Temat: Skad nagonka na dzieci?

Skad wziela sie taka nagonka na dzieci, nazywanie ich bachorami, gowniakami itp to calkowicie normalna sprawa, nawet jesli dziecko sobie na to nie zasluzylo. Skad teraz w spoleczenstwie tyle nienawisci do tych malych istot? Moze mi to ktos wyjasnic? 

WyjdaWamGaly napisał(a):

Nie ma nagonki na dzieci. Dzieci po prostu obrywają za to, że ich rodzice nie radzą sobie z wychowaniem. Współczesne dzieci są okropne w większości przypadków. Niewychowane, niegrzeczne, pyskate. Nawet ja jak byłam dzieckiem ( a taka stara nie jestem, 26lat) to wiedziałam, co mi wolno, czego nie wolno. Wiedziałam, że do zabawy służą zabawki, że łóżko nie trampolina. Nawet w szkole jeszcze za moich czasów nauczyciel mógł dziecku linijką po rękach za karę dać. Jak dziecko dostało jedynkę, to musiało się tłumaczyć i w szkole i w domu, a teraz? Teraz to nauczyciel musi tłumaczyć się przed oburzonym rodzicem, dlaczego wystawił jedynkę. No sorry, ale jak jadę do koleżanki i nie mogę spokojnie spędzić z nią czasu bo jej dziecko skacze mi nad głową, drze papę jak opętane nad uchem, co chwila wtrąca swoje trzy grosze na tematy na które nie powinien się udzielać i jeszcze nie mogę porozmawiać swobodnie bo " na takie tematy przy dziecku się nie rozmawia" to zwyczajnie odechciewa mi się jechać, bo ja po takiej wizycie jestem umęczona psychicznie a i tak z koleżanki nic nie mam, bo przez 3 godziny siedzienia uda nam się swobodnie zamienić 2 zdania. Albo jak mój wuja przyjeżdża z moim kuzynostwem, to potrafią nawet stół popsuć. Doprowadza to do tego, że zamiast się cieszyć z odwiedzin, to dostaję przysłowiowej sraczki. I jeszcze 8 letnia chrześniaczka mojego męża, do której wchodzisz do pokoju się przywitać a ona mówi "po co tu przyszłaś, idź sobie", albo w dzień mojego ślubu,  po tym, jak chciałam zaprosić ją do zabawy dla dzieci wykrzyczała mi, że nie będzie się bawić bo wcale nie chciała przychodzić na nasze głupie wesele. W takich chwilach człowiek ma ochotę strzelić bachorowi - tak, to jest bachor- w pysk i powiedzieć wypier*****. No rozumiem, że nie miała ochoty, ale można grzeczniej. Mi się w ogóle nie mieści w głowie takie zachowanie. Jak ja bym się w taki sposób odezwała do kogokolwiek w taki sposób, to chyba miała bym karę na wszystko przez miesiąc. A rodzice tego potwora? Nic!! Zero reakcji. Na szczęście nie wszystkie dzieci takie są, sama bardzo często chętnie zajmuje się dziećmi moich dwóch ciotek. Uwielbiam te dzieciaczki. No i moja chrześniaczka też jest przykładem idealnego dziecka, przynajmniej na razie.

Meliski sobie zaparz... 

Nayuri napisał(a):

WyjdaWamGaly napisał(a):

Nie ma nagonki na dzieci. Dzieci po prostu obrywają za to, że ich rodzice nie radzą sobie z wychowaniem. Współczesne dzieci są okropne w większości przypadków. Niewychowane, niegrzeczne, pyskate. Nawet ja jak byłam dzieckiem ( a taka stara nie jestem, 26lat) to wiedziałam, co mi wolno, czego nie wolno. Wiedziałam, że do zabawy służą zabawki, że łóżko nie trampolina. Nawet w szkole jeszcze za moich czasów nauczyciel mógł dziecku linijką po rękach za karę dać. Jak dziecko dostało jedynkę, to musiało się tłumaczyć i w szkole i w domu, a teraz? Teraz to nauczyciel musi tłumaczyć się przed oburzonym rodzicem, dlaczego wystawił jedynkę. No sorry, ale jak jadę do koleżanki i nie mogę spokojnie spędzić z nią czasu bo jej dziecko skacze mi nad głową, drze papę jak opętane nad uchem, co chwila wtrąca swoje trzy grosze na tematy na które nie powinien się udzielać i jeszcze nie mogę porozmawiać swobodnie bo " na takie tematy przy dziecku się nie rozmawia" to zwyczajnie odechciewa mi się jechać, bo ja po takiej wizycie jestem umęczona psychicznie a i tak z koleżanki nic nie mam, bo przez 3 godziny siedzienia uda nam się swobodnie zamienić 2 zdania. Albo jak mój wuja przyjeżdża z moim kuzynostwem, to potrafią nawet stół popsuć. Doprowadza to do tego, że zamiast się cieszyć z odwiedzin, to dostaję przysłowiowej sraczki. I jeszcze 8 letnia chrześniaczka mojego męża, do której wchodzisz do pokoju się przywitać a ona mówi "po co tu przyszłaś, idź sobie", albo w dzień mojego ślubu,  po tym, jak chciałam zaprosić ją do zabawy dla dzieci wykrzyczała mi, że nie będzie się bawić bo wcale nie chciała przychodzić na nasze głupie wesele. W takich chwilach człowiek ma ochotę strzelić bachorowi - tak, to jest bachor- w pysk i powiedzieć wypier*****. No rozumiem, że nie miała ochoty, ale można grzeczniej. Mi się w ogóle nie mieści w głowie takie zachowanie. Jak ja bym się w taki sposób odezwała do kogokolwiek w taki sposób, to chyba miała bym karę na wszystko przez miesiąc. A rodzice tego potwora? Nic!! Zero reakcji. Na szczęście nie wszystkie dzieci takie są, sama bardzo często chętnie zajmuje się dziećmi moich dwóch ciotek. Uwielbiam te dzieciaczki. No i moja chrześniaczka też jest przykładem idealnego dziecka, przynajmniej na razie.
Meliski sobie zaparz... 
tak, wiem, że reakcja brutalna i chamska, ale akurat to dziecko właśnie taką agresję we mnie wzbudza. Być może dlatego, że w imię dobrych relacji z rodziną męża nigdy nie zwróciłam jej uwagi i wszytko w sobie trzymam. A muszę przyznać, że na ilości dzieci wśród mojej rodziny i znajomych ona wszystkich przebija...

Bo nie każdy lubi dzieci . W dzisiejszych czasach zwykle koło 30 u ludzi budzi się instynkt macierzyński . Osoby po 50 są osobami ,które już najczęściej oczekują spokoju , a osoby młodsze , chcą się wybawić i stawiają na komfort . Te dzieci są teraz wszędzie i o ile same dzieci mi nie przeszkadzają , o tyle wszystko to , co niesie za sobą ich obecność już tak . Do domu rodzinnego mam 10 -12 h jazdy i na prawdę po kilku godzinach podróży , w momencie gdy człowiek jest już zmęczony ,nie rzadko boli go głowa i inne części ciała od siedzenia w miejscu , nie ma się ochoty wysłuchiwać wrzasku i hałasu dziecka w przedziale czy w autobusie . W supermarketach też ludzie często robią zakupy po wielu godzinach pracy ,gdy padają na twarz i długie kolejki z dziećmi które wrzeszczą , uciekają rodzicom , dotykają produktów albo co gorsza rzeczy innych osób ,są wstanie wzbudzić negatywne emocje do tych istot . Gówniakiem bym nigdy nie nazwała żadnego dziecka , bachorem tylko te ,które rzeczywiście są rozwydrzonymi bachorami . Nie każdy po prostu musi lubić i chcieć znosic wszystkie niedogodności związane z dziećmi , a rodzice tego nie rozumieją . Ja sama za kilka lat być może założę rodzinę , jednak no nie wyobrażam sobie podróżować z małym dzieckiem , bo wiem ,że ludzie przeżyją to co ja przeżywam teraz .. zakupy też będę starała się robić bez dziecka bo to dyskomfort i dla mnie i dla pozostałych . Uważam ,że są miejsca dla dzieci , gdzie to dzieci mają prawo robić co chcą ( a raczej na co im rodzice pozwalają ) i dorośli nie powinni w żaden sposób wtrącać się w to , a nawet tam chodzić takie jak place zabaw np ., a są miejsca , gdzie jednak większosć ludzi to dorośli i dzieci albo powinny dostosować się do standardów panujących w tych miejscach , albo nie powinny być tam zabierane . Mam sporo młodszego brata , pamiętam jak kilka lat temu sam był bardzo niegrzecznym 3 latkiem i wynikało to z charakteru bo mama go krótko trzymała . Jednak wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego jakim On jest dzieckiem i staraliśmy się tak organizować życie rodzinne ,aby inni ludzie nie musieli znosić niedogodności ,jakie niestety On wywoływał . W tym momencie jest świetnym , dobrze wychowanym ,grzecznym chłopczykiem i sama marzę by mieć takiego syna . Ja byłam wychowywana z ojcem i dziadkami i mimo ,że nigdy żadne z nich nie podniosło na mnie ręki to od małego miałam wpajane zasady i nigdy w życiu , nawet jako małemu dziecku nie przyszłoby mi do głowy ,aby zaczepiać ludzi czy dotykać ich rzeczy . Teraz rodzice pozwalają na wszystko , a społeczeństwo się buntuje , nie ma się co dziwić .

pestka.jablkowa napisał(a):

No i niby kiedyś rodzice tak bardzo wychowywali dzieci? Maluchy od rana do wieczora biegały po podwórkach, jak się spóźniły na obiad to dostały w łeb i na więcej wychowywania rodzice nie mieli ani czasu ani siły bo zasuwali całymi dniami, żeby na chleb zarobić :) Tyle że chyba kiedyś ludzie byli ogólnie mniej niezależni, potrzebowali bardziej ze sobą współpracować żeby po prostu przeżyć, było silniejsze poczucie wspólnoty, większość całe życie mieszkała w tym samym miejscu i wszyscy wychowywali te podwórkowe dzieci, można było po równi oderwać w łeb i od matki i od sąsiadki i od pani w sklepie ;)

tak Pestka, absolutnie sie z Toa zgadzam. Doszłam też do wniosku, że oprócz tego co pisałam o pewnego rodzaju frustracji społecznej (w sumie dośc naturalnej w warunkach narzuconego "uprzywilejowania" dla rodzin/dzieci), człowiek czuje sie bezsilny, bo kiedyś po prostu mógł takiego dzieciaka bezstresowo! opieprzyć i wszystko było po bozemu. Teraz czuje, że nie może, nie powiniem, bo matka wyskoczy z dziobem, bo to matka powinna to, powinna tamto i tylko matka, nikt inny. A dzieci naprawdę i były, i są różne, te bardzo niegrzeczne też. Gdyby kiedys dzieci były takie do rany przyłóż jak to sie teraz wspomina, to nie byłoby powodu do dość drastycznych zmian we wzorcach wychowawczych. Nikt by tego tematu nie tykał.

Cyrica napisał(a):

pestka.jablkowa napisał(a):

No i niby kiedyś rodzice tak bardzo wychowywali dzieci? Maluchy od rana do wieczora biegały po podwórkach, jak się spóźniły na obiad to dostały w łeb i na więcej wychowywania rodzice nie mieli ani czasu ani siły bo zasuwali całymi dniami, żeby na chleb zarobić :) Tyle że chyba kiedyś ludzie byli ogólnie mniej niezależni, potrzebowali bardziej ze sobą współpracować żeby po prostu przeżyć, było silniejsze poczucie wspólnoty, większość całe życie mieszkała w tym samym miejscu i wszyscy wychowywali te podwórkowe dzieci, można było po równi oderwać w łeb i od matki i od sąsiadki i od pani w sklepie ;)
tak Pestka, absolutnie sie z Toa zgadzam. Doszłam też do wniosku, że oprócz tego co pisałam o pewnego rodzaju frustracji społecznej (w sumie dośc naturalnej w warunkach narzuconego "uprzywilejowania" dla rodzin/dzieci), człowiek czuje sie bezsilny, bo kiedyś po prostu mógł takiego dzieciaka bezstresowo! opieprzyć i wszystko było po bozemu. Teraz czuje, że nie może, nie powiniem, bo matka wyskoczy z dziobem, bo to matka powinna to, powinna tamto i tylko matka, nikt inny. A dzieci naprawdę i były, i są różne, te bardzo niegrzeczne też. Gdyby kiedys dzieci były takie do rany przyłóż jak to sie teraz wspomina, to nie byłoby powodu do dość drastycznych zmian we wzorcach wychowawczych. Nikt by tego tematu nie tykał.

Ale właśnie o to chodzi, że kiedyś każdy mógł zareagować jak czyjeś dziecko zaburzalo czyjś komfort. I dzięki temu dzieci były grzeczniejsze, bo czuły respekt przed każdym. Czy to Panią w sklepie czy sąsiadem. A teraz nie dość że taki bachor zakłóca spokój, to jeszcze strach się oderwać bo mamusia będzie wielce oburzona i nie zauważy winy dziecka, tylko to ludzie będą bee... 

a próbowałaś, czy piszesz z pozycji, (przepraszam, nie odbierz osobiście ale chodzi mi o zaznaczenie zjawiska), takiego właśnie sfrustrowanego bo podszytego tchórzem uczestnika?

Cyrica napisał(a):

a próbowałaś, czy piszesz z pozycji, (przepraszam, nie odbierz osobiście ale chodzi mi o zaznaczenie zjawiska), takiego właśnie sfrustrowanego bo podszytego tchórzem uczestnika?

Zależy od przypadku. Jeśli chodzi o chrzesniaczke męża, to nie próbowałam, bo słyszałam, co jej mama mówiła nie raz o osobach, które zwracaly uwagę na złe wychowanie, a jak już wyżej pisałam, chce zachować dobre stosunki z rodziną męża. Natomiast jeśli chodzi o mojego wuja czy koleżankę, to nie raz zwracalam uwagę. Koleżanka się obraziła, bo "przecież nie zamknie dziecka w pokoju i nic nie zrobi że taki jest", wuja nic nie powiedział, ale żona wuja się obraziła. W miejscach publicznych też zdarzało się, że zwracałam uwagę i niestety najczęściej to mi się obrywalo, nie dziecku. Więc nie wiem co mogę zrobić więcej. I uwierz mi, że nie należę do osób, które z góry są negatywnie nastawione na dzieci. Przez 6 lat związku próbowałam być miła dla chrzesniaczki męża, tłumacząc sobie ze to tylko dziecko. Do każdego kolejnego spotkania pochodziłam z nową dawka ciepłego nastawienia i cierpliwości. Ale od ślubu stwierdziłam, że mam w nosie bachora. Sprawiła mi tak wiele przykrości, że już nie będę się starać. Mężowi też powiedziałam, że języka za zębami dłużej trzymać nie będę. 

WyjdaWamGaly napisał(a):

Cyrica napisał(a):

a próbowałaś, czy piszesz z pozycji, (przepraszam, nie odbierz osobiście ale chodzi mi o zaznaczenie zjawiska), takiego właśnie sfrustrowanego bo podszytego tchórzem uczestnika?
Zależy od przypadku. Jeśli chodzi o chrzesniaczke męża, to nie próbowałam, bo słyszałam, co jej mama mówiła nie raz o osobach, które zwracaly uwagę na złe wychowanie, a jak już wyżej pisałam, chce zachować dobre stosunki z rodziną męża. Natomiast jeśli chodzi o mojego wuja czy koleżankę, to nie raz zwracalam uwagę. Koleżanka się obraziła, bo "przecież nie zamknie dziecka w pokoju i nic nie zrobi że taki jest", wuja nic nie powiedział, ale żona wuja się obraziła. W miejscach publicznych też zdarzało się, że zwracałam uwagę i niestety najczęściej to mi się obrywalo, nie dziecku. Więc nie wiem co mogę zrobić więcej. I uwierz mi, że nie należę do osób, które z góry są negatywnie nastawione na dzieci. Przez 6 lat związku próbowałam być miła dla chrzesniaczki męża, tłumacząc sobie ze to tylko dziecko. Do każdego kolejnego spotkania pochodziłam z nową dawka ciepłego nastawienia i cierpliwości. Ale od ślubu stwierdziłam, że mam w nosie bachora. Sprawiła mi tak wiele przykrości, że już nie będę się starać. Mężowi też powiedziałam, że języka za zębami dłużej trzymać nie będę. 

Akurat co do koleżanki i nie rozmawialwiania na niektóre tematy przy dziecku to rozumiem. 

Pasek wagi

WyjdaWamGaly napisał(a):

Bislett napisał(a):

kaainka napisał(a):

dokładnie, ja widze wszedzie rozwydrzone i rozkapryszone mowiac grzeczniej ...dzieci. Ja kiedy byłam mała nigdy w zyciu nie zachowywalam sie tak strasznie, bylam kulturalnym dzieckiem moja siostra również. (...) . 
Tu jest pies pogrzebany, wszystkim sue wydaje ze oni, kiedys jako dzieci czy teraz jako dorośli, to we własnych oczach cud miód i orzeszki wzory dobrego wychowania i taktu, jak było w rzeczywistości nikt nie pamięta lub nie chce pamiętać co jest zrozumiałe bo ciężko spojrzeć na swojemu zachowanie z boku czy zosataniwuc sue jak możemy być odbierani przez innych. Już gdy mówimy o tym jakimi byliśmy dziecmi to poleganie na swojej pamięci nic nie da. Kaainka, nie traktuj proszę tej uwagi personalnie, może faktycznie byłaś/ jestes świetnie wychowanym dzueckiem i to już od niemowlaka:) chodzi mi o pewniem typ mentalności, pewna postawę pt "zapomniał wół jak cielęciem był" która idealnie prezentujesz.  
No ja nie byłam idelanym dzieckiem, ale pewne zasady miałam wpojone. Jest różnica pomiędzy byciem niegrzecznym dzieckiem, w sensie, ruchliwym, hałaśliwym czy ciekawym, a różnica pomiędzy niewychowanym, perfidnym, pyskatym. Jest różnica pomiędy głośnym bawieniem się w swoim pokoju a skakaniem za plecami gości. 

Jakby to najprościej wytłumaczyć..... "czy to nasze niemowlę kwili uroczo czy bachor sąsiada drze mordę" ..... . Mam nadzieje ze zrozumiałaś bo już prościej się nie da. 

Również zgodzę się z tym, że to nie wina dzieci, a rodziców. I tego, że - z winy rodziców - dzieci jest teraz wszędzie pełno. Kiedyś, jeszcze jak byłam młodziutką dziewczyną przed ślubem, jak wychodziłam z mężem po godzinie 20/21, to dzieci nie było właściwie nigdzie. Można było spokojnie spędzić czas. W sklepach matki trzymały dzieci przy sobie. 

I to nie jest tak, że mam coś przeciwko dzieciom (choć nie przepadam za maluchami, lubię "starszaki" - dzieciaki w wieku szkolnym). Nie rozumiem jednak tego, że rodzice obecnie (kiedyś nie było to tak widoczne) nie potrafią pojąć, że to ICH dziecko, a nie dziecko całego społeczeństwa. To oni za nie odpowiadają, również za szkody, które ono wyrządziło (np. oblało komuś sukienkę - rodzic powinien celem naprawienia szkody płacić bez szemrania). A zwykle mamy: "no przecież to tylko dziecko" (i wielkie oczy do kompletu). 

Nie jestem przeciwna miejscom dedykowanym rodzinom z dziećmi. Absolutnie, takich miejsc powinno być jak najwięcej. Ale chciałabym też, żeby w naszym kraju były miejsca child-free i żeby nie były to tylko pijalnie wódki i kluby dla panów szukających podniety, a na przykład zwyczajne restauracje czy kawiarnie, w których mogłabym spokojnie odpocząć razem z mężem po ciężkim tygodniu. Co ciekawe, taką opinię podzielają również matki, które wychodząc na wieczór z przyjaciółkami wcale nie chcą słuchać dziecięcych wrzasków cudzych dzieci. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.