Temat: Pieniądze w małżeństwie

Jestem zniesmaczona sytuacją z wczoraj. Kobieta w jednek z sieciowek prosiła się męża(czy tam partnera) żeby kupił (chyba) ich córce coś tam za 10zł na promocji  a on nie kupił :-o  skoro ona też nie kupiła to musi oznaczać, że sama nie ma swoich pieniędzy (choć była ubrana raczej modnie i drogo) i musi się prosić swego szanownego męża o wszystko? dla mnie to jest poniżające. Co o tym myślicie?

.

Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy. 

Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :) 

Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.

ASwift napisał(a):

Aspenn napisał(a):

Ja np. nie nosze portfela i jak jedziemy na zakupy to daje moja karte mezowi zeby wlozyl do swojego portfela. I jak place przy kasie to wyglada to tak ze "prosze Pana meza o karte, on wyciaga ja place i spowrotem jemu oddaje". Nie raz widzialam dziwne spojrzenie kasjerki ktora zapewne uznala ze maz mi wydziela kase. Ja mam z tego ubaw a kasjerka pewnie czuje podobne zniesmaczenie jak autorka watku. Nie ma to jak nie znac sytuacji a oceniac.
Haha ja robie dokladnie tak samo i tez spotkalam sie z zazenowanymi spojrzeniami kasjerek:)) ale przeciez jesli jedziemy np na silownie i po silowni czy przed do marketu/galerii czy innego miejsca "po jedna rzecz ",to po co mam brac cala torebke skoro maz i tak bierze portfel,dla wygody wsadzam mu karte w portfel,a jesli zakup idzie z mojego konta to przy kasie mi daje moja karte do zaplaty , juz widzialam kilka pan patrzacych na niego jak na tyrana:)Ale wiem ze jesli okazaloby sie ze zapomnialan karty,maz zaplacilby za moje zakupy bez mrugniecia okiem:)

Ja jak jade z mezem na zakupy , silownie to nigdy nie biore portfela . Obojetnie co Chcialabym kupic , kosmetyki czy stolik. 

Po prostu mowiie, ze musimY wpasx do Dauglas bo Musze kupic tusz . 

Nigdy nie przeszlo mi do glowy, ze Moja karta zostala w domu i Mialabym Go pytac o zdanie.

Tak samo byloby w drugq strone. Czasem jedziemy , on zapomnial portfela i po prostu bierze moja karte. 

Ja też byłam świadkiem czegoś podobnego, tyle że akurat chodziło o moją koleżankę i jej męża. Ona nie pracuje, zajmuje się domem.Chodziliśmy trochę po sklepach, mój Mąż, ja i oni... I cokolwiek się spodobało mojej koleżance to ciągle było "po co Ci to", "obejdziesz się", "jak ci się to podobać może"... I to nie było nic drogiego, akurat po jakichś duperelach chodziliśmy. To było żenujące, nie wiedziałam jak się zachować. Tym bardziej że ona grzecznie przytakiwała.

Pasek wagi

Martuska. napisał(a):

Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy. Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :) Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.

Ponizajce ? Dlaczego ?

Przeciez ona zapewne zarabiala 4 tys a On 20 . To sa ich wspolne pieniadze . To on mialby za buty plcic 1000 zl a Ona w lidlu za 50 ? Tylko zeby ktos na boku nie powiedzial , ze wyzyskuje wlasnego meza? 

W swojej wypowie

Cyrica napisał(a):

emilciaaa8 napisał(a):

Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałabym być w 100% zależna od męża.  Nie rozumiem również kobiet siedzących w domu i zajmujących się tylko dziećmi,  sprzątaniem i gotowaniem. Bez przesady, wszystko można pogodzić,  rodzice mają nas dwoje. Jak bylismy Mali mama pracowała na pełny etat, w domu było zawsze czysto, codziennie inny obiad.  Nic nam w życiu nie brakowało.  Kiedy czegoś potrzebowała po prostu szła do sklepu i kupowała , nie musiała się o nic prosić.  Kobiety same robią z siebie utrzymanki, są zbyt leniwe. Rozumiem jeszcze w czasach naszych babć,  kiedy do prania służyła Frania a o zmywarce i innych "cudach" można było pomarzyć.  Najłatwiej jest siedzieć w domu i uzalac się nad sobą . Jestem teraz w ciazy, zarabiam i urodzenie dziecka tego nie zmieni. Mam zamiar wrócić do pracy jak tylko będzie to możliwe.   Nigdy nie pozwolę na to, aby mąż był jedynym żywicielem naszej rodziny. 
Wybacz Emilcia, ale paskudnie się wyrzygalaś, w sumie nie wiadomo po co, bo zupełnie obok tematu. Sad spytała o jedną sytuację i jak wg vitalijek wyglada. Nie wiem jakim cudem dało się wywnioskować, że bohaterka jest utrzymanką uzalającą sie nad sobą podczas jeżdzenia na szmacie. Jakis kosmos.

W swojej wypowiedzi odniosłam się nie tyle do samego tematu, a do odpowiedzi pod nim udzielonych. Każdego dnia na vitalia.pl pojawiają się podobne posty. Kobiety uzalaja sie nad sobą,  jakie są biedne i nie szczesliwe siedząc z dziećmi w domach. Same sobie winne są swojego losu. Nie jest mi ich żal,  wręcz przeciwnie. Jak słyszę , że "gospodyni domowa" to jak praca na pełnym etacie to śmiać mi się chce. Każdy z nas prowadzi dom. Wśród swoich znajomych mam wszystkie kobiety pracujące,  u żadnej z nich nie zauważyłam zaniedbanych dzieci czy syfu w mieszkaniu. Wszystko się da, trzeba tylko chcieć . Najłatwiej jest narzekać I wyciągać rękę po kasę męża.  Dla mnie to kosmos. 

Znam akurat jedna taka, ktora gdyby nie to, ze maz trzyma wspolna kase i 'wydziela' jej 'kieszonkowe' wydalaby wszystko ;) obydwoje pracuja :P i ona nie narzeka :D

Wiec bywa roznie. 

Kwestia kasy w malzenstwie to cos baaardzo indywidualnego. Staram sie nie oceniac wyborow innych. Uwazam, ze dopoki im tak pasuje to nic mi do tego, a jak nie pasuje...  tez nic mi do tego ;p

Poki co obydwoje pracujemy (mamy osobne konta) i dzielimy sie obowiązkami domowymi, ale nie wykluczam, ze jak pojawi sie dziecko to poswiece sie bardziej rodzinie na dluzej nieokreslony czas. Tak kiedys wspolnie ustalilismy z mezem ;)

Pieniądze w małżeństwie o ile nie ma rozdzielności majątkowej są rzeczą wspólną. I nie ważne kto ile zarabia i czy siedzi w domu, czy pracuje. Znam wiele małżeństw, gdzie jedno zarabia znacznie więcej niż drugie, ale ma komfort możliwości poświęcenia się pracy, bo wie że drugie zajmie się w tym czasie dziećmi (zawiezie na trening, balet czy kółko teatralne). Decyzja o pozostaniu kobiety w domu też najczęściej jest wspólna i wynika np. z konieczności zatrudnienia opiekunki, co w praktyce równa się najczęściej dochodom małżonki - więc na jedno wychodzi :-)

Odnośnie sytuacji przytoczonej przez autorkę - nie znam faktów, więc nie oceniam. Może facet jest sknerą, a może kupił już tego dnia 20 różnych bambetli dla córki i przy 21 postawił veto :-)

Ja sama czasem mam fazę kupowania co popadnie, szczególnie teraz kiedy spodziewamy się dziecka mam syndrom wicia gniazda i najchętniej kupiłabym wszystko co wpadnie mi w oko, bez względu na to czy naprawdę nam się przyda. Mąż mnie czasem stopuje i nie wynika to z braku funduszy, ale chwilowego braku mojego umiaru :-) I to też działa w drugą stronę - jak mąż ostatnio chciał kupić kolejny już zestaw klocków lego dla synka  (dziecko dopiero w drodze) powiedziałam stop heheh... mina pani w sklepie bezcenna :-) Może nawet już produkuje post na Vitalii o złej żonie, która żałuje na zabawki dla dziecka:)

Pasek wagi

emilciaaa8 napisał(a):

Jak słyszę , że "gospodyni domowa" to jak praca na pełnym etacie to śmiać mi się chce.

Jak podaje serwis Pomocedomowe.pl gosposie w Warszawie mogą liczyć średnio na 13,63 zł za godzinę. Dla porównania 13zł za godzinę dostaje dekarz, malarz i monter g-k. Więc jak to nie jest praca jak każda inna?

Pasek wagi

emilciaaa8 napisał(a):

W swojej wypowie

Cyrica napisał(a):

emilciaaa8 napisał(a):

Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałabym być w 100% zależna od męża.  Nie rozumiem również kobiet siedzących w domu i zajmujących się tylko dziećmi,  sprzątaniem i gotowaniem. Bez przesady, wszystko można pogodzić,  rodzice mają nas dwoje. Jak bylismy Mali mama pracowała na pełny etat, w domu było zawsze czysto, codziennie inny obiad.  Nic nam w życiu nie brakowało.  Kiedy czegoś potrzebowała po prostu szła do sklepu i kupowała , nie musiała się o nic prosić.  Kobiety same robią z siebie utrzymanki, są zbyt leniwe. Rozumiem jeszcze w czasach naszych babć,  kiedy do prania służyła Frania a o zmywarce i innych "cudach" można było pomarzyć.  Najłatwiej jest siedzieć w domu i uzalac się nad sobą . Jestem teraz w ciazy, zarabiam i urodzenie dziecka tego nie zmieni. Mam zamiar wrócić do pracy jak tylko będzie to możliwe.   Nigdy nie pozwolę na to, aby mąż był jedynym żywicielem naszej rodziny. 
Wybacz Emilcia, ale paskudnie się wyrzygalaś, w sumie nie wiadomo po co, bo zupełnie obok tematu. Sad spytała o jedną sytuację i jak wg vitalijek wyglada. Nie wiem jakim cudem dało się wywnioskować, że bohaterka jest utrzymanką uzalającą sie nad sobą podczas jeżdzenia na szmacie. Jakis kosmos.
W swojej wypowiedzi odniosłam się nie tyle do samego tematu, a do odpowiedzi pod nim udzielonych. Każdego dnia na vitalia.pl pojawiają się podobne posty. Kobiety uzalaja sie nad sobą,  jakie są biedne i nie szczesliwe siedząc z dziećmi w domach. Same sobie winne są swojego losu. Nie jest mi ich żal,  wręcz przeciwnie. Jak słyszę , że "gospodyni domowa" to jak praca na pełnym etacie to śmiać mi się chce. Każdy z nas prowadzi dom. Wśród swoich znajomych mam wszystkie kobiety pracujące,  u żadnej z nich nie zauważyłam zaniedbanych dzieci czy syfu w mieszkaniu. Wszystko się da, trzeba tylko chcieć . Najłatwiej jest narzekać I wyciągać rękę po kasę męża.  Dla mnie to kosmos. 

(puchar)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.