Temat: Skad nagonka na dzieci?

Skad wziela sie taka nagonka na dzieci, nazywanie ich bachorami, gowniakami itp to calkowicie normalna sprawa, nawet jesli dziecko sobie na to nie zasluzylo. Skad teraz w spoleczenstwie tyle nienawisci do tych malych istot? Moze mi to ktos wyjasnic? 

fitness.poznan napisał(a):

Tereenia napisał(a):

Ves91 napisał(a):

Armara napisał(a):

adorotaa napisał(a):

Dziewczyny, dzieci kiedyś znały swole miejsce I były grzeczne bo były bite. 
Nigdy w życiu rodzice nie podnieśli na mnie ręki, a jakoś wiedziałam co wolno a co nie. Syn mojej przyjaciółki ma 10 lat, dosłownie aniołek, czasem z rogami, ale też wie co mu wolno a co nie, i też nikt nigdy na niego ręki nie podniósł. Więc z tym argumentem to tak trochę jak kulą w płot trafiłaś. 
Dokładnie, tu nie chodzi o bicie czy jego brak. Rodzice powinni być dla dziecka autorytetem. Inaczej ani prośbą ani groźbą. Niestety na autorytet trzeba sobie zapracować - między innymi konsekwencją w wychowaniu, a to już wymaga nieco wysiłku.
Autorytet to jedno ale jeśli rodzice akceptują niewłaściwe zachowanie dziecka, nie zwracają mu uwagi albo co gorsza postępują dokładnie tak samo to gdzie to dziecko ma się nauczyć właściwego zachowania?Sytuacja z dzisiaj ze sklepu. Dziecko około 6-7 letnie (czyli wcale nie takie małe) bierze do ręki bułkę (gołą, brudną ręką choć obok wiszą foliowe rękawiczki) i pokazuje matce, że ją chce. Matka mówi, żeby ją odłożyło bo już wzięła. To dzieciak rzuca ją. Co robi matka? Nic. Idą dalej robić zakupy. To skąd ten dzieciak ma potem wiedzieć, że jeśli już wzięło się pieczywo ręką to się go nie odkłada z powrotem ale należałoby je już w takiej sytuacji wziąć.
A co Ty sie dZiwisz dziecku, nie zlicze ile razy zwracalam doroslym uwage zeby nie przebierali w bulkach golyni rekami.... 

Właśnie nie dziwię się. Dzieci zwykle postępują tak jak uczą ich rodzice albo nie uczą...

Też wielokrotnie zwracałam uwagę dorosłym na grzebanie czy na podnoszenie z ziemi i wrzucanie z powrotem do pojemnika z pieczywem (a sobie oczywiście facet wybrał drugą). Bułki to zresztą jedno. Ja kiedyś miałam scysję z mamusią gdy zwróciłam jej uwagę, żeby nie pozwalała dziecku na grzebanie ręką w beczce z kiszoną kapustą. Była wielce oburzona, że co mi przeszkadza jak dziecko włoży sobie tam rękę żeby trochę wziąć do spróbowania, potem wepchnie ją do buzi i taką obślinioną znowu do beczki. Bo cytuję "przecież to i tak się potem myje w domu". Jakoś jestem dziwnie przekonana, że dzieci takich rodziców będą robić dokładnie to samo.

Ves91 napisał(a):

Flavv napisał(a):

Tu chodzi o rodziców, nie o dzieci. O ich podejscie, o egocentryzm, i absolutną nieporadność wychowawcza. Słownie odbija się to na dzieciach, ale nikt normalny raczej nie wini dzieci za to jak beznadziejnie są wychowywane.
Następstwem powyższego jest właśnie ich irytujące zachowanie: bieganie po sklepie, włażenie ludziom pod nogi, krzyki, histeria, kładzenie się na chodniku, wyrywanie przedmiotów z rąk, a nawet przekleństwa... Zresztą, długo by wymieniać. Właśnie w tego typu sytuacjach dzieciaki nazywane są "bachorami", "gówniakami" i "smarkami". Wiadomo, dziecko nie jest niczemu winne, że ma takich a nie innych rodziców, ale powiedzmy sobie szczerze, że słownie to zawsze ono obrywa.

Ja też byłam najlepszą matką na świecie i miałam na te wszystkie problemy gotowe rozwiązanie, zanim pojawiła się na świecie moja córa

Pasek wagi

walcz_o_marzenia napisał(a):

ja uważam ze to wynika z zachowań dzieci, na które pozwalają rodzice. I dla mnie nie ma wytłumaczenia "to tylko dziecko", moge podać przykład ze środowiska. Dziecko A spędza bardzo duzo czasu z rodzicami, wspólne zajęcia i wyjazdy, dziecko jest po prostu kulturalne. Dziecko B nie potrafi sie zachować, nie spędza tyle czasu z rodzicami co dziecko A i dodatkowo zamiast zająć sie czyms z rodzicem biega pół dnia z dziećmi sąsiadów 

A ja uważam, że nie ma co zwalać wyłącznie na niespędzanie czasu z rodzicami. Dziecko może spędzać cały dzień z rodzicami ale gdy ci rodzice sami zachowują się w egoistyczny i niekulturalny sposób to i dziecko będzie się tak zachowywać. Dla małych dzieci rodzice są wzorcami. Jak podrośnie to samo może zdecydować, że jedno czy drugie zachowanie rodziców nie było/nie jest właściwe. Małe dziecko takiej oceny nie dokona. Mama coś robi, na coś pozwala - to znaczy, że tak trzeba/można.

kaainka napisał(a):

dokładnie, ja widze wszedzie rozwydrzone i rozkapryszone mowiac grzeczniej ...dzieci. Ja kiedy byłam mała nigdy w zyciu nie zachowywalam sie tak strasznie, bylam kulturalnym dzieckiem moja siostra również. (...) . 

Tu jest pies pogrzebany, wszystkim sue wydaje ze oni, kiedys jako dzieci czy teraz jako dorośli, to we własnych oczach cud miód i orzeszki wzory dobrego wychowania i taktu, jak było w rzeczywistości nikt nie pamięta lub nie chce pamiętać co jest zrozumiałe bo ciężko spojrzeć na swojemu zachowanie z boku czy zosataniwuc sue jak możemy być odbierani przez innych. Już gdy mówimy o tym jakimi byliśmy dziecmi to poleganie na swojej pamięci nic nie da. 

Kaainka, nie traktuj proszę tej uwagi personalnie, może faktycznie byłaś/ jestes świetnie wychowanym dzueckiem i to już od niemowlaka:) chodzi mi o pewniem typ mentalności, pewna postawę pt "zapomniał wół jak cielęciem był" która idealnie prezentujesz.  

A teraz to takie trendy wychowawcze, że skarcenie dziecka za złe zachowanie to już znęcanie się psychiczne i nie wiadomo co.

Pasek wagi

Ja swojego w brzuchu nazywam mendą lub dzidziuchem :D ale to takie pieszczotliwe :)

A co do społeczeństwa... Cóż. Myślę, że duży wpływ ma bezstresowe lub prawie bezstresowe wychowanie - lub jak kto woli brak wychowania :D u niektórych.

Nie ma nagonki na dzieci. Dzieci po prostu obrywają za to, że ich rodzice nie radzą sobie z wychowaniem. Współczesne dzieci są okropne w większości przypadków. Niewychowane, niegrzeczne, pyskate. Nawet ja jak byłam dzieckiem ( a taka stara nie jestem, 26lat) to wiedziałam, co mi wolno, czego nie wolno. Wiedziałam, że do zabawy służą zabawki, że łóżko nie trampolina. Nawet w szkole jeszcze za moich czasów nauczyciel mógł dziecku linijką po rękach za karę dać. Jak dziecko dostało jedynkę, to musiało się tłumaczyć i w szkole i w domu, a teraz? Teraz to nauczyciel musi tłumaczyć się przed oburzonym rodzicem, dlaczego wystawił jedynkę. No sorry, ale jak jadę do koleżanki i nie mogę spokojnie spędzić z nią czasu bo jej dziecko skacze mi nad głową, drze papę jak opętane nad uchem, co chwila wtrąca swoje trzy grosze na tematy na które nie powinien się udzielać i jeszcze nie mogę porozmawiać swobodnie bo " na takie tematy przy dziecku się nie rozmawia" to zwyczajnie odechciewa mi się jechać, bo ja po takiej wizycie jestem umęczona psychicznie a i tak z koleżanki nic nie mam, bo przez 3 godziny siedzienia uda nam się swobodnie zamienić 2 zdania. Albo jak mój wuja przyjeżdża z moim kuzynostwem, to potrafią nawet stół popsuć. Doprowadza to do tego, że zamiast się cieszyć z odwiedzin, to dostaję przysłowiowej sraczki. I jeszcze 8 letnia chrześniaczka mojego męża, do której wchodzisz do pokoju się przywitać a ona mówi "po co tu przyszłaś, idź sobie", albo w dzień mojego ślubu,  po tym, jak chciałam zaprosić ją do zabawy dla dzieci wykrzyczała mi, że nie będzie się bawić bo wcale nie chciała przychodzić na nasze głupie wesele. W takich chwilach człowiek ma ochotę strzelić bachorowi - tak, to jest bachor- w pysk i powiedzieć wypier*****. No rozumiem, że nie miała ochoty, ale można grzeczniej. Mi się w ogóle nie mieści w głowie takie zachowanie. Jak ja bym się w taki sposób odezwała do kogokolwiek w taki sposób, to chyba miała bym karę na wszystko przez miesiąc. A rodzice tego potwora? Nic!! Zero reakcji. Na szczęście nie wszystkie dzieci takie są, sama bardzo często chętnie zajmuje się dziećmi moich dwóch ciotek. Uwielbiam te dzieciaczki. No i moja chrześniaczka też jest przykładem idealnego dziecka, przynajmniej na razie.

Bislett napisał(a):

kaainka napisał(a):

dokładnie, ja widze wszedzie rozwydrzone i rozkapryszone mowiac grzeczniej ...dzieci. Ja kiedy byłam mała nigdy w zyciu nie zachowywalam sie tak strasznie, bylam kulturalnym dzieckiem moja siostra również. (...) . 
Tu jest pies pogrzebany, wszystkim sue wydaje ze oni, kiedys jako dzieci czy teraz jako dorośli, to we własnych oczach cud miód i orzeszki wzory dobrego wychowania i taktu, jak było w rzeczywistości nikt nie pamięta lub nie chce pamiętać co jest zrozumiałe bo ciężko spojrzeć na swojemu zachowanie z boku czy zosataniwuc sue jak możemy być odbierani przez innych. Już gdy mówimy o tym jakimi byliśmy dziecmi to poleganie na swojej pamięci nic nie da. Kaainka, nie traktuj proszę tej uwagi personalnie, może faktycznie byłaś/ jestes świetnie wychowanym dzueckiem i to już od niemowlaka:) chodzi mi o pewniem typ mentalności, pewna postawę pt "zapomniał wół jak cielęciem był" która idealnie prezentujesz.  

No ja nie byłam idelanym dzieckiem, ale pewne zasady miałam wpojone. Jest różnica pomiędzy byciem niegrzecznym dzieckiem, w sensie, ruchliwym, hałaśliwym czy ciekawym, a różnica pomiędzy niewychowanym, perfidnym, pyskatym. Jest różnica pomiędy głośnym bawieniem się w swoim pokoju a skakaniem za plecami gości. 

Ja też nie byłam idealnym dzieckiem. Niejeden raz jak "dyskutowałyśmy z siostrami" to rodzice pytali się czy nam siekiery dać. Ale jak szło się np. w gości to wiadomo było jak się zachować, jak ktoś do nas przychodził to tak samo. Na ulicy, jak szło się gdzieś, to też nie szalało się i nie wbiegało pod auta. Pewne zasady obowiązywały, i te zasady nie były wymuszone biciem, tylko nauką i rozmową. 

Ja tam nie wiem, gdzie wy te bachory wszędzie widzicie. Wśród moich znajomych i rodziny mam teraz masę przykładów dzieci w wieku 1-12 lat i w większości są to normalnie zachowujące dzieci, mówiące "dzień dobry" i "przepraszam" i nie wchodzące nikomu na głowę. I nikt ich nie bije, a raczej są wychowywane w "nowoczesnym" duchu rozmowy i bliskości. Oczywiście nie są idealne, czasem coś im się zdarzy, czasem są zbyt głośne, czasem się źle zachowają itd. jak to dzieci, przecież dopiero się uczą żyć w społeczeństwie.

Pewnie, że zdarzają się też "bachory" ale to tak samo jak wśród dorosłych, są ludzie życzliwi i złośliwi. Myślę, że kulturalni ludzie wychowują kulturalne dzieci i vice versa.

A bezstresowe wychowanie to nie jest żadne wychowanie tylko jego brak i to wcale nie jest żaden współczesny trend, wręcz przeciwnie, odnoszę wrażenie, że na każdym blogu parentingowym, w każdej książce, piszą o tym, jak bardzo dziecko potrzebuje konsekwencji i wyraźnych granic, bo to daje mu poczucie bezpieczeństwa. No i niby kiedyś rodzice tak bardzo wychowywali dzieci? Maluchy od rana do wieczora biegały po podwórkach, jak się spóźniły na obiad to dostały w łeb i na więcej wychowywania rodzice nie mieli ani czasu ani siły bo zasuwali całymi dniami, żeby na chleb zarobić :) Tyle że chyba kiedyś ludzie byli ogólnie mniej niezależni, potrzebowali bardziej ze sobą współpracować żeby po prostu przeżyć, było silniejsze poczucie wspólnoty, większość całe życie mieszkała w tym samym miejscu i wszyscy wychowywali te podwórkowe dzieci, można było po równi oderwać w łeb i od matki i od sąsiadki i od pani w sklepie ;)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.