Temat: .

 .

moim zdaniem cały ten konflikt wynika z tego, że wychowaliście się w dwóch totalnie różnych rodzinach i to, co dla niego jest normalne i zwykłe dla Ciebie już nie jest. nie mówię, że model rodziny, w którym kobieta 'nadskakuje' facetowi jest dobry, bo nie jest, sama tego nie popieram i nie chciałabym tak żyć, po prostu zwracam uwagę na fakt, że on miał takie a nie inne wzorce i przestawienie się z tego na inny tryb życia wymaga trochę czasu. 

poniekąd zgadzam się z Queen_D odnośnie tego, że trochę się czepiasz za bardzo każdego słowa, które ten chłopak powie. u mnie w domu przy każdym remoncie i przeprowadzce też pojawiają się konflikty, ale chodzi o to, by umiejętnie je rozwiązać... 

poza tym, jeżeli faktycznie siedzisz od 1.5 miesiąca w domu bez pracy to faktycznie pracujący partner może oczekiwać, że chociaż obiad będzie. nie mówię, że wszystko ma być zrobione na błysk i codziennie powtarzane, bo wiem, że szukanie pracy też jest bardzo czasochłonne. wystarczy, że ugotujesz obiad na 2 dni i przynajmniej będzie coś ciepłego do zjedzenia. 

nie zamierzam usprawiedliwiać tego gościa, bo w jego podejściu do sprawy też jest wiele złego i zapewne wiele słów nie powinno paść, ale też nie można w takiej sytuacji uciekać do rodziców... konflikty się rozwiązuje, trzeba rozmawiać, a nie uciekać od problemów. 

kwestia alkoholu - ja bym sobie odpuściła to piwo skoro on nie może. sama wiem jak ciężko czasem patrzeć jak druga osoba je coś, czego mi niestety nie wolno.

Payka napisał(a):

Prosze, napiszcie mi, czy to ma sens. Bo podobno nie ma zwiazkow idealnych, a udany zwiazek sie tworzy staraniami, a nie odnajduje. Nie wiem juz, ile jeszcze mam sie starac...Jestem z nim od dwoch lat i dwoch miesiecy. Nasz zwiazek wygladal tak, ze po trzech miesiacach zwiazku (od dnia poznania sie bylismy nierozlaczni) zamieszkalismy razem u mnie (sami, bez rodzicow i wspollokatorow). Jestesmy bardzo rozni. Ja wychowalam sie w niepelnej, a on pelnej rodzinie. Ja jestem bardzo emocjonalna i wybuchowa, a on opanowany, a nawet wycofany... Polaczyla nas wspolna wizja przyszlosci, tzn. ja chcialam miec swoja wlasna przyszla rodzine pelna i szczesliwa, on oczywiscie tak samo. Ma dobre wyksztalcenie, jest opanowany, ma ciekawe hobby (a raczej mial...) - dla mnie byl to dobry material na przyszlego meza i do tego zafascynowalam sie nim, bo to hobby i meska postura ;)Przez pierwszy rok zwiazku ja pracowalam na zmiany, a on tradycyjnie od 7 rano. Przez co widywalismy sie (mimo mieszkania razem) dosc rzadko. Mozna powiedziec, ze srednio dwa tygodnie w miesiacu sie widzielismy (pozostale dni to bylo mijanie sie). Bylismy w sobie zakochani. Dzielilismy sie obowiazkami domowymi, w wolnym czasie spotykalismy sie z jego rodzicami lub siostra. Wychodzilismy z jego znajomymi na piwo. Biegalismy czasami i w sumie to tyle. Reszte czasu wypelnialy nam zakupy do domu i inne obowiazki domowe (rowniez spacery i rozmowy).Psuc zaczelo sie w drugim roku zwiazku. Wtedy zaczelam prace rowniez od 7 rano jak on i spedzalismy wszystkie wieczory i weekendy razem... Chcial, zebym zaczela gotowac jak ''w prawdziwej rodzinie sie robi'' i gotowalam codziennie przerozne potrawy przez miesiac. Wracalam z pracy do domu i gotowalam, a on siedzial przy komputerze i gral... tak zmijal nam kazdy wieczor razem... W koncu przestalam gotowac, bo bylo mi szkoda czasu po pracy, kiedy nawet moj facet tego nie docenial, a po obiedzie CO NAJWYZEJ pomyl sam po sobie...Pozniej moj mial operacje, od czasu ktorej nie moze pic alkoholu wlasciwie wcale... po polowie butelki piwa ma kaca na drugi dzien... Zaczal mnie krytykowac, ze jak ja napije sie piwa (moze raz na tydzien w domu wieczorem na relaks), to smierdze wodka, ze on nie lubi jak ja pije alkohol, bo moja matka jest alkoholiczka i zle mu sie to kojarzy... Jednak wczesniej, kiedy on tez pil potrafilismy spedzic milo wieczor przy piwie i nie bylo wyrzutow w moja strone. Wlasciwie krytyka z jego strony w moja w tym drugim roku zwiazku ciagle rosla. Bylam: gruba, zbyt wolna, za wolno myslalam, za bardzo sie denerwowalam, nie spostrzegawcza, on jest madrzejszy itd... No i okolo dwa miesiace temu zaczelismy sie przeprowadzac do duzego miasta. Wspieralam go w poszukiwaniu lepiej platnej pracy, bo na naszej wsi zarabial slabo jak na swoj zawod. Znalazl fajna prace z super zarobkami, ja tez chcialam sie przeprowadzic dla siebie do wiekszego miasta, bo moja praca byla rowniez niefajna. Brak konkurencji miejsc pracy w okolicy. Bylam pewna, ze w duzym miescie znajde sobie lepsza prace. Przed ta przeprowadzka on juz mowil, ze nie jest pewnien, czy jest sens sie przeprowadzac, bo pomiedzy nami nie jest dobrze i chyba nie przetrwamy. Ja go namowilam na wyprowadzke, bo jak juz mowilam zawsze, tez przed tym zwiazkiem, marzylam, zeby sie z tej dziury wyrwac. Myslelismy tez w koncu, ze nowe mieszkanie nas zblizy... o zgrozo... W czasie przeprowadzki ja bylam oczywiscie najgorsza, bo nie wnosilam z nim ciezkich mebli i nie umialam potem ich sama zlozyc. Za wolno podawalam mlotek (najpierw musialam go znalezc) i za slabo przytrzymywalam meble... Pozniej okazalo sie, ze znalezienie fajnej pracy nie jest wcale takie proste, a on ciagle mnie cisnal, ze mam szukac pracy, bo juz tyle siedze w domu. Nasluchalam sie niewyobrazalnie duzo krytyki od niego... Pewnego dnia przeplakalam caly dzien i wrocilam do mojego taty na tydzien odpoczac od tego zwiazku... Wrocilam do partnera szczesliwsza. Mialo juz byc lepiej... On juz mnie nie krytykowal wprost werbalnie, ale ja mialam w sobie juz tyle tej zlej energii od niego, ze wydawalo mi sie jak wchodzil do domu po pracy, ze widzialam na jego twarzy niezadowolenie... ze nie posprzatane, nie ugotowane. On mowi, ze mu to nie przeszkadza, ze nic w domu nie robie (po prostu nie chce tu nic robic na sile. Nie mam ochoty dla niego tu czegos robic...), ale ja i tak czuje, ze jest na to zly... Po tygodniu powiedzialam, ze to nie ma sensu (po tym jak mi zrobil wyrzut, ze wypakowalam zakupy do lodowki, ale nie wyrzucialam starego jedzenia i teraz on to musi robic...). Powiedzialam, ze chce sie rozstac i szukam sobie pokoju na od zaraz, bo w tym domu tak bardzo zle sie czuje, ze nie mam motywacji doslownie  do niczego. Czuje sie jak sciera... On sie rozplakal pierwszy raz w naszym zwiazku i obiecal mi, ze wszystko juz zrozumial i ze ''co drugiemu od siebie dajesz, to dostajesz w zamian'' i on teraz bedzie od siebie tylko dawal... To bylo w niedziele. Przez trzy dni bylo nawet milo. Zrobil obiad, nie mial juz tej pretensjonalnej miny itp... Na czwarty dzien po pracy powiedzal, ze nie chce jesc mojego gulaszu (nie ma ochoty). Chwile pogadalismy, po czym rzucil, ze juz od 1,5 miesiaca siedze w domu bez pracy... Poczulam, jak cala ta krytyka, ktora od niego w zyciu slyszalam wylewa sie na mnie lacznie z tym wyrzutem, ile siedze w domu. Smutna usiadlam na kanape, a on do komputera na fejsbuka... Dopiero po pol godziny dopytal co mi jest i powiedzial, ze nie chcial mi sprawic przykrosci ''wypominajac'' mi ile czasu nie pracuje (nie mogac znalezc satysfakcjonujacej mnie pracy. Poza tym nie jestem jego utrzymanka, mam swoje pieniadze zaoszczedzone i normalnie place po polowie za mieszkanie, paliwo, jedzenie...). Czuje, ze on w ogole mnie nie rozumie i nie szanuje. Czuje sie przy nim jak robot, ktory ma wykonac zadanie, a nie czlowiek, ktory ma uczucia i potrzebuje wsprarcia. On mowi, ze nie potrafi wspierac... nie potrafi powiedziec: ''na pewno znajdziesz super prace, tylko usiadz i wysylaj te maile. Na jakiekolwiek fajne stanowisko''. Zamiast tego powie: ''juz tyle siedzisz bez pracy, czas leci...'' on nie potrafi mnie wesprzec, nie czuje zeby mnie rozumial... nie mam juz na to sily... Ale z drugiej strony nie wiem, czy kiedykolwiek mam szanse na znalezienie czlowieka, ktory by do mnie pasowal... czy jednak zwiazki wlasnie tak wygladaja?

Pogrubionym masz powody dla których ten związek moim zdaniem nie funkcjonuje w normalny sposób "dzięki" niemu, podkreślonym "dzięki" Tobie, czerwonym już taki absolutny szczyt. Podsumowując jego: on na Tobie wyładowuje swoje złe emocje/frustracje (np. związane z tym, że nie może pić) i robi to w najohydniejszy z możliwych sposobów, czyli wyciągając Ci informacje które mu powierzyłaś w zaufaniu i które same w sobie nie są łatwe (o Twojej rodzinie). W dodatku jadąc na tym, że niby macie wspólną wizję siebie jako rodzina tak naprawdę Cię wykorzystuje (bo sytuacja, w której jedna osoba ma stać przy garach, a druga grać w grę w normalnej rodzinie normalna nie jest). Nie potrafi Cię wspierać i jeszcze to, że nie potrafi traktuje jako swoje usprawiedliwienie (żeby nie musieć nad sobą pracować i móc Cię ranić). Wyzywa Cię i się wywyższa (co w 99% przypadków oznacza leczenie sobie kompleksów cudzym kosztem). Plus składa puste i nie mające pokrycia w rzeczywistości deklaracje, żeby Tobą manipulować. Podsumowując Ciebie: mimo, że Cię w kółko rani dajesz mu kolejne szanse (bo się boisz, że nie znajdziesz nikogo innego i trzymasz się tej wizji rodziny - trochę na zasadzie nie ważne jaka, byle była). Oczekujesz moim zdaniem jednak wsparcia w przesadnym zakresie (za bardzo się nad sobą rozczulasz, jesteś zbyt emocjonalna, potrzebujesz się na kimś uwiesić i na niego liczyć). Zachowujesz się jakbyś żyła dla niego, nie dla siebie (tak jakbyś nie mogła ugotować dla siebie, albo posprzątać dla siebie, tylko wszystko w domu miała robić dla kogoś). To samo z przeprowadzką, tak jakbyś uzależniała wyjazd od niego i sama nigdy nie mogła się wyrwać z małej miejscowości. Plus on Ci mówił, że się sypie, a Ty zamiotłaś sprawę pod dywan (znowu, bo uwiesiłaś się na nim w kwestii przeprowadzki).

on by chcial kobiete niezalezna, ktora oprocz tego, ze zarabia dodatkowi uwielbia zajmowac sie domem i dopieszczac mezczyzne. 

Ja nie rozumiem czemu w domu nie jest czysto a obiad nie ugotowany skoro nie pracujesz i nie masz tez dziecka, ktore kosztuje 100% twojego czasu. Na miejscu faceta tez bym sie wkurzala, ze on wstaje rano i idzie do pracy na 8 godzin, a ty siedzisz w domu i.... no i co robisz, skoro nic nie jest zrobione? Spisz dlugo, grasz, ogladasz tv, wyslesz pare maili o prace a tak to czekasz na niego?

A z drugiej strony nie bylabym w zwiazkow, w ktorym facet mnie obraza, zamiast zwrocic uwage i razem popracowac nad bledami. No chyba, ze z toba sie nie da nic zmienic, bo reagujesz emocjonalnie na kazda krytyke i jestes leniwa (?), zeby cos zmienic...

Pasek wagi

dziwna sytuacja. No i to krytykowanie nie wyglada za dobrze. Poza tym ma Cie krytykować bo zle trzymałas meble, albo młotek za wolno podałaś ? Masakra 

Wilena ci dobrze wypunktowała, co w tym związku było nie tak.

Jednak on chyba się zmienia na lepsze? Zastrzegam, że piszę to z pewna doza rezerwy i ostrożności, bo ostatnio się dużo między wami działo i to nie musi być na stałe, ale jednak wygląda na to, że on ma duże zdolności adaptacji i jak popracujecie nad związkiem (a przede wszystkim każde z was nad sobą) to jest duża szansa stworzyć z tego bardzo fajną relację.

Ale jego zachowanie to jedna sprawa, a ty masz SWOJE problemy, z którymi SAMA powinnaś się zmierzyć (czy to w tym związku, czy sama po rozstaniu, czy w kolejnym związku z kim innym). Jeżeli ze sobą nie zrobisz porządku, to nie dość, że będziesz przyciągać mężczyzn tego pokroju - jest duża szansa, że następnym razem trafisz na jeszcze gorszego gościa - to jeszcze sama przyczyniasz się do tego, że ta relacja właśnie ta wygląda, a w następnej najprawdopodobniej będziesz robić to samo. 

Pasek wagi

przeciez sama juz sobie odpowiedzialas. Facet traktuje Cie jak robota kuchennego, nie wspiera, nie daje nic od siebie. Po co marnujesz czas, on sie nie zmieni. Normalne zwiazki tak nie wygladaja. Ludzie dziela sie obowiazkami, a w kryzysowych sytuacjach wspieraja. Na pewno poukladasz sobie zycie na nowo, po co tracic czas z kims takim. Jak sobie wyobrazasz z nim zycie? Bedziesz pracowac zawodowo, a na drugim etacie w domu jako idealna gosposia a pan i wladca bedzie pokazywal palcem co robisz zle. Tak wyobrazasz sobie zycie we dwoje?

Pasek wagi

Rudziszka napisał(a):

Myślę, że nie jest On Ciebie wart. Jestem w wieloletnim związku i od czasu wyprowadzki np pieniądze mamy wspólne, nie ma tak, że Ja płacę swoją połowę a mój swoją. Daje mi kasę i mamy jedno konto na wydatki. Jeżeli chodzi o obowiązki to też tak kiepsko, Ja to mówię wprost, co ma zrobić po pracy. Nie zawsze to zrobi no ale, wiadomo jak to facet.W kwestii wsparcia, mój nie wspiera mnie tak jak bym chciała jeżeli chodzi o dietę. Reszta jakoś ujdzie.Nie daj sobą pomiatać i nie dawaj się wykorzystywać, pokaż mu, że nie dasz sobie wejść na głowę. Ja kiedyś taka byłam. Zaczęłam się stawiać też go krytykować no i jest ok. Porozmawiaj postaw sprawę jasno, nie daj się nabrać na płacze gorzkie żale itp.Moja siostra wyprowadziła się z taki łebkiem, niby love story a po 4 miesiącach wróciła z płaczem i z długiem na ok. 10tys. Tak ją załatwił. Nic gościu jej nie pomagał ani w obowiązkach ani w opłatach nic. Ona była zaślepiona.. Teraz ma nauczkę.Na pewno znajdziesz kogoś z kim będziesz szczęśliwa i kto nie będzie Cię krytykował. Tylko nic nie rób na siłę. Im dłużej się dusisz w tym związku tym będzie gorzej. Mam nadzieję, że ułoży Ci się wszystko i będziesz szczęśliwa, życzę Ci tego z całego serca :) Powodzenia! :* 

No facet

Święta krowa w wielu rodzinach.

Fajna jesteś, marnujesz się przy nim. 

Payka napisał(a):

Wracalam z pracy do domu i gotowalam, a on siedzial przy komputerze i gral...
Wlasciwie krytyka z jego strony w moja w tym drugim roku zwiazku ciagle rosla. Bylam: gruba, zbyt wolna, za wolno myslalam, za bardzo sie denerwowalam, nie spostrzegawcza, on jest madrzejszy itd...
mowil, ze nie jest pewnien, czy jest sens sie przeprowadzac, bo pomiedzy nami nie jest dobrze i chyba nie przetrwamy
W czasie przeprowadzki ja bylam oczywiscie najgorsza, bo nie wnosilam z nim ciezkich mebli i nie umialam potem ich sama zlozyc
.

On sie rozplakal pierwszy raz w naszym zwiazku i obiecal mi, ze wszystko juz zrozumial i ze ''co drugiemu od siebie dajesz, to dostajesz w zamian'' i on teraz bedzie od siebie tylko dawal...
rzucil, ze juz od 1,5 miesiaca siedze w domu bez pracy...
nie jestem jego utrzymanka, mam swoje pieniadze zaoszczedzone i normalnie place po polowie za mieszkanie, paliwo, jedzenie...). Czuje, ze on w ogole mnie nie rozumie i nie szanuje. Czuje sie przy nim jak robot, ktory ma wykonac zadanie, a nie czlowiek, ktory ma uczucia i potrzebuje wsprarcia. On mowi, ze nie potrafi wspierac...

1. Facet jak nie umie gotować może ruszyć d.. i pokroić warzywa, umyć, czy zrobić chociaż makaron/ryż. Co w tym takiego? Ok czasem można być miłą i zrobić niespodziewany super obiadek, ale codziennie? 

2. Jak można mówić "jesteś gruba/wolna"? Można komuś dać znać o nadwadze/innych rzeczach milej

3. :/ Ta wypowiedź jest po prosu smutna

4. Ciężko od kobiety wymagać takich rzeczy..... ok możesz pomóc wnosić/składać, ale samej to robić?

5. Tu pojawia się jakaś nadzieja

6. Hahahahahhaahha to jest dużo? 1,5 miesiąca bez pracy? SERIO? Gdzie Twój facet żyje, chyba na innej planecie?
I czemu masz płacić połowę za czynsz? Nie rozumiem? Nie może on raz zapłacić jak dobrze mu się powodzi? Wtf? :-D

7. Główne pytanie i konkluzja - mówiłaś mu o tym, co tu napisałaś?

Żeby ten związek miał sens Twój facet musiałby się zmienić, nie na 3 dni, ale na stałe.. i to o 180 stopni

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.