- Dołączył: 2010-09-06
- Miasto: Chcieć To Móc
- Liczba postów: 3982
1 marca 2011, 14:17
Witam, chciałabym się dowiedzieć jakie jest Wasze stanowisko odnośnie wieku odpowiedniego na zawarcie związku małżeńskiego. Ile miałyście lat kiedy wychodziłyście za mąż, ile będziecie miały kiedy staniecie przed ołtarzem ( do Panien, które wiedzą już dokładnie kiedy to nastąpi ). Jeśli wyszłyście za mąż młodo to czego Wam brakowało, czy żałujecie i czy uważacie, że wzięłyście od życia wszystko i był to wg.Was odpowiedni czas na wyjście za mąż ? Natomiast do kobiet starszych ( ode mnie - żeby nie było, że osoba 30to letnia jest stara ! ) 30paro letnich, które jeszcze nie są żonami - jaki jest powód Waszego panieństwa ? Brak odpowiedniego partnera czy przeświadczenie, że jeszcze za wcześnie, że się nie wyszalałyście ? Jestem ciekawa Waszych opinii.
1 marca 2011, 16:22
Wszystko zależy od tego jakie ty masz podejście do życia. Ja zawsze zakładałam ze za mąż wyjdę dopiero po studiach i też tak zrobiłam. wyszłam za mąż w wieku 24 lat a w wieku 25 lat urodziłam dzidziusia. Dla mnie to był optymalny wiek, ponieważ chciałam się wyszaleć oczywiście na ile o możliwe będąc w związku, ale i wtedy jest po prostu łatwiej bo nie masz na głowie jednocześnie nauki męża w pewnym sensie i czasami nawet dziecka. Tak jest po prostu łatwiej. Ale znam pary które pobrały się przed 20 i nie żałują.
1 marca 2011, 16:22
> Drogie mężatki bez dzieci - za niedługo jak dalej
> nie bedziemy miały dzieci - to bedą mówili, że się
> staramy a nie możemy mieć ;)
ha ha z tym to prawda, a co najlepsze to fakt ze nawet nie jestem mężatką i mam nie cale 23 lata, mieszkam na wsi a tutaj uchodze juz za niezdolną do dzieci:) kolezanka mojej mamy ma juz 5 prawnuków w wieku 55 lat gdzie kolezanka z ktora chodzilam do szkoly, a jej wnuczka urodziła w wieku 17 lat pierwsze dziecko za nim bylo zaraz drugie... jej mlodsze siostry jedna w wieku nie calych 16 lat druga miala 17 i juz pieluchy zmieniaja i narzekaja jakie maja ciezkie zycie przez te dzieci... ja im wspolczuje takich matek tylko... to tylko jeden przyklad z mojej miejscowosci:) wiec na ich tle kolezanka mojej matki zrobila mi juz opinie zdolnej do dzieci / bezpłodnej
- Dołączył: 2009-04-02
- Miasto: Karmelkowo
- Liczba postów: 10500
1 marca 2011, 16:23
Ja wyszłam za mąż w wieku 24 lat. Myślę, ze jest to wiek optymalny. Jesteśmy prawie rok po ślubie. Jestem szczęśliwa i nie żałuję.
1 marca 2011, 16:23
pyzia, moja teściowa mi małym się opiekuje jak jest potrzeba i teściowie oboje są nim zainteresowani mimo tego, że mają jeszcze dwóch wnuków. Tu im nie mogę nic zarzucić. A teściową to nawet rozumiem, ze nie była zbyt chętna się małym zajmować, bo pięć dni w tygodniu z małym dzieckiem, to jednak duży wysiłek i duże poświęcenie.
1 marca 2011, 16:25
a co do małżeństwa jakos nie wyobrazam sobie juz byc zoną.. i wcale nie chodzi tu o to ze musze sie wyszalec bo raczej jestem typ domowy:) slub planuje raczej 26/30 lat
- Dołączył: 2010-11-24
- Miasto: Dolina Słoni
- Liczba postów: 14535
1 marca 2011, 16:26
Tienna Dokładnie u Ciebie to inna sytuacja :) Zapewne swoje wnuki też będę strasznie mocno kochała ale jednak być nianią tyle razy w tygodniu to straszny obowiązek,odpowiedzialność i nie ma co i męczące :)
1 marca 2011, 16:33
ja miałam 25 lat jak wychodziłam za mąż... za kilka dni minie 6 m-cy po ślubie.. jesteśmy szczęśliwym małżeństwem ;) super jest mieć męża! żałuję, że nie wyszłam za mąż wcześniej..
1 marca 2011, 16:36
Ja moge uważać się za szczęściarę, jak tylko poproszę o to żeby mi mama czy teściowa przypilnowała dziecko to obydwie są bardzo chętne. Jednak staram się też nie nadużywać ich pomocy bo w sumie też się już ze swoimi napracowały.
- Dołączył: 2009-05-23
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 12386
1 marca 2011, 16:37
mnie właśnie takie gadanie męczy najbardziej.
jestem z moim facetem już z 10 lat i nie mamy ślubu..
od 8 bez przerwy od każdego słyszę tylko pytanie
kiedy ślub. od 3 już nie tylko kiedy ślub, ale kiedy
ślub i dziecko.
a wiek odpowiedni na ślub? moim zdaniem nie ma czegoś
takiego. każdy robi jak lubi.
> Dogodzisz, jak urodzisz. Chociaż też nie do
> końca.Nas teściowie męczyli, kiedy dziecko
> będziemy mieć (bo według nich po to się ślub
> bierze, żeby mieć dzieci). No i mamy, to teraz
> marudzą o drugie.
- Dołączył: 2009-09-22
- Miasto: Mordor
- Liczba postów: 2145
1 marca 2011, 16:41
ze znanych mi 30latek, wiekszosc juz jest po rozwodzie; ten wczesnomlodzienczy ped do malzenstwa, jako gwarantu niezaleznosci doroslosci, odbija sie czasem czkawka...
Nie wiem jaki jest odpowiedni wiek na malzenstwo, ale nieporozumieniem jest traktowanie malzenstwa jako utraty wolnosci. Nie rozumiem powtarzanego dosc czesto stwierdzenia, ze trzeba sie wyszalec przed slubem. A po slubie to juz co? kapcie i schabowy w niedziele? Ok, rozumiem, ze chodzi o szalenstwa serca ;-) ale jesli jest sie w stalym zwiazku (bez papierkow) to takie szalenstwa takze nie wchodza w gre. Przynajmniej w moim odczuciu.
Moze dlatego sama na staly zwiazek zdecydowalam sie pozno (nie czulam potrzeby bycia z kims na stale), ale wspolne zycie to dla mnie nadal zabawa, podroze, imprezy, kino, teatr, wyglupy, wspolne poranki przy kawie i oplacanie rachunkow za dom. Nie gotuje obiadkow, a moj partner sam prasuje wlasne koszule i potrafi wlaczyc pralke.
Poza tym dlaczego tak wiele z Was uwaza, ze malzenstwo to jakis stan nadzwyczajny, w ktorym trzeba zmienic sie w nudziare gotujaca obiady i wiecznie zmeczona? Bycie razem wcale takie nie musi byc, to kwestia wychowania i osobowosci. Poza tym w Polsce wzorzec malzenstwa traci latami 50tymi, moze dlatego jest taki archaiczny.
Mi malzenstwo nie jest mi potrzebne. W sukniach balowych sie juz bawilam, nie czuje potrzeby kupowania bialej 'bezy"
I nawet dziecko tego nie zmieni. Argument ze slub to dowod na wzajemne uczucia wlozylabym miedzy ksiazki. Slub nie jest dowodem niczego; jesli juz to najczesciej wpadki, badz przemoznej checi kupienia sobie sukni i zrobienia wesele. Ach, w Polsce czesto uwaza sie ze nie mozna miec dziecka bez slubu. Otoz mozna. I tez ma 10 paluszkow u roak i 10 u nog. I mozna je tak samo uszczesliwic, jak i unieszczesliwic, bez wzgledu na swoj stan cywilny.
Malzenstwo takze nie jest gwarantem wiecznej szczesliwosci. Bez wzgledu na to czy jest sie w nieformalnym zwiazku (mam na mysli wspolne zycie, a nie randki) czy w malzenstwie bycie razem wymaga pracy i kompromisow. Za to po slubie ludzie dosc czesto sobie 'odpuszczaja', tak jakby papier 'na milosc' zwalnial z wszelkich obowiazkow.
Nie jestem przeciwniczka malzenstwa; jesli komus z tym dobrze, to voila! ale malzenstwo nie zmienia ludzi na lepszych (jesli nimi nie byli dla siebie), a czasem wrecz odwrotnie (wystarczy chocby poczytac vitaliowe wpisy w stylu " zmienil sie po slubie, co mam robic?"
Edytowany przez funnynickname 1 marca 2011, 16:55