- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 lutego 2016, 13:09
witam. Nie szukam złotych rad ani współczucia. Wiem co powinnam zrobić. Muszę się wyzalic :/ tylko mi wstyd :/ czuję się żałosna. W skrócie -jestem (byłam) z facetem 5 lat. On 30, ja 27. AWyszedł z tego mega toksyczny związek. Jestem sobie winna bo na wszystko pozwalałam. Dodam że nigdy wcześniej nie wpakowalam się w taką relacje. Ani nie mam zanizonej samooceny, na powodzenie nigdy nie narzekałam - ,co również jest problemem bo jego zazdrość o mnie jest przesadna.
On mieszka u mnie od początku. Mieszkamy w moim rodzinnym domu z moja mama. On ma nerwicę której nie leczy - emocje wywala na mnie raz na jakiś czas szczególnie po alkoholu - idą bardzo ostre słowa od najgorszych.w pewnym momencie zaczęłam robić to samo i go wyzywalam, ale teraz już nic nie robię ewentualnie wychodze z domu i ide spać do babci. Nasi wspólni znajomi lubią go ale zawsze stają po mojej stronie. Każdy mówi że to dobry człowiek, że mnie kocha (wg mnie on ma jakąś chora obsesję na moim punkcie) ale nie radzi sobie z emocjami. Nie raz próbowałam się rozstać ale on mi nie pozwala - kiedy każe mu się wynosić to bierze mnie na przeczekanie, emocje opadają,są przeprosiny i ja ulegam. Albo bierze mnie na litość np mówi że też bym miała zryta psychikę gdyby przyszło mi wyciągnąć z palącego się mieszkania popalone, martwe niemowlę. I tak w kółko. Ale zaczyna mnieto męczyć bo ilez można? Fakt że jak jest dobrze to jest bajka - dużo uczuć na codziennie ale jak mu odwali, średnio raz na miesiac to jest masakra. Aczkolwiek teraz juz nawet nie płacze - bardziej jestem zła na siebie że marnuje swoje jedyne życie. On jest mentalnym impotentem - wczoraj napisał że nie chce mnie widzieć to mu powiedzialam że w takim razie niech się w końcu wyprowadzić ale jak zwykle za pakowanie się nie bierze. Dziś jest w pracy i wraca jutro - postanowiłam że sama go spakuje. Aczkolwiek wiem że on nie odpuści tak łatwo ale muszę to doprowadzić do końca - nie chce w to mieszać policji. Boje się że wymiekne :( trzynaście za mnie kciuki!
22 lutego 2016, 14:26
Odrazu umów się ze ślusarzem i wymień zamki w domu. Powodzenia!
22 lutego 2016, 14:49
wiem że jestem wspoluzalezniona bo widzę że sama zawsze go nawet przed sobą usprawiedliwiam. Ale po prostu boje się że w końcu moja psychika nie da rady. A takie relacje mamy od 2,5 roku gdzieś. Wcześniej się to nie zdarzało a teraz systematycznie. Jego rodzice są też po mojej stronie i znają jego problem.
Zdawanie sobie sprawy z problemu to juz wielki krok do sukcesu :) Tak wiec nie badz mietka tylko twarda :) Nastaw sie na bezsenne noce i ryczenie przez jakis czas ale potem obiecuje ze bedzie lepiej :) Powodzenia!
22 lutego 2016, 15:14
Wow, to naprawdę toksyczny związek. Bądź silna, wiem jak ciężko się od takiego człowieka uwolnić. Powodzenia!!
22 lutego 2016, 15:37
nie wiem co to za durne tłumaczenie swojego zachowania przez niego - zamiast sie wyżywać na tobie niech idzie do lekarza. maltretuje cie psychicznie, dobrze że masz w sobie tyle zaparcia żeby się obronić i wywalić go. to dom twojej matki i jej się również należy spokój.
22 lutego 2016, 15:42
Powiem ci tak kochana, swego czasu też byłam z jednym typem, gościu generalnie grał na emocjach.. wszystko musiało być wg niego.. Ja byłam tak zapatrzona i tak mi zależało, że nie widziałam tego co się dzieje. Najpierw zaczęło się od nieszanowania mojej pracy, mam fioła na punkcie czystości a on ewidentnie maił to gdzieś, syf w łazience po kąpieli, syf w kuchni jak coś zjadł, nie garnął się do sprzątania, coś rozwalone - "nie umiem naprawić". Później zaczęło się piwkowanie ze znajomymi po pracy a na sam koniec, nie przychodził na noc do domu. Spinałam się, próbowałam, rozmawiałam z nim, pytałam sie czy coś robię nie tak, może zbyt bardzo matkuje.. NIE, "ja po prostu potrzebuje swobody". Przestałam się pytać, interesować i wyszło.. Nie wracał 3 dni do domu, telefon wyłączony, nikt ze znajomych nie chciał się przyznać gdzie on jest aż wrócił.. oburzony.. że się interesuje.. prosto w twarz mi wykrzyknął, że to nie był związek, a zwykła ściema (co z tego że z nim mieszkałam, sypiałam itp.) Chciałam spakować rzeczy i jeszcze tego wieczora wrócić do domu,dostałam w twarz, zostałam wyzwana od suki i że mam się położyć i jutro porozmawiamy, ja oczywiście nie chciałam, chciałam do mojej kochającej rodziny, a ten po godzinnej walce otworzył mi łaskawie drzwi wyrzucił torbę z resztkami moich ciuchów i rzeczy i ostatnie jego słowo jakie pamiętam : "tu już dla ciebie nie ma miejsca, nie wracaj!". Kochanie, płakałam, cierpiałam, niesamowicie chodź wiedziałam, że to kawał drania i nie ma sensu... Jak sama nie zaciśniesz zębów będziesz sponiewierana a po co? Obecnie jestem z facetem o 3 lata ode mnie starszym, nasz związek jest dojrzały bo opiera się na rozmowach i wzajemnym poszanowaniu, planujemy ślub i generalnie, teraz jestem tak szczęśliwa, że to się skończyło.. Bądź silna!
22 lutego 2016, 15:43
Nie ma ani jednego powodu, dla którego ty miałabyś być jego chłopcem do bicia. Wszystkie tu trzymamy za ciebie kciuki!
22 lutego 2016, 17:24
Powodzenia. Lepiej się pozbyć pasożyta emocjonalnego, z upływem lat jego odchyły zaczną się pogłębiać... Szkoda życia dla takiego kogoś.
22 lutego 2016, 18:23
Ostatnią kłótnie miałam z nim w Sylwestra u znajomych, następnie znowu obiecanka zmiany i wytrzymał - 1,5 miesiąca. A nie! W styczniu podczas jednej ze sprzeczki o byle co podczas obiadu rzucił talerzem w podłogę ale na drugi dzień przeprosił a ja nie drążyłam. Ale tak jak zwyzywał mnie wczoraj to jeszcze nigdy nie miało miejsca, zaczął mi wmawiać różne rzeczy które nie miały miejsca, gdzie ja mam świadków na to że tak nie było więc zrobił z siebie idiotę tylko. A mnie zastanawia czemu nie płaczę, bo pamiętam jak pierwszy raz rzucił do mnie "Ty kur**" to przepłakałam kilka dni ale nie umiałam być twarda, teraz z ręką na sercu słysząc te słowa nie poleciała mi łza, w ogóle dziwnie się czuję. Spokojna, a jednak w środku trochę przykro, 5 lat, naprawdę multum dobrych wspomnień, ale za chwile świadomość że będę wiecznie żyć w strachu że tak czy siak znowu musi mu odwalić i nie ważne jak będę się starać znowu mi się oberwie. Wiem że MUSZĘ to zakończyć, wiem to, ale tak bardzo się boję że zmięknę, że uwierzę w jego obiecanki cacanki, może nie tyle uwierzę co po prostu będę chciała wierzyć. A z drugiej strony mam wrażenie że z nim przegrywam życie
22 lutego 2016, 18:47
Zawsze powtarzam że najgorsze co moze byc to przyzwyczajanie. Wtedy już nie placzemy, nie walczymy, nie krzyczymy. Jesteśmy przyzwyczajeni, nie reagujemy na to, akcetujemy to coraz częściej bo nie wpływa to na nas. Twoja pierwsza reakcja na jego wyzwiska jest reakcją prawdziwą, definiująca ciebie i twoją postawę wobec wyzwisk. Płakałaś, czyli ci to nie pasowało. Pomyśl o tym.
Ogólnie nerwica jest rodzajem fobii, którą należy leczyć. Oczywiscie, jest ciężko, trzeba czasu na zmianę ale facet musi iść do specjalisty, bo nerwica nie może być wytłumaczeniem na wszystko.
Dobrze robisz że odchodzisz, skoro nie widzisz perspektyw na zmianę. Powiedz mu o co chodzi, zachowaj się z klasą, naucz go jak rozmawiać i po prostu wyjdź, by mieć poczucie że do końca byłaś kobietą z szacunkiem do siebie. On pewnie teraz ma cię za popychadło, które przyleci jak on zagwiżdze, pewnie nie uważa że się szanujesz, bo doskonale wie jak cię nazywa i wyzywa. Pokaż mu że się mylił i zaciśnij zęby. Powodzenia !
22 lutego 2016, 20:12
Ja pamiętam ten dzień gdy poczułam podobny spokój. I nagle zrozumiałam że wiem co muszę zrobić. I już się nie bałam.
Rozwód był 6 lat temu. Dziś jestem szczęśliwa. Tobie też tego życzę!