Temat: Jak poradzić sobie z zazdrością...

Dzięki za odpowiedzi.

Mysle, ze na takie placuszki facet moze isc tylko do swojej matki. I tak w obecnosci faceta nazywalabym ja "mamuska", aby jej odebrac status seksualny. A wiec pytalabym jak tam bylo u "mamuski" i czy placuszki "mamuska" nie przeslodzila -) i czy u mamuski wszystko w porzadku. Poza tym w jej obecnosci ( przy maksymalnie  duzej ilosci osob) na glos powiedzialaym, ze jej dziekuje za opieke nad twoim facetem, bo sie nim opiekuje jak mama.  Ze do tej pory traktowalas ja jak matka chrzestna waszego zwiazku (bo przeciez was poznala) i cieszysz sie, ze jest nie tylko matka dla Ciebie , ale dla twojego faceta tez. Poza tym powiedzialabym facetowi, ze ponoc ta kobieta szuka darmowego dawcy spremy,. pytalabym, czy zauwazyl, ze jak sie mamuska zdenerwuje, to zezuje i tego typu teksty z czestotliwoscia raz na 2 tydgodnie, ale systematycznie.

Z pewnoscia zabranianie dodaloby kobiecie aspekt owocu,ktorego nie mozna dosiegnac i uczynloby z niej atrakcyjna osobe - duzy blad! ona ma byc smieszna ze swoimi placuszkami a nie mistyczna!

Poza tym wspolczuje.

Pasek wagi

sylwiafit91 napisał(a):

Dziwi mnie, że ktokolwiek rozumie hasło "nie puściłabym" aż tak dosłownie. Jak dla mnie to oznacza tyle, że przedstawienie argumentów i wytłumaczenie całej sytuacji, dlaczego mi się to nie podoba i co mnie martwi. A wiadomo mój facet nie jest moim dzieckiem czy zwierzakiem więc zrobi to co zechce. 

Wiele osób napisało, że by faceta nie puściło - po to jest cudzysłów żeby go używać, gdyby został użyty w zdaniu zrozumiałabym jako przenośnię i pewien skrót myślowy, jest zapisane dosłownie to rozumiem dosłownie. W takim razie to już tylko problem zgubnej nieznajomości interpunkcji - nie mniej jednak ulżyło mi jeżeli wszystkie wypowiedzi w tym temacie byłby niedosłowne, bo jak czytam że ktoś radzi traktować faceta jak psa to jakoś mi dziwnie słabo. 

ja nie ogarniam ani nie puściłabym, ani `nie puściłabym` ;p

mówicie, że to drugie odnosi się do przegadania, poinformowania, że was to rani, bla bla bla. ale jeśli takie sytuacje się powtarzają, to znaczy, że macie kompletnie inne spojrzenie na sprawę i albo jedna strona będzie miała zakaz/nakaz robienia czegoś, albo druga będzie cierpieć, bo ta pierwsza będzie coś robić/nie będzie czegoś robić.

w kwestii zazdrości, wyłączności, zakazów/nakazów więcej dziewczyn mogłoby sobie szukać facetów z podobnymi poglądami. nawet nie zdajcie sobie sprawy ile wątków w internecie baby piszą na dokładnie takie tematy...

Nigdy bym nie pozwolila zeby moj facet poszedl pojsc na jakies placuszki do kolezanki

Ja juz dawno nie mam problemów z zazdrością, ale uwierz mi, że na żadne placuszki bym męża nie puściła. Może inaczej...powiedziałabym, że nie chciałabyma aby szedł, a on zrobiłby jak uważa. Nie mam takiej władzy, by zabraniać czegkolowiek drugiej osobie. Ale...rozumiem kawa, jakies spotkanie w mieście w normalnych porach, ale kolacyjka...o nie. Mąż sam z siebie nie powienen według mnie iść, alb zwyczajnie zaproponowac jej kawę.

co do koleżanek mężów, narzeczonych czy chłopaków. Ja raz konkretnie byłam zazdrosna o swojego chłopaka, o jego naprawdę dobrą kumpelę. Wiedziałam, że tam nic nie ma między nimi, ale jak to baba...gul się w krtani ruszał. Podeszłam do tego starą szkołą..."Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej". Uznałam, że spróbuję bliżej poznać tę dziewczynę, wtedy zanim wykręci jakiś numer, będzie miała więcej do myślenia... w ostateczności zaprzyjaźniłyśmy się :) 

Pasek wagi

Wilena napisał(a):

sylwiafit91 napisał(a):

Dziwi mnie, że ktokolwiek rozumie hasło "nie puściłabym" aż tak dosłownie. Jak dla mnie to oznacza tyle, że przedstawienie argumentów i wytłumaczenie całej sytuacji, dlaczego mi się to nie podoba i co mnie martwi. A wiadomo mój facet nie jest moim dzieckiem czy zwierzakiem więc zrobi to co zechce. 
Wiele osób napisało, że by faceta nie puściło - po to jest cudzysłów żeby go używać, gdyby został użyty w zdaniu zrozumiałabym jako przenośnię i pewien skrót myślowy, jest zapisane dosłownie to rozumiem dosłownie. W takim razie to już tylko problem zgubnej nieznajomości interpunkcji - nie mniej jednak ulżyło mi jeżeli wszystkie wypowiedzi w tym temacie byłby niedosłowne, bo jak czytam że ktoś radzi traktować faceta jak psa to jakoś mi dziwnie słabo. 

pięknie powiedziane

Pasek wagi

Ja absolutnie nie zamierzam Go "trzymać na smyczy" dlatego powiedziałam że nie mam nic przeciwko, ciesze się że liczy się z moim zdaniem bo gdybym powiedziała że "nie" to po prostu by nie poszedł, ale przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Nigdy mnie nie zawiódł. Nigdy nie zrobił niczego co mogłoby powodować nutkę niepewności. Chodzi mi o Nią i o to że po prostu nie potrafię sobie poradzić z emocjami gdy mówi mi że była u niego dziś w pracy itp. tak naprawdę nie chce niszczyć tej znajomości, ale nie potrafię być zupełnie obojętna na to tą sytuacje, bo np. teraz siedzę i sobie wyobrażam jak "zajada" te placuszki.

katy-waity napisał(a):

Zaprasza go na placuszki,  na kolację, do domu, i ma świadomość, ze nie jest sam, ze ma dziewczynę, Trochę to  takie niefajne. Faktycznie może w ten sposób podnosi swoje poczucie wartości. Są takie kobiety, które muszą czuć, że "mogłyby mieć każdego , 'wystarczyłoby aby zrobiły 'pstryk" palcami"' Szczerze? - myślę, że Twój facet powinien od razu powiedzieć "Ok fajnie, to przyjdziemy (z naciskiem na liczbę mnogą:), mimo, że  z formy zaproszenie ewidentnie wynika, że zaprasza TYLKO jego. );)  Lub w ogóle odmówić. ...Domyślam się, że nie chcesz wyjść na zazdrosną zołzę, i  dlatego przemilczałaś sprawę, jestem przeciwniczką mawiania "mężczyznę trzeba sobie wychować" (bo to nie dziecko), ale pewne rzeczy należy ustalić na początku, aby się nie męczyć w związku i według mnie takie zachowanie - przyjęcie przez niego zaproszenia wieczorem do domu takiej kokietki, jest nieakceptowalne i to powinno być dla niego jasne, że nie powinien tam iść)
 

Zgadzam się z powyższym w 100%.

Mój mąż jak dostawał jakieś zaproszenia od koleżanek/znajomych to na wstępie zaznaczał, że może wpaść, ale ze mną. 

spotkanie o normalnej porze tak, kolacja sam na sam - nie. i nieważne czy placuszki, zupka, czy chipsy.
koleżanka mojego faceta prosiła go kiedyś o pomoc przy zadaniu z francuskiego na studiach.. o 22. myślałam, że sukę zamorduję :D

Moim zdaniem źle się dzieje. Co to w ogóle ma być za zapraszanie na placuszki? Twój facet i wara od niego! A jak sam chce iść to niech idzie i nie wraca. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.