet.....

I nie ważne, czy się pracuje na kasie, czy jest się dyrektorem, i tak się wraca do tego samego, w czasie macierzyńskiego się awansów ne dostaje :D

Ojciec dziecka ma obowiązki, ale w ciąży nie będzie, rodzić nie będzie, w połogu nie będzie, no karmić piersią też nie będzie, nie da się tego w 100% nikim zastąpić. Można skrócić przerwę do maksymalnego minimum, ale nawet w PL ojciec chyba może zostać w domu nie w ramach macierzyńskiego, tylko w ramach rodzicielskiego, czyli pierwsze pół roku i tak kobieta. Plus końcowy okres ciąży.....A jak chce się mieć więcej niż jedno dziecko to już kwestia większych wyrzeczeń, niestety.

Ciężko to pogodzić, żeby nie zostać też pokrzywdzonym, chyba, że jak napisała EgyptianCat

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Martulleczka napisał(a):

sadcat ale przecież pół majątku zgromadzonego w małżeństwie, a nie przez całe życie. Jeśli facet bardziej cenił sobie obecność kobiety w domu, a jej to pasowało, oboje byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy, to dlaczego ona ma wyjść z walizką z tego małżeństwa? Mimo że przez x lat mężczyzna czerpał korzyści z tego, że kobieta "siedzi w domu".Ja też bym nie podpisała.
Juz pisalam, WEDLUG MNIE powinna miec oplacane skladki, na wysokosci pensji jaka by im pasowala. Tak jakby pracowala zawodowo caly czas. A jesli kobieta nie zarobi wiecej jak np 3000 tys na reke a facet zarabia 10000 (lub na odwrot, kobieta ma wiecej) to wedlug mnie to jest nie fair, bo sama (sam) by sie nigdy nie dorobil/a tego bez niego (niej).Poza tym tez jest druga strona medalu, bogaty maz biznesmen moze stac sie bankrutem. I zona jest obciazona chyba?Ja wiem, ze bede pracowac, tak jest wedlug mnie najlepiej. Kobieta niepracujaca tkwiaca przy mezu robi sama sobie zle. Po czasie sie o tym przekona. Mam kontakt z wieloma paniami kolo 50tki, wrocily do pracy po ponad 20latach, mowia, ze teraz zyja. I ze nie ma nic lepszego niz swoje wlasne konto. Ale jesli chodzi o mnie, to ja jestem z tych honorowych osob, nie wyprowadzilabym sie ogolocajac dom z rzeczy, ktorych nie kupilam, nawet jak czyscilam te lodowke czy telewizor. Poprostu nie, a sa takie osoby co  by chapnely ile wlezie. W malzenstwie jesli maz zarabial 10000 to przeciez czerpalam korzysci przez wiele lat, zylam na poziomie zycia, ktory mi zapewnil, ktorego sama bym nie miala, wiec jeszcze oczekiwac, ze odda mi majatek na ktory zapracowal dla mnie jest nie sprawiedliwe i tyle. Pracujac, sama moge miec oszczednosci.
No, ale widzisz, w życiu nie jest wszystko takie czarno-białe jak piszesz. Tak może być, jeżeli nie ma dzieci. Bo jak są, to kobieta rezygnuje ze swojej kariery na czas ciąży (nie może wtedy brać np. nadgodzin czy częstych podróży służbowych, musi nawet zrezygnować z pełnienia części obowiązków), tak samo na "urlopie" macierzyńskim, kiedy w ogóle w okresie największej produktywności musi zrezygnować z pracy... Taka jest niestety prawda. Powrót na rynek pracy wiąże się też z ograniczeniami - nie zawsze da się pracować w nadgodzinach, starać się o awans, prosić o podwyżki. Jednym słowem - kiedy kobieta jest zatrzymana w rozwoju zawodowym, bo poświęca się rodzinie mąż może robić zawrotną karierę. Ona już do tego nigdy nie wróci. Więc kwestia sprawiedliwego podziału się tu do niczego nie ima, ciężko bardzo znaleźć tu konsensus - bo ja czułabym się pokrzywdzona. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji brania zwolnień od dwóch kresek i "konieczności" bycia w domu z dzieckiem do okresu przedszkolnego "bo prawdziwa matka do żłobka dziecka nie pośle", tylko o tych koniecznych ramach czasowych, nawet tych minimalnych nie zakładających problemów np. zdrowotnych. Po prostu nie ma możliwości, żeby kobieta miała takie same szanse z uwagi na czystą biologię.
Nie bardzo rozumiem, jezeli przed ciaza zapowadalo sie na sukces zawodowy to nie wiem czemu dziecko mialo by przeszkadzac w tym. No a jesli kobieta pracowala za najnizsza krajowa na kasie czy w biurze, gdzie nie ma kokosow to.logiczne, ze po okresie wychowawczym wroci do tego samego. Wszystko zalezy od poziomu wyksztalcenia, umiejetnosci. Wazne, zeby ta praca byla. Ojciec dziecka tez ma chyba obowiazki z nim zwiazane. 
Mogłoby, oczywiście. Mówię o sytuacji, gdzie spędzasz w domu prawie rok, zarabiając tyle samo, a mąż w tym czasie robi karierę i zwiększa swoje dochody, kompetencje zawodowe. Przerwa jest NIEUNIKNIONA, w tym czasie zawodowo się stoi. I mówię tu też o wyższych stanowiskach specjalistycznych. Nawet kariera, świetnie się zapowiadająca ucierpi. Jako manager działu kogo awansujesz - młodą matkę, która chwilę temu wróciła z macierzyńskiego po ok. roku nieobecności, czy kawalera bez zobowiązań, który nie miał żadnych przerw? No chyba, że praca w środowisku 100% młodych kobiet..... I nie ważne, czy się pracuje na kasie, czy jest się dyrektorem, i tak się wraca do tego samego, w czasie macierzyńskiego się awansów ne dostaje :DOjciec dziecka ma obowiązki, ale w ciąży nie będzie, rodzić nie będzie, w połogu nie będzie, no karmić piersią też nie będzie, nie da się tego w 100% nikim zastąpić. Można skrócić przerwę do maksymalnego minimum, ale nawet w PL ojciec chyba może zostać w domu nie w ramach macierzyńskiego, tylko w ramach rodzicielskiego, czyli pierwsze pół roku i tak kobieta. Plus końcowy okres ciąży.....A jak chce się mieć więcej niż jedno dziecko to już kwestia większych wyrzeczeń, niestety.Ciężko to pogodzić, żeby nie zostać też pokrzywdzonym, chyba, że jak napisała EgyptianCat

 Wroci do tego samego w sensie, do tych samych pieniedzy,nie bedzie nagle robila kariery.

No ale przeciez ma pieniadze na macierzynskim i wychowawczym plus wyplata meza, moze zyc jak przed ciaza. Pozniej wraca do pracy na to samo stanowisko lub inne. Mnostwo kobiet matek pracuje. Ja tu problemu nie widze. 

sadcat napisał(a):

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Martulleczka napisał(a):

sadcat ale przecież pół majątku zgromadzonego w małżeństwie, a nie przez całe życie. Jeśli facet bardziej cenił sobie obecność kobiety w domu, a jej to pasowało, oboje byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy, to dlaczego ona ma wyjść z walizką z tego małżeństwa? Mimo że przez x lat mężczyzna czerpał korzyści z tego, że kobieta "siedzi w domu".Ja też bym nie podpisała.
Juz pisalam, WEDLUG MNIE powinna miec oplacane skladki, na wysokosci pensji jaka by im pasowala. Tak jakby pracowala zawodowo caly czas. A jesli kobieta nie zarobi wiecej jak np 3000 tys na reke a facet zarabia 10000 (lub na odwrot, kobieta ma wiecej) to wedlug mnie to jest nie fair, bo sama (sam) by sie nigdy nie dorobil/a tego bez niego (niej).Poza tym tez jest druga strona medalu, bogaty maz biznesmen moze stac sie bankrutem. I zona jest obciazona chyba?Ja wiem, ze bede pracowac, tak jest wedlug mnie najlepiej. Kobieta niepracujaca tkwiaca przy mezu robi sama sobie zle. Po czasie sie o tym przekona. Mam kontakt z wieloma paniami kolo 50tki, wrocily do pracy po ponad 20latach, mowia, ze teraz zyja. I ze nie ma nic lepszego niz swoje wlasne konto. Ale jesli chodzi o mnie, to ja jestem z tych honorowych osob, nie wyprowadzilabym sie ogolocajac dom z rzeczy, ktorych nie kupilam, nawet jak czyscilam te lodowke czy telewizor. Poprostu nie, a sa takie osoby co  by chapnely ile wlezie. W malzenstwie jesli maz zarabial 10000 to przeciez czerpalam korzysci przez wiele lat, zylam na poziomie zycia, ktory mi zapewnil, ktorego sama bym nie miala, wiec jeszcze oczekiwac, ze odda mi majatek na ktory zapracowal dla mnie jest nie sprawiedliwe i tyle. Pracujac, sama moge miec oszczednosci.
No, ale widzisz, w życiu nie jest wszystko takie czarno-białe jak piszesz. Tak może być, jeżeli nie ma dzieci. Bo jak są, to kobieta rezygnuje ze swojej kariery na czas ciąży (nie może wtedy brać np. nadgodzin czy częstych podróży służbowych, musi nawet zrezygnować z pełnienia części obowiązków), tak samo na "urlopie" macierzyńskim, kiedy w ogóle w okresie największej produktywności musi zrezygnować z pracy... Taka jest niestety prawda. Powrót na rynek pracy wiąże się też z ograniczeniami - nie zawsze da się pracować w nadgodzinach, starać się o awans, prosić o podwyżki. Jednym słowem - kiedy kobieta jest zatrzymana w rozwoju zawodowym, bo poświęca się rodzinie mąż może robić zawrotną karierę. Ona już do tego nigdy nie wróci. Więc kwestia sprawiedliwego podziału się tu do niczego nie ima, ciężko bardzo znaleźć tu konsensus - bo ja czułabym się pokrzywdzona. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji brania zwolnień od dwóch kresek i "konieczności" bycia w domu z dzieckiem do okresu przedszkolnego "bo prawdziwa matka do żłobka dziecka nie pośle", tylko o tych koniecznych ramach czasowych, nawet tych minimalnych nie zakładających problemów np. zdrowotnych. Po prostu nie ma możliwości, żeby kobieta miała takie same szanse z uwagi na czystą biologię.
Nie bardzo rozumiem, jezeli przed ciaza zapowadalo sie na sukces zawodowy to nie wiem czemu dziecko mialo by przeszkadzac w tym. No a jesli kobieta pracowala za najnizsza krajowa na kasie czy w biurze, gdzie nie ma kokosow to.logiczne, ze po okresie wychowawczym wroci do tego samego. Wszystko zalezy od poziomu wyksztalcenia, umiejetnosci. Wazne, zeby ta praca byla. Ojciec dziecka tez ma chyba obowiazki z nim zwiazane. 
Mogłoby, oczywiście. Mówię o sytuacji, gdzie spędzasz w domu prawie rok, zarabiając tyle samo, a mąż w tym czasie robi karierę i zwiększa swoje dochody, kompetencje zawodowe. Przerwa jest NIEUNIKNIONA, w tym czasie zawodowo się stoi. I mówię tu też o wyższych stanowiskach specjalistycznych. Nawet kariera, świetnie się zapowiadająca ucierpi. Jako manager działu kogo awansujesz - młodą matkę, która chwilę temu wróciła z macierzyńskiego po ok. roku nieobecności, czy kawalera bez zobowiązań, który nie miał żadnych przerw? No chyba, że praca w środowisku 100% młodych kobiet..... I nie ważne, czy się pracuje na kasie, czy jest się dyrektorem, i tak się wraca do tego samego, w czasie macierzyńskiego się awansów ne dostaje :DOjciec dziecka ma obowiązki, ale w ciąży nie będzie, rodzić nie będzie, w połogu nie będzie, no karmić piersią też nie będzie, nie da się tego w 100% nikim zastąpić. Można skrócić przerwę do maksymalnego minimum, ale nawet w PL ojciec chyba może zostać w domu nie w ramach macierzyńskiego, tylko w ramach rodzicielskiego, czyli pierwsze pół roku i tak kobieta. Plus końcowy okres ciąży.....A jak chce się mieć więcej niż jedno dziecko to już kwestia większych wyrzeczeń, niestety.Ciężko to pogodzić, żeby nie zostać też pokrzywdzonym, chyba, że jak napisała EgyptianCat
 Wroci do tego samego w sensie, do tych samych pieniedzy,nie bedzie nagle robila kariery.No ale przeciez ma pieniadze na macierzynskim i wychowawczym plus wyplata meza, moze zyc jak przed ciaza. Pozniej wraca do pracy na to samo stanowisko lub inne. Mnostwo kobiet matek pracuje. Ja tu problemu nie widze. 

Sadcat - Ale ja nie mowie o powrocie do pracy, tylko o tym, ze na czas niedyspozycji zawodowej zony, mąż moze rozwinąć sie zawodowo - miec podwyżkę, awans itp. itd. Wiec dysproporcje w dochodach moga sie zwiększać na korzyść męża. Stad intercyza pt 'każdy sobie' moze byc krzywdząca dla kobiety. 

Chyba, ze zostanie to rozwiązane jak napisała w poście EgyptianCat

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Wisterya napisał(a):

sadcat napisał(a):

Martulleczka napisał(a):

sadcat ale przecież pół majątku zgromadzonego w małżeństwie, a nie przez całe życie. Jeśli facet bardziej cenił sobie obecność kobiety w domu, a jej to pasowało, oboje byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy, to dlaczego ona ma wyjść z walizką z tego małżeństwa? Mimo że przez x lat mężczyzna czerpał korzyści z tego, że kobieta "siedzi w domu".Ja też bym nie podpisała.
Juz pisalam, WEDLUG MNIE powinna miec oplacane skladki, na wysokosci pensji jaka by im pasowala. Tak jakby pracowala zawodowo caly czas. A jesli kobieta nie zarobi wiecej jak np 3000 tys na reke a facet zarabia 10000 (lub na odwrot, kobieta ma wiecej) to wedlug mnie to jest nie fair, bo sama (sam) by sie nigdy nie dorobil/a tego bez niego (niej).Poza tym tez jest druga strona medalu, bogaty maz biznesmen moze stac sie bankrutem. I zona jest obciazona chyba?Ja wiem, ze bede pracowac, tak jest wedlug mnie najlepiej. Kobieta niepracujaca tkwiaca przy mezu robi sama sobie zle. Po czasie sie o tym przekona. Mam kontakt z wieloma paniami kolo 50tki, wrocily do pracy po ponad 20latach, mowia, ze teraz zyja. I ze nie ma nic lepszego niz swoje wlasne konto. Ale jesli chodzi o mnie, to ja jestem z tych honorowych osob, nie wyprowadzilabym sie ogolocajac dom z rzeczy, ktorych nie kupilam, nawet jak czyscilam te lodowke czy telewizor. Poprostu nie, a sa takie osoby co  by chapnely ile wlezie. W malzenstwie jesli maz zarabial 10000 to przeciez czerpalam korzysci przez wiele lat, zylam na poziomie zycia, ktory mi zapewnil, ktorego sama bym nie miala, wiec jeszcze oczekiwac, ze odda mi majatek na ktory zapracowal dla mnie jest nie sprawiedliwe i tyle. Pracujac, sama moge miec oszczednosci.
No, ale widzisz, w życiu nie jest wszystko takie czarno-białe jak piszesz. Tak może być, jeżeli nie ma dzieci. Bo jak są, to kobieta rezygnuje ze swojej kariery na czas ciąży (nie może wtedy brać np. nadgodzin czy częstych podróży służbowych, musi nawet zrezygnować z pełnienia części obowiązków), tak samo na "urlopie" macierzyńskim, kiedy w ogóle w okresie największej produktywności musi zrezygnować z pracy... Taka jest niestety prawda. Powrót na rynek pracy wiąże się też z ograniczeniami - nie zawsze da się pracować w nadgodzinach, starać się o awans, prosić o podwyżki. Jednym słowem - kiedy kobieta jest zatrzymana w rozwoju zawodowym, bo poświęca się rodzinie mąż może robić zawrotną karierę. Ona już do tego nigdy nie wróci. Więc kwestia sprawiedliwego podziału się tu do niczego nie ima, ciężko bardzo znaleźć tu konsensus - bo ja czułabym się pokrzywdzona. Oczywiście nie mówię tu o sytuacji brania zwolnień od dwóch kresek i "konieczności" bycia w domu z dzieckiem do okresu przedszkolnego "bo prawdziwa matka do żłobka dziecka nie pośle", tylko o tych koniecznych ramach czasowych, nawet tych minimalnych nie zakładających problemów np. zdrowotnych. Po prostu nie ma możliwości, żeby kobieta miała takie same szanse z uwagi na czystą biologię.
Nie bardzo rozumiem, jezeli przed ciaza zapowadalo sie na sukces zawodowy to nie wiem czemu dziecko mialo by przeszkadzac w tym. No a jesli kobieta pracowala za najnizsza krajowa na kasie czy w biurze, gdzie nie ma kokosow to.logiczne, ze po okresie wychowawczym wroci do tego samego. Wszystko zalezy od poziomu wyksztalcenia, umiejetnosci. Wazne, zeby ta praca byla. Ojciec dziecka tez ma chyba obowiazki z nim zwiazane. 
Mogłoby, oczywiście. Mówię o sytuacji, gdzie spędzasz w domu prawie rok, zarabiając tyle samo, a mąż w tym czasie robi karierę i zwiększa swoje dochody, kompetencje zawodowe. Przerwa jest NIEUNIKNIONA, w tym czasie zawodowo się stoi. I mówię tu też o wyższych stanowiskach specjalistycznych. Nawet kariera, świetnie się zapowiadająca ucierpi. Jako manager działu kogo awansujesz - młodą matkę, która chwilę temu wróciła z macierzyńskiego po ok. roku nieobecności, czy kawalera bez zobowiązań, który nie miał żadnych przerw? No chyba, że praca w środowisku 100% młodych kobiet..... I nie ważne, czy się pracuje na kasie, czy jest się dyrektorem, i tak się wraca do tego samego, w czasie macierzyńskiego się awansów ne dostaje :DOjciec dziecka ma obowiązki, ale w ciąży nie będzie, rodzić nie będzie, w połogu nie będzie, no karmić piersią też nie będzie, nie da się tego w 100% nikim zastąpić. Można skrócić przerwę do maksymalnego minimum, ale nawet w PL ojciec chyba może zostać w domu nie w ramach macierzyńskiego, tylko w ramach rodzicielskiego, czyli pierwsze pół roku i tak kobieta. Plus końcowy okres ciąży.....A jak chce się mieć więcej niż jedno dziecko to już kwestia większych wyrzeczeń, niestety.Ciężko to pogodzić, żeby nie zostać też pokrzywdzonym, chyba, że jak napisała EgyptianCat
 Wroci do tego samego w sensie, do tych samych pieniedzy,nie bedzie nagle robila kariery.No ale przeciez ma pieniadze na macierzynskim i wychowawczym plus wyplata meza, moze zyc jak przed ciaza. Pozniej wraca do pracy na to samo stanowisko lub inne. Mnostwo kobiet matek pracuje. Ja tu problemu nie widze. 
Sadcat - Ale ja nie mowie o powrocie do pracy, tylko o tym, ze na czas niedyspozycji zawodowej zony, mąż moze rozwinąć sie zawodowo - miec podwyżkę, awans itp. itd. Wiec dysproporcje w dochodach moga sie zwiększać na korzyść męża. Stad intercyza pt 'każdy sobie' moze byc krzywdząca dla kobiety. Chyba, ze zostanie to rozwiązane jak napisała w poście EgyptianCat

To juz ich decyzja czy chca dziecko czy chca kariere. A za jakis czas role sie moga odwrocic i on np straci prace a ona awansuje. 

Sadcat - ale prawdopodobieństwo tego jest duzo niższe niz posiadanie potomstwa. I juz. Jak nie ma wspólnoty to dla mnie nie ma i nie podpisalabym intercyzy. I juz. 

LinuxS napisał(a):

Corinek napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Corinek napisał(a):

Nie podpisałabym. Jestem z osób, które muszą mieć w związku wgląd w pieniądze i chociaż względną kontrole nad nimi. Poza tym sytuacje są różne - nie wyobrażam sobie opcji, że żyje u bogacza jako kura domowa, a potem nagle zostaje z niczym. Miłość miłością, ale czasem to nie wystarcza, więc trzeba być zabezpieczonym. 
Ale kto Ci broni pracowac, zarabiac, nawet robic kariere, miec kupe kasy i w ten sposob sie zabezpieczyc?;-) Nie ma obowiazku byc kura domowa na utrzymaniu bogacza.
Nikt nie broni i owszem, nie mam obowiązku siedzieć w domu :) Ale mówimy tu hipotetycznie, gdyby to partner zarabiał dużo i zaproponował intercyzę. Przy jego wysokich zarobkach siedzenie w domu byłoby opcją, która by mi odpowiadała.
Nie chce Cie urazic, ale chyba zakladasz, ze ktos sie w zyciu o Ciebie zatroszczy. To nalezy do Ciebie i jesli chcesz siedziec w domu i korzystac z czyjejs pracy, a ta osoba bedzie chciala intercyzy to czyja wina, ze bata na siebie ukrecilas w razie czego? Trzeba w zyciu umiec liczyc na siebie, nie ogladac sie na innych. Faceci serio bardziej doceniaja zaradne babki, a nie bluszcze. Takie zwiazki na dluzsza mete sa zdrowsze. 

Hipotetycznie - «założenie oparte na prawdopodobieństwie». Prawdopodobieństwo, że mój facet nagle zacznie zarabiać 50 tys. miesięcznie jest zerowe. Więc nie, nie zakładam tak ;P Wręcz przeciwnie niestety, to ja muszę wszędzie wszystko kontrolować i ogarniać, bo beze mnie mój nawet nie potrafi ogarnąć noclegu na 2 dniowy wyjazd. Więc gdyby jakimś cudem pojawiła się opcja, że siedzę na tyłku i dla odmiany ktoś wszystko robi za mnie (w tym zarabia) - to ja bardzo chętnie ;)

Pasek wagi

sadcat napisał(a):

Corinek napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Corinek napisał(a):

Nie podpisałabym. Jestem z osób, które muszą mieć w związku wgląd w pieniądze i chociaż względną kontrole nad nimi. Poza tym sytuacje są różne - nie wyobrażam sobie opcji, że żyje u bogacza jako kura domowa, a potem nagle zostaje z niczym. Miłość miłością, ale czasem to nie wystarcza, więc trzeba być zabezpieczonym. 
Ale kto Ci broni pracowac, zarabiac, nawet robic kariere, miec kupe kasy i w ten sposob sie zabezpieczyc?;-) Nie ma obowiazku byc kura domowa na utrzymaniu bogacza.
Nikt nie broni i owszem, nie mam obowiązku siedzieć w domu :) Ale mówimy tu hipotetycznie, gdyby to partner zarabiał dużo i zaproponował intercyzę. Przy jego wysokich zarobkach siedzenie w domu byłoby opcją, która by mi odpowiadała.
To on nie dosc ze mialby cie utrzymywac, to w tym razie rozwodu mialby oddac pol majatku, dobre

Kiedyś liczyli ile powinna zarabiać kobieta pracująca jako kura domowa. Więc owszem, po rozwodzie takiej kobiecie mającej 24/7 dom, dzieci itd. powinno się coś należeć po rozwodzie.

Pasek wagi

ReadyForTheGoodTimes napisał(a):

Je jestem kobietą , która przy rozwodzie nie wzięłaby ani grosza z tego na co sama nie zarobiła .. prościej ujmując , gdyby mąż miał miliony na koncie , wielki dom itp . to nie chciałabym ani grosza , a z domu bym się wyprowadziła przed rozwodem .. Uważam ,że w życiu każdy powinien być samodzielny i mieć to na co sam zapracował . Prośba o intercyzę zrobiła by mi przykrość ,tylko dlatego ,że jestem taką osobą , bardzo honorową , i dla mnie to by oznaczało ,że facet mnie nie zna , albo mi nie ufa . Jednak podpisałabym ją bez mrugnięcia okiem . To uczciwe , nie rozumiem ,dlaczego po rozwodzie większosć ludzi rości sobie prawa do wspólnego majątku , nawet jeśli na niego zapracowała tylko jedna strona . Argumenty o zajmowaniu się domem i dziećmi ,że to też praca są z dupy wzięte i taka jest prawda . Oboje rodzice mają obowiązek zajmować się dziećmi , domem oraz utrzymywać dom i dzieci . To ,że kobieta nie potrafi zawalczyć o swoje i godzi się ,lub chce być kurą domową to jej sprawa . Za to nie płacą i nie powinna oczekiwać od męża , że po rozwodzie On jej zapłaci za te wszystkie lata .



popieram

sadcat napisał(a):

lucja91 napisał(a):

nie zgodziłabym się na intercyzę, gdzie podczas małżeństwa każdy pracuje tylko i wyłącznie na swoje. każdy z małżonków i tak posiada majątek osobisty, który nie wchodzi w majątek wspólnoty małżeńskiej - jest nim to czego się dorobiliśmy przed małżeństwem, darowizny które dostaniemy tylko na siebie oraz spadki. uznaje sytuacje, gdy za zgoda obojga jedno z małżonków jedno zajmuje się tylko domem lub głowie domem i ma do tego jakaś lekka dorywcza prace. często jest jednak tak, ze żony to zwykle lenie śmierdzące i zajmują się domem bez zgody mężów, od których wymagają utrzymywania ich. jak nie ma takiej zgody to ma być praca i podział obowiązków domowych po połowie. w takim przypadku, gdy jeden z małżonków siedzi w domu bez zgody drugiego, to przy podziale majątku małżonek pracujący może zarządzać ustalenia przez sąd nierównych udziałów w majątku małżeńskim dorobkowym. po uznaniu tego przez sąd małżonek który siedział w domu, mimo braku intercyzy, i tak pójdzie z torbami. rowniez w przypadku gdy oboje małżonków pracują, podział obowiązków domowych jest równy, a jedno zarabia dużo więcej od drugiego, to przy podziale majątku, po ustaleniu nierównych udziałów w majątku dorobkowym, osoba która mniej zarabiała dostanie proporcjonalna cześć majatku, ale absolutnie nie równa, bo jej wkład nie był równy.
o widzisz, tego nie wiedzialam 

Jest tak zgodnie z przepisami ale żeby nie było wątpliwości zasadą jest podział majątku po połowie. Ustalenie nierównych udziałów wcale nie jest takie proste bez mocnych podstaw, np. jeden pracuje a drugi tylko pije. A "siedzenie w domu bez zgody męża" wcale nie jest oczywiste. Żona będzie udowadniać, że tak ustalili itd. Więc nie ma co liczyć na łatwe uznanie nierównych udziałów:) A dlaczego nie intercyza tylko kombinowanie z nierównymi udziałami? Nie chodzi o to, żeby każdy dbał o siebie. A poza tym, jest coś takiego, jak rozdzielność majątkowa z wyrównaniem dorobków. To bardzo fajne rozwiązanie, które było proponowane jako ustrój ustawowy  przed zmianami kodeksu rodzinnego i opiekuńczego kilkanaście lat temu, ale przepadło. 

LinuxS napisał(a):

Bislett napisał(a):

dla mnie problem trochę z d.... wzięty to ma znaczenie tylko przy wielkich pieniądzach czyli cis co statystycznego Kowalskiego nie dotyczy. W innych przypadkach to zabezpieczenie majątku rodziny lub przeciwnie zabezpieczenie rodziny przed konsekwencjami oriwadzenia działalności gospodarczej co można tez osiągnąć na inne sposoby no rozdzielnością majątkowa. Podsumowując każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie a ja jestem zwolenniczka poglądu ze małżeństwo to dwoje ludzi którzy już na zawsze na dobre i złe jadą na jednym wózku.
Dlaczego uwazasz, ze problem z dupy? Bo dotyczy jakiegos tam procenta populacji? Racja, dotyczy procenta ale nadal dotyczy i Ci ludzie maja faktyczny problem. Szczegolnie jesli wiaza sie z przecietnym Kowalskim/Kowalska. Mysle, ze wiekszosc zaklada "i nie opuszcze cie az ..." niemniej jednak zycie czesto weryfikuje te plany. Tez jestem za jednoscia i na dobre /na zle, ale jesli dwie osoby startuja z zupelnie innych pulapow to robi sie skomplikowane. Spoleczenstwo jest bardzo rozwarstwione i jest jakis procent osob , ktore dorobilo sie niezlych majatkow. I jak za socjalizmu: wszytskim po rowno? PoZa tym zapominamy, ze kc przewiduje obowiazki wobec rodziny i krewnych, zasady dziedziczenia sa idiotyczne itd itp. Tez bym sie zabezpieczyla, gdybym dysponowala ogtomnym majatkiem, szczegolnie wchodzac do rodziny osob z najnizsza krajowa/bezrobitnych. Bez urazy dla nikogo, bo to nie dotyczy autorki postu, tylko tak hioptetycznie. 

Problem ze d... bo nie dotyczy statystycznego Kowalskiego a problemem kulczykow czy innych Lewandowskich średnio mnie obchodzą, mam swoje. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.