Temat: .

.

Payka napisał(a):

Marisca napisał(a):

Cały problem w tym, że dalej nic sensownego nie napisałaś. LeiaOrgana tak opisała swoją sytuację, że widać dokładnie o co jej chodzi. A ty rzucasz jakimiś hasłami jak nastolatka coś o porozumieniu dusz itp. Napisz konkret w końcu jakie macie plany życiowe, co robicie razem, jak okazujecie sobie czułość, jak dzielicie obowiązki, na co ty przymykasz oko, a na co on itp. 
Razem siedzimy za granica. Mamy w planach jeszcze kilka lat (5?) tutaj popracowac w swoich zawodach, zeby potem wrocic do polski i kupic jakis dom/mieszkanie i pracowac juz na lepszych stanowsikach w kraju. Miec dwoje lub troje dzieci, zaczac je robic tak wlasnie za 5 lat. Oboje bardzo lubimy koty i mamy wspolnego w sumie od poczatku. Na poczatku zwiazku oboje lubilismy biegac, potem przestalismy to robic z zimna/lenistwa itp. W planach mamy od zawsze znowu zaczac biegac, ale nam nie wychodzi (juz od trzech lat ;)). Uwielbiamy jezdzic w gory i wedrowac po nich. Tak spedzamy urlopy. To nas laczy. Laczy nas to, ze jestesmy polakami w niemczech od 3 lat, wiec razem narzekamy na niemcow i mamy polska mentalnosc. W weekendy jezdzimy do polski, gdzie ja mam studia, a on wtedy myje auto, czy spotyka sie ze znajomymi. Potem razem robimy zakupy i wracamy do niemiec. Czasami w tygodniu razem idziemy na spacer lub ogladamy film (jezeli straczy czasu, bo poza tym ja gotuje i cwicze w domu, co zajmuje mi lacznie do 2,5 godziny czasu dziennie, wiec dzien sie konczy). Z czulosci miedzy nami, to zawsze wieczorem przed snem sie przytulamy. To jest absolutnie zawsze, a poza tym, to spontanicznie czasami jakies krotkie przytulenie sie ''w locie''. Seks roznie, srednio dwa razy w tygodniu. Mamy podobne potrzeby w tym wzgledzie. Nie ma o to niesnasek. Obowiazki dzielimy tak, ze w tygodniu on prawie nic nie robi (od pon. do piat. wstawi np. dwa razy pralke i wywiesi ciuchy, ale nie posklada, bo twierdzi, ze nie umie), a ja caly wieczor jak juz pisalam gotuje, przed i po gotowaniu sprzatam w kuchni i cwicze. W weekend albo razem sprzatamy w domu, albo razem sie lenimy (nikt nie sprzata), albo jedziemy do polski i jak juz pisalam on cos tam robi (odbiera przesylki z paczkomatow, pomaga w czyms rodzicom), a ja studiuje. Takie weekendy sa niestety dosc meczace dla nas obojga i wydaje mi sie, ze on wrecz w tygodniu po pracy odbija sobie taki weekend i dlatego nie robi nic... Ja robie dalej intensywnie po pracy obowiazki domowe, bo trzeba cos jesc oraz trzeba cwiczyc (dla zdrowia, ale glownie, by schudnac, bo on tez tego ode mnie oczekuje...). Osttanio zauwazylam, ze fajna sprawa jest zamiast cwiczyc w domu isc na szybki intensywny spacer z partnerem. To jest na plus dla zwiazku... Ale nadal pozostaja te nieszczcesne obowiazki domowe i fakt, ze on chyba po prostu sie leni... a ja mam w perspektywie teraz pisanie licencjatu i intensywna nauke... nie wiem jak ja mam to zrobic, kiedy nie mam czasu... On uwaza, ze ja chce z niego zrobic jelenia, zeby on gotowal i sprzatal, a ja tylko bede siedziec nad ksiazkami.... Mam trudny okres w zyciu i nie mam od niego wsparcia. On sie tylko wymiguje... Tyle.EDIT: W sumie jak tak opisalam nasz zwiazek, to wyglada na dosc zdrowy... Dlatetego wlasnie sama ''nie wiem co chce'', bo nie chodzi wlasnie glownie o te fakty i ta powierzchownosc, ale o mentalnosc. O to, zeby chcial pomagac, zebym  nie czula sie wyrodna jedza, ze on MUSI posprzatac w kuchni... Zeby chcial to zrobic, zeby bylo milo... A nie, ze zwiazek jakos fuknjonuje i tak zyjemy latami... Chce szczescia, zruzumienia i partnerstwa, nie wspollokatorstwa...

Dobra... Teraz to już nawet ja nie rozumiem w czym masz problem... Spędzacie razem czas, przytulacie się, wyjezdzacie, spacerujecie. W domu pomaga. No nie zmusisz go do lubiebia sprzątania...jak Ci sprzątanie i gotowanie przeszkadza, a on sam z siebie nie pomaga, to nie gotuj i nie sprzataj. Ja bym tak zrobiła. A swoją drogą nie dajecie sobie rady z obowiązkami teraz, będąc sami a dzieci planujecie? Przy dziecku jest mnóstwo pracy i wieczny bałagan 

Payka napisał(a):

Wczoraj rozmawialam z nim gleboko o tym, jakie on ma cele i oczekiwania w zyciu. Stwierdzil, ze faceci nie maja zadnych celow (poza praca), tylko zyja z dnia na dzien i tyle, a to kobiety tylko bujaja w oblokach. Powiedzial tez tylko, ze chce, zeby bylo na co dzien czysto i zebym nie krzyczala, to bedzie ''szczcesliwy''. Dla mnie szczescie w zwiazku to cos wiecej i pewnie same wiecie o co chodzi... zeby sie wspierac, razem cos tworzyc, zeby razem dzialac... On mowi, ze bedzie sprzatal, jak trzeba i tyle.."

Po trzech latach związku od czasu do czasu są potrzebne głębsze rozmowy i określenie celów na przyszłość. Twój facet jasno je określił - masz sprzątać i siedzieć cichutko a wszystko będzie OK. Czy określił kiedy będzie trzeba by on posprzątał? Czy wystarczy już tygodniowy kurz czy dopiero miesięczny?

Payka napisał(a):

Powiedzial, ze istenieja szczesliwe zwiazki, jak dwoje ludzi jest po prostu zgranych i sami wiedza, co maja robic, a nie ze kazda pierdole musza ustalac... "
Co Twój pan na co dzień robi , bez ustalania,   by dom normalnie funkcjonował? Ty wymieniłaś swój wkład w prace domowe, jakie są jego obowiązki?

Nie przypuszczam, że po urodzeniu dziecka będziesz samotną matką, Ty już masz jedno bardzo roszczeniowe dziecko, potem dojdzie Ci jeszcze jedno. Ten układ nie przypomina mi związku partnerskiego , raczej relację matka- wyrośnięty, leniwy synuś. Przyjdzie z pracy, zje, pogra na komputerze, jak bardzo huczą to coś posprząta. Żyć nie umierać - tylko niech jeszcze przestaną oczekiwać jakichś deklaracji zmiany bo przecież wszystko jest dobrze. Dla niego.

Powiem Ci tak - bierzemy za partnera ukształtowanego człowieka. Kobiety się łudzą, że po wspólnym zamieszkaniu/ślubie ON SIĘ ZMIENI. Moja babcia mówiła" Jak się ożeni to się odmieni - z boku na bok" Ja twierdzę, że na ten gorszy. Ile lat chcesz poświęcić na wychowywanie dorosłego człowieka który wcale nie widzi potrzeby zmiany? A co "najlepsze" nigdy nie ma pewności, że po zmianie bardziej będzie nam się podobać. Masz kogo masz, obejrzyj dokładnie i zdecyduj czy takiego chcesz.

Marisca napisał(a):

CorinekA powiedz mi ile Wy jesteście razem, jak długo razem mieszkacie, macie dzieci ? Bo to co opisujesz to jest dla mnie początkowa faza związku, a nie prawdziwe życie w kilkunastoletnim związku z dziećmi, obowiązkami, obciążeniami finansowymi itp. Ja bym mojego męza zrugała za kolejny bezsensowny kubek. Wolałabym, aby nie wydawał kasy na byle co nawet jeśli nas na to stać, nie mówiąc o tym, że zastanawiałabym sie gdzie upchać kolejnego rupiecia w szafce. Poza tym autorka już z tego co przeczytałam mieszka z facetem 1,5 roku , więc wybacz, ale kurcze śmieszne żeby facet skakał koło niej jak nastoletni rozegzaltowany smarkacz. Odezwij sie za 10 lat i wtedy i napisz, czy Twój królewicz dalej pracuje nad związkiem  i cie tak o wszystko pyta. 

Odpowiem Ci tak. Kiedyś tak nie było, jak teraz. Byliśmy w podobnym punkcie jak autorka - wiecznie kłótnie, dochodzenie się o wszystko, wymuszanie na sobie określonych zachowań. Wtedy jeszcze mieszkaliśmy razem tyle co autorka - 1,5 roku, a starcia pojawiały się średnio kilka razy dziennie. Zmieniło się właśnie po tym, jak w chwili już utraty wszelkiej nadziei co do siebie zerwaliśmy... I zaczęliśmy ze sobą na spokojnie rozmawiać i otwarcie mówić o swoich potrzebach, o tym co było nie tak w związku - czyli dokładnie to, co poradziłam autorce. I bardzo szybko wróciliśmy do siebie. Od tamtego czasu myślimy mniej "Ja", a bardziej "My". I to szczerze.

Czemu miałabym go zrugać za kubek za 5 zł, którym chciał mi sprawić przyjemność? No przepraszam, ale nie jestem taką zrzędą, żeby się nie potrafić ucieszyć z małych rzeczy i samych chęci. 

EDIT: Skoro kubek to taka złą rzecz bo rupieć, to dodam że równie mocno cieszę się z gorzkiej czekolady Lindt (które sama sobie nigdy nie kupię, bo nawet jak mam ochotę to mi szkoda 13 zł) albo z tego, że facet namęczy się i naszuka po to, żeby mi zrobić taki posiłek, żeby się w LCHF wpisywał.

Pasek wagi

Marisca napisał(a):

CorinekA powiedz mi ile Wy jesteście razem, jak długo razem mieszkacie, macie dzieci ? Bo to co opisujesz to jest dla mnie początkowa faza związku, a nie prawdziwe życie w kilkunastoletnim związku z dziećmi, obowiązkami, obciążeniami finansowymi itp. Ja bym mojego męza zrugała za kolejny bezsensowny kubek. Wolałabym, aby nie wydawał kasy na byle co nawet jeśli nas na to stać, nie mówiąc o tym, że zastanawiałabym sie gdzie upchać kolejnego rupiecia w szafce. Poza tym autorka już z tego co przeczytałam mieszka z facetem 1,5 roku , więc wybacz, ale kurcze śmieszne żeby facet skakał koło niej jak nastoletni rozegzaltowany smarkacz. Odezwij sie za 10 lat i wtedy i napisz, czy Twój królewicz dalej pracuje nad związkiem  i cie tak o wszystko pyta. 
 

No ja może nie jestem ze swoim 10 lat, bo tylko 7, mieszkamy razem 6, ale cały czas oboje sprawimy sobie przyjemności i niespodzianki, kupujemy drobiazgi i bardziej konkretne rzeczy, interesuje nas jak minął dzień, czy film się podobał, czy kolacja smakowała i jak było na piwie. To takie dziwne jest? Związki z długim stażem tak nie mają? A jakby mnie mój facet zrugal za to, że kupiłam jakąś pierdołe albo głupotę to by dobrze nie było. Jakim prawem ma mi ktoś zabraniac wydawać moje pieniądze??

WyjdaWamGaly napisał(a):

No ja może nie jestem ze swoim 10 lat, bo tylko 7, mieszkamy razem 6, ale cały czas oboje sprawimy sobie przyjemności i niespodzianki, kupujemy drobiazgi i bardziej konkretne rzeczy, interesuje nas jak minął dzień, czy film się podobał, czy kolacja smakowała i jak było na piwie. To takie dziwne jest? Związki z długim stażem tak nie mają? A jakby mnie mój facet zrugal za to, że kupiłam jakąś pierdołe albo głupotę to by dobrze nie było. Jakim prawem ma mi ktoś zabraniac wydawać moje pieniądze??

I to jest związek w którym nie trzeba ustalać kto jaką sprawi sobie przyjemność,  wiedzieć że druga strona interesuje się naszymi potrzebami i dzieli swoimi przeżyciami. Gratuluję :)

Payka

Dla mnie całkiem normalny związek. Plany są, macie wspólne pasje, czułośc jest. Te weekendy tylko mogłyby być bardziej przeznaczone na wspólne spędzanie czasu, ale na razie się nie da. Myślę, że będzie lepiej jak skończysz te studia. Jak ja studiowałam to też nie było wesoło i były podobne problemy. Natomiast myślę, że jego podejście się nie zmieni w kwestii porządków, czy obowiązków. Nawet juz nie chodzi o lenistwo, ale on tego nie lubi robić i tego unika. Cały czas jest jeszcze między wami taka walka, docieranie on nie lubi i liczy,  że zachowa swoją pozycję, a  ty w końcu odpuścisz. 

Jak będziesz pisała pracę licencjacką to rób tylko to co Tobie jest potrzebne do  życia. Tylko podstawowe porządki w jakimś kątku do nauki, coś do jedzenia, żebyś miała siłę. Na co dzień wykonuj obowiązki istotne dla Ciebie. Niech wie, że Ty nie zrobisz, a on jak chce na czymś zjeśc to musi sobie zmyć talerz itp. Jak chce mieć czyste ciuchy musi sobie wyprać. Jasne fajnie byłoby, aby to się tak naturalnie ułożyło i aby taka walka nie byłą potrzebna, ale nie zawsze się tak da. 

WyjdaWamGaly no wlasnie problem w tym, jak go przekonac do tego, zeby wlasnie CHCIAL sprzatac i gotowac, bo on chce miec dzieci, chce, zeby bylo czysto i ugotowane, ale nie chce tego robic! Ja tez chce te wszytskie rzeczy, ale nie mam sily (i czasu w sumie, bo powinnam sie zaczac w koncu uczyc do studiow!) tego robic! Ale musze, bo bede glodna jak nie ugotuje... 

I chce, zeby on tez to robil, bo chce miec kiedys dziecko i WIEM, ze sama nie dam rady wtedy tego wszystkiego obrabiac. Dlatego nie planujemy dziecka na teraz, tylko na za kilka lat, zeby zdazyc wypracowac ten model rodziny. Zebysmy sie dotarli... Tylko, ze ja chce, zeby on to robil w dobrym humorze, a nie obrazony, bo wtedy i mi sie psuje humor i tyle z tego wszytskiego... ;(

WyjdaWamGaly

Widzisz i to wynika z założeń dotyczących związku. Jesteśmy w małżeństwie i pieniądze sa wspólne. Nasze mieszkanie też jest wspólne, ale na razie ja o nie bardziej dbam z pewnych powodów i to ja potem mam problem z szukaniem miejsca na szpargały. Może was nie rozumiem, bo jestem bardziej praktyczną kobietą. Poza tym co innego jest pytać o to jak minął dzień i normalnie ze sobą rozmawiać,  a co innego jak jakiś uczniak po każdym spotkaniu rozstrząsać czy luba jest zadowolona. Dla mnie by to nawet śmierdziało brakiem poczucia własnej wartości i totalnym brakiem męskości. 

Nie lubię egzaltacji u kobiet i tych marzeń o księciu na białym koniu, Przyjmuje rzeczywistość taką jaka jest i dla mnie sa ważniejsze rzeczy niż jakieś tam drobiazgi. 

Payka napisał(a):

MariscaPiszesz, ze facet jak bedzie mial spokoj, tzn. nie bedzie robil nic, na co nie ma ochoty, to sam przyjdzie do kobiety i swoim dobrym humorem wynagrodzi jej jej prace. Ale wlasnie tutaj jest konflikt, bo kobieta tez nie ma ochoty na sprzatanie, gotowanie i inne takie po swojej rownie meczacej i dlugiej pracy zawodowej, a musi zrobic te wzsytskie obowiazki domowe, bo KTOS musi, a facet nie zrobi, bo mu sie nie chce. W tym momencie narasta frustracja kobiety, ktorej juz dobry humor faceta wcale nie pomoze w ''byciu szczesliwa''. Malo tego moj facet (i zapewnie wielu innych) wrecz wymaga tego, ze kobieta sama wszystko ugotuje i posprzata. Wiec rady, zeby w ogole nie gotowac i nie sprzatac jak kobiecie sie nie chce na wiele sie nie zdadza... Kiedy nic w domu nie robilam, bo tak jak facet nie mialam ochoty, a przeciez nie bede sie zmuszac, to ukochany wcale nie mial dobrego humoru (a powinien miec wg Twojej i Roogirl teorii, bo przeciez mu nie marudzilam i go do niczego nie zmuszalam). Mial zly humor, bo byl balagan. Tak wiec problem nie lezy tylko po stronie kobiety, ze wymaga od faceta partnerstwa (tzn. zajecia sie domem) i wystarczy odpuscic, zeby facet byl szsczesliwy i dzieki temu kobieta byla. Problem lezy tez po stronie faceta, bo on wymaga od kobiety porzadku w domu i jak go nie dostanie to sam nie bedzie szczczesliwy. To jest bledne kolo. Jesli oboje razem obrobia dom, to facet ma szczescie, bo jest czysto, a kobieta ma szczescie, bo ma oparcie w facecie. Jesli facet probuje dla siebie ugrac ''szczcesliwa kobiete i zeby ona sama sprzatala'', to dostaje albo porzadek i wkurzona kobiete, albo brak porzadku i wkurzenie tak czy siak... dlaczego faceci sa tak bardzo uparci i nie widza tej prostej zaleznosci? Jak im to przetlumaczyc? Cale zycie potyczek... ehh... juz nie ma sily...

Ej, bo Ty tak kręcisz i lawirujesz, a to trzeba prosto z mostu. Dajesz facetowi dwie opcje: jedno z Was pracuje co najwyżej na pół etatu i w 100% zajmuje się domem albo pracujecie obydwoje i po równo zajmujecie się domem. Grafik definiuje się rozdzielnie, żeby brak pracy jednego nie uniemożliwiało pracy drugiego. Np. jedno gotuje, drugie pierze i prasuje. W razie niewywązywania się - robisz wszystko tylko dla siebie. Nie lubię prac domowych i w życiu nie poszłabym na taki układ jak Ty. 

Payka napisał(a):

Cyrica napisał(a):

ja rozumiem do czego zmierzasz, ale zastanów się dobrze czy rzeczywiście święty spokój nie jest najważniejszy?
Nie rozumiem? Ja chcialabym szczescia, wspanialych chwil do wspominania. A ja z nim zyje po prostu jak wspollokatorzy... nie ma ''porozumienia dusz'', tylko wspolne mieszkanie i towarzystwo (przytulenie przed snem, pogadanie po pracy..) Na tym polegaja zwiazki? Moze wlasnie mam wybujale wyobrazenia?Aha, i jesli chodzi o swiety spokoj, to ten swiety spokoj  ma tylko on. Bo on ode mnie oczekuje, ze bedzie posprzatane itd. a od siebie nie daje nic, oprocz tego ze ewentualnie bedzie mily i pojdzie do pracy.. ja nie mam sily na tyle obowiazkow, bo mnie tez ojciec tylko wychowywal i nie nauczyl ''roboty''. Oboje zylismy jak faceci i nie robilismy nic poza chodzeniem do pracy/szkoly. Teraz dla mnie to katorga, co ode mnie oczekuje moj facet... Ale ja tego nie zmienie prawda? Nikt nie jest w stanie tego zmienic, to jest chyba nasza kobieca bolaczka... zapier... jak kon cale zycie... 

Tez mi sie tak wydawalo, chociaz my dzielimy obowiazki 50 na 50. A potem wzielam sobie kobiete do sprzatania i mam swiety spokoj. Mamy 21 wiek. Sa inne rozwiazania.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.