- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
3 lutego 2018, 09:46
Mam przyjaciolke, taka od piaskownicy, spotykamy sie praktycznie co tydzien. Przyjaciolka ma meza, z ktorym sie lubimy, nie jest to przyjaciel, ale moge z nim o wszystkim pogadac na luzie.
Ostatnio bylam z przyjaciolka na imprezie, potem w domu jakos tak temat zszedl na temat zdrad i przyznala mi sie, ze jej dziecko nie jest dzieckiem jej meza, a on nic o tym nie wie. Plakala mi jak bardzo zaluje, ze wtedy ja ponioslo z kolega. Bylam w szoku, nigdy bym sie nie spodziewala tego po niej, zwlaszcza, ze uwazalam ich zawsze za swietne malzenstwo. Wczoraj sie z nia widzialam juz na trzezwo i porozmawialysmy szczerze, doradzilam by powiedziala swojemu mezowi prawde, niestety ona absolutnie tego nie zrobi, bo nie chce zniszczyc rodziny, bo wie jak jej maz kocha dziecko.
Teraz mam dylemat, chcialabym byc fair w stosunku do przyjaciolki i zachowac ta informacje dla siebie. Jednak z drugiej strony meczy mnie ta wiedza, wiem, ze maz przyjaciolki to dobry czlowiek i zasluguje by nie byc w tak okrutny sposob oklamywany. Mysle nad tym, aby mu powiedziec, tylko wiem, ze wtedy strace przyjaciolke. Ja osobiscie bym chciala wiedziec na miejscu mezczyzny. Nie wiem nawet jak mozna w taki sposob przez kilka lat oklamywac meza i w oczy mowic mu, ze to jego dziecko.
Co byscie zrobily na moim miejscu? Dalsze rozmowy z przyjaciolka nic nie dadza, ona nie zmienia zdania.
4 lutego 2018, 22:00
Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził, musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.
4 lutego 2018, 22:08
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził, musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
To o czym pisałam wcześniej - klasyczne wyparcie i strach o swoje życie w dotychczasowej i niezmąconej (potencjalną, bo nie zakładam z góry, że mąż Cię zdradza) formie powoduje zanikanie kręgosłupa moralnego i mierzenie każdego swoją miarą (czy tam przez pryzmat własnych obaw). I nie - Twoje odczucia tu nie mają nic do rzeczy. Fakty są takie, że winny byłby zdradzający mąż. W ogóle pisanie o wtrącaniu się w nie swoje życie jest błędem logicznym i niezrozumieniem tematu. Wtrącaniem byłoby np. mówienie komuś "zdradził Cię, musisz się rozwieść". Powiedzenie prawdy jest jedynie przekazaniem informacji. Co dana osoba z nią zrobi to już jej sprawa. Też o tym wcześniej pisałam, ale można olać i nie uwierzyć, można nie chcieć uwierzyć i stwierdzić, że woli się nie wiedzieć czy naprawdę doszło do zdrady i zamknąć temat, a można odejść. Ty piszesz, że byś odeszła - ale to by była Twoja własna decyzja, spowodowana zachowaniem Twojego własnego męża. Więc przerzucanie odpowiedzialności na osobę trzecią jest bez sensu.
4 lutego 2018, 22:28
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził, musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
to co tu czytam to jakas paranoja -jakos nie umiem wyobrazic sobie ze taki kochajacy i wspanialy moglby zdradzic , chocby raz , a skoro by to zrobil to do d.. z taka grana miloscia - podwojna moralnosc i nic wiecej.
4 lutego 2018, 22:29
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził, musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
Zgadzam się. Rozmawiałam kiedyś o takiej jednorazowej zdradzie z przyjaciółkami i wiele z nich powiedziało, że nie chciałoby wiedzieć. Niestety często pojawia się "życzliwy", który myśli, że wszyscy chcą i powinni wiedzieć.
Ta sytuacja jest jednak trudniejsza ze względu na dziecko. Jemu chyba współczuję najbardziej w wypadku wyjścia prawdy na jaw. Bardzo to smutne.
4 lutego 2018, 22:30
To o czym pisałam wcześniej - klasyczne wyparcie i strach o swoje życie w dotychczasowej i niezmąconej (potencjalną, bo nie zakładam z góry, że mąż Cię zdradza) formie powoduje zanikanie kręgosłupa moralnego i mierzenie każdego swoją miarą (czy tam przez pryzmat własnych obaw). I nie - Twoje odczucia tu nie mają nic do rzeczy. Fakty są takie, że winny byłby zdradzający mąż. W ogóle pisanie o wtrącaniu się w nie swoje życie jest błędem logicznym i niezrozumieniem tematu. Wtrącaniem byłoby np. mówienie komuś "zdradził Cię, musisz się rozwieść". Powiedzenie prawdy jest jedynie przekazaniem informacji. Co dana osoba z nią zrobi to już jej sprawa. Też o tym wcześniej pisałam, ale można olać i nie uwierzyć, można nie chcieć uwierzyć i stwierdzić, że woli się nie wiedzieć czy naprawdę doszło do zdrady i zamknąć temat, a można odejść. Ty piszesz, że byś odeszła - ale to by była Twoja własna decyzja, spowodowana zachowaniem Twojego własnego męża. Więc przerzucanie odpowiedzialności na osobę trzecią jest bez sensu.A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził, musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
To, że dla Ciebie coś jest bez sensu, albo według Ciebie jest tak, nie znaczy, że to jest jedyna prawda objawiona. Jak widać, ludzie są różni. Dla mnie byłaby winna osoba, która mi to powiedziała i kropka. Bo wchodzenie z buciorami w czyjeś życie, dobre nie jest. Tym bardziej, że nie znamy sytuacji, nie wiemy dlaczego stało się tak, a nie inaczej. A co jest złego w tym, że ktoś może nie chcieć stracić swojego dotychczasowego życia, skoro jest bardzo udane i szczęśliwe? Jasne, ułożyłabym sobie życie od nowa, każdy by sobie ułożył. Ale czy byłoby tak samo dobre życie? Bo szczerze, to obserwując życie i czytając Vitalię, to dochodzę do wniosku, że mam męża ideał, i drugiego takiego nie ma. Zresztą to nie chodzi nawet o to, czy ułożyłabym sobie życie czy nie, chodzi o to, że tego które mam tracić nie chcę przez to, że ktoś kiedyś, raz, dawno temu zrobił coś złego. No a Twoje pisanie że można stwierdzić, że woli się zdrady nie widzieć i nie uwierzyć jest głupie. Jak już ktoś by Ci coś takiego powiedział, to nie sądzę, że dałoby się tak bez refleksji, zastanowienia itp to odrzucić. To jest informacja, do której jakoś ustosunkować się trzeba. Mój mąż też powiedział, że w takiej sytuacji wolałby nie wiedzieć, bo dziecko i tak już by kochał, a tylko zniszczyłoby to wszystkim życie. Ilu ludzi, tyle opinii.
4 lutego 2018, 22:33
to co tu czytam to jakas paranoja -jakos nie umiem wyobrazic sobie ze taki kochajacy i wspanialy moglby zdradzic , chocby raz , a skoro by to zrobil to do d.. z taka grana miloscia - podwojna moralnosc i nic wiecej.A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził, musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
Ano widzisz, a ja wierzę, że można kogoś kochać i zdradzić. Nie mówię o zdradach oczywiscie. I uważam, że usprawiedliwienia nie ma dla zdrady, ale wierzę, że człowiek może zbłądzić. A już na pewno nie daje sobie prawa do oceniania, czy ten człowiek, który zdradził, to kocha czy nie kocha, czy ta matka, która bije dziecko to je kocha, czy jednak nie itp.
Edytowany przez WyjdaWamGaly 5 lutego 2018, 01:45
4 lutego 2018, 22:53
Ano widzisz, a ja wierzę, że można kogoś kochać i zdradzić. Nie mówię o zdradach oczywiscie. I nie uważam, że usprawiedliwienia nie ma dla zdrady, ale wierzę, że człowiek może zbłądzić. A już na pewno nie daje sobie prawa do oceniania, czy ten człowiek, który zdradził, to kocha czy nie kocha, czy ta matka, która bije dziecko to je kocha, czy jednak nie itp.to co tu czytam to jakas paranoja -jakos nie umiem wyobrazic sobie ze taki kochajacy i wspanialy moglby zdradzic , chocby raz , a skoro by to zrobil to do d.. z taka grana miloscia - podwojna moralnosc i nic wiecej.A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził, musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
tyle moralnosci ile ludzi, kazdy ma swoja.
4 lutego 2018, 23:00
WydaWamGaly
Nie wierzę w to co czytam. Twoja wypowiedź jest na poziomie plują na mnie, ale wolę udawać, że pada deszcz i jeszcze jarać się jaki ten deszcz wspaniały.
Nie wierzę, że dla Ciebie szacunek i miłość oznacza niechęć do wiedzy o zdradzie. Serio uważasz, że mąż, ktory zdradził ma do ciebie szacunek i wolałabyś dalej żyć w kłanstwie i fałszywym obrazie waszej miłości i swojego męża ? Uwazasz ze ze strony Twojego meża po zdradzie, o ktorej nie wiesz dalej byłaby to uczciwa, szczera miłość ?
Ja możesz pisać, że zdrada sprzed kilku lat nie ma wpływu na Twoje życie ? Taka zdrada ma wpływ na wiedzę o Twoim mężu, o tym jakie faktycznie ma wartości i zasady i na ile jesteś dla niego ważna.
Nie wiem w ogóle jak można pisać o szczęściu w kontekście zdrady, jak można tak świergolić. Nie wiem jak aż tak bardzo można nie mieć szacunku do siebie, jak można tak oszukiwać samą siebie i nie mieć odwagi, aby spojrzeć prawdzie w oczy. Wybacz, ale zdrada to zdrada bez względu na to czy miała miejsce wczoraj, czy 3 lata temu.
Jak można mówić o zdradzie, że ktoś zbłądził. Sama sobie to wyobraź do zdrady jednak potrzeba czegoś więcej niż przeoczenie jakiejś cyfry w rachunkach, to coś więcej niż błąd ortograficzny. To jest świadoma decyzja zdradzającej osoby czy Ci się to podoba, czy nie. Taka osoba dokładnie wie co robi i wie, że nie powinna. Wie jaki cios zadaje zdradzanej osobie. Ty po prostu nie umiałabyś znieść, że jednak Twoje życie nie jest takie cudowne jak się wydaje i ,że Twój cudowny maż jednak nie kocha Cię tak jak sobie to wyobrażałaś.
Aleś Ty naiwna.
Udane i szczęśliwe życie, kiedy mąż zdradził ? Kogo ty oszukujesz ? Osoba trzecia winna, a nie Twój mąż ? Buhehehehehehe nawet 5 latki nie mają problemów z rozumowaniem na tym poziomie.
Jesteś cudownym materiałem na to aby Cie nie szanować, aby Cię oszukiwać, aby robić Ci krzywdę, bo i tak jak będziesz widziała czarne to udasz, że jest różowe. Facet za plecami będzie pokazywał, że jesteś dla niego ścierą do podłogi, ale ty powiesz, że cię szalenie kocha, bo w domu jesteś krolową.
Edytowany przez Marisca 4 lutego 2018, 23:06
4 lutego 2018, 23:23
Nie no zdrada nie jest taka zła przecież.. Winny jest ten kto o niej powiedział lol Acha.
Ten Pan jest jednak biedny bo wychowuje nie swoje dziecko... No ale cóż... Nie rozwalajmy cudownej rodziny...
Wiecie jednak, że dziecko to pikuś? Że tu o zwykła uczciwość chodzi? Znacie to słowo? Praktykujecie?
Czy dopiero jak Wam mąż wenerke przypałęta to stwierdzicie, że przesadził? Bo dopiero owoce zdrady bolą co nie? Owoce, które albo będą widzieć inni (dziecko na boku) lub będą niszczyć zdrowie (choroby weneryczne itp)
Odważnie czy głupio postępujecie? Pytanie retoryczne
4 lutego 2018, 23:48
A ja nie chciałabym wiedzieć o tym, że mąż kiedyś mnie zdradził. dlaczego?? Dlatego, że kocham męża, czuję się z nim najszczęśliwszą osobą na świecie, żyje nam się bardzo szczęśliwie i wygodnie. Kochamy się, szanujemy, dbamy o siebie i swoje potrzeby. Wiem, że mogę na niego liczyć zawsze. Jest nie tylko moim mężem, jest też najlepszym przyjacielem. Gdyby jakaś "cudowna, o wspaniałym sercu" osoba powiedziała mi, że kilka lat temu mąż mnie zdradził, musiałabym się do tej informacji jakoś ustosunkować. Odeszłabym od męża, bo nawet gdybym wybaczyła, to nigdy nie zapomniała, bałabym się każdego spóźnienia z pracy, każego wyjścia na piwo i w końcu sama bym ten związek zniszczyła. Przez to, że ktoś miał za długi język straciłabym całe swoje dotychczasowe życie, plany, marzenia, najbliższą mi osobę, przyjaciela. Ktoś zaraz napisze, że to byłby jego wina, a nie tej osoby. Tak- jego winą i grzechem byłoby, że mnie zdradził, ale gdyby zrobił to raz, żałował, i dał mi takie szczęście, to dla mnie mimo wszystko winna byłaby osoba, która wtrąciła się w nie swoje życie. Jasne, gdybym była zdradzana systematycznie, czy więcej niż raz, to znaczy, że nie miałabym do czynienia z człowiekiem, który zbłądził, tylko z chu**m i wtedy chciałabym wiedzieć. O zdradzie która wydarzyła się "teraz" też chciałabym wiedzieć. Ale nie chciałabym wiedzieć o zdradzie, która miała miejsce kilka lat temu, która nie ma wpływu na nasze życie a której świadomość zniszczyła by całe moje szczęście.Piszecie o tym, że tylko bliscy mają prawo się wtrącić i coś powiedzieć w takiej sytuacji a znajomi nie? Gdybym była zdradzana to chciałabym się o tym dowiedzieć - niezależnie od tego czy powiedziałaby mi to siostra czy sąsiadka. Wiadomo, że inaczej podeszłabym do tych rewelacji. Bo o ile bliskiej siostrze bym bez wahania zaufała o tyle przy informacji sąsiadki bym zwyczajnie zaczęła bardziej obserwować męża. Ale nigdy w życiu nie chciałabym być oszukiwana i otaczana przez ludzi, którzy wiedzą i nie powiedzą. I szczerze - traktujecie to jak wtrącanie się w nie swoje sprawy, rozbijanie rodziny. Ale to nie osoba informująca ją rozbija tylko ta zdradzająca. A to czy rodzina się rozpadnie - zależy już od danego małżeństwa. Tylko czemu Wy jako osoby trzecie chcecie decydować o tym? To ten zdradzany powinien mieć wgląd na całą sytuację i zdecydować czy chce byc w tym dalej czy odejść. Ja bym odeszła. Nawet mając dziecko. Ale ja zawsze powtarzałam mojemu wtedy jeszcze nie mężowi, że zdrady bym nigdy nie wybaczyła. Więc gdyby kiedykolwiek się na nią porwał to znałby konsekwencje.
Czyli - wolałabyś żyć z kimś kto Cię oszukał, kimś kto zdradził, przespał się z inną i nie wiedzieć o tym, bo teraz jest to Twój największy przyjaciel i go kochasz? A jak byś się dowiedziała to już byś nie mogła z nim byc, bo każde jego spóźnienie to byłby Twój strach o to, że może znów zdradzać? Wybacz, ale wygląda na to, że wolisz być po prostu nieświadoma tego, że ktoś cię krzywdzi i oszukuje za Twoimi plecami, bo wygodnie jest Ci teraz wierzyć w to, że jego spóźnienie, późny powrót z pracy, wyjście z kolegami czy delegacja jest tym co Ci mówi. Myślałam, że ja jestem zakompleksiona i niepewna swojej wartości ale takie osoby jak Ty takie właśnie są. Dla wygody i sztucznego poczucia rodziny, miłości i bezpieczeństwa wolisz żyć w nieświadomości, podczas kiedy blizsi czy dalsi Tobie ludzie wiedzą jak Twoj mąż Cię potraktował. Gdybym po latach dowiedziała się o zdradzie to czułabym się jak idiotka, która dawała tak sobą manipulować i budować związek na zniszczonym gruncie. Przykra sprawa. Ja miałabym wielki dług wdzięczności do spłacenia osobie, która uświadomiła by mnie w mojej sytuacji