- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
27 kwietnia 2016, 21:36
Jak w temacie....
Można je kochać za mocno ? Bo ostatnio już parę razy to usłyszałam.... Mam wrażenie że innym to przeszkadza (chyba najbardziej mężowi i teściowej)....
Ale że co? Że się bardzo mocno staram być dobrą mamą, że daje z siebie mnóstwo energii do zabawy z Małą, że z nią wychodze na długie spacery, że latamy na plac zabaw.... że świetnie się razem bawimy, że dla mnie dziecko nie jest tylko obowiązkiem ale też radością i dobrą zabawą ?? Chyba wszystkich boli, że Mała woli mnie, jak mnie nie ma to co chwila się pyta kiedy wrócę.
Boli mnie, że zamiast jednego chociaż słowa pochwały, że się staram -to ciąge słyszę ze za bardzo ją kocham !!!! Boli mnie to bardzo. Żebym jeszcze zaniedbywała męża i znajomych. Gotuje, sprzątam, piore -robie wszystko co kura domowa, do tego często odzywam się do znajomych.... Nie wiem, ciągle ktoś mi wytchnie że jednak coś nie tak.
PRzepraszam że tak smucę, ale nie mam się komu dzisiaj wygadać....
Napiszcie proszę jak jest u Was? jesteście doceniane? uważacie że mocna za mocno kochać, czy to tylko zazdrość innych że dziecko woli Was?
29 kwietnia 2016, 08:40
Daj sobie spokój :) Ta dziewczyna po prostu jeszcze nie wie ile TAKI DODATEK to obowiązków ;)Podstawą rodziny jest relacja między wszystkimi jej członkami. Ludzie, dla których dzieci są "dodatkiem" nie powinni po prostu ich posiadać.Ale kto mówi o wciskaniu? Mówimy o tym, że podstawą rodziny jest relacja mężczyzny z kobietą, a nie relacja matki z dzieckiem. Fakt, że żona, czy mąż jest dla nas najważniejszy nie oznacza, że dziecko nie jest ważne. Mnie to nie szokuje, nie mam zamianru skupiać na dziecku "większości mojej uwagi". I nie widzę sensu dyskutować o tym, czyje podejście jest lepsze. Isotata sprawy jest taka, że różni ludzie mają różne wizje rodzicielstwa i warto ze swoim partnerem te sprawy uzgadniać, bo inaczej po urodzeniu dziecka zaczynają się problemy.Rozumiem, że nie masz dzieci? Nie wyobrażam sobie traktowania dziecka jako dodatek. I bycia z facetem, który takiego sposobu myślenia ode mnie wymaga. To, że faceta nauczono, że wszystko dostaje pod nos i jego funkcją jest tylko leżenie z piwem na kanapie i czasem przywalenie swojej żonie, bo "jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije" też należy zaakceptować, bo "tak go wychowano"? Nie twierdzę, że po urodzeniu dziecka mąż ma iść w odstawkę, bo baba ma nowy obiekt do ładowania uczuć, ale dziecko to nowy członek rodziny. Powinno wyglądać to tak, że oboje rodzice większość swojej uwagi skupiają na tym nowym członku i to ich dodatkowo łączy, a nie wciskają dzieciaka babciom czy innym obcym osobom, bo koniecznie MUSZĄ być razem bez dziecka. Tak się robi. Seks w przerwach na sen dziecka - i jest zabawa.a spytałaś kiedyś męża, jaką ma wizję rodziny? Bo mój np. uważa, że dziecko to dodatek do pary mężczyzny z kobietą, że więź z dzieckiem jest mniej ważna, niż relacja między rodzicami. No tak go wychowano, takie ma poglądy, więc przykładowo, gdybym nagle na dziecku skupiła 90% swojej energii, to byłby bardzo rozczarowany.
Mam 2 dzieci , roznica 15 miesiecy . I moge Wiele z Was zapewnic , ze jesli miedzy partnerami jest porozumienie to i wszystko gladko idzie . Ile jest roboty z dziecmi ? Nle przesadzajcie . Moje dzieci maja wszystko a to dlatego , ze nikt nle swiruje . Nie ma , ze ja padam na pysk , a maz wypoczety . Nikt mi nle zarzuca milosci za bardzo ani za malo .
I pomyslcie o tym , ze problem u autorki jest taki , ze maz nie jest dopelnieniem jej oczekiwan . Ona jest super , a on ponizej jej oczekiwan . Nie zajmuje sie dzieckiem nie to i tamto . Normalnie by z nim porozmawiala i nle byloby tego tematu . Tak funkcjonuje partnerstwo .
29 kwietnia 2016, 08:43
Daj sobie spokój :) Ta dziewczyna po prostu jeszcze nie wie ile TAKI DODATEK to obowiązków ;)
Dokładnie tyle ile sobie nałożysz i jaką nadasz temu rangę.
29 kwietnia 2016, 09:02
a spytałaś kiedyś męża, jaką ma wizję rodziny? Bo mój np. uważa, że dziecko to dodatek do pary mężczyzny z kobietą, że więź z dzieckiem jest mniej ważna, niż relacja między rodzicami. No tak go wychowano, takie ma poglądy, więc przykładowo, gdybym nagle na dziecku skupiła 90% swojej energii, to byłby bardzo rozczarowany.
mąż jurysdykcji ma racje. Dziecko jest dopełnieniem miłości rodziców i nigdy nie może jej zastępować. To małżonkowie powinni być cały czas dla siebie najważniejsi (pomijam zachowania patologiczne - ale wtedy w ogóle miłości małżonków nie ma).
Polecam obejrzeć dlaczego obrączki nosimy na serdecznym palcu , trochę metaforycznie, ale coś w tym jest :)
29 kwietnia 2016, 19:33
sorry, ale więcej jest rozwodów niż oddań dzieci. I sorry ale jakbym już miała wybierać (a bywałam w takich sytuacjach kryzysowych z mężem że gdyby nie zrobił czegoś co to naprawi musiałabym dla dobra dziecka od niego odejść ) między mężem a dzieckiem to mimo że go kocham to dziecko kocham o wiele wiele bardziej (matczyna miłość jest jedyna i niepowtarzalna- poza skrajnymi psychicznymi wypaczeniami) i wybrałabym dziecko i jego dobro. wiem że to nie temat debaty ale rozwala mnie to. Czemu w takim razie tyle rozwodów.
29 kwietnia 2016, 19:35
mąż jurysdykcji ma racje. Dziecko jest dopełnieniem miłości rodziców i nigdy nie może jej zastępować. To małżonkowie powinni być cały czas dla siebie najważniejsi (pomijam zachowania patologiczne - ale wtedy w ogóle miłości małżonków nie ma).Polecam obejrzeć dlaczego obrączki nosimy na serdecznym palcu , trochę metaforycznie, ale coś w tym jest :)a spytałaś kiedyś męża, jaką ma wizję rodziny? Bo mój np. uważa, że dziecko to dodatek do pary mężczyzny z kobietą, że więź z dzieckiem jest mniej ważna, niż relacja między rodzicami. No tak go wychowano, takie ma poglądy, więc przykładowo, gdybym nagle na dziecku skupiła 90% swojej energii, to byłby bardzo rozczarowany.
i fakt takie myślenie można mieć póki wszystko idzie jak po maśle a małe awarie można naprawić. Jak spotykasz powazne problemy po drodze to myślenie dojrzewa. Też kiedyś myślałam że męża za nic nie opuszczę, że dziecko tego nie zmieni ale z biegiem czasu i wydarzeń myślenie się zmienia. I nie, nie jestem po rozwodzie - żebyście sobie nie pomyśleli zgorzkniała baba którą mąż zdradził i się rozeszli. Nie. Jesteśmy razem ale córka jest najważniejsza.
Edytowany przez anula65 29 kwietnia 2016, 19:36
29 kwietnia 2016, 20:01
mąż jurysdykcji ma racje. Dziecko jest dopełnieniem miłości rodziców i nigdy nie może jej zastępować. To małżonkowie powinni być cały czas dla siebie najważniejsi (pomijam zachowania patologiczne - ale wtedy w ogóle miłości małżonków nie ma).Polecam obejrzeć dlaczego obrączki nosimy na serdecznym palcu , trochę metaforycznie, ale coś w tym jest :)a spytałaś kiedyś męża, jaką ma wizję rodziny? Bo mój np. uważa, że dziecko to dodatek do pary mężczyzny z kobietą, że więź z dzieckiem jest mniej ważna, niż relacja między rodzicami. No tak go wychowano, takie ma poglądy, więc przykładowo, gdybym nagle na dziecku skupiła 90% swojej energii, to byłby bardzo rozczarowany.
Patologią jest dopuszczanie takiej gradacji wartości w kwestii, która absolutnie żadnemu wartościowaniu nie podlega. To tak jakby wybierać kto ma większą wartość, matka czy ojciec, siostra czy brat. Przecież to jest zwyczajnie chore, w końcu mówimy o najbliższych ludziach, a nie samochodach, czy zegarkach.
A odpowiadając na pytanie to moim zdaniem można kochać za mocno - taka toksyczna "miłość". W oczach osoby, która kocha za bardzo to miłość, w oczach innych to coś skrajnie destrukcyjnego. Jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której matka w imię źle pojętej miłości dziecku na wszystko pozwala i w efekcie go chowa, a nie wychowuje (potem dziecko jest społecznym inwalidą). Albo dziecko osacza i odcina od innych, też potem inwalidztwo, bo rośnie taki mały socjopata, który normalne relacje potrafi nawiązać tylko z matką.
29 kwietnia 2016, 20:35
a w którym miejscu napisałam, że dobro partnera jest ważniejsze niż dobro dziecka? Ja mówię o zdrowym, normalnym związku. Czyli bez zachowań patologicznych i krzywdzenia siebie nawzajem (nie mylić z kłótniami bo uważam, że te występują w każdym związku).
Tyle, ze jeżeli dziecko zastępuje partnera to taki związek robi się chory, a w najlepszym wypadku nieszczęśliwy i zawsze prowadzi do frustracji. Dla dziecka rodzice mają być jednoscią.
29 kwietnia 2016, 20:47
a w którym miejscu napisałam, że dobro partnera jest ważniejsze niż dobro dziecka? Ja mówię o zdrowym, normalnym związku. Czyli bez zachowań patologicznych i krzywdzenia siebie nawzajem (nie mylić z kłótniami bo uważam, że te występują w każdym związku).Tyle, ze jeżeli dziecko zastępuje partnera to taki związek robi się chory, a w najlepszym wypadku nieszczęśliwy i zawsze prowadzi do frustracji. Dla dziecka rodzice mają być jednoscią.
A w którym miejscu ktoś coś pisał o dobru dziecka? Przyznałaś rację mężowi Jurysdykcji, a z tego co pisała twierdził, że - cytuję - "dziecko to dodatek do pary mężczyzny z kobietą" i "więź z dzieckiem jest mniej ważna". Nikt tutaj nie mówi o dobru dziecka, ale pojawia się wartościowanie - określanie jednej więzi jako tej mniej ważnej i uprzedmiotowienie "dodatku". Dodatkiem może być jak już pisałam samochód, zegarek, sałatka do kotleta, ale nie dziecko.
29 kwietnia 2016, 21:46
może bardziej skup się na całej mojej wypowiedzi, w której mówię, że dziecko ma być dopełnieniem, a nie dodatkiem. Uważam, ze miłość do dziecka nie może zastapić miłości partnera. I to nie ja wartościuję, ja tylko mówię że to jest coś innego.
I co jak co, ale ja zawsze wypowiadam się o dzieciach w dobrych słowach, uważam, że to na prawdę wielki dar i radość, ale uważam, że dla niego mamy być z partnerem jednością, że dziecko nie moze być postawione wyzej [zaznaczam po raz kolejny: przy zdrowych relacjach!], bo jasne dla mnie jest to, że jeśli mężowi odbiłoby i zacznie bić nasze dziecko to ja mam za zadanie zadbać o to, by nigdy więcej tego zrobił.
29 kwietnia 2016, 21:51
Tak, on tak to rozumie - w tym sensie, że jakby miał wybierać, czy ratować dziecko, czy kobietę, wybrałby kobietę - tak twierdzi. To jest wartościowanie w kompletnie surrealistycznej sytuacji - bo dzieci nie ma. Ale w sumie mnie cieszy, że on tak to widzi. I tak rozumiemy "dodatek". Dzieci rodzą się i odchodzą, para mężczyzny i kobiety (czy tam inna) zostaje - tak przynajmniej powinno być.
Ba, nie nazwałabym tego nawet wartościowaniem, nie wiem, może stawianie priorytetów brzmi lepiej. Dla mojego faceta priorytetem jest miłość do kobiety. I podejrzewam, że to, że wyrósł w rozbitej rodzinie, gdzie ojciec długo na boku miał drugą partnerkę miało na to wpływ. Jak już mówiłam, każdy ma inną wizję rodzicielstwa. Nie dam się wciągnąć w kolejną dyskusję o znaczeniu słów.