Temat: Ślub,stres, czuję się pokrzywdzona...

Wątpliwości przedślubnych raczej nie mam. Kocham narzeczonego, ale ciągle martwię się co będzie po. Nawet nie mam się komu wygadać. 

Przerasta mnie, że muszę zmienić całe życie. Zostawić nieźle płatną pracę, rodzinę, znajomych i wyjechać za mężem. On ma pracę (ale to jednak 500zł na rękę mniej niż ja, a ja mam jeszcze premie) i ma połowę domu od rodziców (więc teściowie w pakiecie). Jego siostra mieszka za granicą i poza teściami będziemy tam zupełnie sami. On będzie chodził do pracy, a ja sama będę siedzieć. Ciężko mi to ogarnąć, bo jestem z bardzo rodzinnej rodziny. 

Sytacji nie poprawia fakt, że od dłuższego czasu szukam tam pracy, ale chyba za duża konkurencja.  Z kolei w moim mieście on nie znajdzie pracy. Już nie wiem co zrobić, żeby było dobrze.

unodostress napisał(a):

Wilena napisał(a):

A właściwie dlaczego to Ty "jedziesz za nim", a nie on przyjeżdża za Tobą? Jak dla mnie bilans zysków i strat jest taki.Jak Ty wyjedziesz: nie masz pracy, macie 500 złotych mniej niż gdybyś to Ty pracowała, tracicie Twoje premie, Ty musisz mieszkać z teściami - a gwarancji, że będzie się mieszkało dobrze nie masz żadnej, zostajesz zupełnie bez rodziny i przyjaciółJak on przyjedzie: on nie ma pracy, nie macie zagwarantowanego mieszkania (ale z drugiej strony macie wolną rękę, możecie znaleźć sobie co Wam tylko pasuje i mieszkać według własnych zasad), co do rodziny i przyjaciół to nie wiem - ma tutaj kogoś? czy wszyscy za granicą? Czyli generalnie Ty na tym więcej tracisz jako jednostka chyba + obydwoje na tym kiepsko wychodzicie finansowo. Problemy ze znalezieniem pracy pomijam, bo z tego co piszesz dotyczą i Ciebie i jego - więc na jedno wychodzi.
nie wzięłaś pod uwagę, że jak zamieszkają z teściami pewnie nie będą płacili czynszu a tylko rachunki.. więc finansowo wychodzi na 0. śmieszy mnie te gadanie "jedziesz za nim jak arabska żona" (odnośnie innych wypowiedzi) związek to sztuka kompromisu, nie mogą jednocześnie mieszkać w jednym i w drugim mieście.. jak on pojedzie za nią to on jest wtedy ta arabska żona ?

Wzięłam i nie wzięłam jednocześnie. Czynsz odpada, za to pytanie czy nie dojdą nagle dodatkowe koszty - ogrzewanie domu np. potrafi pochłonąć sporo więcej niż ogrzewanie mieszkania (już nie wspomnę ile pieniędzy można utopić w wodzie kiedy ktoś ma ogród i musi go podlewać). Poza tym wiecznie "coś", jak się coś zepsuje wokół domu, czy w ogrodzie to nie dzwoni się po administrację, tylko naprawia się to z własnych pieniędzy. Ta "nadwyżka", którą się uzyskuje poprzez to, że się nie płaci czynszu gdzieś tam w znacznej części zostanie pochłonięta przez wyższe koszty utrzymania domu. Plus była mowa o tym, że potrzeba coś tam wyremontować - czyli znowu koszty. A jak teściowie okażą się jednak niefajni? - w swoim mieszkaniu/domu nie ma problemu, z cudzego raczej się nie będzie zdrapywać farby ze ścian i wyrywać armatury z łazienki, koszty się nie zwrócą. 

A odnośnie arabskiej żony - czy gdyby on pojechał za nią to byłby jak arabska żona? Gdyby pojechał, mimo że miałby z tym poważny problem, czułby się nieszczęśliwy i postawiony pod ścianą, bo decyzja nie byłaby kompromisem, a narzuceniem mu własnych argumentów, bez pozostawienia możliwości dyskutowania z nimi to tak - byłby jak taka "arabska żona". Autorka się nie wydaje zbyt szczęśliwa, sama napisała, że jest zestresowana i jedzie, bo on ma argument, że dom będzie jego. Tylko po pierwsze, co ją to obchodzi? - dom będzie jego o ile dobrze zrozumiałam, nie ich wspólny, więc argument jej w ogóle nie dotyczy. Po drugie jakaś pewność? - jego rodzice już ten dom na niego przepisali? Czy za chwilę się okaże, że jego siostra się tam wprowadzi i dostanie połowę? Albo oni się po prostu rozmyślą? To skoro argument o domu odpada to ona ma więcej powodów, żeby nie jechać. Oczywiście jakby ktoś chciał jechać pomimo tego - to super, jego decyzja, wspólny kompromis. Tylko jak ktoś się (chyba?) czuje postawiony pod ścianą, bo usłyszał argument o domu i poczuł się w obowiązku skapitulować (mimo, że argument w sumie padł) to już jakoś mniej super, smutne raczej. 

(puchar)

sweeetdecember napisał(a):

Nigdy w zyciu nie zamieszkalabym z tesciami. Ani z rodzicami.Nigdy w zyciu nie wzielabym slubu bez wczesniejszego mieszkania z facetem. Wierz lub nie ale po zamieszkaniu razem baardzo duzo par sie rozstaje. Lepiej sprobowac przed slubem czy jest ok czy nie.Ja tam widze klopoty juz na starcie wiec bym sie w to nie pakowala, chyba, ze mieszkalibyscie tam sami, bez tesciow.I jak pisze Amelia dla mnie tez troche brzmisz jak "arabska zona", ktora po prostu MUSI. Ty nie musisz. Pytanie czy chcesz? Mi byloby szkoda mojej niezaleznosci finansowej.

Pasek wagi

Mieszkanie z teściami to żaden problem(no chyba że oni są problematyczni) Ja z mężem mieszkamy już 10 lat z moimi rodzicami i nigdy nie było żądnej kłótni. No ale moi rodzice sa ugodowi , nie wytrącają się. jełsi twoi teściowe tez są tacy, to nie widzę problemu:)

olecka napisał(a):

sweeetdecember napisał(a):

Nigdy w zyciu nie zamieszkalabym z tesciami. Ani z rodzicami.Nigdy w zyciu nie wzielabym slubu bez wczesniejszego mieszkania z facetem. Wierz lub nie ale po zamieszkaniu razem baardzo duzo par sie rozstaje. Lepiej sprobowac przed slubem czy jest ok czy nie.Ja tam widze klopoty juz na starcie wiec bym sie w to nie pakowala, chyba, ze mieszkalibyscie tam sami, bez tesciow.I jak pisze Amelia dla mnie tez troche brzmisz jak "arabska zona", ktora po prostu MUSI. Ty nie musisz. Pytanie czy chcesz? Mi byloby szkoda mojej niezaleznosci finansowej.

Masakra. rozstałabyś się z facetem bo  ci się nie podoba ze rozrzuca skarpetki? ludzie sa dziś zapatrzeni w siebie, egoiści. Tylko ja i ja. Przecież ona może byc niezależną finansowo w każdym mieście. Twój wzór związku wygląda tak że nie ma kompromisów, robicie to co ty chcesz i jesteś w każdej chwili gotowa odejść. Co to za związek?

Nigdy w zyciu nie poszłabym mieszkać do teściów, mimo, że mam znakomity kontakt... 

Pasek wagi

No nie wiem mieszkanie z tesciami jacy by nie byli z czasem może zmienić sie w koszmar a co do kwestii domu nigdy nie ma pewności ze dom bedzie meza bo czesto jest tak ze niestety jaki kolwiek  majątek jest do podziału to tam sa zwykle kłótnie między rodzeństwem. Niestety prawda smutna

Pasek wagi

unodostress napisał(a):

Wilena napisał(a):

A właściwie dlaczego to Ty "jedziesz za nim", a nie on przyjeżdża za Tobą? Jak dla mnie bilans zysków i strat jest taki.Jak Ty wyjedziesz: nie masz pracy, macie 500 złotych mniej niż gdybyś to Ty pracowała, tracicie Twoje premie, Ty musisz mieszkać z teściami - a gwarancji, że będzie się mieszkało dobrze nie masz żadnej, zostajesz zupełnie bez rodziny i przyjaciółJak on przyjedzie: on nie ma pracy, nie macie zagwarantowanego mieszkania (ale z drugiej strony macie wolną rękę, możecie znaleźć sobie co Wam tylko pasuje i mieszkać według własnych zasad), co do rodziny i przyjaciół to nie wiem - ma tutaj kogoś? czy wszyscy za granicą? Czyli generalnie Ty na tym więcej tracisz jako jednostka chyba + obydwoje na tym kiepsko wychodzicie finansowo. Problemy ze znalezieniem pracy pomijam, bo z tego co piszesz dotyczą i Ciebie i jego - więc na jedno wychodzi.
nie wzięłaś pod uwagę, że jak zamieszkają z teściami pewnie nie będą płacili czynszu a tylko rachunki.. więc finansowo wychodzi na 0. śmieszy mnie te gadanie "jedziesz za nim jak arabska żona" (odnośnie innych wypowiedzi) związek to sztuka kompromisu, nie mogą jednocześnie mieszkać w jednym i w drugim mieście.. jak on pojedzie za nią to on jest wtedy ta arabska żona ?

W ogole nie chodzi o to. Autorka napisala "Przerasta mnie, że muszę zmienić całe życie." 

MUSZE! - Nie "Chce" - to brzmi jakby byla zmuszona i w ogole sie nie cieszyla, co zreszta jest zrozumiale w tym przypadku. 

Nie rozumiem jak mozna zaczynac nowe, szczesliwe zycie mowiac "MUSZE"

Zeby bylo jasne - sama wyprowadzilam sie z kraju dla faceta. Nigdy nie zamierzalam mieszkac tu gdzie jestem, ale bylo to najlepsze wyjscie z sytuacji. Jednak cieszylam sie, ze bede z nim, ze zaczynamy budowac nowa wspolna przyszlosc. I nigdy nie pomyslalam w tej sytuacji, ze cos tam musze. Liczylo sie to czego chcemy i jak da sie to osiagnac. On nie mogl zostac w PL, tzn. mogl ale to nie bylo najlepsze wyjscie.

kapuczino napisał(a):

olecka napisał(a):

sweeetdecember napisał(a):

Nigdy w zyciu nie zamieszkalabym z tesciami. Ani z rodzicami.Nigdy w zyciu nie wzielabym slubu bez wczesniejszego mieszkania z facetem. Wierz lub nie ale po zamieszkaniu razem baardzo duzo par sie rozstaje. Lepiej sprobowac przed slubem czy jest ok czy nie.Ja tam widze klopoty juz na starcie wiec bym sie w to nie pakowala, chyba, ze mieszkalibyscie tam sami, bez tesciow.I jak pisze Amelia dla mnie tez troche brzmisz jak "arabska zona", ktora po prostu MUSI. Ty nie musisz. Pytanie czy chcesz? Mi byloby szkoda mojej niezaleznosci finansowej.
Masakra. rozstałabyś się z facetem bo  ci się nie podoba ze rozrzuca skarpetki? ludzie sa dziś zapatrzeni w siebie, egoiści. Tylko ja i ja. Przecież ona może byc niezależną finansowo w każdym mieście. Twój wzór związku wygląda tak że nie ma kompromisów, robicie to co ty chcesz i jesteś w każdej chwili gotowa odejść. Co to za związek?

Jak wyzej :D

Ale Ty oczywiscie wiesz najlepiej wszystko o mnie i o moim zwiazku :D

I tak rezygnujac z pracy i wlasnych jakichkolwiek dochodow na rzecz bezrobocia i mieszkania w JEGO domu, z jego rodzicami traci swoja niezaleznosc finansowa. 

Na kompromisy jak najbardziej jestem gotowa, to moim zdaniem nie jest kompromis (impreza)

sweeetdecember napisał(a):

unodostress napisał(a):

Wilena napisał(a):

A właściwie dlaczego to Ty "jedziesz za nim", a nie on przyjeżdża za Tobą? Jak dla mnie bilans zysków i strat jest taki.Jak Ty wyjedziesz: nie masz pracy, macie 500 złotych mniej niż gdybyś to Ty pracowała, tracicie Twoje premie, Ty musisz mieszkać z teściami - a gwarancji, że będzie się mieszkało dobrze nie masz żadnej, zostajesz zupełnie bez rodziny i przyjaciółJak on przyjedzie: on nie ma pracy, nie macie zagwarantowanego mieszkania (ale z drugiej strony macie wolną rękę, możecie znaleźć sobie co Wam tylko pasuje i mieszkać według własnych zasad), co do rodziny i przyjaciół to nie wiem - ma tutaj kogoś? czy wszyscy za granicą? Czyli generalnie Ty na tym więcej tracisz jako jednostka chyba + obydwoje na tym kiepsko wychodzicie finansowo. Problemy ze znalezieniem pracy pomijam, bo z tego co piszesz dotyczą i Ciebie i jego - więc na jedno wychodzi.
nie wzięłaś pod uwagę, że jak zamieszkają z teściami pewnie nie będą płacili czynszu a tylko rachunki.. więc finansowo wychodzi na 0. śmieszy mnie te gadanie "jedziesz za nim jak arabska żona" (odnośnie innych wypowiedzi) związek to sztuka kompromisu, nie mogą jednocześnie mieszkać w jednym i w drugim mieście.. jak on pojedzie za nią to on jest wtedy ta arabska żona ?
W ogole nie chodzi o to. Autorka napisala "Przerasta mnie, że muszę zmienić całe życie." MUSZE! - Nie "Chce" - to brzmi jakby byla zmuszona i w ogole sie nie cieszyla, co zreszta jest zrozumiale w tym przypadku. Nie rozumiem jak mozna zaczynac nowe, szczesliwe zycie mowiac "MUSZE"Zeby bylo jasne - sama wyprowadzilam sie z kraju dla faceta. Nigdy nie zamierzalam mieszkac tu gdzie jestem, ale bylo to najlepsze wyjscie z sytuacji. Jednak cieszylam sie, ze bede z nim, ze zaczynamy budowac nowa wspolna przyszlosc. I nigdy nie pomyslalam w tej sytuacji, ze cos tam musze. Liczylo sie to czego chcemy i jak da sie to osiagnac. On nie mogl zostac w PL, tzn. mogl ale to nie bylo najlepsze wyjscie.

Czuję się zmuszona sytuacją, nie przez narzeczonego, ale przez sytuację. To wybór tak jakby mniejszego zła. Bo weźmiemy ślub i co dalej? Na ulicy nie zamieszkamy przecież. Jeżeli tu coś wynajmiemy, to sama nas nie utrzymam. 

Staram się do sytuacji podejść praktycznie. Tak, aby zaraz nie żałować i nie wkopać nas w jakieś długi itd. Decyzja będzie nasza wspólna, ale niektóre rzeczy na nią wpływające chcę wykreślić. Np. to, że jest tam dom. Mój facet argumentuje, że byłby to dla nas komfort psychiczny, że nie musimy martwić się o lokum przy braku pracy. Ale zapomina, że ten budżet się nie zwiększy, bo na moją pracę się nie zanosi. A co będzie jak zajdę w ciążę, nawet macierzyńskiego nie dostanę. Ciężko  mi to zaakceptować jako komuś, kto zawsze miał swoją kasę, umowę na stałe i bywał wśród ludzi.

Werbeena napisał(a):

sweeetdecember napisał(a):

unodostress napisał(a):

Wilena napisał(a):

A właściwie dlaczego to Ty "jedziesz za nim", a nie on przyjeżdża za Tobą? Jak dla mnie bilans zysków i strat jest taki.Jak Ty wyjedziesz: nie masz pracy, macie 500 złotych mniej niż gdybyś to Ty pracowała, tracicie Twoje premie, Ty musisz mieszkać z teściami - a gwarancji, że będzie się mieszkało dobrze nie masz żadnej, zostajesz zupełnie bez rodziny i przyjaciółJak on przyjedzie: on nie ma pracy, nie macie zagwarantowanego mieszkania (ale z drugiej strony macie wolną rękę, możecie znaleźć sobie co Wam tylko pasuje i mieszkać według własnych zasad), co do rodziny i przyjaciół to nie wiem - ma tutaj kogoś? czy wszyscy za granicą? Czyli generalnie Ty na tym więcej tracisz jako jednostka chyba + obydwoje na tym kiepsko wychodzicie finansowo. Problemy ze znalezieniem pracy pomijam, bo z tego co piszesz dotyczą i Ciebie i jego - więc na jedno wychodzi.
nie wzięłaś pod uwagę, że jak zamieszkają z teściami pewnie nie będą płacili czynszu a tylko rachunki.. więc finansowo wychodzi na 0. śmieszy mnie te gadanie "jedziesz za nim jak arabska żona" (odnośnie innych wypowiedzi) związek to sztuka kompromisu, nie mogą jednocześnie mieszkać w jednym i w drugim mieście.. jak on pojedzie za nią to on jest wtedy ta arabska żona ?
W ogole nie chodzi o to. Autorka napisala "Przerasta mnie, że muszę zmienić całe życie." MUSZE! - Nie "Chce" - to brzmi jakby byla zmuszona i w ogole sie nie cieszyla, co zreszta jest zrozumiale w tym przypadku. Nie rozumiem jak mozna zaczynac nowe, szczesliwe zycie mowiac "MUSZE"Zeby bylo jasne - sama wyprowadzilam sie z kraju dla faceta. Nigdy nie zamierzalam mieszkac tu gdzie jestem, ale bylo to najlepsze wyjscie z sytuacji. Jednak cieszylam sie, ze bede z nim, ze zaczynamy budowac nowa wspolna przyszlosc. I nigdy nie pomyslalam w tej sytuacji, ze cos tam musze. Liczylo sie to czego chcemy i jak da sie to osiagnac. On nie mogl zostac w PL, tzn. mogl ale to nie bylo najlepsze wyjscie.
Czuję się zmuszona sytuacją, nie przez narzeczonego, ale przez sytuację. To wybór tak jakby mniejszego zła. Bo weźmiemy ślub i co dalej? Na ulicy nie zamieszkamy przecież. Jeżeli tu coś wynajmiemy, to sama nas nie utrzymam. Staram się do sytuacji podejść praktycznie. Tak, aby zaraz nie żałować i nie wkopać nas w jakieś długi itd. Decyzja będzie nasza wspólna, ale niektóre rzeczy na nią wpływające chcę wykreślić. Np. to, że jest tam dom. Mój facet argumentuje, że byłby to dla nas komfort psychiczny, że nie musimy martwić się o lokum przy braku pracy. Ale zapomina, że ten budżet się nie zwiększy, bo na moją pracę się nie zanosi. A co będzie jak zajdę w ciążę, nawet macierzyńskiego nie dostanę. Ciężko  mi to zaakceptować jako komuś, kto zawsze miał swoją kasę, umowę na stałe i bywał wśród ludzi.

Ja wiem, ze chodzi o sytuacje, ale ten wybor, ktorego juz niby dokonalas niepokoi Cie i nie podoba Ci sie tak do konca. A to nie wrozy dobrze. Zycie to czesto ciezkie decyzje. Zawsze sami ponosimy ich konsekwecje, dzwigamy ich ciezar lub codziennie rano budzimy sie z usmiechem, nie zalujac niczego. Jak bedzie, nikt nie powie Ci tego na 100% Moze bedziesz w tym 1% zadowolonych z mieszkania z tesciami, kto wie? Ja wolalabym nawet nie sprawdzac, ale przeciez Wam nikt nie broni. Tylko ja bym sie bardziej martwila tym, ze nie mieszkaliscie sami wczesniej. Jesli pojawia sie problemy, nie bedziesz wiedziala czy zrodlem jestescie wy sami czy moze konflikt niepotrzebnie zaogniaja tesciowie.

Mozecie umowic sie, ze jesli po 2-3 miesiacach bedzie Ci tam zle, pojdziecie na wynajem. Ale nie pozwol, by potraktowal te obietnice "po macoszemu", mowiac "tak, tak oczywiscie Kochanie" a myslac "eee gdzie tam, bedzie super przeciez"

Mozecie tez zaczac wysylac CV do innych miast, w ktorych szanse na zatrudnienie macie oboje, jesli jedno z was by znalazlo zdecydowac sie na wspolna przeprowadzke i wynajem.

 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.