- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 lipca 2016, 21:16
Witajcie, liczę, że poradzicie mi, co powinnam robić w danej sytuacji. Postaram się, aby było krótko, zwięźle i na temat.
Mam problem, który już mnie wyprowadza z równowagi od pewnego DŁUŻSZEGO czasu. Jestem z chłopakiem od prawie 6 lat. Mamy skończone 22 lata. Mieszkamy razem półtora roku. Odkąd mieszkam razem dostrzegłam, że jest strasznie nieporadny życiowo. Nie umie podejmować samodzielnie decyzji, od najprostszych dotyczących kupna telefonu do tych trudniejszych związanych z karierą zawodową i przyszłością. Przykłady:
Jeśli musi cokolwiek wykonać na studia to przeżywa już dużo wcześniej, że tyle tego ma, że nie zdąży a i tak zostawia to wszystko na ostatnią chwilę i wpada w szał. Gdy była sesja letnia to nie dość, że on poirytowany, wściekły to i mi psuł humor, bo "czemu ja go nie wspieram?". Gdy pytałam się jak mogę mu pomóc, to on najchętniej bym ja wszystko za niego do szkoły wykonała, prezentacje itp. Gdy odmawiałam lub pokazywałam gdzie ma szukać informacji to wielka rozpacz, że on nie umie i ciche dni, bo jak on twierdził nic dla niego nie robię.
Ma pracę, z której jest niezadowolony. Codziennie słyszę, że jak okropnie jest w tej pracy, że już ma dosyć, nie chce mu się wstawać, już ma głupie sny dotyczące miejsca pracy, ALE pracy nie zmieni. A czemu? Tysiąc wymówek.
Przyszłość. Gdy dopytuję się go o jego przyszłość, odpowiada mi zawsze NIE WIEM. Pytając, czy zamierza po studiach podjąć pracę w zawodzie też nie wie, co chciałaby robić w przyszłości, co go cieszy - odpowiada NIE WIEM. Od niedawna zaczął uczęszczać na wizyty do psychologa (raz w miesiącu), ponieważ nie umie sobie poradzić ze stresem, nawet gdy nie ma czym się stresować to i tak non stop coś przeżywa, martwi się.
My. Nie wygląda to kolorowo. Co kilka dni mamy ciche dni. Dopóki nie mieszkaliśmy razem też się kłóciliśmy, ale nie tak często. Odkąd mieszkamy razem z dnia na dzień chyba jest coraz gorzej, bo dostrzegam coraz więcej jego negatywnych cech, których nie mogę znieść.
Kompletnie nie dogadujemy się odnośnie spraw codziennych dotyczących czystości, porządku w mieszkaniu. On najchętniej by nic w mieszkaniu nie robił, nie dostrzega brudu, kurzu, totalnego syfu. Ewidentnie wyniósł to z domu, bo mama przy nim skakała, miał uprane, ugotowane, nawet łóżko ścielone. Jedynym jego obowiązkiem w mieszkaniu jest wyniesienie śmieci i umycie nauczyć ( chociaż i tak mamy zmywarkę). Gdy mówię mu, żebym on czasem też posprzątał, bo on także robi syf - wielkie oburzenie, kłótnia, że ja także robię bałagan i to ja po sobie nie sprzątam (tutaj zaczyna się licytacja ile to moich naczyń jest brudnych). Szkoda tylko, że to ja w większości sprzątam... Pralki do dzisiaj nie umie obsłużyć, bo jak twierdzi, boi się, że zniszczy ubrania - pokazywałam jak obsłużyć, zresztą chyba nawet idiota umie czytać co jest napisane na pralce. Już dawno zaprzestałam prasowania jego rzeczy, składania skarpetek itp, ale przecież w syfie żyć nie będę. Jak ostatnio stwierdził, zachowuję się jak jego matka, bo tylko mu rozkazuję - tutaj chodzi właśnie o pomoc w porządkach, bo proszę go o coś tyle razy a on jeszcze tak to obróci, że to ja jestem winna, bo tylko rozkazuje i rozkazuje a sama nic nie robię. Nawet kiedyś stwierdził, że on nie jest babą, żeby sprzątać
Najświeższy temat: WAKACJE. Gdybym ja zorganizowała wszystko od A do Z to bysmy pojechali na urlop, obojętnie gdzie, abym tylko ja zorganizowała. Kiedy się go zapytałam, gdzie jedziemy zrobił minę bezradnego dziecka o wyrazie: "Czego Ty ode mnie kobieto chcesz?". Nawet nie odpowiedział. Udał głupa i grał dalej w gry. Pomyślałam sobie, że niech już mu będzie i zorganizuję cały wypad. Dzwoniłam, próbowałam rezerwować a on w tym czasie meczyki sobie oglądał. Prosząc go czy może mi pomóc w organizacji strzelił głupią odzywkę, czy ja nie umiem dzwonić, że on ma. I skoro ja sie już za to zabrałam to juz mogę podzwonić. Nie wytrzymałam, powiedziałam mu, że poprosiłam go najzwyczajniej w świecie o pomoc i chcę aby brał udział w organizowaniu wypadu, bo mam dosyc bycia facetem w tym związku. Dodałam, że on ma na wszystko wywalone i wszystko usprawiedliwa tym, że nie powinnam obarczać go zadaniami (tak podobno powiedział psycholog, że stresuje go to, że ktoś mu coś każe robić, wydaje polecenie). Przestałam poszukiwań. Temat został zakończony. Pewnie nidzie nie pojedziemy przez to...
Sprawy intymne średnio się układają, przez jego negatywne cechy nie mam nawet ochoty na częstsze zbliżenia niż raz na tydzień, raz na dwa tygodnie. Czasem nie mam nawet przez cały miesiąc ochoty na zbliżenie. Non stop mamy jakieś spięcia, a to odnoście sprzątania, a to o moje zachowanie w stosunku do niego. Kolejną sprawą jest to, że na każdym kroku mi mówi, że go nie wspieram, że nie ma we mnie oparcia, że on nie wie o co mi chodzi i po co tak fukam. Było dużo rozmów, dużo płaczu i na chwilę jest dobrze, a po tygodniu, dwóch znów to samo - on chodzi marudzi jaki on nieszczęśliwy, jaki skrzywdzony przez los, a ja to ta niedobra, która go nie rozumie. Czuję się w związku z nim tak, jakbym miała dziecko pod opieką. To ja bym chciała czuć się bezpiecznie, mieć u boku kogoś zaradnego, ogarniętego, na kogo mogę liczyć, a mam pierdołę, która strzela więcej fochów niż niejedna kobieta przed okresem - nie przesadzam. Przez to ja stałam się nieszczęśliwa. Coraz częściej mam wrażenie że to jedynie przywiązani do drugiej osoby, ponieważ jestesmy razem długo.
I tutaj moje pytanie. Co powinnam zrobić? Jak to wygląda z boku? Czy próbować dalej rozmawiać czy bez sensu? Może ktos miał podobny przypadek. Przeprasza za chaotyczność wypowiedzi, ale pisałam w pośpiechu.
23 lipca 2016, 09:10
kobieto, co TY jeszcze z nim robisz?!!! nad czym sie zastanawiasz?> Piedola, len i kiepski kochanek. wiedac, ze strasznie sie razem meczycie.
rada od serca: podziekowac pieknie za 6 lat zwiazku i sie wyprowadzic. poukladac sobie zycie bez niego i szukac normalnego mezczyzny, a nie dzieciaka.
23 lipca 2016, 09:17
myślę, że dobrze by mu zrobiło jakby przez rok pomieszkał sam, wynajął gdzieś pokój na stancji i przekonał się na własnej skórze ile jest koło siebie roboty, bo wydaje mi się, że on myśli, że skoro ty się na tym znasz to Tobie to lekko przychodzi. A uciekanie od odpowiedzialności wcale nie jest lekarstwem na jego zaburzenia, tylko jeszcze bardziej je pogłębia, bo nie nauczy się jak stawiać czoła trudnym sytuacją.
23 lipca 2016, 09:35
szczerze Ci powiem , ze ja nie wierze , ze rozmowy cos zmienia . Taka jego natura i nic nie zmienisz .
Osobiscie jak poznawalam goscia co choc w 1 rzeczy mi nie pasowal to pomimo , ze byl fajny to nie probowalam go zmieniac , tylko zmywalam sie i czekalam na bardziej odpowiedniego .
Nle chcialabym , zeby ktos mnie zmienial . Jesli lubi marudzilc , nle lubi nic planowac , to potrzebuje kobiete ktora to uwielbia . Sa takie , i jak widac Ty nia nie jestes , wiec chyba szkoda czasu marnowac skoro masz 22 lata !
23 lipca 2016, 09:57
Oj takich osobników teraz jest na pęczki. Nie jesteś jego matka, nie jest Twoim zadaniem go wychowywać. Jak go mamusia wychowala na ćwoka to niech go sobie teraz weźmie.
23 lipca 2016, 10:00
22 lata i do niczego się nie garnie? Widać to wyniósł z domu...mamusia wszystko za Niego robiła. Jeśli zdecydujesz się z Nim być to czeka Cię długaaaaaa droga do zmiany, ale jest jeszcze na to szansa :)
23 lipca 2016, 10:39
ja miałam takiego samego faceta... Wykonczysz się wkoncu, ja pracowałam więcej od niego i musiałam wszystko robić jeszcze.. Jak chciałam normalnie żyć.. Kiedyś wróciłam z pracy oczywiście nic nie zrobione w domu a on w gaciach gra w grę. . i wtedy uświadomiłam sobie ze koniec... Teraz mam wspaniałego mężczyzne przy którym czuje się jak kobieta... Najważniejsze... Polecam ;)
23 lipca 2016, 10:58
myślę, że dobrze by mu zrobiło jakby przez rok pomieszkał sam, wynajął gdzieś pokój na stancji i przekonał się na własnej skórze ile jest koło siebie roboty, bo wydaje mi się, że on myśli, że skoro ty się na tym znasz to Tobie to lekko przychodzi. A uciekanie od odpowiedzialności wcale nie jest lekarstwem na jego zaburzenia, tylko jeszcze bardziej je pogłębia, bo nie nauczy się jak stawiać czoła trudnym sytuacją.
Ponoć nawyki kształtują się w około 2 miesiące, a utrwalone zostają po pół roku.
Ja także uważam, że powinien sam zamieszkać i to najlepiej z jakimiś ogarniętymi kolesiami, którzy mają studia, pracę, czas na siłownię, dziewczynę i weekendowe wypady. Wziąłby przykład, głupio by mu było.
Edytowany przez db816f480a57c85ad5dda32c32455c61 23 lipca 2016, 10:58
23 lipca 2016, 13:05
podziwiam cię ze po nim sprzątasz ze robisz wszystko za niego... on ma wyrąbane w życiu i umiał się dobrze ustawić. bo przecież jesteś ty która posprząta ugotuje zorganizuje... a on może leżeć i pachnieć.. ja bym uciekała z takiego związku...