- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 lutego 2017, 15:14
Hej. Mój chłopak zarabia 2 razy więcej, niż ja. Wie ile mniej więcej ja zarabiam, ale nie dokładnie. 3 dni słyszałam- "Mój kolega z narzeczoną razem zarabiają tyle i tyle (ile on) to będą stawiac dom". Nie wiem czy to była aluzja do mnie, czy jestem zbyt wrażliwa? Dzisiaj zapytał wprost jak zeszło na temat zarobków ile zarabiam rocznie.. Oburzyłam się. On mi nie mówi, ile zarabia, a ja nawet nie pytam. Dodam, że mimo, że zarabia 2 razy więcej płacimy wszędzie 50/50. Jeśli coś mi "postawi" to jest to może raz na miesiąc/ dwa i mało co. Sylwestra płaciliśmy każdy sobie, każdy wyjazd tak jest, ostatnio rozlicza nawet benzynę na dojazd do mnie. ... Zaczynam myśleć,że może mu się nie podoba ile zarabiam. Czy Wy na moim mijescu rozmawiałybyście o tym z nim? Czy też jestem przewrażliwiona?
22 lutego 2017, 23:18
rozlicza benzynę na dojazd do ciebie? Płacisz mu? Ja pierniczę....
o ja Cię!!! Poważnie?!
22 lutego 2017, 23:47
To wygląda tak, jakby się zakładało że na wypadek rozstania nie mogę być stratny po związku. Słaaaaabo.
Hmm o takim powodzie bycia przez faceta dziadem nie pomyślałabym :)
23 lutego 2017, 00:16
Nigdy nie zrozumiem takich zachowań. My nie byliśmy krezusami i nigdy takich żądań nie było. Do tej pory nikt nikogo z pieniędzy nie wylicza. Komuś kogo kocham nie żałuję i mam przyjemność w dawaniu czy ułatwieniu czegoś. Tego samego oczekuję od partnera. Wiem, że mój narzeczony by przyszedł na piechotę gdyby nie miał jak dojechać. Złotówki bym nie wzięła za przyjazd za 70 km, chyba że bym nie miała na paliwo żeby przyjechać. My też do siebie mieliśmy kawałek. Jeśli chodzi o autorkę to niestety w niej też jest wina jeżeli jest tak jak ktoś tu napisał że jej się nie chce jeździć. To pokazuje kompletny brak zaangażowania w związek. Nie rozumiem takiego wyliczania wszystko pół na pół. To wygląda tak, jakby się zakładało że na wypadek rozstania nie mogę być stratny po związku. Słaaaaabo.Chcialam napisaac przyklad z zycia, gdzie ja.jezdzilam do mojego 70 km samochodem i nie mialam problemu z tym, zeby on mi zwracal za to kase. Ba, sama od niego tego wymagalam. Ja samochodem jechalam godzine, on sie musial tluc najpierw autobusem (12 km jechal godzine), potem pociagiem ,przejsc 30 min pomiedzy jedna stacja a druga i jeszcze trafic z godzinami. Lacznie zajmowalo to 3 godziny. Dojazdy do niego mi nie przeszkadzaly, ale warunek byl jeden- chcesz, zebym przyjechala a nie Ty do mnie, dajesz na benzyne. Za utrzymanie samochodu to ja musialam placic.Ale Flavia wygrzebala, ze ta odleglosc miedzy Wami to 650 km, wiec ja sie nie dziwie, ze on nie chce dojezdzac w kolko na swoj koszt.Co do oszczednosci rownie dobrze mogl pytac, bo interesuje go czy Wy byscie dostali kredyt na dom.Te wszelkie zawilosci, ze autorka ma prawo wszystko wiedziec a on nie, pomine z usmiechem.
I jaki to byl kawalek i jak czesto jezdzilas? Dla mnie czesto przyjazd byl problematyczny. Jak chcialam jechac sama z siebie, to jasne, ze nie jechalam i nie wymagalam kasy za to. Natomiast jesli na 10 przyjazdow moich do niego on mial przyjechac raz i stwierdzil, ze nie przyjedzie bo pociagiem to za duzo czasu z weekendu, ktory spedzal w domu i inne cuda wianki, to sam mowil- przyjedz a ja dam za paliwo. To wynosilo go i tak 2 razy taniej jak pociag. Poza tym czesto gesto jak przyjezdzalam musialam go gdzies wozic, zeby zalatwiac to i tamto. Nie uwazam, zebym byla materialistka, bo moj facet dorzucal sie do paliwa. Nie uwazam tez, ze powinnam siedziec cicho i wiecznie taka odleglosc co weekend pokonywac wylacznie na swoj koszt. Zwiazek na odleglosc to odpowiedzialnosc i wydatki dwoch stron, a nie tylko jednej.
23 lutego 2017, 00:35
I jaki to byl kawalek i jak czesto jezdzilas? Dla mnie czesto przyjazd byl problematyczny. Jak chcialam jechac sama z siebie, to jasne, ze nie jechalam i nie wymagalam kasy za to. Natomiast jesli na 10 przyjazdow moich do niego on mial przyjechac raz i stwierdzil, ze nie przyjedzie bo pociagiem to za duzo czasu z weekendu, ktory spedzal w domu i inne cuda wianki, to sam mowil- przyjedz a ja dam za paliwo. To wynosilo go i tak 2 razy taniej jak pociag. Poza tym czesto gesto jak przyjezdzalam musialam go gdzies wozic, zeby zalatwiac to i tamto. Nie uwazam, zebym byla materialistka, bo moj facet dorzucal sie do paliwa. Nie uwazam tez, ze powinnam siedziec cicho i wiecznie taka odleglosc co weekend pokonywac wylacznie na swoj koszt. Zwiazek na odleglosc to odpowiedzialnosc i wydatki dwoch stron, a nie tylko jednej.Nigdy nie zrozumiem takich zachowań. My nie byliśmy krezusami i nigdy takich żądań nie było. Do tej pory nikt nikogo z pieniędzy nie wylicza. Komuś kogo kocham nie żałuję i mam przyjemność w dawaniu czy ułatwieniu czegoś. Tego samego oczekuję od partnera. Wiem, że mój narzeczony by przyszedł na piechotę gdyby nie miał jak dojechać. Złotówki bym nie wzięła za przyjazd za 70 km, chyba że bym nie miała na paliwo żeby przyjechać. My też do siebie mieliśmy kawałek. Jeśli chodzi o autorkę to niestety w niej też jest wina jeżeli jest tak jak ktoś tu napisał że jej się nie chce jeździć. To pokazuje kompletny brak zaangażowania w związek. Nie rozumiem takiego wyliczania wszystko pół na pół. To wygląda tak, jakby się zakładało że na wypadek rozstania nie mogę być stratny po związku. Słaaaaabo.Chcialam napisaac przyklad z zycia, gdzie ja.jezdzilam do mojego 70 km samochodem i nie mialam problemu z tym, zeby on mi zwracal za to kase. Ba, sama od niego tego wymagalam. Ja samochodem jechalam godzine, on sie musial tluc najpierw autobusem (12 km jechal godzine), potem pociagiem ,przejsc 30 min pomiedzy jedna stacja a druga i jeszcze trafic z godzinami. Lacznie zajmowalo to 3 godziny. Dojazdy do niego mi nie przeszkadzaly, ale warunek byl jeden- chcesz, zebym przyjechala a nie Ty do mnie, dajesz na benzyne. Za utrzymanie samochodu to ja musialam placic.Ale Flavia wygrzebala, ze ta odleglosc miedzy Wami to 650 km, wiec ja sie nie dziwie, ze on nie chce dojezdzac w kolko na swoj koszt.Co do oszczednosci rownie dobrze mogl pytac, bo interesuje go czy Wy byscie dostali kredyt na dom.Te wszelkie zawilosci, ze autorka ma prawo wszystko wiedziec a on nie, pomine z usmiechem.
Takie romantyczne pier dzielenie nijak sie ma do rzeczywistosci paulina,prawda jest taka ze jesli zalezy nam na partnerze to rowniez interesuje nas jego/jej sytuacja finansowa i czy maja np za co zyc a jesli facet wydawalby 200zl na paliwo npw2-3 razy w miesiacu to jest spora suma i czulabym ze go wykorzystuje nie proponujac ze sie doloze . W powaznych zwiazkach ludzie o pieniadzach rozmawiaja otwarcie i nie traktuja sie wzajemnie jak marerialisci jesli skladaja sie na pol na paliwo no ludzie
23 lutego 2017, 01:49
Chłopak nie wie ile zarabiasz. Pewnie myśli, że tyle co on. Dlatego uważa, że nie musi Ci nic fundować (2 razy w miesiącu to i tak sporo przy Waszej częstotliwości wydawania się). Nagle zdał sobie sprawę, że może się myli co do Twoich zarobków i powinien być hojniejszy. Dlatego pyta.
23 lutego 2017, 07:31
Jak miałam faceta czasem musiał przyjechać do moich rodziców 350km (czasem odwieźć mnie ten dystans) kiedyś zapytałam się go czy zwrócić mu trochę za ropę bo w 2 strony to jednak 700km to popatrzył na mnie i mówił do mnie tak "ok w takim razie ile mam Ci zapłacić za ciasto które specjalnie upieklaś dla mnie? a ile za obiad i schab, który upiekłaś? W sumie nocleg też nie jest za darmo woda/prad to ile chcesz" i od tej pory nie proponowałam, że się dorzucę
23 lutego 2017, 09:09
nie wiem co jest złego skoro jesteście parą w pytaniu ile zarabiasz. no chyba, że to pierwsze randki:P
23 lutego 2017, 11:04
uwielbiam vitalie :)Jestem sknera. Bo kupuję czasem tanie żele pod prysznic.Trzeba wydać co najmniej stawkę godzinowa netto żeby było ok?