Temat: Pieniądze w małżeństwie

Jestem zniesmaczona sytuacją z wczoraj. Kobieta w jednek z sieciowek prosiła się męża(czy tam partnera) żeby kupił (chyba) ich córce coś tam za 10zł na promocji  a on nie kupił :-o  skoro ona też nie kupiła to musi oznaczać, że sama nie ma swoich pieniędzy (choć była ubrana raczej modnie i drogo) i musi się prosić swego szanownego męża o wszystko? dla mnie to jest poniżające. Co o tym myślicie?

roogirl napisał(a):

emilciaaa8 napisał(a):

Jak słyszę , że "gospodyni domowa" to jak praca na pełnym etacie to śmiać mi się chce.
Jak podaje serwis Pomocedomowe.pl gosposie w Warszawie mogą liczyć średnio na 13,63 zł za godzinę. Dla porównania 13zł za godzinę dostaje dekarz, malarz i monter g-k. Więc jak to nie jest praca jak każda inna?
 

No oczywiscie,ze dobrze zarabia. 

Do nas przychodzi Pani na 10 godz w tygodniu . I jakby chciala Podwyzki , to bym ja jej dala . Dostaje 13 pensje i premie swiateczna.  

Nie wyobrażam sobie znaleźć się na miejscu tej kobiety, nigdy nie dopuściłabym do tego by prosic sie faceta o kilka złoty. Tyle w temacie. 

Pasek wagi

roogirl napisał(a):

emilciaaa8 napisał(a):

Jak słyszę , że "gospodyni domowa" to jak praca na pełnym etacie to śmiać mi się chce.
Jak podaje serwis Pomocedomowe.pl gosposie w Warszawie mogą liczyć średnio na 13,63 zł za godzinę. Dla porównania 13zł za godzinę dostaje dekarz, malarz i monter g-k. Więc jak to nie jest praca jak każda inna?

Raczej chodzi o to, ze w ukladzie gdy obydwoje pracuja z definicji oprocz pracy na etacie mieliby OBYDWOJE  obowiazki domowe. Tak, obowiazki! W sytuacji, gdy tylko jedno pracuje, drugie automatem przejmuje te obowiazki, by zachowac rownowage.

Jednak porownywanie tego do pracy jest przesada. Fakt, wymaga czasu i zaangazowania, ale nie jest to praca na pelen etat, bez wzgledu na to co twierdza panie "tak pracujace". Kazda pracujaca kobieta wykonuje prace na etacie (czy w ramach dzialalnosci gospodarczej) i dodatkowe obowiazki domowe (na pol z partenerem:-)) i serio to nie wiem jak dalaby rade wcisnac kolejne 8 h dziennie na sprzatanie itd;-) Nie mowiac, ze nie mam pojecia co mozna robic przez tyle czasu. 

Wyliczanie ile zarabia pomoc domowa jest bez sensu. Pomoc domowa traktuje te czynnosci jako usluge i ustala cene za ta usluge, nie ma to kompletnie zadnego zwiazku ze mna wstawiajaca pranie po pracy;-) 

Mrousse napisał(a):

Martuska. napisał(a):

Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy. Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :) Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.
Ponizajce ? Dlaczego ?Przeciez ona zapewne zarabiala 4 tys a On 20 . To sa ich wspolne pieniadze . To on mialby za buty plcic 1000 zl a Ona w lidlu za 50 ? Tylko zeby ktos na boku nie powiedzial , ze wyzyskuje wlasnego meza? 

Morusse zauważ, że z reguły to ta osoba która dużo mniej zarabia uważa za nieomal oczywiste to, że pieniądze w konkubinacie/małżeństwie są 'wspólne' i rości sobie prawa do rozporządzania pensją drugiej osoby.
Mój facet zarabia więcej ode mnie, ale jak idziemy na zakupy to ja kupuje takie buty na jakie mnie stać z mojej pensji, a nie takie na jakie byłoby mnie stać z jego pensji. Jeśli akurat sobie jakieś upatrzę to czekam i kupuje w następnym miesiącu albo nie kupuje wcale tylko wybieram inne. Jeśli facet chce mi zrobić prezent i coś mi kupuje to jest to PREZENT a nie codzienność i robi to spontanicznie a nie dlatego że musi lub powinien. I zdecydowanie większą przyjemność sprawiają mi te rzeczy na które sama sobie zapracuje lub odłożę - ot taka ze mnie durna, dumna baba.

I co w związku z tym? Osoby, które pracują również wykonują obowiązki domowe.  Nikt im za to nie płaci.  

poza tym bez przesady. Mieszkanie czy dom to nie zamek, są czynności jak zamiatanie czy odkurzanie podłóg,  które wykonuje się codziennie i nie zabierają dużo czasu a są również takie jak mycie okien, na które trzeba poświęcić więcej czasu. Nie oznacza to jednak, że można je porównywać z praca na etacie, nie znam osoby, która sprząta dom po 8h dziennie. Dla mnie to wymówka i tyle.  A jeszcze jak kobiety się oburzaja,  że mąż im powinien płacić za prowadzenie domu to dopiero jest żałosne 

gegol napisał(a):

Mrousse napisał(a):

Martuska. napisał(a):

Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy. Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :) Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.
Ponizajce ? Dlaczego ?Przeciez ona zapewne zarabiala 4 tys a On 20 . To sa ich wspolne pieniadze . To on mialby za buty plcic 1000 zl a Ona w lidlu za 50 ? Tylko zeby ktos na boku nie powiedzial , ze wyzyskuje wlasnego meza? 
Morusse zauważ, że z reguły to ta osoba która dużo mniej zarabia uważa za nieomal oczywiste to, że pieniądze w konkubinacie/małżeństwie są 'wspólne' i rości sobie prawa do rozporządzania pensją drugiej osoby.Mój facet zarabia więcej ode mnie, ale jak idziemy na zakupy to ja kupuje takie buty na jakie mnie stać z mojej pensji, a nie takie na jakie byłoby mnie stać z jego pensji. Jeśli akurat sobie jakieś upatrzę to czekam i kupuje w następnym miesiącu albo nie kupuje wcale tylko wybieram inne. Jeśli facet chce mi zrobić prezent i coś mi kupuje to jest to PREZENT a nie codzienność i robi to spontanicznie a nie dlatego że musi lub powinien. I zdecydowanie większą przyjemność sprawiają mi te rzeczy na które sama sobie zapracuje lub odłożę - ot taka ze mnie durna, dumna baba.

To ja wspolczulabym takiej parze wakacji . Ogolnie to strasznie smutne zycie by taka para miala. Wedlug mojej opini rzecz jasna. 

Jedno jezdzlo byi do Egiptu za 1000 zl w promocji a 2 na Mauritius  za 15tys. Albo by facet wogole nie jezdzil bo musialby czekac az zona "zarobi".

Ciekawe jak ubieraliby dzieci. Ona zbieralaby na buty , a dzieci w uzywkach z lumpa. A On w Armani?

Biorac pod uwage roznice w ich zarobkach . Czy on by po prostu wiecznie "prezenty" robil ? 

A jak z wyjsciami do restauracji ? On je steka za 300 zl Ona za 50salatlke ? 

Powiedzialabym, ze to mezalians i powinni poszukac sobie rownych partnerow, zeby w takie sytuacji jedno nie ograniczalo drugiego.

Mrousse napisał(a):

Martuska. napisał(a):

Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy. Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :) Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.
Ponizajce ? Dlaczego ?Przeciez ona zapewne zarabiala 4 tys a On 20 . To sa ich wspolne pieniadze . To on mialby za buty plcic 1000 zl a Ona w lidlu za 50 ? Tylko zeby ktos na boku nie powiedzial , ze wyzyskuje wlasnego meza? 
 

Niewiem ile kto wydawal ale sam fakt ze prowadzila z nim firme pomagala( jak to inna sprawa) rano wstawala i byla w tej pracy o czyms swiadczy. 

Pracowala a musiala sie prosic o kase. To ponizajace. 

Martuska. napisał(a):

Mrousse napisał(a):

Martuska. napisał(a):

Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy. Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :) Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.
Ponizajce ? Dlaczego ?Przeciez ona zapewne zarabiala 4 tys a On 20 . To sa ich wspolne pieniadze . To on mialby za buty plcic 1000 zl a Ona w lidlu za 50 ? Tylko zeby ktos na boku nie powiedzial , ze wyzyskuje wlasnego meza? 
 Niewiem ile kto wydawal ale sam fakt ze prowadzila z nim firme pomagala( jak to inna sprawa) rano wstawala i byla w tej pracy o czyms swiadczy. Pracowala a musiala sie prosic o kase. To ponizajace. 

Gdzie Ty widzisz to całe proszenie? Powiedziała, że ma jej dać hajs, tyle. Nic uwłaczającego, poniżającego w tym nie zauważyłam. Skoro on "trzyma/zajmuje się" gotówką, to ona mu mówi, że ma jej ją dać. Co innego jakby zapytała "Adam, czy mogłabym wziąć 100 zł i iść kupić chemię do rosmana?" A co innego jak ona mu oznajmia, że ma jej te pieniądze dać. 
Nie wiem, zazdrościsz jej czy o co chodzi, że widzisz tam jakieś wymyślone przez siebie poniżenie? Że niby ona "niespecjalnie bystra, wielka szefowa; wyżej sra niż dupe ma;" ale ubrana drogo, mimo wszystko. A Ty? Ty nie, ale przynajmniej nie musisz się "prosić" o stówkę. 

Pasek wagi

Mrousse napisał(a):

gegol napisał(a):

Mrousse napisał(a):

Martuska. napisał(a):

Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy. Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :) Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.
Ponizajce ? Dlaczego ?Przeciez ona zapewne zarabiala 4 tys a On 20 . To sa ich wspolne pieniadze . To on mialby za buty plcic 1000 zl a Ona w lidlu za 50 ? Tylko zeby ktos na boku nie powiedzial , ze wyzyskuje wlasnego meza? 
Morusse zauważ, że z reguły to ta osoba która dużo mniej zarabia uważa za nieomal oczywiste to, że pieniądze w konkubinacie/małżeństwie są 'wspólne' i rości sobie prawa do rozporządzania pensją drugiej osoby.Mój facet zarabia więcej ode mnie, ale jak idziemy na zakupy to ja kupuje takie buty na jakie mnie stać z mojej pensji, a nie takie na jakie byłoby mnie stać z jego pensji. Jeśli akurat sobie jakieś upatrzę to czekam i kupuje w następnym miesiącu albo nie kupuje wcale tylko wybieram inne. Jeśli facet chce mi zrobić prezent i coś mi kupuje to jest to PREZENT a nie codzienność i robi to spontanicznie a nie dlatego że musi lub powinien. I zdecydowanie większą przyjemność sprawiają mi te rzeczy na które sama sobie zapracuje lub odłożę - ot taka ze mnie durna, dumna baba.
To ja wspolczulabym takiej parze wakacji . Ogolnie to strasznie smutne zycie by taka para miala. Wedlug mojej opini rzecz jasna. Jedno jezdzlo byi do Egiptu za 1000 zl w promocji a 2 na Mauritius  za 15tys. Albo by facet wogole nie jezdzil bo musialby czekac az zona "zarobi".Ciekawe jak ubieraliby dzieci. Ona zbieralaby na buty , a dzieci w uzywkach z lumpa. A On w Armani?Biorac pod uwage roznice w ich zarobkach . Czy on by po prostu wiecznie "prezenty" robil ? A jak z wyjsciami do restauracji ? On je steka za 300 zl Ona za 50salatlke ? Powiedzialabym, ze to mezalians i powinni poszukac sobie rownych partnerow, zeby w takie sytuacji jedno nie ograniczalo drugiego.


Da się to wszystko pogodzić, można wybrać opcje pośrodku i np. rozliczać się proporcjonalnie od zarobków (ale tylko jeśli ta propozycja wyjdzie od osoby lepiej zarabiającej!)  i niekoniecznie się ograniczać czy wisieć na drugiej osobie - czy on da, czy on za sponsoruje, czy on zapłaci. Bycie dumną i niezależną kobietą ma swoją cenę , ale mi satysfakcja wynagradza ten "Mauritus" - prędzej czy później mnie będzie stać i nie będę musiała na nikim polegać. Ja rozumiem że łatwo się przyzwyczaić do luksusu, że facet płaci i daje, ale nie chciałabym żeby jakikolwiek facet przy kłótni czy rozstaniu 'wypominał' mi ile we mnie zainwestował. Ja wiem, że to kwestia klasy faceta ale nie raz już słyszałam takie historie od koleżanek które polegały na portfelu faceta, a nie swojej pracowitości i zaradności. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.