- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
19 lutego 2017, 09:40
Jestem zniesmaczona sytuacją z wczoraj. Kobieta w jednek z sieciowek prosiła się męża(czy tam partnera) żeby kupił (chyba) ich córce coś tam za 10zł na promocji a on nie kupił :-o skoro ona też nie kupiła to musi oznaczać, że sama nie ma swoich pieniędzy (choć była ubrana raczej modnie i drogo) i musi się prosić swego szanownego męża o wszystko? dla mnie to jest poniżające. Co o tym myślicie?
19 lutego 2017, 14:22
.
Edytowany przez Noma_ 7 kwietnia 2017, 16:58
19 lutego 2017, 14:36
Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy.
Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :)
Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.
19 lutego 2017, 14:41
Haha ja robie dokladnie tak samo i tez spotkalam sie z zazenowanymi spojrzeniami kasjerek:)) ale przeciez jesli jedziemy np na silownie i po silowni czy przed do marketu/galerii czy innego miejsca "po jedna rzecz ",to po co mam brac cala torebke skoro maz i tak bierze portfel,dla wygody wsadzam mu karte w portfel,a jesli zakup idzie z mojego konta to przy kasie mi daje moja karte do zaplaty , juz widzialam kilka pan patrzacych na niego jak na tyrana:)Ale wiem ze jesli okazaloby sie ze zapomnialan karty,maz zaplacilby za moje zakupy bez mrugniecia okiem:)Ja np. nie nosze portfela i jak jedziemy na zakupy to daje moja karte mezowi zeby wlozyl do swojego portfela. I jak place przy kasie to wyglada to tak ze "prosze Pana meza o karte, on wyciaga ja place i spowrotem jemu oddaje". Nie raz widzialam dziwne spojrzenie kasjerki ktora zapewne uznala ze maz mi wydziela kase. Ja mam z tego ubaw a kasjerka pewnie czuje podobne zniesmaczenie jak autorka watku. Nie ma to jak nie znac sytuacji a oceniac.
Ja jak jade z mezem na zakupy , silownie to nigdy nie biore portfela . Obojetnie co Chcialabym kupic , kosmetyki czy stolik.
Po prostu mowiie, ze musimY wpasx do Dauglas bo Musze kupic tusz .
Nigdy nie przeszlo mi do glowy, ze Moja karta zostala w domu i Mialabym Go pytac o zdanie.
Tak samo byloby w drugq strone. Czasem jedziemy , on zapomnial portfela i po prostu bierze moja karte.
19 lutego 2017, 14:48
Ja też byłam świadkiem czegoś podobnego, tyle że akurat chodziło o moją koleżankę i jej męża. Ona nie pracuje, zajmuje się domem.Chodziliśmy trochę po sklepach, mój Mąż, ja i oni... I cokolwiek się spodobało mojej koleżance to ciągle było "po co Ci to", "obejdziesz się", "jak ci się to podobać może"... I to nie było nic drogiego, akurat po jakichś duperelach chodziliśmy. To było żenujące, nie wiedziałam jak się zachować. Tym bardziej że ona grzecznie przytakiwała.
19 lutego 2017, 14:49
Kiedys pracowalam w takiej malej firmie w ktorej facet zatrudnial swoja partnerke. Ta niespecjalnie bystra ale wielka szefowa jak jego nie bylo. Taka z tych co wyzej sraja niz...no wiadomo. Ale pracowala uczciwie tak jak wszyscy. Ona nawet nie wiedziala jakie firma ma obroty:) Para z dwudziestoletnim stazem. Najsmieszniejsze bylo jak prosila go o kase "adam daj mi sto zlotych bo ide do rosmana po chemie" :) Fakt drogo ubrana...Ale za jaka cene. Tak sie prosic za kazdym.razem faceta o kase niewatpliwie ponizajace.
Ponizajce ? Dlaczego ?
Przeciez ona zapewne zarabiala 4 tys a On 20 . To sa ich wspolne pieniadze . To on mialby za buty plcic 1000 zl a Ona w lidlu za 50 ? Tylko zeby ktos na boku nie powiedzial , ze wyzyskuje wlasnego meza?
19 lutego 2017, 14:50
W swojej wypowie
Wybacz Emilcia, ale paskudnie się wyrzygalaś, w sumie nie wiadomo po co, bo zupełnie obok tematu. Sad spytała o jedną sytuację i jak wg vitalijek wyglada. Nie wiem jakim cudem dało się wywnioskować, że bohaterka jest utrzymanką uzalającą sie nad sobą podczas jeżdzenia na szmacie. Jakis kosmos.Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałabym być w 100% zależna od męża. Nie rozumiem również kobiet siedzących w domu i zajmujących się tylko dziećmi, sprzątaniem i gotowaniem. Bez przesady, wszystko można pogodzić, rodzice mają nas dwoje. Jak bylismy Mali mama pracowała na pełny etat, w domu było zawsze czysto, codziennie inny obiad. Nic nam w życiu nie brakowało. Kiedy czegoś potrzebowała po prostu szła do sklepu i kupowała , nie musiała się o nic prosić. Kobiety same robią z siebie utrzymanki, są zbyt leniwe. Rozumiem jeszcze w czasach naszych babć, kiedy do prania służyła Frania a o zmywarce i innych "cudach" można było pomarzyć. Najłatwiej jest siedzieć w domu i uzalac się nad sobą . Jestem teraz w ciazy, zarabiam i urodzenie dziecka tego nie zmieni. Mam zamiar wrócić do pracy jak tylko będzie to możliwe. Nigdy nie pozwolę na to, aby mąż był jedynym żywicielem naszej rodziny.
W swojej wypowiedzi odniosłam się nie tyle do samego tematu, a do odpowiedzi pod nim udzielonych. Każdego dnia na vitalia.pl pojawiają się podobne posty. Kobiety uzalaja sie nad sobą, jakie są biedne i nie szczesliwe siedząc z dziećmi w domach. Same sobie winne są swojego losu. Nie jest mi ich żal, wręcz przeciwnie. Jak słyszę , że "gospodyni domowa" to jak praca na pełnym etacie to śmiać mi się chce. Każdy z nas prowadzi dom. Wśród swoich znajomych mam wszystkie kobiety pracujące, u żadnej z nich nie zauważyłam zaniedbanych dzieci czy syfu w mieszkaniu. Wszystko się da, trzeba tylko chcieć . Najłatwiej jest narzekać I wyciągać rękę po kasę męża. Dla mnie to kosmos.
19 lutego 2017, 15:13
Znam akurat jedna taka, ktora gdyby nie to, ze maz trzyma wspolna kase i 'wydziela' jej 'kieszonkowe' wydalaby wszystko ;) obydwoje pracuja :P i ona nie narzeka :D
Wiec bywa roznie.
Kwestia kasy w malzenstwie to cos baaardzo indywidualnego. Staram sie nie oceniac wyborow innych. Uwazam, ze dopoki im tak pasuje to nic mi do tego, a jak nie pasuje... tez nic mi do tego ;p
Poki co obydwoje pracujemy (mamy osobne konta) i dzielimy sie obowiązkami domowymi, ale nie wykluczam, ze jak pojawi sie dziecko to poswiece sie bardziej rodzinie na dluzej nieokreslony czas. Tak kiedys wspolnie ustalilismy z mezem ;)
19 lutego 2017, 15:14
Pieniądze w małżeństwie o ile nie ma rozdzielności majątkowej są rzeczą wspólną. I nie ważne kto ile zarabia i czy siedzi w domu, czy pracuje. Znam wiele małżeństw, gdzie jedno zarabia znacznie więcej niż drugie, ale ma komfort możliwości poświęcenia się pracy, bo wie że drugie zajmie się w tym czasie dziećmi (zawiezie na trening, balet czy kółko teatralne). Decyzja o pozostaniu kobiety w domu też najczęściej jest wspólna i wynika np. z konieczności zatrudnienia opiekunki, co w praktyce równa się najczęściej dochodom małżonki - więc na jedno wychodzi :-)
Odnośnie sytuacji przytoczonej przez autorkę - nie znam faktów, więc nie oceniam. Może facet jest sknerą, a może kupił już tego dnia 20 różnych bambetli dla córki i przy 21 postawił veto :-)
Ja sama czasem mam fazę kupowania co popadnie, szczególnie teraz kiedy spodziewamy się dziecka mam syndrom wicia gniazda i najchętniej kupiłabym wszystko co wpadnie mi w oko, bez względu na to czy naprawdę nam się przyda. Mąż mnie czasem stopuje i nie wynika to z braku funduszy, ale chwilowego braku mojego umiaru :-) I to też działa w drugą stronę - jak mąż ostatnio chciał kupić kolejny już zestaw klocków lego dla synka (dziecko dopiero w drodze) powiedziałam stop heheh... mina pani w sklepie bezcenna :-) Może nawet już produkuje post na Vitalii o złej żonie, która żałuje na zabawki dla dziecka:)
Edytowany przez mroowa... 19 lutego 2017, 15:17
19 lutego 2017, 15:22
Jak słyszę , że "gospodyni domowa" to jak praca na pełnym etacie to śmiać mi się chce.
Jak podaje serwis Pomocedomowe.pl gosposie w Warszawie mogą liczyć średnio na 13,63 zł za godzinę. Dla porównania 13zł za godzinę dostaje dekarz, malarz i monter g-k. Więc jak to nie jest praca jak każda inna?
19 lutego 2017, 15:27
W swojej wypowieW swojej wypowiedzi odniosłam się nie tyle do samego tematu, a do odpowiedzi pod nim udzielonych. Każdego dnia na vitalia.pl pojawiają się podobne posty. Kobiety uzalaja sie nad sobą, jakie są biedne i nie szczesliwe siedząc z dziećmi w domach. Same sobie winne są swojego losu. Nie jest mi ich żal, wręcz przeciwnie. Jak słyszę , że "gospodyni domowa" to jak praca na pełnym etacie to śmiać mi się chce. Każdy z nas prowadzi dom. Wśród swoich znajomych mam wszystkie kobiety pracujące, u żadnej z nich nie zauważyłam zaniedbanych dzieci czy syfu w mieszkaniu. Wszystko się da, trzeba tylko chcieć . Najłatwiej jest narzekać I wyciągać rękę po kasę męża. Dla mnie to kosmos.Wybacz Emilcia, ale paskudnie się wyrzygalaś, w sumie nie wiadomo po co, bo zupełnie obok tematu. Sad spytała o jedną sytuację i jak wg vitalijek wyglada. Nie wiem jakim cudem dało się wywnioskować, że bohaterka jest utrzymanką uzalającą sie nad sobą podczas jeżdzenia na szmacie. Jakis kosmos.Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałabym być w 100% zależna od męża. Nie rozumiem również kobiet siedzących w domu i zajmujących się tylko dziećmi, sprzątaniem i gotowaniem. Bez przesady, wszystko można pogodzić, rodzice mają nas dwoje. Jak bylismy Mali mama pracowała na pełny etat, w domu było zawsze czysto, codziennie inny obiad. Nic nam w życiu nie brakowało. Kiedy czegoś potrzebowała po prostu szła do sklepu i kupowała , nie musiała się o nic prosić. Kobiety same robią z siebie utrzymanki, są zbyt leniwe. Rozumiem jeszcze w czasach naszych babć, kiedy do prania służyła Frania a o zmywarce i innych "cudach" można było pomarzyć. Najłatwiej jest siedzieć w domu i uzalac się nad sobą . Jestem teraz w ciazy, zarabiam i urodzenie dziecka tego nie zmieni. Mam zamiar wrócić do pracy jak tylko będzie to możliwe. Nigdy nie pozwolę na to, aby mąż był jedynym żywicielem naszej rodziny.