Temat: Skad nagonka na dzieci?

Skad wziela sie taka nagonka na dzieci, nazywanie ich bachorami, gowniakami itp to calkowicie normalna sprawa, nawet jesli dziecko sobie na to nie zasluzylo. Skad teraz w spoleczenstwie tyle nienawisci do tych malych istot? Moze mi to ktos wyjasnic? 

Cyrica napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

No i właśnie do Wojtusia dotarło, przynajmniej na chwilę, ale jak matka oburzona przy Wojtusiu powiedziała "że od wychowywania jest ona i że zobaczymy jak własne dzieci wychowam" to Wojtuś nieśmiało wrócił do swojego malpowania. 
ale  widzisz, dotarło. Znaczy Wojtuś jest w sumie spoko. To z jego matką masz zgrzyt, nie z nim, więc nielubienie Wojtka jest w sumie trochę niesprawiedliwe, bo z nim akurat dogadać by sie dało, ani on głupi, ani ameba. Ja cały czas zmierzam do takich własnie wniosków, że coś niefajnego przelewa się na dzieci. Nie wiem ile Wojtuś bedzie miał lat, kiedy matka zdecyduje się zacząć go traktowac po ludzku i jako samodzielnego by zostawić w domu na wieczów, ale musicie przeczekać, wyjścia nie widze innego.

No ale właśnie to napisałam w pierwszym poście. Ze to wina rodziców, a nie dzieci. Ale to dzieciom się obrywa. Bo pomijając już przykład Wojtusia, bo akurat jego matka faktycznie mnie wkurza, więc byłby to zły przykład, to na przykładzie mojego kuzynostwa muszę stwierdzić, że pomimo tego, że wiem, że ich zachowanie to wina rodziców, bo jak jestem z nimi sama, to są całkiem pojetni, to jednak nie umiem opanowac niechęci wobec nich. Po pomimo ich zachowanie to wina głównie matki, to matkę bardzo lubię i to nie ona sieje zniszczenia w moim mieszkaniu, tylko jej dzieci. I z nią chętnie spędzam czas, a z kuzynostwem nie. Wiem, że to niesprawiedliwe, że dzieci ponoszą konsekwencje za czyny a raczej brak czynów rodziców, ale niestety tak w większości przypadków jest. Nie każdy jest taki wyrozumiały jak Ty i nie każdy rozkłada wszystko na czynniki pierwsze. Efekt jest taki, że choć niewinne, to jednak dziecko jest nielubiane. I nawet nie chce mi się nad tym zastanawiać i analizować, tłumaczyć sobie, że to nie wina dziecka, bo przez 6 lat próbowałam w stosunku do chrzesniaczki męża i poza tym, że straciłam wiele nerw, oraz łez we własne wesele nic mi z tego nie przyszło. Jej niewychowanie to nie mój problem i nie chce już więcej poświęcać się w imię dziecka. Dziecko kiedyś dorosnie i albo będzie dorosłym, z którym chętnie będę przebywać, dorosłym, które polubie, albo pozostanie dorosłym, którego złego nawyki z dzieciństwa nie pozwolą na utrzymywanie bliskiej relacji. Na tą chwilę, choć nie dokonca sprawiedliwie, dla mnie są to okropne bachory z którymi nie chce mieć nic wspólnego, choć jest to postawa mało wyrozumiala, bo te dzieci nie są winne ale z wyrozumiałości nic dobrego mi nie przyszło. 

WyjdaWamGaly napisał(a):

Cyrica napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

No i właśnie do Wojtusia dotarło, przynajmniej na chwilę, ale jak matka oburzona przy Wojtusiu powiedziała "że od wychowywania jest ona i że zobaczymy jak własne dzieci wychowam" to Wojtuś nieśmiało wrócił do swojego malpowania. 
ale  widzisz, dotarło. Znaczy Wojtuś jest w sumie spoko. To z jego matką masz zgrzyt, nie z nim, więc nielubienie Wojtka jest w sumie trochę niesprawiedliwe, bo z nim akurat dogadać by sie dało, ani on głupi, ani ameba. Ja cały czas zmierzam do takich własnie wniosków, że coś niefajnego przelewa się na dzieci. Nie wiem ile Wojtuś bedzie miał lat, kiedy matka zdecyduje się zacząć go traktowac po ludzku i jako samodzielnego by zostawić w domu na wieczów, ale musicie przeczekać, wyjścia nie widze innego.
No ale właśnie to napisałam w pierwszym poście. Ze to wina rodziców, a nie dzieci. Ale to dzieciom się obrywa. Bo pomijając już przykład Wojtusia, bo akurat jego matka faktycznie mnie wkurza, więc byłby to zły przykład, to na przykładzie mojego kuzynostwa muszę stwierdzić, że pomimo tego, że wiem, że ich zachowanie to wina rodziców, bo jak jestem z nimi sama, to są całkiem pojetni, to jednak nie umiem opanowac niechęci wobec nich. Po pomimo ich zachowanie to wina głównie matki, to matkę bardzo lubię i to nie ona sieje zniszczenia w moim mieszkaniu, tylko jej dzieci. I z nią chętnie spędzam czas, a z kuzynostwem nie. Wiem, że to niesprawiedliwe, że dzieci ponoszą konsekwencje za czyny a raczej brak czynów rodziców, ale niestety tak w większości przypadków jest. Nie każdy jest taki wyrozumiały jak Ty i nie każdy rozkłada wszystko na czynniki pierwsze. Efekt jest taki, że choć niewinne, to jednak dziecko jest nielubiane. I nawet nie chce mi się nad tym zastanawiać i analizować, tłumaczyć sobie, że to nie wina dziecka, bo przez 6 lat próbowałam w stosunku do chrzesniaczki męża i poza tym, że straciłam wiele nerw, oraz łez we własne wesele nic mi z tego nie przyszło. Jej niewychowanie to nie mój problem i nie chce już więcej poświęcać się w imię dziecka. Dziecko kiedyś dorosnie i albo będzie dorosłym, z którym chętnie będę przebywać, dorosłym, które polubie, albo pozostanie dorosłym, którego złego nawyki z dzieciństwa nie pozwolą na utrzymywanie bliskiej relacji. Na tą chwilę, choć nie dokonca sprawiedliwie, dla mnie są to okropne bachory z którymi nie chce mieć nic wspólnego, choć jest to postawa mało wyrozumiala, bo te dzieci nie są winne ale z wyrozumiałości nic dobrego mi nie przyszło. 

Rozumiem cie doskonale, tez mam takie dziecko w otoczeniu, ktorego nie cierpie i cierpi na tym znajomosc z jej rodzicami. Oni w sumie powinni sie domyslic o co chodzi i jakos ustawic to dziecko ale chyba n ie maja sily juz. Tego dziecka tez inne dzieci nie lubia, zaraz sie kloca, bo skoro w domu jest na piedestale, to w otoczeniu rowiesnikow tez by chcialo byc a tu zonk :) 

Mozliwe, ze w przyszlosci tez nie bedzie dobrych kontaktow z tym dzieckiem, bo ono pewnie bedzie kojarzyc te ciocie ze zla ciocia (choc ja jej nie daje do zrozumienia ze jej nie znosze, ale jest dystans).

MeggiGirl napisał(a):

I jak mnie jest przykro i smutno to nie siedzę w pociągu czy nie stoję przez blokiem i nie wyję jak syrena, jak jestem wściekła czy szczęśliwa to się nie wdzieram w głos, a gdybym tak zrobiła to pewnie ktoś by mi w niewybrednych słowach powiedział co o mnie myśli. Czemu to nie dotyczy dzieci? 

Wiesz, Meggi, jest różnica między dorosłym człowiekiem, który praktykuje życie od 20-30 lat, a dzieckiem, które dopiero uczy się swoich reakcji, emocji, i tego, co z nimi robić. Oczywiście nie mówię, że dzieciaki powinny sobie wrzeszczeć, "bo to tylko dzieci", absolutnie nie. Wręcz przeciwnie, dorośli muszą im pomóc dorosnąć, nauczyć, jak żyć w społeczeństwie, co można a czego nie itd... Chodzi mi tylko o to, że stwierdzenie "Dorosły się tak nie zachowuje, więc czemu dziecko tak robi" jest trochę nietrafione :)

W ogóle wydaje mi się, że większości osób sam fakt istnienia dzieci nie przeszkadza, tylko konkretne sytuacje. A to, że ktoś nie lubi dzieci małych / dużych / blond itd. - ma do tego prawo :) Przecież, nie każe ich zamykać na cztery spusty. I z tego co widzę, to większość tych sytuacji rozchodzi się o reakcję rodziców. Bo dzieci są dziećmi - i nie, nie oznacza to, że mają prawo robić co chcą, tylko to, że po prostu dopiero się wszystkiego uczą i potrzebują czasu i wsparcia, m.in. w formie reakcji rodziców. I jeśli dziecko popełnia gafę, a rodzic reaguje, to przecież nikt nie robi z tego afery. Wkurza tylko, kiedy rodzic ma wszystko w nosie. Przecież gdyby ten dzieciak podszedł do wspomnianej wcześniej torebki, a matka by zareagowała, albo chociaż na uwagę odpowiedziała "o, przepraszam Panią, zagadałam się i nie zauważyłam, chodź tutaj Zbysiu, nie wolno ruszac rzeczy innych ludzi, jeszcze raz przepraszam", to by przecież w ogóle nie było tematu.

Z winy rodziców. Spotykam tyle rozwydrzonych dzieciaków, że trudno myśleć o nich inaczej. I wcale nie chodzi o to, że dzieci nie są bite. to jest powtarzana bzudra. Tylko rodzic, który nie potrafi wychowywać wyłądowuje swoją agresję na dziecku, a takiego dziecka nie uczy to nic więcej niż tyle, że silniejszy wygrywa.

Pasek wagi

odchudzanie997 napisał(a):

jak dla mnie to efekt bezstresowego wychowania. Kiedyś dziecko znało swoje miejsce. Czuło respekt przed dorosłymi. To rodzice robią z dzieci bachory. 

Dokładnie :/

pestka.jablkowa napisał(a):

MeggiGirl napisał(a):

I jak mnie jest przykro i smutno to nie siedzę w pociągu czy nie stoję przez blokiem i nie wyję jak syrena, jak jestem wściekła czy szczęśliwa to się nie wdzieram w głos, a gdybym tak zrobiła to pewnie ktoś by mi w niewybrednych słowach powiedział co o mnie myśli. Czemu to nie dotyczy dzieci? 
Wiesz, Meggi, jest różnica między dorosłym człowiekiem, który praktykuje życie od 20-30 lat, a dzieckiem, które dopiero uczy się swoich reakcji, emocji, i tego, co z nimi robić. Oczywiście nie mówię, że dzieciaki powinny sobie wrzeszczeć, "bo to tylko dzieci", absolutnie nie. Wręcz przeciwnie, dorośli muszą im pomóc dorosnąć, nauczyć, jak żyć w społeczeństwie, co można a czego nie itd... Chodzi mi tylko o to, że stwierdzenie "Dorosły się tak nie zachowuje, więc czemu dziecko tak robi" jest trochę nietrafione :)W ogóle wydaje mi się, że większości osób sam fakt istnienia dzieci nie przeszkadza, tylko konkretne sytuacje. A to, że ktoś nie lubi dzieci małych / dużych / blond itd. - ma do tego prawo :) Przecież, nie każe ich zamykać na cztery spusty. I z tego co widzę, to większość tych sytuacji rozchodzi się o reakcję rodziców. Bo dzieci są dziećmi - i nie, nie oznacza to, że mają prawo robić co chcą, tylko to, że po prostu dopiero się wszystkiego uczą i potrzebują czasu i wsparcia, m.in. w formie reakcji rodziców. I jeśli dziecko popełnia gafę, a rodzic reaguje, to przecież nikt nie robi z tego afery. Wkurza tylko, kiedy rodzic ma wszystko w nosie. Przecież gdyby ten dzieciak podszedł do wspomnianej wcześniej torebki, a matka by zareagowała, albo chociaż na uwagę odpowiedziała "o, przepraszam Panią, zagadałam się i nie zauważyłam, chodź tutaj Zbysiu, nie wolno ruszac rzeczy innych ludzi, jeszcze raz przepraszam", to by przecież w ogóle nie było tematu.

Dubel

Pasek wagi

pestka.jablkowa napisał(a):

MeggiGirl napisał(a):

I jak mnie jest przykro i smutno to nie siedzę w pociągu czy nie stoję przez blokiem i nie wyję jak syrena, jak jestem wściekła czy szczęśliwa to się nie wdzieram w głos, a gdybym tak zrobiła to pewnie ktoś by mi w niewybrednych słowach powiedział co o mnie myśli. Czemu to nie dotyczy dzieci? 
Wiesz, Meggi, jest różnica między dorosłym człowiekiem, który praktykuje życie od 20-30 lat, a dzieckiem, które dopiero uczy się swoich reakcji, emocji, i tego, co z nimi robić. Oczywiście nie mówię, że dzieciaki powinny sobie wrzeszczeć, "bo to tylko dzieci", absolutnie nie. Wręcz przeciwnie, dorośli muszą im pomóc dorosnąć, nauczyć, jak żyć w społeczeństwie, co można a czego nie itd... Chodzi mi tylko o to, że stwierdzenie "Dorosły się tak nie zachowuje, więc czemu dziecko tak robi" jest trochę nietrafione :)W ogóle wydaje mi się, że większości osób sam fakt istnienia dzieci nie przeszkadza, tylko konkretne sytuacje. A to, że ktoś nie lubi dzieci małych / dużych / blond itd. - ma do tego prawo :) Przecież, nie każe ich zamykać na cztery spusty. I z tego co widzę, to większość tych sytuacji rozchodzi się o reakcję rodziców. Bo dzieci są dziećmi - i nie, nie oznacza to, że mają prawo robić co chcą, tylko to, że po prostu dopiero się wszystkiego uczą i potrzebują czasu i wsparcia, m.in. w formie reakcji rodziców. I jeśli dziecko popełnia gafę, a rodzic reaguje, to przecież nikt nie robi z tego afery. Wkurza tylko, kiedy rodzic ma wszystko w nosie. Przecież gdyby ten dzieciak podszedł do wspomnianej wcześniej torebki, a matka by zareagowała, albo chociaż na uwagę odpowiedziała "o, przepraszam Panią, zagadałam się i nie zauważyłam, chodź tutaj Zbysiu, nie wolno ruszac rzeczy innych ludzi, jeszcze raz przepraszam", to by przecież w ogóle nie było tematu.

Tylko jałby Zbysiu " rozdarl pape" bo mu nie dano pogrzebać w tej torebce to znowu byłby problem 

Pasek wagi

maharettt napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

MeggiGirl napisał(a):

I jak mnie jest przykro i smutno to nie siedzę w pociągu czy nie stoję przez blokiem i nie wyję jak syrena, jak jestem wściekła czy szczęśliwa to się nie wdzieram w głos, a gdybym tak zrobiła to pewnie ktoś by mi w niewybrednych słowach powiedział co o mnie myśli. Czemu to nie dotyczy dzieci? 
Wiesz, Meggi, jest różnica między dorosłym człowiekiem, który praktykuje życie od 20-30 lat, a dzieckiem, które dopiero uczy się swoich reakcji, emocji, i tego, co z nimi robić. Oczywiście nie mówię, że dzieciaki powinny sobie wrzeszczeć, "bo to tylko dzieci", absolutnie nie. Wręcz przeciwnie, dorośli muszą im pomóc dorosnąć, nauczyć, jak żyć w społeczeństwie, co można a czego nie itd... Chodzi mi tylko o to, że stwierdzenie "Dorosły się tak nie zachowuje, więc czemu dziecko tak robi" jest trochę nietrafione :)W ogóle wydaje mi się, że większości osób sam fakt istnienia dzieci nie przeszkadza, tylko konkretne sytuacje. A to, że ktoś nie lubi dzieci małych / dużych / blond itd. - ma do tego prawo :) Przecież, nie każe ich zamykać na cztery spusty. I z tego co widzę, to większość tych sytuacji rozchodzi się o reakcję rodziców. Bo dzieci są dziećmi - i nie, nie oznacza to, że mają prawo robić co chcą, tylko to, że po prostu dopiero się wszystkiego uczą i potrzebują czasu i wsparcia, m.in. w formie reakcji rodziców. I jeśli dziecko popełnia gafę, a rodzic reaguje, to przecież nikt nie robi z tego afery. Wkurza tylko, kiedy rodzic ma wszystko w nosie. Przecież gdyby ten dzieciak podszedł do wspomnianej wcześniej torebki, a matka by zareagowała, albo chociaż na uwagę odpowiedziała "o, przepraszam Panią, zagadałam się i nie zauważyłam, chodź tutaj Zbysiu, nie wolno ruszac rzeczy innych ludzi, jeszcze raz przepraszam", to by przecież w ogóle nie było tematu.
Tylko jałby Zbysiu " rozdarl pape" bo mu nie dano pogrzebać w tej torebce to znowu byłby problem 

Zbysiu powinien wiedziec (od rodzicow) ze nie wolno ruszac czyichs rzeczy. A przynajmniej bez pytania.

maharettt napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

MeggiGirl napisał(a):

I jak mnie jest przykro i smutno to nie siedzę w pociągu czy nie stoję przez blokiem i nie wyję jak syrena, jak jestem wściekła czy szczęśliwa to się nie wdzieram w głos, a gdybym tak zrobiła to pewnie ktoś by mi w niewybrednych słowach powiedział co o mnie myśli. Czemu to nie dotyczy dzieci? 
Wiesz, Meggi, jest różnica między dorosłym człowiekiem, który praktykuje życie od 20-30 lat, a dzieckiem, które dopiero uczy się swoich reakcji, emocji, i tego, co z nimi robić. Oczywiście nie mówię, że dzieciaki powinny sobie wrzeszczeć, "bo to tylko dzieci", absolutnie nie. Wręcz przeciwnie, dorośli muszą im pomóc dorosnąć, nauczyć, jak żyć w społeczeństwie, co można a czego nie itd... Chodzi mi tylko o to, że stwierdzenie "Dorosły się tak nie zachowuje, więc czemu dziecko tak robi" jest trochę nietrafione :)W ogóle wydaje mi się, że większości osób sam fakt istnienia dzieci nie przeszkadza, tylko konkretne sytuacje. A to, że ktoś nie lubi dzieci małych / dużych / blond itd. - ma do tego prawo :) Przecież, nie każe ich zamykać na cztery spusty. I z tego co widzę, to większość tych sytuacji rozchodzi się o reakcję rodziców. Bo dzieci są dziećmi - i nie, nie oznacza to, że mają prawo robić co chcą, tylko to, że po prostu dopiero się wszystkiego uczą i potrzebują czasu i wsparcia, m.in. w formie reakcji rodziców. I jeśli dziecko popełnia gafę, a rodzic reaguje, to przecież nikt nie robi z tego afery. Wkurza tylko, kiedy rodzic ma wszystko w nosie. Przecież gdyby ten dzieciak podszedł do wspomnianej wcześniej torebki, a matka by zareagowała, albo chociaż na uwagę odpowiedziała "o, przepraszam Panią, zagadałam się i nie zauważyłam, chodź tutaj Zbysiu, nie wolno ruszac rzeczy innych ludzi, jeszcze raz przepraszam", to by przecież w ogóle nie było tematu.
Tylko jałby Zbysiu " rozdarl pape" bo mu nie dano pogrzebać w tej torebce to znowu byłby problem 

Co by bylo, gdyby bylo...

Gdyby Zbysiu rozdarl jape, mamusua znow musialaby zareagowac- wytlumaczyc dziecku jeszcze raz. Tutaj chodzi o to, ze matka reagule i uswiadamia dziecko, jakie sa poprawne wzorce zachowan, a nie stoi sobie i ignoruje. Dziecko moze miec problem zrozumiec, ze czegos sie nie dotyka ( np. Czyjas torebka) za pierwszym razem i moze sie przeciwko temu buntowac, ale moze za drugim, piatym czy 10 razem zakuma. I dlatego trzeba cierpliwie tlumaczyc, a nie zakladac porazke i odpuszczac. 

Moj starszy syn (4 l. We wrzesniu) teraz wszedl w okres jakiegos buntu, ale w sumie mi sie nie dziwie: zmiana domu, remont, brak naszego czasu, najlepszy kolega w przedszkolu ktory ma na niego... yhm... nie najlepszy wplyw, pojawienie sie na swiecie braciszka... Ale ja mu uparcie wszystko tlumacze po 50 razy, ze nie mozna tego czy tamtego. I to przynosi skutki. Potrafie sobie wyobrazic, ze gdybym odpuscila, to moze by wyrosl na niezbyt "poczciwego" czlowieka.

Pasek wagi

maharettt, a to niech się drze, jak ochrypnie i straci głos to przestanie się drzeć. Poza tym gdyby matka tak zareagowała to sądzę że jako tako zwraca uwagę na to co robi dziecko, a co za tym idzie nie na wszystko mu pozwala, więc takie dziecko prędzej by zaakceptowało "nie wolno" bez wpadania w histerię.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.